Jeden dzień

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ciemny stwór czekał w ukryciu. Śledził wzrokiem za dwiema osobami jak jastrząb, polujący na mysz. Tylko w tej sytuacji to on był myszą i musiał dopilnować, żeby go nie złapali. Mimo że jastrzębi wzrok prześlizgiwał się po nim – nie zauważał go. Czekał. Jego łapy z trudem wytrzymywały; musiał stać w bardzo niewygodnej pozycji. Poruszył się nieznacznie, wydając przy tym cichy szmer. Jeden z jastrzębi usłyszał to i skierował wzrok w jego stronę.

- Chodź, wracamy. Tutaj go nie znajdziemy – powiedział z rezygnacją ten drugi.

- Ciii. Słyszałam coś.

- Pewnie ci się zdawało. Wracajmy, już dawno powinniśmy być w dormitorium.

- Dobra...

Drapieżniki odwróciły się, a on, wykorzystując sytuację wybiegł z ukrycia. Jednak narobił przy tym sporego hałasu, czym zwrócił na siebie uwagę.

- Hermiona! Tam! – krzyknął Ron.

- Mówiłam przecież, że coś słyszałam!

Gryfoni najszybciej jak im na to nogi pozwalały biegli za stworem, ale i tak nie mogli go dogonić. Za to on, wydawałoby się, miał niezły ubaw, lawirując pomiędzy ciemnymi korytarzami.

- Stój! Zatrzymaj się! Wracaj! – Takie okrzyki słyszał za sobą. Jedne były błagalne, wręcz płaczliwe – te należały do Hermiony – a drugie surowe i władcze – te z kolei do Rona. Stwór tak naprawdę nie wiedział, gdzie biegł. Wiedział jedynie, że w dół. Przemykał wąskimi przejściami, sprintem pokonywał coraz bardziej kręte schody. Specjalnie gubił się w nieznanym sobie otoczeniu, bo wiedział, że Gryfoni też się zgubią, jeśli będą za nim cały czas podążać. Stwór rozglądał się, czy nie ma po drodze czegoś ciekawego, kiedy nagle, tuż przed nim właśnie takie coś się pojawiło. Przyspieszył i skoczył na swoją ofiarę. Dało się słyszeć krzyk, po którym przybiegli Ron i Hermiona. Na w pół rozbawieni, na w pół zaniepokojeni patrzyli na scenkę, która rozgrywała się na ich oczach: blondyn szamotający się dziko przez stwora, który radośnie zwiedzał sobie jego ciało.

- Co to, do cholery jest?! – krzyknął Dracon piskliwym głosem.

- Uspokój się Malfoy i daj nam działać – powiedział rudzielec z wyższością, lecz tak naprawdę ledwo nad sobą panował, żeby nie wybuchnąć śmiechem.

- Zamknij ten swój tłusty, piegowaty ryj i zabierz to ode mnie! – odpyskował mu blondyn.

- Przestańcie! - wrzasnęła Hermiona, która nie miała teraz ochoty słuchać sprzeczki pomiędzy rudzielcem, a Malfoyem.

Zdenerwowana Gryfonka rzuciła zaklęcie nie zważając na to, czy coś stanie się Ślizgonowi. Na szczęście (Rona nieszczęście) trafiła w stwora, w wyniku czego tamten poleciał na ścianę.

- Co tu się wyprawia? – zadudnił męski głos.

Wszyscy odwrócili się w jego stronę.

- Nic, profesorze – powiedział szybko Ron.

- Panno Granger? – Snape uniósł brew. Hermiona westchnęła.

- Z Harrym jest coś nie tak. Od rana źle się czuł, a teraz... zmienił się w to.

Wskazała za dziwnego stwora szamotającego się pod ścianą.

- A co tu robi pan Malfoy? – zwrócił się do blondyna.

- Właśnie kończyłem obchód, kiedy to wstrętne coś na mnie skoczyło.

Snape zamyślił się. Pojawiający się na jego twarzy wredny uśmieszek nie wróżył niczego dobrego.

- W takim razie, jeśli panna Granger oraz pan Wesley nie potrafią dopilnować swojego przyjaciela – to słowo prawie wypluł. – pan Malfoy przejmie nad nim opiekę.

- Ale... - zająknęła się Hermiona.

- Nie może pan tego zrobić! – przerwał jej rozwścieczony Ron.

Nietoperz szybkim krokiem podszedł do rudzielca i syknął mu do ucha:

- A kto mi niby zabroni, panie Wesley?

Gryfon szybko odsunął się od profesora. Burknął pod nosem „Nikt.", a po chwili coś w stylu „Chodź Miona. Nie chcę być blisko tych oślizłych drani.". Po tym na korytarzu zostali tylko Snape i Malfoy.

- Myślałem, że akurat ty będziesz najbardziej protestować – odezwał się tłustowłosy.

- Jestem zmęczony, a złość niezbyt dobrze odbije się na mojej cerze. Będę miał przez to zmarszczki – skrzywił się Ślizgon.

- W takim razie zabierz Pottera i idź do dormitorium.

Draco bez słowa sprzeciwu wziął na ręce stworzenie i zabrał je ze sobą. Z racji tego, że strasznie się szamotało, wypuścił je kiedy tylko zamknął drzwi od swojego pokoju. Harry od razu zaczął szaleć po pokoju.

- Przestań – skarcił go blondyn.

Zdziwił się tym, że Potter go posłuchał. Teraz siedział grzecznie na skrawku dywanu i wpatrywał się dużymi oczami w łóżko, na które pewnie miał zamiar skoczyć.

- Chodź tu – rozkazał Draco władczym tonem.

Chłopak (teraz stworzenie) znów go posłuchał. Podszedł do niego i uniósł łepek. Ślizgon zmarszczył brwi. Coś dziwnego było w tym, że Potter był mu posłuszny. Zamyślony usiadł na fotelu, cały czas przypatrując się stworzeniu. Było niziutkie, może na jedną stopę. Miało świecące, zielone oczy, słodki pyszczek i duże, poszarpane uszy. Tułów cechował się białą plamką, odchodzącą od szyi, która wyglądała jak trójkątny krawacik. Przednie łapki były podobne do łap kota, a tylne do królika. Długi ogon zakończony został puchatą kulką.

- Zmieniłeś się w śmieszne stworzenie, Potter – stwierdził blondyn z kpiącym uśmieszkiem.

Harry chyba uznał to za zaproszenie do rozgoszczenia się na Draconie, więc z chęcią to zrobił.

- Ej, ej! Co to za niesubordynacja? – Ślizgon trzepnął go po nosie, ale pozwolił zostać na swoich kolanach. – Jakie to dziwne. Mimo, że jesteś Potterem nie potrafię traktować cię jak wroga. Przynajmniej nie w tej postaci.

Nagle kuleczka na ogonie Gryfona zaczęła emitować dziwne, brązowe światło. Draco patrzył na to oczarowany, ale też zaniepokojony. Jakiś głos w głowie mówił mu, żeby dotknął ogona Gryfona. Pchany tą myślą wyciągnął dłoń i musnął brązowy puch.

„Przyjemnie...", usłyszał w głowie. Szybko odsunął rękę, bo to słowo powtarzało się jak mantra. Gwałtownym ruchem zrzucił z siebie Pottera. Tamten wydał z siebie piskliwy dźwięk, który do złudzenia przypominał płacz. Ten odgłos powtarzał się co chwila. Wkurzony Ślizgon poszedł do łazienki, umył się, przebrał w pidżamę i wśliznął do łóżka. Gryfon nadal leżał na dywanie. Malfoy za wszelką cenę starał się go ignorować, lecz utrudniało mu to niebieskie światło z jego ogona. Wyciągnął różdżkę i przeniósł stworzenie na swoje posłanie. Dotknął świecącej kulki.

„Smutno...". Teraz i Draconowi zrobiło się przykro. Przygarnął do siebie stworzonko, zamykając je w uścisku pełnym czułości. Kolor ogonka zmienił się na różowy, ale on nie miał już sił sprawdzać, co takiego może to oznaczać.

Następnego dnia obudził się wyjątkowo dobrze wypoczęty. Wstał, przeciągnął się i skierował swoje kroki do łazienki. Kiedy był przed jej drzwiami, usłyszał głośny trzask. Szarpnął za klamkę i jak burza wpadł do środka. To, co tam zastał przerosło jego najśmielsze oczekiwania. Umywalka leżała w kawałkach na popękanych kafelkach, wszystkie jego kosmetyki zostały porozrzucane lub porozbijane, a woda pozalewała praktycznie wszystko. Na środku całego tego bałaganu siedział nie kto inny jak Potter z migającą żółtą kuleczką.

- Potter... - syknął Draco, przesadnie przeciągając samogłoski. – Co. To. Ma. Znaczyć?!

Stworzonko-Harry skuliło się, nie patrząc na blondyna. Tamten podszedł do niego zdecydowanym krokiem i złapał za kark, żeby unieść go do góry. Kuleczka na końcu ogona zaczęła migać na żółto-biało. Draco ścisnął ją niedelikatnie.

„Wstydzę się. Boję się!".

- I dobrze, że się boisz. Może nauczysz się, że nie można ruszać czyichś rzeczy bez pozwolenia.

Malfoy poszedł po różdżkę i uprzątnął cały ten bałagan. Napuścił wody do wanny, a w tym czasie wybrał sobie strój na dzisiejszy dzień. Co z tego, że będzie pod szatą. Musi wyglądać olśniewająco nawet, jeśli nikt tego nie zobaczy. Kiedy wrócił do łazienki wanna była już prawie pełna, więc zakręcił kran. Rozebrał się i wszedł do gorącej wody. Od razu się odprężył. Całkowicie zapomniał o Harrym, który nadal był w łazience i siedział sobie na kafelkach z całkowicie żółtym puszkiem na ogonie. Dopiero kiedy sięgał po mydło, przypomniał sobie o jego obecności.

- A ty co tak siedzisz? Wskakuj. Nie myślisz chyba, że puszczę cię brudnego na korytarze Hogwartu. Nawet pupile Malfoyów muszą być zadbane. – To mówiąc wyciągnął ręce do Pottera i złapał go, zanim ten zdążył czmychnąć. – Mam cię.

Wsadził go do wody i zaczął porządnie mydlić. Kiedy doszedł do jego ogona zauważył, że ten – o ile było to możliwe - staje się coraz bardziej żółty. W końcu zaczął być tak nieznośnie jaskrawy, że blondyn musiał odwrócić głowę w inną stronę.

- Merlinie, Potter, czego się tak wstydzisz? Przecież obaj jesteśmy facetami. Przestań tym tak świecić, bo jeszcze mnie oślepisz.

Gryfon tylko pokręcił głową i zaczął się wyrywać.

- Przestań – fuknął Draco, trzepiąc go po nosie.

Harry drżał za każdym razem, kiedy chłopak przejeżdżał po nim swoimi dłońmi. Czyli praktycznie cały czas. Po kąpieli został porządnie wytarty i spryskany jakimś zapachowym czymś. Z pewnością nie były to perfumy. Obstawiałby raczej jakiś odświeżacz powietrza. Został siłą zaciągnięty do garderoby, gdzie Malfoy nałożył mu na szyję obróżkę, którą uprzednio transmutował z jednego ze swoich zielonych krawatów. Powiedział, że będzie ładnie podkreślała kolor jego oczu.

Po tym, jak Ślizgon w końcu się ubrał, poszli na śniadanie. Wiele par ciekawskich oczu wlepiało swoje spojrzenie w małym, czarnym stworzeniu na ramieniu blondyna. Harry kulił się i chował za szyją Ślizgona. Tamten za to zastanawiał się jak doszło do tego, że zaczął przejmować się wyglądem Pottera i do tego poświęcił dla niego jeden ze swoich krawatów. Oczywiście to był ten najbrzydszy, no ale jednak.

Wszedł do Wielkiej Sali. Harry, widząc stół Gryffindoru, zeskoczył z ramienia Draco i już miał popędzić do swoich przyjaciół, lecz blondyn złapał do w locie za ogon, nie dając mu szansy na ucieczkę.

- Dokąd to? – uśmiechnął się złośliwie.

Końcówka ogona Harrego zaczęła świecić na pomarańczowo-fioletowo.

„Irytujesz mnie. Boli...", usłyszał Draco po dotknięciu jej. Nie przejmując się tym jednak, skierował kroki w stronę stołu Slytherinu. Zaciekawione spojrzenia odprowadzały go do momentu, w którym usiadł, a i tak potem nie zniknęły.

- Hej – przywitał się z Pansy i Blaisem.

Przyjaciele spojrzeli na niego dziwnie.

- Draco...? – zaczął Zabini, lecz przerwała mu Parkinson.

- Dracuś?! Co to ma znaczyć?! Przygarnąłeś jakiegoś pchlarza bez mojej zgody?!

- Nie potrzebuję twojej ani niczyjej zgody, żeby podejmować decyzje – warknął Malfoy.

Jasno dał do zrozumienia, że nie ma ochoty na rozmowę, więc nikt nie zaczepiał go przez całe śniadanie. Nakarmił Pottera owocami, a sam zjadł owsiankę. Była sobota, więc po posiłku udał się na błonia w celu odpoczynku. Wziął ze sobą kocyk i koszyk – żeby schować w nim Pottera. Oczywiście Gryfon miał małe opory, żeby dać się zamknąć w tak małej przestrzeni, ale jak nie prośbą, to groźbą i w końcu się udało.

Świeciło piękne słońce, na niebie nie było żadnej chmurki. Harry bawił się radośnie na trawie. Blondyn z przyjemnością leżał i opalał buzię, odprężając się z każdą mijającą minutą. Więc wyobraźcie sobie jego irytację, kiedy usłyszał nad sobą denerwujący, podekscytowany głos.

- O cholibka! Skąd masz taki egzemplarz?

Blondyn otworzył oczy i poderwał się w górę, chcąc zobaczyć, o co chodziło gajowemu. Hagrid patrzył zafascynowany na stworzenie nadal bawiące się w trawie.

- Przecież to Piersol! Skąd go masz? – zwrócił się olbrzym do Malfoya z wielkim uśmiechem na twarzy.

Blondyn wzruszył ramionami. Nie miał zamiaru tłumaczyć się gajowemu, skąd ma to stworzonko. A raczej, skąd ma Harrego Pottera. Ale tego, kim tek naprawdę jest ten Piersol, też nie miał zamiaru zdradzać.

- Znalazłem – odparł, zbierając swoje rzeczy i wołając Harrego. – A teraz przepraszam, ale się oddalę.

Hagrid z żalem patrzył, jak srebrny książę Slytherinu oddala się z Piersolem na rękach.

- Ale ty jesteś kłopotliwy. Wszyscy się tobą interesują – mruknął Dracon, drapiąc stworzenie za uchem.

Końcówka ogona zaczęła świecić na brązowo.

- Przyjemnie ci?

Harry zamruczał i zaczął przewracać się się na plecy.

- Jaki ty jesteś słodki – westchnął blondyn. – Weź się już nie zmieniaj, co? Pozostań w takiej formie i bądź moim zwierzaczkiem.

- W twoich snach, Malfoy – warknął Ron, stając w przejściu razem z Hermioną. – Oddaj nam Harrego.

- W twoich snach, Wesley – odwarknął Draco, przedrzeźniając Gryfona.

Szybko schował Wybrańca w koszyku. Zdawał sobie sprawę, jak to musi dziwnie wyglądać – on, wróg Chłopca Który Przeżył, chowa go teraz w koszyku i nie chce oddać w ręce jego najlepszych przyjaciół.

- Malfoy, proszę cię. Nie bądź złośliwy, tylko przekaż nam Harrego. Wiem, że dla ciebie ta sytuacja też jest niekomfortowa – powiedziała Hermiona.

Wyciągnęła przed siebie ręce, lecz Draco schował za siebie koszyk.

- Wykazaliście się nieodpowiedzialnością, przez co Złoty Chłopiec Gryffindoru trafił w moje ręce. Ponieście więc teraz konsekwencje swojego czynu i zmykajcie gdzie tam chcecie, bo Potter jest mój.

Gryfoni spojrzeli po sobie, wyraźnie zdziwieni.

- Malfoy, czy ty się dobrze czujesz? – spytała najwyraźniej zmartwiona brunetka.

- Nie twoja sprawa, Granger – warknął blondyn w odpowiedzi.

Ominął ich z gracją i udał się do swojego dormitorium. Jak już przekroczył próg salonu, wypuścił Pottera z koszyka. Małe stworzenie usiadło na dywanie i spojrzało pytająco na Ślizgona.

- Nieważne – sapnął blondyn, kładąc się na miękkiej kanapie.

Po chwili poczuł, jak Harry wskakuje na jego klatkę piersiową i jak lokuje się na niej wygodnie. Pogłaskał go po łebku, by zejść z pieszczotami na plecki, a następnie na ogon, który zaczął lekko świecić na szaro.

„Nudzi mi się.", usłyszał Draco w swojej głowie.

- Masz zbyt dużo energii – stwierdził, kładąc dłoń na Wybrańcu. – Naucz się czerpać przyjemność z odpoczynku.

Małe stworzenie tylko mruknęło niezadowolone, ale nie poruszyło się. Zaczęło za to emitować przyjemne ciepło, które po paru sekundach ogarnęło całe ciało Ślizgona. Ten, zadowolony z obrotu sprawy, przykrył siebie i Harrego kocykiem. Wtedy ogonek znów zaświecił się na różowo, ale Dracon znów nie miał siły sprawdzić, co to oznacza.

Obudził się dopiero koło wieczora. W myślach skarcił się za swoje lenistwo. Wstał i wtedy zauważył, że nie ma Pottera. Szukał najpierw w salonie, potem w sypialni. Przeszukał dokładnie każdy kąt, nawet łazienkę sprawdził, ale nigdzie nie znalazł czarnego stworzonka. Zaczął się powoli niepokoić. Nigdy nie przypuszczał, że będzie się martwić o tego cholernego Wybrańca. Niewiele myśląc wybiegł z pokoju. Biegł na złamanie karku, wypatrując czarnej kulki futra. Trafił na dziedziniec i wtedy zobaczył go, bawiącego się z Lovegood. Siedział przy niej Longbottom, który czytał z przejęciem jakąś książkę. Jednak Draco nie za bardzo to obchodziło. Szybkim krokiem podszedł do Luny, zabrał jej futrzaka i przytulił mocno.

- Nigdy nie rób mi takich numerów, cholero jedna – wyszeptał do niego.

Harry spojrzał na niego przepraszająco, jego ogonek zaświecił na bladoniebieski kolor, a on sam polizał go po nosie. Zanim blondyn wysunął rękę, żeby sprawdzić, co zielonooki chce mu powiedzieć, tamten go uprzedził i jej dotknął.

„Przepraszam.". Ślizgon trochę się uspokoił. Potarmosił go po łebku i wypuścił z objęć.

- Wiesz, że Piersole to najbardziej rozumne zwierzęta ze wszystkich na świecie – bardziej stwierdziła, niż spytała Luna. – Są też wrażliwe. Nie zrań go proszę.

Malfoy odniósł wrażenie, że Krukonka coś wie. Podejrzliwie odprowadził ją wzrokiem, zanim ta nie zniknęła za zakrętem.

- Jak możesz zadawać się z takimi ludźmi? – zwrócił się do Gryfona, który w drodze powrotnej grzecznie dreptał przy jego prawej nodze.

Zdaniem Malfoya chodził bardzo śmiesznie. Przednie łapki stawiał normalnie, a z tylnych lekko się wybijał. Wyglądało to przekomicznie. Na wargach Ślizgona pojawił się lekki,  szczery uśmiech.

- Zabawny jesteś – powiedział.

Zaczął biec. Biegł przez korytarze do wyjścia, a potem w stronę Zakazanego Lasu. Harry cały czas za nim podążał, a on się śmiał. Pierwszy raz od dawna odczuwał taką radość, taką wolność... Rzucił się na trawę. Stworek przeskoczył nad nim, żeby położyć się obok jego głowy. Blondyn udał, że go atakuje, ale Potter mu umknął. Blondyn ponowił atak i tak zaczęli się bawić. Harry piszczał radośnie, podczas gdy Draco akompaniował mu radosnym śmiechem. Zabawa była przednia. Zmęczeni padli na ziemię, patrząc w chmury na ciemniejącym niebie.

- Powiedz mi, czemu wybrałeś Wesleya zamiast mnie? – spytał Malfoy wiedząc, że stworzenie i tak mu nie odpowie.

Momentalnie stracił dobry humor. Odwrócił się plecami do swojego „wroga". Nie potrafił na niego teraz spojrzeć. Tamten nie zrozumiał sytuacji, obszedł jego głowę i trącił noskiem.

- Zostaw mnie – warknął blondyn.

Ale Harry go nie posłuchał. Przybliżył się jeszcze bardziej, wtulając się w szyję Ślizgona. To przelało czarę. Dracon, przypominając sobie wszystkie konfrontacje z brunetem, odepchnął brutalnie czarne stworzonko. Nagle zobaczył w nim tego samego Pottera, którego widział przez tyle lat na szkolnym korytarzu. Popatrzył na niego z nieukrywanym obrzydzeniem. Odwrócił się z zamiarem odejścia, lecz kątem oka spostrzegł, że Wybraniec chce za nim iść.

- Zostajesz tutaj! Nie masz prawa za mną iść! Zrozumiano?! – krzyczał.

Harry skulił się i zaczął wydawać z siebie te płaczliwe dźwięki. Ale Dracon nie zwracał na to uwagi. Wrócił do zamku wraz z zachodzącym słońcem. Gasnącym tak samo, jak sympatia, którą Ślizgon obdarzył Wybrańca tego jednego dnia. Nie mógł uwierzyć jak bardzo go polubił przez jeden, pieprzony dzień. Jak to możliwe, że traktował największego wroga jak biską mu osobę (w tym wypadku pupila)? Wpadł do swojego pokoju, otworzył skrytkę, w której miał alkohol i zaczął pić. Chciał wszystko przemyśleć na spokojnie, przy kieliszku dobrego wina. Albo może dwóch?

Po jakimś czasie był już schlany w trupa; ledwo trzymał się na nogach. Patrzył nieprzytomnym wzrokiem na wszystko wokół i mówił sam do siebie:

- Jak mogłem być tak głupi? Jak mogłem udawać, że Potter jest moim zwierzątkiem? Jak mogłem się z nim tak dobrze bawić? Jak mogłem pomyśleć, że przez chociaż jeden dzień nie jesteśmy wrogami? Jak mogłem zapomnieć o tych wszystkich upokorzeniach i konfrontacjach, o tym, jak bardzo go nienawidzę? Jak...?

A po chwili:

- Niech on tu tylko do mnie przyjdzie, a zobaczy jak nieprzyjemny potrafię być. Jeśli jeszcze raz się tu pojawi... O, nie chciałbym być w jego skórze.

Zamilkł. Opróżnił kieliszek i wstał chwiejnie. Musiał podpierać się ścian, żeby dojść do drzwi. Otworzył je zamaszystym ruchem.

- Wiedziałem, że tu będziesz – wybełkotał, wciągając Pottera do środka.

Wybraniec, czując od blondyna alkohol, przeraził się. Co się z nim stanie? Co mu zrobi? Końcówka ogona zaczęła mocno świecić naprzemiennie białym i niebiesko-różowym kolorem. Akurat Dracon trzymał za nią, więc usłyszał w głowie głośne:

„Boję się! Martwię się o ciebie...", mówione głosem Pottera. Jak mógł wcześniej nie zauważyć, że ten głos należy do zidiociałego Złotego Chłopca? I znów to jak... Miał tego dość. Rzucił Harrym przez cały pokój tak, że ten rąbnął o ścianę i z głuchym łoskotem spadł na ziemię. Teraz kolory zmieniły się na biało-fioletowe.

- Bawi cię wodzenie innych za nos? Pewnie śmiałeś się w duchu z mojej naiwności. Martwisz się o mnie? Gówno prawda – rzekł Ślizgon z niesmakiem. – Jesteś pieprzonym sadystą, wiesz? Wyobrażasz sobie, jak przez ciebie teraz ciepię? Och, nie patrz na mnie tak, jakbyś nie rozumiał o co mi chodzi. To był tylko jeden dzień. Kurwa jeden dzień! A ty popatrz do jakiego stanu mnie doprowadziłeś. Ty głupia kulko futra. Po co tu przyszedłeś?! Przecież wiedziałeś, co ci zrobię! Wiedziałeś, że mogę ci coś zrobić! Więc czemu...?

Blondyn usiadł na podłodze chowając twarz w dłonie. Teraz on wydawał dźwięki, jakby płakał. Harry popatrzył na niego smutno. Kulka na ogonie stała się niebieska. Przy każdym kroku Gryfona lekko świeciła na fioletowo. Zbliżył się do kolan swojego „wroga", oparł na nich przednie łapki, położył po sobie uszy i pocałował czoło Dracona. Malfoy spojrzał na niego zapłakanymi oczami, ujął w dłonie jego łepek i również ucałował. Wtedy ogonek zaczął mienić się na różowo. Malfoy patrzył na niego oczarowany. Nie czuł teraz takiego zmęczenia jakie czuł wcześniej, kiedy pojawiał się ten kolor. Ostrożnie wyciągnął dłoń jakby bojąc się, że Harry znów go uśpi, lecz on tylko popatrzył na niego tymi swoimi zielonymi oczami. Sam nawet zachęcająco przysunął ogonek do bladej dłoni. Ślizgon czuł, że powinien go dotknąć. Czuł, że powinien znajdować się właśnie w tym miejscu, właśnie teraz... z nim. Dotknął.

„Kocham cię...", szepnął nieśmiało głosik z tyłu jego głowy. Blondyn spojrzał zdziwiony na małe stworzonko. Ono tylko uśmiechnęło się do niego radośnie. Dracona tak to wzruszyło, że w jego oczach pojawiły się łzy. Przygarnął Harrego do swojej piersi i szepnął:

- Ja ciebie też, mały psotniku.

Hej, to moje pierwsze fanfiction. Mam nadzieję, że przypadło wam do gustu i dobrze je odbierzecie. Nie wiem, dlaczego akurat Drarry, ale... jakoś tak mnie naszło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro