3 - MariChat

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Doskonale znał drogę. Tyle razy już biegł po dachach w kierunku domu Marinette, że trafiłby tam nawet z zamkniętymi oczami. Ale im bliżej celu się znajdował, tym większa niepewność go ogarniała. A co, jeśli Plagg tylko go podpuszczał? Mało to razy dawał mu już do zrozumienia, że jego rad nie należy traktować dosłownie? Zresztą, biorąc pod uwagę oryginalne poczucie humoru swojego kwami, Adrien mógł raczej w ciemno obstawiać, że to jeden z żartów małego, złośliwego kociaka.

Gdy Czarny Kot dobiegł do dachu sąsiadującego z domem Marinette, był już bliski decyzji o odwrocie. Wtedy jednak ją zobaczył. Stała na balkonie z pochyloną głową, oparta o barierkę. Szarpnęło go w jej stronę. Nawet jeśli myślał o powrocie do domu, to właśnie zmienił zdanie. Całym sobą czuł, że chce być teraz tam z nią. Choćby nawet miała potem zdeptać jego serce i wyrzucić na chodnik.

I może Plagg przeceniał wpływ uroku Czarnego Kota na kobiety, ale w masce superbohatera tkwiła jakaś tajemna siła, która sprawiła, że Adrien zapomniał o onieśmieleniu, które zazwyczaj czuł w obecności Marinette.

- Dobry wieczór, Księżniczko – przywitał się szarmancko, jak zawsze.

- Och, dobry wieczór, Czarny Kocie! – odpowiedziała mu zdziwiona. – Co cię do mnie sprowadza?

- A, biegam sobie po mieście. I tak pomyślałem, że wpadnę zobaczyć jakąś życzliwą twarz.

- Tak mi przykro, Kocie...

- Dlaczego? – zdziwił się. – Bo chciałem cię zobaczyć?

Zarumieniła się, słysząc te słowa, ale nie skomentowała ich. Za to szepnęła:

- Musisz być bardzo samotny...

- Samotny? – Podszedł do niej i stanął obok niej przy barierce.

- No, jako superbohater nie masz chyba zbyt wielu przyjaciół.

- Mam Biedronkę – odpowiedział automatycznie, a ona nagle zachichotała.

- Och, no tak... Biedronka... - mruknęła z przekąsem.

- Masz coś przeciwko Biedronce? – spytał podejrzliwie i spojrzał na nią z ukosa.

- Coś przeciwko? – zdziwiła się. – Jak można nie lubić Biedronki?

- No, Władca Ciem jakoś za nią nie przepada... - mruknął, a ona zaczęła się śmiać. – No co? – rzucił obronnym tonem.

- Wiesz, jak o tym pomyśleć, to nie wydaje mi się, żeby on jej nie lubił.

- Że co?! – aż go zatchnęło z wrażenia.

- Myślę, że to wszystko, co on wyprawia nie bierze się z braku sympatii, tylko z jego żądzy zdobycia na... waszych miraculów.

- Pierwszy raz słyszę, żeby ktoś „nienawiść" określał „brakiem sympatii"... - podsumował, zupełnie nie zwracając uwagi na jej potknięcie. – Jesteś zbyt łaskawa dla Władcy Ciem, Księżniczko...

- A właśnie! Zawsze chciałam cię zapytać, dlaczego tak mnie nazywasz? – spytała nagle Marinette.

Czarny Kot się zmieszał.

- Eee... - wyrwało mu się.

No, oczywiście, że istniał powód, dla którego tak ją nazywał! Ale jak niby miał jej to powiedzieć? Biedronka twierdziła, że romantycznie byłoby wyznać coś takiego, biorąc ją w objęcia i patrząc jej głęboko w oczy. Ale to by zadziałało na Biedronkę. Niekoniecznie musiałoby zadziałać na Marinette. Z kolei Plagg uważał, że sam urok Czarnego Kota powinien powalić dziewczynę na kolana. I o ile kwami się zarzekało, że znało tłumy interesujących kobiet, Czarny Kot jakoś nie zauważył, żeby Marinette kiedykolwiek mdlała z wrażenia na jego widok. Zresztą z dwóch udzielonych mu rad, bardziej pasowała mu podpowiedź Biedronki. Być może dlatego, że jakby na to nie patrzeć, jednak była dziewczyną.

Zerknął na Marinette. Przyglądała mu się z zaciekawieniem. No tak, zamilkł dobrą chwilę temu. Nie naciskała jednak na odpowiedź. Czekała.

Odwrócił się do niej. Ona – choć zdziwiona – także zwróciła się w jego stronę i spojrzała pytająco na niego. A on z lekkim wahaniem wyciągnął rękę w jej stronę i objął ją nieśmiało. Marinette uśmiechnęła się lekko, co mógł potraktować jako zachętę. Przynajmniej nie odepchnęła go. Przez chwilę nie mógł uwierzyć, że tak sobie tu stoją i on ją obejmuje. Zapatrzył się w jej błękitne oczy. Czy tylko mu się wydawało, czy ona czekała na kolejny jego krok? A jemu nagle zabrakło śmiałości, żeby go zrobić. I wtedy Marinette wspięła się na palce i delikatnie go pocałowała.

- No... - szepnęła zaraz potem i pogładziła go po policzku.

Przymknął oczy i przytulił ją mocniej. A potem pocałował. I tym razem był to całkiem prawdziwy pocałunek.

***

- Mhmmm... - wymruczała Marinette, kiedy Czarny Kot przerwał pocałunek. – Teraz już rozumiem.

- Co takiego? – Spojrzał na nią nieprzytomnie.

- Dlaczego nazywasz mnie Księżniczką – szepnęła, uśmiechając się szelmowsko.

Zarumienił się.

- Jak na takiego superbohatera, nieśmiały z ciebie chłopak... - stwierdziła Marinette, znów gładząc go po policzku.

- Bo ja z natury jestem dość nieśmiały. – Uśmiechnął się w odpowiedzi.

- Naprawdę? – zdziwiła się. – W życiu bym nie zgadła!

- Ta cała nonszalancja to tylko poza. – Wzruszył ramionami. – Dla zmyłki.

- A kogóż to chcesz zmylić? – Roześmiała się. – Mnie? To ci się udało!

- Wiesz, generalnie przy tym całym prowadzeniu podwójnego życia chodzi o zmylenie wszystkich dookoła, żeby nikt się nie połapał, kim naprawdę jesteśmy z Biedronką. Przyjęcie pozy to raczej konieczność.

- Ty wiesz, kim jest Biedronka? – spytała szeptem.

- Oczywiście, że nie. – Roześmiał się. – Ona też nie wie, kim jestem.

- A nie chciałbyś się dowiedzieć? – dopytywała się Marinette, obserwując go uważnie.

- Sam nie wiem... - odpowiedział z namysłem, zerkając na nią. – Wiesz, zawsze się zastanawiałem, jak to możliwe tak komuś zaufać, nie wiedząc o tej osobie zbyt wiele. Bo ja o Biedronce nie wiem praktycznie nic. Wiesz... Prywatnie. Możemy na sobie polegać. I ufam jej właściwie bezgranicznie. Ale tak naprawdę nic o niej nie wiem...

- Ani ona o tobie... - szepnęła Marinette.

- Ani ona o mnie... - powtórzył i zamyślił się na chwilę.

Marinette obserwowała go, zastanawiając się, gdzie odbiegły jego myśli. Miał rację – nic o nim nie wiedziała. Nawet nie miała pojęcia, że kiedy ostatnio pytał ją o to, jak wyznać dziewczynie uczucia, to mógł mieć na myśli ją samą. Tyle że w cywilnej postaci. Czy miał przyjaciół? Przed chwilą strzelała w ciemno, że jako superbohater nie ma nikogo bliskiego. A kiedy nie jest Czarnym Kotem? Czy jest równie samotny? Aż jej się ścisnęło serce na samą myśl o tym, że ten nieśmiały chłopak może być osamotniony także w codziennym życiu.

Pogładziła go znów po policzku. Lubiła to robić. I lubiła patrzeć, jak za każdym razem przymyka oczy. Jeszcze trochę, a będzie się domagał drapania za uszami. Jej wzrok odpłynął na jego uszy, a on natychmiast się zaczerwienił.

- Nawet o tym nie myśl... - mruknął.

- Zawsze chciałam to zrobić... - szepnęła, wspinając się na palce.

- Nie rób tego – poprosił. – Nie mam pojęcia, co się stanie.

- Zamruczysz. – Puściła do niego oko. – Jesteś kotem, czyż nie?

- Marinette... - szepnął prosząco.

- Już nie Księżniczka? – przekomarzała się, trzymając rękę nad jego głową.

- To może być krępujące...

- Mów za siebie. Ja myślę, że to będzie urocze.

- A jak mi się spodoba? – podjął jej grę.

- To będziesz częściej do mnie przychodził. Po więcej. – Uśmiechnęła się szeroko, a on roześmiał się szczęśliwy i wyznał z głębi serca:

- Kocham cię, Marinette.

Zastygła w bezruchu, w dalszym ciągu z ręką wyciągniętą w stronę jego uszu. Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Nie były to może słowa, których się nie spodziewała. W końcu przed chwilą tak jakby się całowali. A jednak... Jednak... Te słowa miały moc...

- Mam nadzieję, Czarny Kocie, że to nie jest twój fortel, żeby uniknąć drapania za uszami – powiedziała wreszcie. – Bo ja takie wyznania traktuję bardzo poważnie. I będę cię trzymać za słowo. Powiedziałeś.

- Powiedziałem. I choćbyś nie wiem, ile drapała mnie za uszami, nie cofnę tych słów.

- Przecież ja nic o tobie nie wiem... - szepnęła, przysuwając się bliżej i obejmując go za szyję. – To czyste szaleństwo...

I pocałowała go. Czarny Kot objął ją mocniej i dopiero po chwili poczuł jej dłonie we włosach. A potem... A potem jednak go podrapała za uszami...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro