(Nie)przyjaciele

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Potraktował jej prośbę wyjątkowo poważnie i od tej pory, kiedy ich ścieżki krzyżowały się, starał się unikać jej za wszelką cenę. Nie pomagały mu w tym jednak historie opowiadane przez żniwiarzy o nastolatce, która wyzywała ich od sukinsynów i kopała w kostki, mamrocząc coś wściekle pod nosem.

Aż w końcu spotkali się ponownie. Musieli spotkać się ponownie. Okoliczności jednak były dalekie od sprzyjających. Towarzyszył im tłum zmarłych, ciekawskie oczy innych Żniwiarzy i zdania pełne niedomówień. 

Tego lata zdarzył się wypadek na tyle duży, że sami nie dawali sobie rady z formalnościami i chwyceniem dusz, które postanowiły uciec. Stała pośród krzyczącego tłumu, zmasakrowanych aut oraz czarnych worków pełnych trupów, zatykając sobie uszy.

Nienawidził wyrazu cierpienia na jej twarzy, więc niemal bezwiednie złapał ją za rękę i wyciągnął z placu, informując Dominica o krótkiej przerwie, którą sobie przyznał.

– Nienawidzę cię – mamrotała bezsilnie. – Nienawidzę cię.

Posadził ją na najbliższej ławce, gdy sam kucnął przed nią.

– Chcesz umrzeć? – zapytał zirytowany. – Naprawdę chcesz umrzeć, żeby mieszać się w sprawy, na które nie masz wpływu?! Naprawdę życie jest ci aż tak bardzo niemiłe, głupia dziewucho?!

– Łajdak.

– Coś ty powiedziała?!

– Nazwałam cię łajdakiem.

Nienawidził spokoju w jej głosie. Nienawidził tego, że to on tym razem stracił nad sobą panowanie, a nie ona. I nienawidził tej rezygnacji, którą emanowała.

– Śmierć odebrała mi wszystko poza życiem – stwierdziła zupełnie swobodnie, spoglądając na jego twarz. – A ja mam już dosyć.

Pokręcił głową niespokojnie. Nie tego się spodziewał i z całą pewnością nie tego oczekiwał. Chciał, aby krzyczała, wyrywała się, biła, wyzywała, ale nie poddawała... Chciał, aby żyła, bo egoistycznie i pomimo wszystkiego nie był gotów stracić jej po raz czwarty.

– Jesteś jeszcze dzieckiem i nic nie wiesz o życiu.

– Jesteś tylko cieniem przeszłości, które myśli, że wie wszystko. Jesteś okrutny i bez serca, zupełnie nie rozumiesz żywych, zastanawiam się, czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, jakie moje życie jest dezorientujące albo jak bardzo staram się udawać normalną!

– Nie jesteśmy przyjaciółmi.

– Masz rację. Nie jesteśmy przyjaciółmi. Dostatecznie udowodniłeś, że nic cię nie obchodzę.

Zachłysnął się powietrzem, próbując zatrzymać ją od odejścia po raz pierwszy w tym życiu. Odnosił wrażenie, że jeśli teraz odejdzie, to stanie się coś bardzo złego. Ale ona odtrąciła jego dłoń, fukając wściekle.

Wpatrując się w jej sylwetkę, obserwował, jak czarna torebka uderzała wściekle o biodro.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro