Drugi krok

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

„Kurczę, kiedy on w końcu skończy gadać? Chociaż... muszę przyznać, że całkiem nieźle tłumaczy."

- Nie słuchasz mnie – stwierdził blondyn, odkładając książkę na blat.

- Jasne, że słucham. Po prostu to już umiem i tyle – odparł Krukon, przeciągając się leniwie.

- Jeśli umiesz, to po co mam cię uczyć? – Malfoy zmarszczył nos.

- Bo niektórych rzeczy nie umiem.

- Coś kręcisz. O co ci naprawdę chodzi?

- Co jest pomiędzy tobą a Harrym? – spytał Conan, ignorując jego wypowiedź.

Ślizgon popatrzył na szatyna podejrzliwie i schował książki do torby.

- Cała szkoła wie, że się nienawidzimy – prychnął.

- Wyjątek potwierdza regułę.

- Serio, o co ci chodzi?

Blunt odsunął się trochę na krześle, aby móc położyć buty na stół. Wiedział, że Draco będzie coś podejrzewać, ale żeby być tak nieufnym? Widać, że miał trudne dzieciństwo. Chłopak spokojnie obserwował spiętego blondyna, prawdopodobnie próbującego rozgryźć, co on knuje. W życiu by nie zgadł.

- No dobra, ja już nie będę przeszkadzać. Dzięki za naukę. – Uśmiechnął się szatyn i wstał z miejsca. – Pamiętaj tylko, że to, co widzisz przez lewe ramię, nie jest tym, co widzisz przez prawe.

I odszedł skocznym krokiem, zostawiając za sobą skołowanego Smoka.

/***\

Z Harrym było o wiele przyjemniej. Może dlatego, że Gryfon jest bardziej otwarty na ludzi? Czas płynął w przyjemnej rozmowie i żarcikach. Kiedy szatyn już po raz pięćdziesiąty tego dnia spadł z miotły, brunet nawet nie zlatywał na dół.

- Dasz sobie radę?

- Ta. Tak samo, jak ty z Cho.

Brunet zaśmiał się krótko, ale Conan zauważył, że trochę go zranił.

- Przepraszam.

Wtedy Harry z gracją przy nim wylądował i ustawił się tuż obok.

- Okej, gotowy?

- Mhm – mruknął Krukon niezbyt przekonująco.

- Patrz, to się robi tak.

I zielonooki po raz kolejny tego dnia tłumaczył mu to samo. Szatyn był pod wrażeniem jego wytrwałości i cierpliwości. Patrzył na niego z niemym podziwem.

„Jakie on ma śliczne oczy... Czemu tylko przy nim tak mam?! Ah, no tak. Draco to dupek."

- Jak ty trzymasz te ręce? Daj – usłyszał bruneta.

W tym momencie poczuł na swoich dłoniach te Harrego.

„Gładkie..."

- Czemu nie uczyłbyś Draco?

- Co...? – Potter wydawał się zbity z tropu.

- Jemu też przydałyby się lekcje.

Z gardła Gryfona wyrwał się dźwięczny śmiech.

- To prawda, ale ja go uczyć nie będę – stwierdził, dodając swoim słowom odrobinę cierpkości.

Blunt popatrzył na zegarek. Zszedł ze swojej miotły i skierował kroki do szatni.

- To, co widzisz przez lewe ramię, nie jest tym, co widzisz przez prawe.

Pod koniec dnia, kiedy leżał już w swoim łóżku, zaczął rozmyślać.

„Powiedziałem. Powinno im to dać do myślenia. Pewnie Draco szybciej zrozumie, ale kto go tam wie? Może obaj są tak tępymi dzidami, że nie skumają, o co chodzi? Ups, nie powinienem tak mówić. Eh, muszę jakoś przekonać do siebie tego nieufnego Ślizgona. Normalnie bajeruję ludzi w parę dni, czemu on jest inny?!"

Przekręcił się na drugi bok. Już wiedział, co powinien zrobić, ale to wymaga trochę czasu. No nic, najwyżej sobie poczeka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro