5.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Scorpius: 

Potter puszył się przez resztę dnia i uważał za nie wiadomo kogo, bo uczył mnie zaklęcia. Byłem wkurzony, że akurat on. Nienawidziłem gdy był w czymś lepszy ode mnie, ale na szczęście nie było to wiele rzeczy. Wróciłem do dormitorium i obrażony na cały świat usiadłem na łóżku.

- Już się nie rzucaj - powiedział Raphael. 

- Nienawidzę go. Pewnie będzie wszystkim rozpowiadał jaki to on mądry, a to ja mam jedną z lepszych średnich w szkole. Co za gnida. Gdzie on teraz jest? - spytałem.

- Chyba poszli na boisko - powiedział mój przyjaciel.

- Jutro mają trening - powiedziałem zastanawiając się - Słuchaj, włamiesz się do schowka ze składnikami na eliksiry, weźmiesz mi stamtąd warzuchę, lubczyk i kichawiec - powiedziałem i posłałem do przyjaciela wredny uśmiech.

- Wywar zaciemniający umysł? U Pottera to coś w ogóle zmieni? - spytał Raphael na co zacząłem się śmiać, że ogarnął o co mi chodzi. 

- Zadziała - powiedziałem z satysfakcją.

- A jak mnie ktoś przyłapie? - spytał.

- Ja nie pójdę, bo jestem prefektem. Zostałeś ty - powiedziałem. Po chwili namysłu Raphael poszedł. Zacząłem szukać w moich notatkach czy nie pojebałem składników, żeby Potter się przypadkiem nie przekręcił, ale wszystko się zgadzało. Spontanicznie w mojej głowie pojawił się pomysł by z chłopaka zrobić pośmiewisko, wkurzył mnie na tyle od początku tego roku, że mu się należało. 

Jakieś dwadzieścia minut później wrócił Raphael i położył na stoliku skradzione składniki.

- Świetnie - powiedziałem dumny z niego.

- Nie lepiej mu to podać przez meczem? - spytał.

- Myślałem o tym, ale wtedy zrobi się z tego większa drama i mogę mieć problemy, bo bycie na takim środku podczas meczu to poważna sprawa - wyjaśniłem.

- Racja. A nie myślisz, że lepiej mu to dać na czas trwania lekcji? Żeby na przykład z samego rana zrobił z siebie debila prze uczniami i nauczycielami? Potem i tak wszyscy się ogarną - powiedział chłopak.

- Racja, ciężko będzie mu to wcisnąć przez treningiem. Podam mu to rano. Zobaczymy jak się złożą okoliczności, ale jakoś to ogarnę - powiedziałem, poszliśmy do łazienki prefektów by uwarzyć wywar, który w wykonaniu był banalnie prosty. Na wszelki wypadek zrobiliśmy go trochę więcej, tak w razie jakby misja się nie udała. 

Wieczorem siedzieliśmy w dormitorium, próbowałem poczytać kilka rozdziałów do przodu o tych całych zaklęciach niewerbalnych, żeby nie było już takiej sytuacji, że nie będę czegoś wiedział. Nagle do dormitorium wszedł Potter i włączył głośno radio. Popatrzyłem na niego, było do tej pory cicho, jego przyjaciele zachowywali się cicho, każdy się zachowywał cicho z wyjątkiem jego. Westchnąłem i podszedłem do radia by je ściszyć, Potter zerwał się i je zgłośnił, i tak staliśmy przy odbiorniku i na zmianę zwiększaliśmy i zmniejszaliśmy głośność, żaden nie chciał odpuścić.

- Kurwa mać - powiedział Lucas, wszedł między nas i zabrał radio - Musicie się tak zachowywać? Zaraz się wkurzę i wyrzucę je.

- Nie - powiedział Albus i popatrzył na mnie z wyrzutem - Będzie ciszej - powiedział niezadowolony, wyrwał przyjacielowi radio i postawił z powrotem ustawiając na niewielką głośność. Takie sytuacje były u nas a porządku dziennym, jestem świadomy jak to wyglądało dziecinnie z boku, ale jego zachowanie było tak zjebane, że ja nie potrafiłem tego ignorować. 

- Tylko dlaczego ma być zawsze tak jak on chce? - spytał Potter.

- Bo jestem mądrzejszy - powiedziałem.

- No pojebało cię chyba, jeśli chcesz się uczyć zawsze możesz iść w inne miejsce - powiedział z pretensją. 

- Jest wieczór, a wieczorem nie powinno się chodzić po zamku, jestem prefektem - powiedziałem cwaniacko. 

- To sobie bądź przemądrzała blond kanalio - powiedział oburzony, chłopaki w dormitorium z zaniepokojeniem obserwowali naszą potyczkę słowną.

- Musisz robić zawsze awantury? Było tak spokojnie, a zawsze jak ty przyłazisz to robi się zamieszanie, zawsze kurwa, dlaczego ty w ogóle trafiłeś do Slytherinu, ciebie nie powinno tutaj być! - krzyknąłem rozjuszony, Potter nagle złapał pałkę od quidditcha i się zamachnął we mnie z całej siły, schyliłem się i pałka z całą siłą jaką chłopak włożył uderzyła w okno, popatrzyliśmy wszyscy z zaniepokojeniem na okno, które zaczęło delikatnie pękać, i powłoka oddzielająca nas od podwodnego życia, bo mieliśmy przecież pokój w lochach pod wodą zaczyna pękać.

- O kurwa - powiedział Potter, przez moment patrzyliśmy na pękającą szybę po czym zerwaliśmy się i uciekliśmy z pokoju i najszybciej jak umieliśmy pobiegliśmy po profesora Fernsby'ego, który wypełniał jakieś papiery w swoim gabinecie.

- Panie profesorze! - wpadłem szybko - Potter zbił okno w dormitorium! - krzyknąłem, nie mogłem się oprzeć by nie podkreślić roli Pottera w tym wszystkim. 

- Co?! - spytał z zaniepokojeniem profesor, złapał różdżkę i pobiegł za mną do pokoju wspólnego, wszyscy stali przy naszym dormitorium, przez drzwi zaczęło przeciekać trochę wody.

- Idźcie szybko po profesora Taylora - rozkazał, Lucas pobiegł szybko - Odsuńcie się wszyscy, idźcie do pokoju wspólnego - rozkazał. Tak też zrobiliśmy. Byłem wkurwiony na to co odjebał Potter, ale na samą myśl jaki przypał będzie miał za to chciało mi się śmiać. Swoją drogą nie spodziewałem się, że jego siła będzie w stanie zbić tak grube i mocne szyby. Może użył jakiegoś zaklęcie niewerbalnego by pałka trafiła z większą siłą w moją głowę, przecież on mógł mnie zabić. On jest jakiś niepoważny. Po chwili profesor Taylor przybiegł z pomocą, i wspólnie otworzyli drzwi z których wypłynęła woda, przecież nasze wszystkie rzeczy były mokre.

- Musiałeś kurwa? - spytałem Pottera.

- Sorry, to ty miałeś oberwać w ten pusty łeb - wspomniał. 

- Nasze wszystkie rzecz są mokre - powiedział z pretensją Raphael. 

- Wysuszy się zaklęciem osuszającym - stwierdził Potter. 

Po dłuższej chwili nauczycielom udało się pozbyć większości wody z naszego dormitorium i naprawić szybę, ale sytuacja wywołała oczywiście zamieszanie i poruszenie wśród ślizgonów, którzy z ciekawością obserwowali całą sytuację. 

- Nie obchodzi mnie to, że jest już późno. Wy wszyscy idziecie suszyć sobie rzeczy, a Potter idzie ze mną do dyrektorki - zarządził profesor Fernsby. 

Potter z niechęcią udał się na rozmowę do dyrektorki a my suszyliśmy rzeczy, mokre było wszystko, książki, ciuchy, pościel. Do późnej nocy chodziliśmy z różdżkami i z pomocą zaklęcia, które powodowało wypuszczanie ciepłego powietrza z różdżek suszyliśmy nasz pokój. Nie raz skomentowałem pod nosem zjebane zachowanie Pottera, kto to widział wybić szybę do cholery. 

Po jakimś czasie wrócił Potter, który wspomniał do swoich kolegów, że dostał pięćdziesiąt ujemnych punktów i do jego rodziców poszedł list, i oprócz tego bez pomocy magii ma umyć dokładnie wszystkie stoły, ławy i podłogę w Wielkiej Sali. 

W głębi duszy byłem na niego wkurwiony, ale też i zadowolony, że dostał karę. Należało mu się, przecież mógł mnie zabić. Jeszcze jutro dostanie ode mnie w rewanżu eliksir zaciemniający umysł, świetnie się złożyło. 

Nazajutrz tylko czekałem na dobrą okazję by dolać gdzieś chłopakowi wywaru, byłem dodatkowo zdeterminowany przez to co narobił w nocy. Na stoliku obok jego łóżka stała szklanka z sokiem dyniowym, prędzej czy później to wypije. Stwierdziłem, że lepszej okazji nie będzie, gdy chłopak wyszedł do łazienki a ja zostałem w dormitorium sam szybko podbiegłem do szklanki i wlałem tam wywar, po czym szybko odszedłem w drugi koniec pokoju udając, że poszukuję książki. 

Chłopak wrócił, zapiął na odwal koszulę jak to on, niedbale zarzucił sobie szatę i wypił całą szklankę soku, patrzyłem ze zdumieniem jak wypija cały sok z wywarem. Szczęście mi dopisywało, bo przed nami właśnie były zajęcia z McGonagall. Szybko wybiegłem za chłopakiem i poszedłem pod salę, czekał tam na mnie już mój przyjaciel, który by w bibliotece. Szepnąłem mu na ucho, że akcja się udała i natychmiast skierował wzrok na Pottera, który z wielkim zafascynowaniem opowiadał coś kolegom. Weszliśmy do sali, Potter wbiegł pierwszy, usiadł szybko na krześle i patrzył tępo na McGonagall. Co chwila na niego zerkałem czekając na efekty działania wywaru. 

- Dzisiaj przechodzimy do tematu transmutacji ludzkiej, który jest bardzo ciężki więc czeka nas z tym tematem wiele zajęć - powiedziała dyrektorka na co Potter zaczął się głośno śmiać.

- Coś się bawi? - zwróciła się do niego kobieta.

- Tak. Te zajęcia są bez sensu - powiedział przekonany o swoich racjach. Dyrektorka popatrzyła na niego z szokiem, a po sali poniósł się lekki śmiech.

- Potter co ty sobie wyobrażasz! - huknęła do chłopaka, który wszedł na ławkę i na niej stanął.

- Ta szkoła jest bez sensu - powiedział i się zaczął śmiać, zerknąłem na Raphaela i zacząłem się zastanawiać, czy nie zaszła drobna pomyłka w doborze składników, bo chłopak miał być po tym lekkomyślny i opóźniony, a nie miał zachowywać się jak skończony debil.

- Nie będę się uczył, koniec tego dobrego, koniec! - krzyknął, zeskoczył ze stolika i wybiegł z sali. McGonagall stała jak wmurowana. 

- Pani Profesor, jemu się cos chyba stało, on by tak nie zrobił - powiedział Fergus.

- Złapcie go i przyprowadźcie do mnie... A najlepiej o razu do profesora Fernsby'ego - powiedziała przerażona kobieta. Po całym zamku niosły się krzyki Pottera, który biegał, krzyczał, śmiał się ze wszystkiego i wystraszył swoim zachowaniem nawet Irytka. Mimo tego, że coś mi się nie zgadzało, lub ten wywar zadziałał na niego inaczej niż powinien mieliśmy z Raphaelem kupę śmiechu, gdy cała nasza klasa próbowała złapać Pottera, a on biegał szybko po schodach, które zmieniały swoje położenie i złapanie go było jeszcze trudniejsze. Biegał beztrosko po korytarzach krzycząc jak nienawidzi szkoły i że puści wszystko z dymem. Ciężko było tłumić w sobie śmiech widząc ten widok.

Pociągnąłem dyskretnie Raphaela do łazienki by z nim porozmawiać chwilę.

- Słuchaj, chyba coś zjebaliśmy. Nie wiem, byłem wczoraj taki wkurzony że nie przyjrzałem się jakoś dokładnie tym składnikom, i chyba coś poszło nie tak, on nie miał się aż tak zachowywać - powiedziałem rozbawiony całą sytuacją.

- Może wyszło nawet lepiej niż by wyszło gdybyśmy się nie pomylili - powiedział chłopak. Popatrzyłem na niego i zacząłem się śmiać, widok ogłupionego Pottera śmigającego po szkole był bardzo zabawny. Zdjął z siebie szatę, zawiesił wokół szyi i krzyczał, że ma pelerynę i jakieś moce, a my tylko pokładaliśmy się ze śmiechu biegnąc za uczniami, którzy próbowali go złapać, ciężko było nawet rzucić na niego jakieś zaklęcie zwalniające bo się rzucał jak pojebany.

W końcowym etapie Albus stał na środku korytarza i kręcił się w kółko wpatrzony w sufit, podszedł do niego Lucas i Fergus i go złapali i zanieśli do lochów jak poleciła McGonagall, Potter miał zbłądzony wzrok i wyglądał jak w swoim świecie, jego ryj jeszcze nigdy nie wyglądał tak głupio jak wtedy. 

- Mam nadzieję, że nie masz nic z tym wspólnego - powiedziała Rose podchodząc do mnie, natychmiast spoważniałem.

- Nie mam, co ty - powiedziałem z pokerową twarzą. Wszyscy się udaliśmy do lochów, każdy był ciekawy co dolegało chłopakowi, miałem tylko nadzieję, że to się nie wyda. 

Stanęliśmy przed drzwiami, po chwili wyszła do nas McGonagall.

- Albus został zatruty jakimś nieudolnie zrobionym wywarem zaciemniającym umysł. Kto dopuścił się czegoś takiego? - spytała kobieta, zachowałem zimną krew i pokerową twarz, wiedziała dobrze o naszej nienawiści, ale z uwag na to, że byłem prefektem chyba nie podejrzewała, że mogłem być to ja. Nie powinienem czegoś takiego robić, miałem świecić przykładem, jednak przez moją nienawiść do Pottera czasem te zasady lekko naginałem. Należało mu się, on przez te lata szkolne rzucił na mnie tyle zaklęć, że mu się nic nie stanie. 

- Nikt się nie przyznaje? Jeszcze się dowiem. Na lekcje - powiedziała, podążyliśmy za nią na górę.

Albus: 

Wszyscy poszli na lekcje a ja siedziałem u profesora Fernsby'ego i starałem się ogarnąć umysłowo. Nadal czułem się lekko przyćmiony.

- Nie weźmiesz dziś udziału w treningu - powiedział.

- Dam radę - powiedziałem.

- Nie dasz. Musisz wydobrzeć, leżysz dziś cały dzień i odpoczywasz. Masz podejrzenia kto...

- Scorpius Malfoy - powiedziałem z odrazą.

- Wiedziałem, że to powiesz. Na pewno pójdzie na rozmowę do dyrektorki, obydwaj pójdziecie. Jesteś pewny?  - spytał mężczyzna.

- Byłem w dormitorium, raczej wróciłem z łazienki. Napiłem się soku i nagle zrobiło mi się dziwnie, słabo, zaczęła mnie boleć głowa. A w dormitorium był tylko Malfoy - wyjaśniłem.

- No dobrze. Wyjaśnimy to dziś, idź teraz do łóżka, połóż się. Nie będziesz w takim stanie siedział na lekcjach - zarządził profesor, tak też zrobiłem. 

Byłem wkurzony na Malfoya, otruł mnie, przecież mogło mi się coś stać. Gdyby to wyszło na jaw to jego kariera prefekta by przepadła. To było oczywiste, że to jego sprawka. Gdy nasza grupa skończyła lekcje obydwoje zostaliśmy wezwani do McGonagall. Scorpius już siedział w środku, popatrzyłem na niego z odrazą.

- Potter twierdzi, że to ty go otrułeś - powiedziała dyrektorka.

- Nic nie zrobiłem. Może to jego koledzy, rozumem nie grzeszą - powiedział blondyn.

- Po co mieliby to robić?! - oburzyłem się.

- Nie wiem. Albo ty to sam zrobiłeś żeby mnie wrobić. Z całym szacunkiem, ale myślę że nie pomyliłbym się w robieniu tak prostego wywaru, a sama pani profesor powiedziała, że był zrobiony nieudolnie - wyjaśnił blondyn. Nagle zerwałem się i rzuciłem na blondyna, McGonagall odciągnęła nas od siebie.

- DOSYĆ! - krzyknęła - Jak wy się zachowujecie! Malfoy, to twoja sprawka?! - krzyknęła całkiem wyprowadzona z równowagi.

- Nie, nie moja. Nic nie zrobiłem, nie ma żadnych dowodów, jestem niewinny - upierał się blondyn.

- Pani profesor, przecież ja sam bym się nie otruł, to jego wina - mówiłem ze łzami w oczach, jak zwykle nikt mi nie wierzył, a byłem pewny że to jego sprawka.

- Ja mam już was dosyć. Mam dosyć waszej dwójki, teraz jakiś eliksir, w nocy stłuczona szyba - powiedziała trzymając się za głowę - Piszę do waszych rodziców, niech robią z wami porządek.

- Ale to ja tu jestem poszkodowany, on mnie otruł - mówiłem rozpaczliwie, nie dość, że zostałem otruty to jeszcze ona podejrzewała, że mogło być tak jak mówiła ta blond kanalia, że sam się otrułem by go wrobić.

- Nic takiego nie zrobiłem, może i się nienawidzimy, ale bez przesady - powiedział poirytowany.

- Wyjdźcie mi obydwaj, ale już. Przyjadą wasi rodzice i może wam przemówią do rozsądku, mam dosyć waszych krzyków, wiecznych kłótni i tej wojny - powiedziała poirytowana kobieta. Wyszliśmy z jej gabinetu na korytarz, popchnąłem Malfoya na ścianę i z całej siły do niej przyparłem.

- Wiem, że to ty - powiedziałem patrząc mu prosto w oczy, myślałem że może nie będzie umiał ze wstydu i swojej głupoty popatrzeć w moje oczy, ale nic z tych rzeczy. Był tak zakłamany, że nawet to czego dokonał nie zrobiło na nim większego wrażenia i nie dopadły go wyrzuty sumienia.

- Nic ci nie zrobiłem, puść mnie - warknął i wyrwał mi się i szybko poszedł do pokoju wspólnego. Byłem tak strasznie wkurzony, kopnąłem z całej siły w ścianę, że po mojej stopie rozszedł się promieniujący ból. 

Malfoy, jak ja cię kurwa nienawidzę.

 Wróciłem wkurwiony i dosiadłem się do moich przyjaciół, którzy siedzieli przy kominku w pokoju wspólnym. Opowiedziałem im co się wydarzyło, również byli oburzeni tym co miało miejsce w pokoju dyrektorki.

- Co za kretyn, że sam byś się niby otruł żeby zrzucić na niego winę? Ale sobie wymyślił... Ale bym go wziął i nie wiem co mu zrobił - powiedział poirytowany Lucas i rozejrzał się czy nikt nas nie podsłuchuje.

- Najgorsze jest to, że McGonagall zawiadomiła naszych rodziców. Czekam tylko aż zjawi się tu mój ojciec i jego. Ciekawe co z tego wyniknie - westchnąłem. 

Miałem ochotę go po prostu pobić, zrobić coś, ale wiedziałem że wynikną z tego problemy, więc siedziałem do późna w Wielkiej Sali i odbywałem te zjebany szlaban rozmyślając o tym co mógłbym zrobić ten gnidzie. Ale wiedziałem jedno, Malfoy, tobie to nie ujdzie na sucho i poznasz co to znaczy ze mną zadrzeć. 
.

.

Pomysł z wybiciem szyby podsunęła @snowqueena

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro