Rozdział 13 Droga do świątyni

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Leorio i Kurapika czekali cierpliwie pod wieżą z zegarem na powrót pozostałej trójki. Znaleźli kilka informacji o drugim kawałku mapy, mieli nadzieje że pozostała trójka też coś znalazła. Słońce coraz mocniej grzało, sprawiając że obu coraz mocniej dopadało zmęczenie oraz pragnienie.

- Ciekawe czy przyjdą na czas – Leorio usiadł na kamiennym murku. – oby nic im się nie stało.

- Im? – zapytał Kurapika który uniósł brew z rozbawienia. – O Killue i Gona by się nie martwił w ogóle.

Leorio na chwilę uśmiechnął się w stronę blondyna, ale po chwili zadał mu poważnym głosem pytanie.

- Co sądzisz o Nicie? 

Szare oczy Kurapiki spojrzały w stronę ciemnych tęczówek Leorio. Co sądził o zielonookiej? Tak naprawdę nie wiedział co ma powiedzieć. Nita jest złośliwa, pyskata oraz tajemnicza. Mimo jego zapewnienia podczas podróży do Sudil, że poczeka aż ta będzie gotowa by coś opowiedzieć o sobie, miał z tyłu głowy możliwość, że szatynka nie będzie się chciała tak szybko otworzyć. Rozumiał ją w jakimś stopniu, sam ma problemy by zaufać nowo poznanym osobom, przykładem była Melody którą poznał podczas pracy u rodziny Nostrade jako ochroniarz, jednak koniec końców stała się jego bliską przyjaciółką. 

Przymknął na chwilę oczy.

- Nie mam wyrobionego zdania – przyznał wreszcie, siadając koło przyjaciela. – Przynajmniej na ten moment. Ale skoro postanowiła z nami wyruszyć do Glardio, to też musi mieć jakiś w tym interes. Poza tym, wygląda na taką osobę, która potrzebuje czasu by się otworzyć.

- Ta otworzyć – mruknął Leorio niezadowolony. – nie potrzebuje informacji o niej, tylko by przestała być tak wkurzająca!

Kurapika wywrócił  tylko oczami.

- Widać, że wy się nie dogadacie. – stwierdził wstając z murku by rozejrzeć się za swoimi towarzyszami.

- Kurapika, ja się staram być miły, ale to ona wszystko komplikuje! Sam widziałeś przecież jak się zachowuje, jak niewdzięczna gówniara, która powinna nam na kolanach dziękować że ją uratowaliśmy w tym lesie! – Leorio w tym momencie wstał zdenerwowany. – Poza tym nie tylko ja jej nie lubię! Killua też jej nie trawi!

Kurapika westchnął zirytowany wybuchem bruneta, naprawdę nie miał ani siły ani ochoty teraz się kłócić.

- Widzę jak się zachowuje, ale to nie znaczy, że mamy ją teraz zostawić z tego powodu. Spróbuj się z nią dogadać i tyle. My przy pierwszym naszym spotkaniu chcieliśmy się pozabijać, ale udało nam się dojść do porozumienia.

- My to co innego! – brunet chciał dalej się wykłócać, jednak uniemożliwiło mu to nawoływanie z daleka.

Był to głos Gona, który zaczął im machać. Oboje postanowili podejść bliżej do nadchodzącej trójki, wtedy też ujrzeli że ubiór Nity się zmienił. Zamiast starych ubrań, jakie miała wcześniej teraz miała na sobie długą czerwoną sukienkę, której rękawy były zrobione z siateczki a ramiona oraz plecy były odkryte. Włosy zostawiła rozpuszczone tak jak miała wcześniej, a na plecach dalej miała powieszoną Sztabkę. Na ramieniu miała swoją torbę a w dłoni trzymała papierową torbę. Blondyn zaniemówił na jej widok, poczuł również jak policzki zaczęły go lekko piec. 

- Co jest do cholery...? – zapytał siebie w myślach odwracając od dziewczyny wzrok. 

- Gdzie wy byliście tyle? Macie jakieś informacje o mapie? – zapytał od razu Leorio. 

- Nie doktorku – odpowiedziała Nita zakładając kosmyk swoich włosów za ucho. – za to mieliśmy przygodę. 

- Przygodę? – tym razem głos zabrał Kurapika którego wzrok próbował nie iść w stronę szatynki.

- A no, uratowaliśmy panią ze sklepu – przyznał uśmiechnięty Gon, którego słowa poparł kiwnięciem głowy Killua. – w ramach wdzięczności Nita dostała sukienkę. 

Szatynka nic nie odpowiedziała na słowa Freecss'a tylko poprawiła karabin na plecach i jeszcze raz spojrzała na swoją sukienkę. Nie mogła dalej uwierzyć, że takie cudo zostało jej oddane, czuła lekkie wyrzuty z tego powodu. Na pewno na kimś innym wyglądała by piękniej niż na niej, ale jak to kiedyś ktoś mądry powiedział jak dają to biorę. Zauważyła że policzki Kurapiki były zaróżowione, nie miała pojęcia czy to od słońca i panującego gorąca, czy może to przez...

- Zdrowo by mnie jebło gdybym pomyślała że rumieni się z mojego powodu – stwierdziła bardzo kulturalnie w swoich myślach. – jest za gorąco, to na pewno od tego.

Z myśli wyrwały ją głosy Paradnight'a oraz blondyna którzy opowiadali o tym czego się dowiedzieli. Odwiedzili kilku sprzedawców którzy opowiedzieli im o tym, że mapa może znajdować się w opuszczonej pustynnej świątyni, która jest na samym południu kraju. Droga jednak tam nie jest tak prosta, nie jedzie tam żaden pociąg ani nie ma asfaltu by jechać samochodem. Idąc ulicami centrum zastanawiali się całą grupą jak mogą się tam dostać. Postanowili jednak zrobić sobie przerwę i zjeść w jednej z tutejszych knajp, bo jak to określiła Nita.

- Na głodnego nic nie wymyślimy. – odpowiedziała szczęśliwa na samą myśl że wreszcie coś zjedzą, bo od przypłynięcia nic nie jedli.

Zamówili wszyscy to samo danie, regionalny ryż z gulaszem i warzywami. Kiedy Nita powąchała danie myślała że umrze ze szczęścia. Czuć było przyprawy oraz nutę ostrości, a ona kochała ostre jedzenie. Kiedy wzięła pierwszą łyżkę do ust zaniemówiła.

- Boże jakie to zajebiste! – jej uśmiech poszerzał się za każdą kolejną łyżką.

- Tylko się nie zadław. – ostrzegł ją siedzący koło niej Zoldyck, szatynka jednak machnęła na niego ręką.

Po skończonym posiłku, wrócili na ulice i myśleli nad transportem do świątyni. Nagle do ich uszu doszedł okropny krzyk. Odwrócili się w stronę dźwięku i zobaczyli dwie kobiety, z czego jedna leżała na zieli trzymając się za brzuch, druga natomiast trzymała w ręku metalową pałkę. Nita miała cichą nadzieje że już dzisiaj nie odwali się nic podobnego jak w sklepie, jednak bardzo się myliła.

Wstała od stołu i kiedy chciała iść w stronę kobiet poczuła jak ktoś chwyta ją za nadgarstek.

- Już dzisiaj bawiłaś się w super bohaterkę, wystarczy. – Killua mówił poważnym głosem. – Poza tym to nie nasza sprawa.

- A kim ty jesteś by mówić mi co mam robić? – wyrwała się białowłosemu, ściągnęła karabin z pleców i odważnym krokiem podeszła do kobiety z pałką.

Kobieta zamachnęła się jakby chciała uderzyć drugą leżącą kobietę w plecy,  jednak tego nie zdążyła zrobić bo poczuła jak coś ją dotyka w plecy. Odwróciła głowę i ujrzała szatynkę z niewzruszonym wyrazem twarzy, która przykładała lufę karabinu do jej pleców.

- Spierdalaj stąd, chyba że wolisz mieć dziurę w plecach. – powiedziała zwykłym monotonnym głosem.

Oczy kobiety wypełniły się strachem, postanowiła zastosować się do słów dziewczyny i szybko odbiegła. Nita opuściła broń i spojrzała na podnoszącą się z ziemi kobietę, która nie trzymała się za brzuch, tylko broniła sakiewki z pieniędzmi. Wtedy Nita doszła do wniosku że tamta chciała leżącą zwyczajnie okraść. Kobieta zaczęła dziękować zielonookiej i pytać czy może jakoś się odwdzięczyć.

- Matko święta następna. – pomyślała marszcząc brwi, za dużo pomogła tego dnia. 

- Mogłabyś mi powiedzieć, jak dostać się do świątyni na południu? – zapytała wysilając się na uśmiech.

Kobieta spojrzała na nią zaskoczona.

- Do świątyni? – zapytała tak jakby nie zrozumiała tego co szatynka powiedziała. – Cóż... wiem że jedynie można tam zajść albo pieszo albo transportem zwierzęcym.

- A skąd niby ja mam wziąć teraz jakiegoś konia czy innego woła? – zapytała czując że traci powoli cierpliwość do całej tej sytuacji. 

- Stamtąd możesz. – wzrok Nity podążył za dłonią kobiety i utkwił w jednym punkcie.

Myślała że to jakiś żart. Nie żegnając się z kobietą, wróciła do swoich towarzyszy którzy ciekawie się jej przyglądali. Ta tylko westchnęła i powiedziała że znalazła środek transportu, którym ruszą do świątyni na południu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro