22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z góry przepraszam, że tak długo czekaliście. Życzę miłego czytania;)

Wrócił z wizyty zdenerwowany i podirytowany. Myślał i analizował każde jego słowo.

~Az tak mnie nienawidzi? ~

Dzień później

Victoria obudziła się i przewróciła się na drugi bok i zobaczyła śpiącego Lokiego. Stwierdziła, że wygląda nawet słodko. Patrzyła się na niego przez moment a potem jakby dotknęła ognia odwróciła się i spoliczkowała w myślach.

- Dzien dobry - usłyszała - jak się czujesz?

- Dobrze - odpowiedziała modląc się o to by wtedy spał - kiedy będę mogła wrócić do siebie?

- A co? Wstydzisz się ze mną spać? - zaśmiał się - jak nic cię nie będzie bolało a gorączka odpuści możesz iść do swojej komnaty.

- Nie chodzi mi komnatę tutaj - usiadła na łóżku i zebrała w sobie całą odwagę - chodzi mi o mój dom na Ziemi. Bardzo dziękuję za to, że troszczysz się o mnie, doceniam te piękne suknie ale chciałabym wrócić do domu.

Zapanowała cisza. Loki wstał i poszedł do łazienki po czym przyszedł ubrany w swój codzienny strój. Kobieta patrzyła na każdy jego ruch i czekała aż coś powie. Niestety nie usłyszała tego czego chciała:

- Idź do swojej komnaty i to jest twój dom - odpowiedział nawet nie patrząc jej w oczy - strażnicy będą pilnować byś nie wyszła.

- Ale...- zaczęła.

- Żadnych ale. Wracaj do komnaty i ciesz się, że nie siedzisz w lochach jak inni. Ciesz się, że martwię się o ciebie. Ratuje cię i staram się byś czuła się dobrze...ale jesteś tylko zwykłą śmiertelniczką, zwykłą Midgardką - wysyczał - Chciałem byś była kimś więcej ale jak widać twojego przeznaczenia nie zmienię Victorio.

- Moje przeznaczenie? Chciałeś zmienić moje przeznaczenie? - spytała.

- Jak widać po części udało mi się to. Od naszego pierwszego spotkania podsuwałem ci rozwiązania i różne przygody. Robiłem wszystko by któregoś dnia spotkać ciebie. Jak myślisz czemu rodzice cię tak nagle wyrzucili. Cóż to była moja sprawka. Reszta potoczyła prawie po mojej myśli. Stałaś się przyjaciółką Tony'ego i dzięki temu wygrałem. Twój los został przesądzony już dawno. Nie jesteś już zwykłą nudną śmiertelniczką i nawet jakby ktoś mnie pokonał ty nie będziesz umiała wieść normalnego życia bo te przygody będą cię męczyć i sama będziesz szukać niebezpieczeństw - powiedział dumnie.

- Jak mogłeś! - krzyknęła tak głośno jak tylko potrafiła - Zmieniłeś moje przeznaczenie bo chciałeś rządzić?! To chore i złe! Jak możesz być tak okrutny i nie czuły? Nie dręczy cię sumienie?! Nie widzisz, że to co zrobiłeś było złe?! Czy ty masz choć trochę uczuć?!

Mówiąc to wstała i zaczęła gestykolować dłońmi.

- Nie tym tonem do swojego pana!

Czuła jak emocje się w niej gotują, nienawiść, smutek, żal i gniew tworzyły wybuchową mieszankę. Już szykowała się by uderzyć go w twarz lecz złapał jej dłoń i zaczął wykręcać powodując ból. Zaczęła się szarpać i krzyczeć:

- Masz mnie natychmiast puścić!

Lecz on nic sobie z tego nie robił.

- Puszczaj mnie!

- A co jeżeli nie mam zamiaru? Co zawołasz Starka? Popłaczesz się przy mnie? - pytał ciągle zaciskając dłoń na jej ręku - Straż! - krzyknął a po chwili strażnicy zjawili się - zabrać ją do jej komnaty i pilnować.

Złapali ją by nie uciekła i wychodząc wysyczała w jego stronę:

- Obyś umarł w męczarniach.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro