19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wstał z fotela a złość nie miała końca. Sigyn zobaczywszy jego postawę zrozumiała co przed chwilą powiedziała i zaczęła martwić się o swoje życie.

– Masz mnie do niej zaprowadzić – wycedził przez zaciśnięte zęby.

– A co? Zakochany?

Po chwili pożałowała tych słów bo zielonooki przystawił jej sztylet do gardła. Starała się jak najbardziej oprzeć i zapaść się w fotel. Widziała w jego oczach złość, zmartwienie i gotowość do zabicia byle by dotrzeć do kobiety.

– Zaprowadze cię tam z samego rana obiecuje – błagała i zamknęła oczy.

– Oby ona nadal żyła. Inaczej przypłacić jej śmierć swoim życiem.

Po paru minutach ciszy otworzyła oczy i nigdzie nie napotkała Lokiego. Westchnęła i w duchu modliła się by kobieta żyła.

Rano, Asgard

Wczesnym rankiem Loki wraz z Sigyn i kilkoma strażnikami byli już gotowi do drogi.

– Prowadź – rozkazał zły Loki – radze ci pamiętać drogę.

Rudowłosa ruszyła przestraszona, błagając by za to nie trafiła do więzienia.

Prowadziła ich przez las i gdy zobaczyła mały domek w którym ją zostawiła powiedziała radośnie;

– To tu.

Nic nie mówiąc król Asgardu zszedł z konia i przybrał maskę obojętności ale jego oczy skrywały radość i nadzieję. Wszedł i zaczął jej szukać gdy straż i Sigyn stali na zewnątrz. Gdy przekroczył próg z jednego z pokoi zastygł w miejscu. Zobaczył martwego człowieka który wyglądał jak Demetriusz. Jednak nie to go najbardziej zdziwiło. Miał w plecach i na karku odłamki szkła a kajadni były otworzone. Czuł jednocześnie ulgę, że zdołała uciec a z drugiej strony czuł strach, wiedząc, że została sama w lesie. Wyszedł a gdy zobaczyli go bez tej kobiety spojrzeli na Sigyn.

– Uciekła – wysyczał.

– To nie możliwe, zostawiłam strażnika – wytłaczyła.

– Leży martwy a tobie kazałem zaprowadzić mnie do niej!

– Pewnie jest gdzieś w lesie – powiedziała przerażona – odszukam ją królu. Obiecuje – po czym rozpłakała się.

– Masz prowadzić a nie ryczeć!

Pokiwała głową i łzy wytarła ręką. Weszła w głąb lasu kierując się do swojego przyjaciela, który miał zabić kobietę gdyby uciekła.

Zbliżając się do jego domu, dostrzegła robiąc nowy łuk.

– Witaj – powiedział nie obdarzając jej spojrzeniem.

– Gdzie ona? – spytała.

– Uciekła i zabrała mi łuk i strzały. Nie udało mi się jej zabić bo goniły ją wilki.

– Zabić?! – spytał krzycząc na rudowłosą.

– Tak królu – odpowiedział za nią mężczyzna – zapłaciła twoimi pieniędzmi. Szukałem jej i zobaczyłem, że kieruje się w stronę wodospadu. Pewnie chciała się napić.

– Związać go i idzie z nami – rozkazał czarnowłosy.

Straż związała mu ręce a on nie przeciwstawiał się.

Trzy godziny później

Droga dłużyła im się a nigdzie ani śladu po kobiecie. Mieli już po mały dość i wierzyli, że dzikie zwierzęta zjadły ją lub utopiła się. Loki z każdą minutą tracił nadzieje na odnalezienie jej. Szukał z rudowłosą po jednej stronie rzeki a reszta strażnikow po drugiej.

– To nie ma sensu – przyznała Sigyn i usiadła na głazie – zabij mnie, wtrąć do lochu nie ważne ale chce już wyjść z tego lasu.

– Uwierz mi z chęcią bym cię tu zabił ale chce by Victoria zobaczyła, że cierpisz.

– Czemu ty już mnie nie kochasz? Przecież pamiętam czasy gdy byliśmy razem a ty mogłbyś wskoczyć w ogień dla mnie – wyrzaliła się

Nie wskoczyłbym teraz ani wtedy w ogień dla ciebie. To były dawne czasy Sigyn. Nie oczekuj miłości odemnie skoro cię nie kocham – odpowiedział – więc przestań łudzić się nadzieją.

Zapanowała cisza miedzy nimi która po chwili przerwał strażnik:

– Królu znaleźliśmy ją.

Loki zerwał się szybko i rozkazał prowadzić go do niej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro