One shot

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hamilton szedł chwiejnym krokiem przez korytarz, aby dostać się do gabinetu swojego szefa. W jednej ręce trzymał grubą teczkę z różnego rodzaju dokumentami związanymi z projektem, nad którym pracował od miesiąca. Mimo iż może się wydawać, że 30 dni to dużo, w rzeczywistości tak nie jest. Alexander, żeby perfekcyjnie wykonać swoje zadanie nie spał od ponad tygodnia. Udało mu się to tylko dzięki ogromnej ilości kawie oraz napojów energetycznych. Nawet nie pamiętał kiedy ostatnio zjadł coś, co nie było na szybko kupionym batonem w sklepie obok jego domu.

Mężczyzna ledwo widział ze zmęczenia i nie wpadał co chwilę na ścianę bądź nie potykał się o porozstawiane wszędzie doniczki z kwiatami tylko dlatego, że znał drogę do gabinetu idealnie, w końcu był tutaj częstym gościem. Praktycznie codziennie jego szef wzywał go na dywanik, aby wytykać mu co znowu zrobił nie tak, co zawsze kończyło się ostrą wymianą zdań. Alexander, zdążył się już do tego przyzwyczaić tak jak i reszta współpracowników, ale zaczynało go to męczyć, nie tylko fizycznie, ale także i psychicznie. W końcu jak długo można wytrzymywać ciągłe wytykanie, że wszystko co robisz jest nic nie warte mimo iż starasz się z całych sił?

Kiedy Hamilton doszedł w końcu do dobrze sobie znanych drzwi, przystanął, aby chociaż trochę poprawić swój mizerny wygląd. Wiedział, że jego starania pewnie i tak pójdą na marne, ale pocieszał się tym, że przynajmniej się starał. Biorąc głęboki wdech, zapukał w drewnianą strukturę i po usłyszeniu cichego "proszę" wszedł do pomieszczenia.

Alexander ujrzał to co za każdym razem kiedy tutaj przychodził - duże biurko stojące na środku gabinetu, które było zawalone niezliczoną ilością dokumentów, szafy z ogromną ilością książek i segregatorów oraz gdzie niegdzie poustawiane były doniczki z kwiatami podobnymi do tych znajdujących się na korytarzu. Za meblem siedział jego szef, osoba którą podziwiał od bardzo dawna i o której miał wiele wyobrażeń, a która okazała się być zupełnie inna niż się spodziewał. Sarkastyczny, arogancki, samolubny, zadufany w sobie mężczyzna około czterdziestki - Thomas Jefferson.

- Co tak stoisz jak kołek, usiądź Hamilton - ciszę przeszył lekko zachrypnięty, ostry głos.

Alexander wykonał polecenie i starając się nie wyglądać jakby miał zaraz upaść, usiadł na przeciwko swojego pracodawcy.

- Skończyłem projekt, który szef kazał wykonać - mówiąc to podał teczkę Jeffersonowi, który odłożył wszystko czym się wcześniej zajmował i zaczął przyglądać się z dokładnością wszystkim papierom. 

Hamilton był z siebie dumny. Dopracował wszystko najlepiej jak umiał przekraczając swoje możliwości w każdym stopniu i miał nadzieję, że Jefferson w końcu to doceni. Alexander przewidział nawet praktycznie każdy problem jaki może wystąpić przy wykonywaniu projektu i opracował rozwiązanie na każdą ewentualność.

Mężczyzna podniósł wzrok na swojego szefa i zaczął mu się przyglądać. Mimo iż jego wzrok był trochę zamglony ciągle mógł dostrzec skupienie na twarzy Thomasa oraz jego ciemne, błyszczące oczy, które były jeszcze piękniejsze, kiedy nie były przysłonięte okularami. Tak, Hamilton uważał, że jego szef jest niezwykle przystojny i za każdym razem napawał się tym widokiem tak długo jak tylko mógł. Doskonale wiedział o tym, że Jefferson mu się podoba i nie miał zamiaru zaprzeczać. Sam się sobie dziwił, że polubił kogoś, kto jest dla niego wredny na każdym kroku, ale nic nie mógł na to poradzić.

Nie wiedział jak długo siedzieli w ciszy przerywanej jedynie szelestem kartek, ale jeśli potrwałoby to jeszcze choćby kilka minut, był pewny, że albo zaśnie albo zemdleje ze zmęczenia.

- Od nowa - Jefferson niedbale rzucił wszystkie dokumenty na biurko.

- Słucham? - Hamilton zamrugał kilka razy nie bardzo wiedząc co się dzieje.

- Zrobisz ten projekt od nowa bo to - wskazał niedbale ręką w stronę nierówno ułożonych papierów - jest do niczego - skończywszy swoją wypowiedź, wrócił do uzupełniana dokumentów, którymi zajmował się przed wizytą swojego pracownika.

Alexander zamykał i otwierał usta nie wiedząc co powiedzieć. Przesłyszał się prawda?

Mężczyzna siedział w szoku przez dłuższą chwilę i najwyraźniej jego obecność powoli zaczynała irytować Jeffersona.

- Idź już Hamilton i zacznij w końcu pracować na poważnie jeśli nie chcesz stracić posady - mówiąc to Thomas nie odwracał wzroku od kartek, którymi się zajmował.

- Na poważnie? A myślisz, że jak niby pracuję?! - Alexander wstał gwałtownie i uderzył pięścią w mebel przed nim. W jego oczach pojawiły się łzy bezsilności jak i wściekłości, które nie potrzebowały dużo czasu, aby spłynąć kaskadami po jego czerwonych policzkach - Nie spałem od pieprzonego tygodnia, żeby dopracować ten projekt do perfekcji, a ty mi mówisz, że jest do niczego?!

Jefferson patrzył na swojego pracownika w szoku, nie wiedząc co zrobić bądź powiedzieć. Nie spodziewał się takiego wybuchu ze strony Hamiltona.

Alexander opadł ciężko na krzesło i opierając łokcie na udach ukrył twarz w dłoniach. Nie starał się nawet ocierać swoich mokrych policzków, doskonale wiedząc, że jego starania poszłyby na marne.

Miał dość.

Po prostu miał dość.

Miał dość ciągłej krytyki, dawania z siebie wszystkiego na daremno, przepracowywania się, pogardy ze strony osoby, którą podziwiał, miał za wzór, którą kochał.

Chciał wyjść z gabinetu Jeffersona, pojechać do domu i już nigdy więcej nie zobaczyć mężczyzny na oczy, ale był na to za słaby. Jeśliby wstał, praktycznie od razu zaliczyłby bliskie spotkanie z podłogą, a tego nie chciał. Nie chciał skompromitować się jeszcze bardziej niż dotychczas.

Hamilton nie wiedział jak długo tak siedział, ale kiedy zaczął się uspokajać poczuł jak ktoś odciąga ręce od jego twarzy. Pociągając nosem, spojrzał na Thomasa, który kucał przed nim. Alexander idealnie mógł dostrzec zmartwienie malujące się na twarzy swojego szefa.

- Ja... Przepraszam - powiedział skruszonym głosem nie odwracając wzroku od Alexandra oczu.

Hamilton prychnął jedynie i obrócił głowę w bok, nie mając ochoty patrzeć na Jeffersona. Pewnie znowu się z niego nabijał i zaraz zacznie się śmiać z tego, że płakał jak jakaś baba, ale już go to nie obchodziło. Zwolni się z tej pracy, wyprowadzi się gdzieś daleko, gdzie będzie miał pewność, że nie spotka już nigdy więcej mężczyzny przed nim i będzie szczęśliwy.

- Alexander. - Hamilton odwrócił się gwałtownie. Pierwszy raz słyszał, żeby Jefferson użył jego imienia i to jeszcze w taki sposób. - Przepraszam. Za wszystko.

Thomas położył swoje ręce na mokrych policzkach mężczyzny i otarł kciukiem pozostałości łez. Zrobił to z ogromną delikatnością sprawiając, że Alexander praktycznie rozpływał się pod tym dotykiem. Wbrew silnej woli wtulił się bardziej w ciepłe dłonie swojego pracodawcy i zamknął oczy. W dalszym ciągu był niemiłosiernie zdenerwowany na Jeffersona, ale zmęczenie, które odczuwał i które coraz szybciej ogarniało jego ciało, skutecznie uniemożliwiło mu powiedzenie wszystkiego co zamierzał.

Nie wiedząc kiedy, Hamilton poddał się całkowicie i tracąc jakąkolwiek kontrolę nad własnym ciałem zasnął, co poskutkowało tym, że opadł na Thomasa, który pod wpływem nagłego ciężaru uderzył plecami w swoje biurko. Mężczyzna syknął cicho czując nieprzyjemny ból rozchodzący się po jego plecach.

- Hamilton co ty-

Zanim Jefferson mógł dokończyć zdanie przerwało mu głośne chrapnięcie dochodzące gdzieś z dołu. Thomas spojrzał w tamtą stronę i zobaczył swojego pracownika wygodnie wtulonego w jego klatkę piersiową.

Musiał być naprawdę zmęczony.

Mężczyzna mógł teraz dokładniej przyjrzeć się śpiącemu w najlepsze Hamiltonowi. Ogromne worki pod oczami, rozczochrane włosy oraz pomięte ubrania. Wszystko to sprawiało, że Alexander wyglądał na prawdę mizernie a nawet gorzej. Jefferson od zawsze wiedział, że jego pracownik był szczupły, ale teraz została na nim praktycznie sama skóra i kości. Hamilton najwyraźniej na prawdę wcale nie dbał o siebie tylko skupił się wyłącznie na swojej pracy. Z jednej strony Thomas go podziwiał, a z drugiej nie mógł zrozumieć jak można być tak głupim, żeby doprowadzić się do takiego stanu.

W jednej chwili postanowił, że od tego momentu to on będzie się zajmował Alexandrem i nie pozwoli, żeby sytuacja taka jak ta kiedykolwiek się powtórzyła. Następne takie przemęczenie nie skończyłoby się dobrze dla jego pracownika, a tego nie chciał za nic w świecie. Może i nie umiał tego okazać, ale naprawdę zależało mu na śpiącym mężczyźnie. Wiedział, że nie był dobry w okazywaniu swoich uczuć. Wiedział, że często swoim zachowaniem, które wskazywało na to, że wręcz nienawidzi osoby, na której mu zależało, odpychał ją od siebie, ale nie umiał nic na to poradzić. Musiał wyjaśnić wszystko z Hamiltonem i postarać się naprawić ich relację zanim będzie za późno. Nie chciał znowu kogoś stracić.

Jefferson starał się zmienić pozycję w jakiej siedział na chociaż odrobinę wygodniejszą, ale nie chciał obudzić Aleksandra, więc udało mu się przesunąć jedynie o kilka centymetrów. Kierowany odruchem wplątał swoje palce we włosy Hamiltona i zaczął się nimi delikatnie bawić, powodując tym ciche mruknięcie ze strony śpiącego mężczyzny. Przez myśl Thomasa przeszło, że było to wyjątkowo urocze mruknięcie i chciałaby móc słyszeć je częściej.

- Mm... Thomas... - z ust Hamiltona wyrwał się kolejny według Jeffersona uroczy dźwięk. Zarumienił się lekko słysząc sposób w jaki Alexander wypowiedział jego imię, w dodatku przez sen.

Nie wiedział ile minęło czasu odkąd jego pracownik nagle zasnął, ale nogi Thomasa, na których Hamilton wygodnie się ułożył zaczynały cierpnąć. Jefferson westchnął ciężko zastanawiając się ile godzin minie zanim Alexander się obudzi i czy do tego czasu zdąży stracić czucie w obu nogach. Mimo iż było mu bardzo niewygodnie, nie miał najmniejszego zamiaru zmieniać pozycji w jakiej się znajdował.

W końcu czego nie robi się dla miłości prawda?

**********

Witam w moim pierwszym opublikowanym opowiadaniu z Hamiltona.

Napisałam to już jakiś czas temu i szczerze mówiąc zapomniałam o tym heh... Ale przypomniałam sobie, przejrzałam i o to jest!

Jeśli są jakieś błędy to proszę mi wybaczyć....

Mam jeszcze kilka pomysłów na opowiadania z Hamiltona m.in. z Lams oraz Lafferson, może kiedyś uda mi się to napisać więc.... Just you wait!

Mam nadzieję, że się wam podobało ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro