4 - Nie jest tobą

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Mmm... Miłe to twoje mruczenie, Kocie... - szepnęła Marinette.

- Serio? – zdziwił się.

- Jest urocze – potwierdziła, przytulając się do niego. – Wiesz, że ono dobiega tam ze środka?

- Wiem. – Kiwnął głową, wciąż zmieszany tym mruczeniem, nad którym nie potrafił zapanować. A jednocześnie poruszony jej reakcją na nie.

- Nie pomyśl sobie, że chciałabym cię potraktować przedmiotowo, ale przydałbyś mi się od czasu do czasu.

- Żeby ci pomruczeć? – Uśmiechnął się.

- Yhm... Twoje mruczenie może mieć działanie terapeutyczne.

- Lubię być użyteczny, Księżniczko. A co? Masz kłopoty? – Zainteresował się natychmiast.

- Tylko trochę się martwię, Kocie... - szepnęła Marinette.

- Czym się martwisz?

- Będę musiała komuś złamać serce – wyznała nagle.

- Mnie? – spytał cicho i poczuł, że serce mu zamiera.

- Jasne... Dlatego przytulam się do ciebie, żeby cię rzucić. O, jeszcze dla zmyłki cię pocałuję!

- Nie mam nic przeciwko tym zmyłkom. Tylko mnie nie rzucaj.

- Nie rzucę.

- To co to za nieszczęśnik?

- Nie naśmiewaj się. Naprawdę jest mi z tym ciężko.

- Lubisz go?

- No pewnie, że go lubię. Gdybym go nie lubiła, to by mnie to tak nie bolało.

- Ale czy ty go lubisz-lubisz?

- Jest moim przyjacielem – wyznała Marinette. – I tak mi się zdaje... Że on chyba mnie lubi. No wiesz... Lubi-lubi.

- Ooo... - mruknął Czarny Kot, domyślając się od razu, o kim rozmawiają. I sam nie wiedział, czy czuć radość, czy smutek. – A co ci w nim nie pasuje? – spytał wprost, a ona spojrzała na niego, jakby pytał ją o to, czy Ziemia jest okrągła.

- Nie jest tobą – odpowiedziała po prostu.

- A gdyby był mną? – Czarny Kot zapytał z duszą na ramieniu.

- Och, to by rozwiązywało całe mnóstwo problemów. Ale nawet Biedronka nie ma tyle szczęścia w życiu – wyrwało jej się, po czym szybko się poprawiła: - Nie miałaby. Nie miałaby tyle szczęścia.

- Czyli, zaakceptowałabyś moje gorsze wcielenie? – drążył Czarny Kot, zupełnie nie zwróciwszy uwagi na jej potknięcie.

- Jak to: gorsze? – zdziwiła się. – Przecież kiedy nie jesteś Czarnym Kotem nadal jesteś sobą, prawda? Albo raczej będąc Czarnym Kotem, wciąż jesteś sobą.

- To dlaczego kochasz mnie jako Czarnego Kota, a mojemu cywilnemu „ja" chciałaś złamać serce?

- Nie mogę kochać dwóch chłopców na raz – wyznała. – Jednemu z was musiałabym odmówić.

- Czekaj. Czyli gdybym najpierw porozmawiał z tobą jako Adrien, to wtedy byłabyś z nim, a złamałabyś serce Czarnemu Kotu? – dopytywał się i dopiero zszokowane spojrzenie Marinette uświadomiło mu, co powiedział.

- Ja-jako A-Adrien? – wyjąkała.

- Nie ma chyba sensu zaprzeczać – westchnął. – Plagg, chowaj pazury...

Marinette pisnęła cienko, kiedy moment później zobaczyła, że stoi w objęciach Adriena Agreste'a. Właściwie nic się nie zmieniło. Przecież to wciąż był chłopak, którego kochała. I który kochał ją.

- Tego nie było w planach, młody... - mruknął Plagg, chowając się za kołnierzem Adriena. Jego zielone oczy skrzyżowały się spojrzeniem z błękitnymi oczami Marinette. – Mistrz Fu nie będzie zadowolony...

- No i po co to zrobiłeś? – spytała Marinette, przenosząc wzrok na Adriena.

Zarumienił się.

- Przecież i tak się wygadałem.

- Podobnie jak ja! I co z tego?

- Że co? – zdziwił się.

- Nic, nic – zreflektowała się natychmiast.

- Myślę, że nie ma co dłużej ciągnąć tej farsy – wtrącił Plagg. – Żyjcie już długo i szczęśliwie. I dajcie mi święty spokój. Tikki? Jesteś tam, moja słodka?

Marinette zachichotała.

- Nawet ja tak do niej nie mówię. Na twoim miejscu bym liczyła się ze słowami.

- Siedź cicho śpioszku-śmierdzioszku! – odezwał się cienki głosik z pokoju Marinette i Adrien poczuł, że chyba przestał ogarniać rzeczywistość.

- Ja też za tobą tęskniłem! – ucieszył się Plagg i wleciał do środka, zostawiając swojego pana ze zdetonowaną miną.

- Ja nic z tego nie rozumiem. Co to było? – spytał cicho Adrien.

- No cóż... Można powiedzieć, że twój coming-out ma zadziwiające konsekwencje. Nie miałam pojęcia, że oni się tak dobrze znają.

- Jacy oni?

- Adrien, Adrien... Jesteś jednym z najbardziej inteligentnych chłopaków, jakich znam. Dodaj dwa do dwóch. – Uśmiechnęła się do niego, a potem pochyliła się w jego stronę i wyszeptała milimetry od jego ust: - Tak się cieszę, że naprawdę jesteś moim jednym i jedynym, Kocie...

I pocałowała go.

Objął ją mocno i z entuzjazmem kontynuował pocałunki, nie próbując nawet ogarnąć rzeczywistości. Szumiało mu w głowie ze szczęścia. Powiedziała, że jest jednym z najmądrzejszych chłopaków, jakich zna. Pocałowała go. Czyli można było założyć, że jednak straciła dla niego głowę. Reszta go nie obchodziła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro