Rozdział 3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

wprowadzam sobie zmiany, ja żyję!

Magnus zostawił swoje odkrycie dla siebie. Nawet się nie zająknął. Czuł obecność dwójki młodych Nocnych Łowców za plecami i wzrok wbity w tył jego głowy. Miał tylko nadzieję, że właścicielem spojrzenia był niebieskooki Anioł. Przywołał do siebie energię i złączył ręce, tak że pomiędzy nimi utworzyła się niebieska kula magii. Przekazał ją z lewej, do prawej dłoni i posłał w ciało Isabelle. Czuł ciemną siłę, która zaatakowała tą jego, zmieniając jej kolor z niebieskiego na krwisto czerwony. Kiedy tak się stało, wszystko wokół zaczęło się trząść

- Proszę pana? - zaczął przerażony Simon. - Proszę pana, co pan robi?! - krzyknął, kiedy z szafek powypadały dokumenty i przedmioty do leczenia.

Jednak Magnus go nie słyszał. Pot lał mu się po czole, wpadając do oczu i szczypiąc go niemiłosiernie, a płuca zmniejszyły się do takiego stopnia, że miał problem z oddychaniem. Przekręcił rękę. Jeszcze trochę. - powtarzał sobie w myślach. Wytrzymał i ustabilizował magię, żeby potem ta wchłonęła się do jego ciała.

Było to jak popieszczenie prądem. Magia, która była trucizną dla młodej Łowczyni i dla niego nie była łaskawa. Jego żołądek się zmniejszył, a kocie źrenice biegały pod powiekami w tę i we w tę. Różnica była taka, że energia go nie zabijała, bo on sam był z niej zrobiony. Jego magia, jego ciało, jego istnienie było zbudowane na fundamencie tej energii. Była jak używka, która zabija go ale w tym samym czasie pubudza jego siłę.

Kiedy w końcu odetchnął pełnią piersi, poczuł, że traci grunt pod nogami i zaczął opadać. Alec z zadziwiającą szybkością doskoczył do niego i złapał go przed upadkiem, kładąc jedną rękę na jego plecach, a drugą łapiąc za przedramię. Mógł czuć pod nimi, to jak ruszało się ciało Czarownika. Łapczywie zaciągał się powietrzem, a spięte mięśnie powoli się rozluźniały. Za to w żyłach Magnusa pojawiła się magia, która znalazła swoje ujście w koniuszkach jego palców i strzelała małymi, niebieskimi iskierkami.

- Proszę pana? - zapytał, a powieki Magnusa uchyliły się nieco, ukazując kocie oczy, w które Alexander wpatrywał się jak urzeczony. Były piękne i takie magnetyzujące. - Proszę pana? Słyszy mnie pan?

Zmartwione niebieskie oczy lustrowały całą twarz Bane'a.

- Czy wyglądam aż tak staro, żeby zwracać się do mnie per pan? Mów mi Magnus. - wyszeptał z trudnością, unosząc prawy kącik ust lekko do góry. Znowu spojrzał na Aleca, tym razem ukrywając swój znak czarownika.

Co nieco zawiodło Alexandra.

- Czy z nią wszystko w porządku? - zapytał Simon, który patrzył na Izzy. Jej oblicze nabrało kolorów.

Skóra, przed chwilą blada, nabierała różowawego koloru, którego tak brakowało na jej twarzy. A ciało wyzbyte śmiertelnej mocy, nieco się rozluźniło. Jej szczęka nie była zaciśnięta w bólu, a powieki nie były tak mocno ściśnięte jak przed tem.

- Tak, tak, tylko... Dajcie mi chwilę na odsapnięcie. - mruknął Magnus.

- Już, proszę.

Lightwood poprowadził go do jednego z wolnych łóżek i posadził na śnieżno-białej pościeli. Czarownik nie wyglądał, tak jak wtedy, kiedy wszedł do pomieszczenia. Czary, których użył, osłabiły go. Teraz na jego skórze widniały lekkie zmarszczki, które dodały kilka lat do jego olśniewającego oblicza.

- Czy mogę coś dla pana... Znaczy- Dla ciebie zrobić? - poprawił się Alec.

- Zaraz dojdę do siebie. Daj mi moment. - Alxander odsunął się od Bane'a, żeby dać mu trochę przestrzeni i spojrzał na Simona, który po raz kolejny posyłał mu dziwne spojrzenia. Alec uniósł brwi do góry, a Lewis pokręcił tylko głową i wrócił do spoglądania na Izzy.

- Czyli usunąłeś to coś z niej?

- Simon... - chciał go zbesztać, za to, że nie daje odpocząć Magnusowi, ale przerwał mu sam Bane.

- Spokojnie, Alexandrze. - Simon rozszerzył oczy, oczekując na atak Lightwooda w stronę Czarownika, za to, że ten zwrócił się w jego stronę pełnym imieniem, ale chłopak wyglądał jakby dostał w policzek od Bane'a i jeszcze mu za to podziękował. - Tak, cała energia została usunięta. Będzie jeszcze nieprzytomna przez jakieś trzy może cztery godziny. A potem... Potem potrzebuje dużo odpoczywać, jeść i niech skontaktuje się Dot, aby dostać od niej jakieś proszki na odporność. Będzie znacznie osłabiona.

Ulga zalała Simona.

- Bardzo ci dziękuję. - powiedział i powrócił do gładzenia policzka Izzy i szeptania słów, które znała tylko ta dwójka.

- Alexandrze? - chłopak obrócił się w stronę Azjaty. - Muszę z tobą porozmawiać na osobności.

Alec kiwnął głową. - Pomóc ci? - zaproponował, gdy zauważył, że Czarownik wstaje.

- Nie, dam radę. - pstryknięciem palców przywołał płaszcz, który narzucił na przedramię. - Chodź. - i ruszył pierwszy, a Alec tuż za nim.

Wyszli z izby chorych, a Magnus rozejrzał się na około, skanując otoczenie i to czy jest obok nich więcej osób. Co chwilę przechodził tutaj Nocny Łowca, Bane zagryzł wnętrze policzka.

- Jest tutaj miejsce, w którym moglibyśmy pogadać bez wszystkich tych uszu?

Alec kiwnął głową, marszcząc brwi i zastanawiając się, co planował Czarownik. Jednak bez większego zastanowienia się, machnął ręką, żeby starszy podążył za nim.

Poprowadził go na klatkę schodową i pokierował się w górę. Jego kroki były prawie niesłyszalne, dlatego że uczył się tego od dziecka i w sumie to nigdy nie wyłączył trybu Nocnego Łowcy. Za to kroki Czarownika były lekkie, jakby skakał z chmurki na chmurkę lub tańczył. Kiedy przeszli jedno piętro, Alec skręcił w prawo i poprowadził go w stronę trzech jednakowych drzwi. Wybrał te najbardziej oddalone. Rozejrzał się i otworzył je przed Czarownikiem. Bane zniknął za progiem, a za nim Alexander.

Znajdowali się teraz w pokoju o ciemnych ścianach, w którym panował względny porządek, nie wliczając w to nierówno poukładanych książek i papierów na biurku. Byli w pokoju Alexandra i kiedy Lightwood wprowadził Azjatę do niego, zrozumiał, że popełnił swego rodzaju błąd. Opanowało go zażenowanie, że tak zbłaźnił się przed tym przystojnym mężczyzną.

- To twój pokój. - zauważył Bane, a Alec kiwnął głową.

- O czym chciałeś mi powiedzieć? - Bane spojrzał na niego podejrzliwie.

- Mogę ci ufać? - zapytał i prychnął rozbawiony. - Pytam Lightwooda, czy mogę mu ufać, tego jeszcze nie grali.

- Jeśli dalej będziesz tak bardzo nienawidził mojego nazwiska, to wątpię, że zachowam to co powiesz dla siebie. - odparował zirytowany Alec.

- Uuu, groźny. Lubię tę stronę, Alexandrze. - chłopak przewrócił oczami, a Magnus przygryzł wargę. - Chodzi o to, co powiedział ten mały okularnik.

- Simon?

- Nie obchodzi mnie, kto to i jak ma na imię. Obchodzi mnie to, co powiedział. Byłeś w pomieszczeniu ze swoją siostrą, kiedy zaatakowała ją ta magia. Muszę wiedzieć, co dokładnie się stało. Krok po kroku.

- Um, to prawda. Więc, pobieraliśmy materiały do śledztwa. Najpierw te z ubrań, potem ze skóry, a na końcu Izzy chciała wyciąć fragment z jego ciała, ale prawdopodobnie, kiedy wbiła skalpel, siła ją odrzuciła.

- Prawdopodobnie?

- Nie mogłem widzieć całego zajścia, bo byłem odwrócony tyłem do stołu. Musiałem zająć się papierkową robotą.

- Interesujące... - mruknął Bane.

- Co takiego?

- Nieważne. - pokręcił głową. - Czy to Harry Potter? - wskazał na regał z książkami, starając się zmienić temat.

- Um, tak. Lubię czytać.

- Widzę. To dziwne, skoro jesteś Nocnym Łowcą. Nie masz dużo pracy? Do tego najstarszy syn Maryse? Masz w ogóle czas na czytanie?

- Kiedyś było go więcej. Teraz... Te wszystkie ataki, i pogrzeby, i Clave, i nie mam tego czasu, jak kiedyś.

Magnus pokiwał głową w zrozumieniu. Wyglądało, jakby się nad czymś zastanawiał, ale w końcu nie podzielił się pytaniem z Alexandrem, którego policzki znowu zabarwiły się na różowo. Bane pomyślał, że to naprawdę ujmujące.

I wtedy do głowy wpadł mu pomysł:

- Wracając do naszej sprawy...

- Muszę ci zapłacić za uratowanie Isabelle, co nie? Przepraszam, ja nie mam nawet pojęcia, jak to zrobić. Byłem załamany jej stanem i matka nawet nie wierzyła, że przybędziesz i w sumie to nie mam... nie mam czym zapłacić.

- Nie do końca chodziło mi o to, ale skoro tak mówisz, to mam propozycję, jak możesz się odwdzięczyć. - Alec uniósł wzrok, jego oczy wyrażały wstyd. - Potrzebuję zbadać ciała, które tutaj przyjechały, to mogłoby rozwiać moje wątpliwości i być moze odkryć skąd pochodzi ta magia.

- Tak, jasne... Naturalnie. Ja i mój zespół przywieźliśmy do Instytutu kilka ciał, a zaraz po wypadku Izzy, przyjechał drugi.

- W takim razie, prowadź do kostnicy, Alexandrze. - zarządził lekkim głosem, a Alec posłuchał go natychmiast.

Wskazał ręką na drzwi, a Magnus posłuchał chłopaka, odwrócił się na pięcie i ruszyli do przodu. Zamykając drzwi, Alec spojrzał raz jeszcze na swój pokój, zastanawiając się w jak wielkie kłopoty się wpakował.

Kiedy dotarli do pomieszczenia, posłusznie odsunął się w kąt i nie wchodził w paradę Bane'owi, który roztoczył magię nad ciałem Wilhelma i zaczął go badać. Jego mimika co chwilę się zmieniała. Najpierw brwi miał ściągnięte w determinacji, potem w zrozumieniu, a następnie w szoku.

- Nie rozumiem. - powiedział.

- Co się stało? - Alec wystąpił o krok do przodu.

- Tej energii tu nie ma. Tak jakby mała Izzy wciągnęła ją całą, ale to niemożliwe. Gdzie jest reszta ciał? - Alec wskazał palcem miejsce za pół przezroczystą kurtyną.

Magnus zabrał się do pracy. Ponownie roztoczył magię nad martwymi ciałami. Niebieskie fale wirowały nad nagą skórą umarłych. Wchłaniały się i wychodziły, uderzając o siebie. Strzelały, szukająć sedna problemu. Jednak po kilku sekundach jakby zrezygnowane zaprzestały energicznego badania, aż w końcu zniknęły.

Magnus odwrócił się w stronę zaciekawionego Aleca, z rozczarowaniem wypisanem na twarzy.

- Tutaj również nie ma energii. To nie ma żadnego sensu. - mruknął. - Ta magia na pewno w nich była, ale jakby zniknęła. Czuję jej obecność, jakby pozostawiła po sobie ślady, jakby wypalone w ich wnętrznościach, jak koryta rzeki. Jednak teraz? Wyparowała. To niemożliwe, żeby twoja siostra dostała całą dawką. To by ją zabiło na miejscu. Nie rozumiem.

Alec spojrzał na martwe ciało przykryte białym prześcieradłem. O co w ogóle chodziło w całej tej sytuacji?

- Więc nie wiesz, skąd pochodzi ta magia? Lub kto mógł jej użyć?

- Przykro mi. - skłamał, odwracając wzrok.

Wstydził się swojego pochodzenia i tego, kim był jego ojciec. A skoro ten zaczął polować na Nocnych Łowców w Nowym Jorku, to oznaczało, że miał interes do Magnusa i to przez Bane'a ginęły niewinne osoby, a niektóre z nich były tylko dziećmi. Zrobiło mu się niedobrze. Wymioty podeszły mu do gardła. Nie wiedział jaki interes tym razem Asmodeus mógł mieć do swojego syna. Jednak to na pewno nie było nic dobrego, ani dla Piekła, ani dla Ziemi.

- Muszę przejrzeć moje księgi i popytać wśród znajomych Czarowników, może wtedy się czegoś dowiem. Niektórzy żyją więcej niż ja. Może mieli doczynienia z takim typem magii. - przerwał na chwilę, odwracając wzrok. - Ale jednego jestem pewien. Nie wygracie tej bitwy w pojedynkę. Chodzi mi o Nocnych Łowców... Potrzebujecie pomocy Podziemia, w szczególności Dzieci Lilith. Tylko one potrafią walczyć z magią w taki sposób, żebyście nie poumierali. Wy nie jesteście w stanie. - złapał kontakt wzrokowy z Nocnym Łowcą, który pod intensywnością spojrzenia, zmieszał się. 

Alexander pochłonął się we własnych myślach. Nie mówił nic, kiedy odprowadzał Magnusa do drzwi, ani nie odezwał się do rodzeństwa, kiedy pożegnał się z Banem. Od razu poszedł do swojego pokoju i tam ułożył się na wznak w swoim łóżku, patrząc na sklepienie wysokiego sufitu.

Wiedział, że Magnus miał rację, bo on sam myślał podobnie. Przecież na ostatniej misji mówił to samo Jace'owi, a ten przywrócił go do rzeczywistości słowami, że rodzice nigdy się na to nie zgodzą. Oczywiście parabatai miał rację. Jednak Alec wiedział, kto nie odrzuci jego propozycji. Tylko czy to byłaby dobra ścieżka, aby rozwiązać problem?

Uniósł się gwałtownie z pościeli i spojrzał w stronę swojego biurka. Nie było innej możliwości. Jeśli chciał pomóc swoim i zapobiec ich śmierci, musiał podjąć działania. Wstał z łóżka i pewnym krokiem dopadł do biurka. Nawet nie siadał. Na stojąco wyrwał kartkę ze swojego dziennika i ciemnym piórem, które dostał od ojca na osiemnaste urodziny, napisał wiadomość. Potem z tylnej kieszeni spodni wyciągnął swoją stelę i nakreślił w rogu kartki runę. Uniósł skrawek papieru i podrzucił w powietrze. Ta zakręciła się i spaliła w kilku sekundach, pozostawiając tylko popiół na ciemnym drewnie jego biurka. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro