Rozdział 1 Zimno mi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Weź się pośpiesz! Ile można siedzieć w kiblu?! – Ade tłukł pięścią w drzwi do łazienki. – Kochanie? Wszystko dobrze?

Wywróciłem oczami, od dwudziestu minut czekaliśmy aż Eugene wyjdzie z łazienki. Nie zliczę nawet ile razy w ciągu tego dnia jego chłopak, Ade Kebe wydarł się, że się spóźnimy przez niego. Po części rozumiałem czarnowłosego, ale z drugiej strony nie mogłem pojąć gdzie mu się tak śpieszy. Idziemy tylko na imprezę, a nie na jakiś bankiet z największą burżuazją Japonii. Rozsiadłem się wygodnie na kanapie, która stała w salonie czerwonowłosego i patrzyłem na zdenerwowanego przyjaciela.

- Co ty sraki dostałeś czy co?! – Kebe dalej uderzał dłonią w drzwi.

- Ade, jak cię proszę przestań się drzeć – spojrzałem na niego wzrokiem pełnym irytacji. – to tylko impreza. Gabriel nie będzie zły jak się trochę spóźnimy.

Eugene wreszcie wyszedł z łazienki, ubrany w krótkie spodenki do kolan oraz koszulkę z logo jakiegoś zespołu, którego akurat nie kojarzyłem. Ade zaczął dawać swojemu ukochanemu reprymendę na temat wagi czasu, na co Eugene tylko go uderzył w bark. Zaśmiałem się na widok tej sytuacji, z pewnością moi przyjaciele tworzą dość ciekawą parę. Cieszę się, że oboje na początku liceum zrozumieli, że są w sobie zakochani i teraz tworzą szczęśliwą parę. Właściwie to im trochę w tym pomogłem, ale czego się nie robi dla przyjaciół.

Na przeciwko kanapy na której siedziałem, stało duże lustro. Wstałem na równe nogi i obejrzałem się, miałem na sobie czarne bojówki, białą gładką koszulkę na ramiączkach a na to założoną skórzaną kurtkę. Na stopach miałem zwykłe czarne trampki. Nie był to jakiś mega modny zestaw ubrań na imprezę, ale najważniejsze, bym czuł się swobodnie.

- Tobie nie będzie za gorąco w tej kurtce? – zapytał w pewnym momencie Eugene, biorąc w dłonie klucze do domu.

- Nie, czemu? – zapytałem mijając go.

- Kaiser, na zewnątrz jest prawie trzydzieści stopni a ty jesteś w długich spodniach i jeszcze masz na sobie skórzaną kurtkę. – zauważył Ade, ubierając na stopy białe buty.

- Zimno mi.

To była prawda. Odkąd zaczęły się wakacje, odczuwałem niewyobrażalne zimno do takiego stopnia, że zacząłem w nocy spać w długiej piżamie oraz przykrywałem się dwoma kocami oraz kołdrą. Przez dzień kiedy temperatury były wysokie aż tak nie odczuwałem zimna, najgorsze były dla mnie noce gdy ta temperatura się obniżała. Skórzana kurtka może i nie daje dużego ciepła ale wolę, by ludzie na ulicy nie patrzyli na mnie jak na wariata jakbym ubrał kurtkę zimową w lato. Widziałem, że Kebe oraz Peabody są trochę zaniepokojeni, jednak według mnie nie ma czym się martwić. Najpewniej się po prostu zaziębiłem i takie są tego skutki. W końcu od czego innego to zimno mogło by być?

- I co się patrzycie jak mucha na gówno? – zapytałem krzyżując ramiona na klatce piersiowej.

Pierwszy odezwał się Eugene.

- Kaiser, ty się na pewno dobrze czujesz? – zapytał ostrożnie okularnik. – To nie jest normalne, że w czerwcu jest ci zimno.

Wywróciłem oczami na drugą stronę.

- Pewnie jestem przeziębiony i tyle. – otworzyłem drzwi na oścież po czym odwróciłem do nich głowę. – To co, idziemy na tą imprezę czy nie?

___

Zbliżaliśmy się do domu Garcii. Przez to, że jeszcze żaden z nas nie miał prawa jazdy, musieliśmy iść pół miasta pieszo do domu Gabriela. Rodzice chłopaka wylecieli na tydzień na Okinawę, więc ten miał idealną okazję do zorganizowania domówki z okazji zakończenia szkoły. Co z tego, że żegnaliśmy się już na zakończeniu i planowaliśmy się ze sobą widywać przez okres wakacji, Gabriel i tak postanowił jeszcze zrobić imprezę. Wchodząc do dużego domu zauważyłem, że oprócz ludzi z naszego rocznika byli jeszcze uczniowie młodszych klas a nawet i niektórzy absolwenci. Ucieszyłem się w duchu ponieważ możliwe, że spotkam kilku starszych kolegów z Raimon'a takich jak Samguk, Wan Chang czy Rusty. Mimo, że godzina była jeszcze młoda, bo dopiero dziewiętnasta, to i tak już było dużo ludzi. Niektórzy już pijani w trzy dupy. Wywróciłem na ten widok oczami, ciekawiło mnie ile już zdążyli wypić.

- Chłopaki! Tutaj! –razem z chłopakami spojrzeliśmy w prawo, machał do nas gospodarz w towarzystwie Riccardo.

Podeszliśmy do nich po czym się przywitaliśmy zwykłą piątką, tak jak za czasów liceum i gimnazjum. Wtedy przyjrzałem się ubiorowi moich przyjaciół. Gabriel był ubrany w zwykłą białą koszulkę oraz czarne spodenki do kolan, natomiast Riccardo jak to on był ubrany w białą, elegancką koszulę oraz długie ciemne spodnie. Czasami się zastanawiałem, dlaczego Di Riggo zawsze chodzi ubrany tak elegancko nawet kiedy nie ma żadnej specjalnej okazji. Chociaż ja o guście modowym wolę się nie wypowiadać, bo sam go nie mam. Usiadłem na kanapie koło Ade'a i od razu dostałem kubeczek z alkoholem, przysunąłem go do nosa i uśmiechnąłem się do siebie. Wiśniówka, czyli moja ulubiona. Nie żebym był jakiś wybredny, na imprezie wypije każdy alkohol jaki jest, ale jeśli chodzi typowo o wódkę to preferuje bardziej smakową niż zwykłą. Upiłem łyk i zapiekło mnie lekko w gardle, ale zignorowałem to. Już tyle razy piłem na imprezach, że nie robiło już to na mnie tak dużego wrażenia.

- Gabi? – głos zabrał Eugene, który trzymał szklankę z colą. – Przyjdzie ktoś z starego Raimon'a?

Różowowłosy wzruszył ramionami.

- Aitor mi pisał jedynie, że będzie on z Arionem i spółką. – powiedział po czym zrobił sobie drinka. – Samguk mi pisał, że postarają się być ale nie obiecują.

Siedzieli tak i rozmawiali, dopóki do Garcii nie podszedł jego chłopak – Aitor Cazador, który akurat przyszedł razem ze swoimi przyjaciółmi z rocznika. Impreza się coraz bardziej rozkręcała, przychodziło coraz więcej ludzi oraz wielu już leżało nieprzytomnych w kątach domu. Właśnie rozmawiałem z Arionem, który postanowił się do mnie przyczepić. To nie tak, że go nie lubiłem wręcz przeciwnie, od czasów gimnazjum go w miarę polubiłem ale po prostu nie mam dzisiaj za bardzo ochoty z nim rozmawiać. Szczególnie, że znów gada o tym jak bardzo podoba mu się jego przyjaciółka Sky. Kiedy w myślach szukałem jakiegoś sposobu by się pozbyć szatyna, na horyzoncie zobaczyłem idącą w naszą stronę dziewczynę, o której Arion tyle gada. Wtedy przyszedł mi do głowy plan doskonały, dzięki któremu pozbędę się Ariona a przy okazji pomogę mu w jego miłosnych podbojach.

- Arion – zwróciłem się do niego, po czym wypiłem trochę zawartości mojego kubeczka. – kiedy wreszcie powiesz Sky, że się w niej bujasz od gimnazjum?

Niebieskooki spłonął rumieńcem a ja pokręciłem głową z rozbawienia.

- Ey Sky! – zawołałem dziewczynę, która podeszła do nas zaciekawiona. – Arion chciał z tobą o czymś ważnym porozmawiać.

- Naprawdę? – spojrzała na wspomnianego chłopaka, po czym uśmiechnęła się ciepło. – Właściwie to ja również muszę z tobą pogadać Arion.

Dziewczyna chwyciła zarumienionego szatyna za dłoń, po czym pociągnęła go na zewnątrz. Głośno się zaśmiałem, byłem z siebie zadowolony i dopiłem resztę swojego napoju, który został mi w kubeczku. Po tym znów się ktoś do mnie dosiadł, miałem ochotę już powiedzieć coś opryskliwego ale wtedy moje oczy zderzyły się z ciemnymi oczami Rusty'ego. Ucieszyłem na jego widok, ponieważ nie widziałem go odkąd skończył liceum. Honda niewiele się przez ten rok zmienił, wydaje mi się, że jest tylko bardziej umięśniony niż w czasach licealnych. Czarnowłosy trzymając w dłoni butelkę z piwem zaczął mnie wypytywać o różne rzeczy, takie jak plany po liceum, kierunek studiów i tym podobne.

- Cóż, będę składał na zoologię, – przyznałem odkładając kubeczek na stolik. – a ty?

- Ja nie poszedłem na studia, – przyznał po czym upił łyk swojego piwa, a ja uniosłem z zainteresowania jedną brew do góry. – pomagam tacie w warsztacie. Kto wie, może kiedyś go odziedziczę? Również pomagam mojej dziewczynie, w jej rodzinnym interesie.

Zachłysnąłem się powietrzem.

- Ty masz dziewczynę? – byłem nieźle zdziwiony tą informacją, nigdy nie przypuszczałem, że akurat Rusty sobie kogoś znajdzie. – Kto to?

- Pamiętasz Florę Mosely? – skinąłem głową, kojarzyłem dziewczynę z naszego liceum głównie przez fakt, że wiele osób uważało ją za dziwaczkę bo bardzo lubiła czytać i interesowała się roślinami.

- I co z nią? Ile już razem jesteście? – zapytałem.

- Dopiero po liceum zaczęliśmy więcej ze sobą gadać i już jesteśmy pół roku razem. – powiedział na co ja skinąłem głową.

Po chwili poczułem, że jest mi okropnie duszno. Nie wiedziałem czy to od tak dużej ilości osób w jednym pomieszczeniu, czy to może zmiana ciśnienia ale przeprosiłem Hondę i wyszedłem na dwór się przewietrzyć. Musiałem się przeciskać przez tłum spoconych i pijanych ludzi, ale ostatecznie udało mi się dojść do wyjścia z domu Garcii. Gdy byłem już na dworze spostrzegłem, że jest już ciemno a kiedy przyszliśmy było jeszcze jasno. Wyjąłem telefon z kieszeni i moje oczy same rozszerzyły się ze zdziwienia, gdy zobaczyłem która jest godzina. Jakim kurwa sposobem jest już prawie dwudziesta druga?! Usiadłem na trawie po czym wziąłem kilka głębszych oddechów, ale nic nie pomagało. Czułem się tak, jakby ktoś związał mi sznurem płuca i ściskał bardzo mocno. Położyłem się na plecach i wtedy poczułem ulgę, zacząłem brać głębokie oddechy a ucisk jaki czułem zniknął. Patrzyłem w czarne niebo a w głowie krążyły mi różne myśli, głównie skupiały się one wokół mojego złego samopoczucia. Najpierw te nagłe ataki zimna w ciele a teraz to? To na pewno nie jest zwykłe przeziębienie.

- Co się kurwa ze mną dzieje? – zapytałem sam siebie, tak jakbym myślał, że ktoś mi teraz odpowie.

- Kolejny zjarany?

Zignorowałem tą osobę, nawet na nią nie spojrzałem.

- Nie jaram, – przyznałem po czym kątek oka zobaczyłem, że postać siada koło mnie. – po prostu musiałem się przewietrzyć.

Osoba się cicho zaśmiała, wreszcie postanowiłem obrócić całą głowę w jej stronę. Mimo, że na dworze było ciemno to światła z domu Gabriela padały na miejsce gdzie leżałem i mogłem się przyjrzeć twarzy postaci. Był to chłopak, wyższy ode mnie oraz pewnie starszy o jakiś rok, może maksymalnie dwa lata. Miał fioletowe włosy oraz grzywkę, która odpadała mu na prawą stronę. Jego oczy były wyjątkowe, wydawało mi się, że już kiedyś widziałem. Były ciemnoczerwone, ale tylko od środka, od zewnątrz były złote.

Kurwa mać, był przystojny. Cholernie przystojny. I tak cholernie znajomy.

- Co, w główce zakręciło ci się od jednego piwka, Kaiser? – wtedy moje oczy rozszerzyły się w szoku, wreszcie zrozumiałem kto koło mnie siedzi.

Włosy, oczy, ten ton głosu. Jak ja mogłem się nie połapać na początku?! Koło mnie siedział pierdolony Doug McArthur.

Ale co on tu robi?

- Doug? – zapytałem niepewnie i odwróciłem od niego wzrok, za długo mu się przyglądałem. – Co ty tutaj robisz?

- Przyjechałem z Rysty'm, by jak coś go zgarnąć gdyby się najebał. – przyznał wyciągając z kieszeni spodni papierosa elektrycznego. – Chcesz?

Wystawił go przede mnie a ja odmówiłem, nie palę i nie zamierzam. Doug tylko wywrócił oczami, po czym się zaciągnął i wypuścił z ust chmurę dymu. Starałem się jak mogłem, by na niego nie patrzeć ale było to trudniejsze niż myślałem. Ostatecznie się przełamałem i kątem oka zerknąłem na jego usta, z których uchodził aktualnie dym. Czemu kurwa akurat na nie spojrzałem? Czułem jak policzki zaczynają mnie piec.

- Przestań, – mówiłem sobie w myślach. – to tylko Doug. To tylko Doug, który opuścił naszą drużynę w gimnazjum, doszedł do innej a potem słuch o nim zaginął.

- Młody, co ty taki cichy? – zapytał mnie chłopak. – Czyżbym onieśmielił cię swoją przystojną osobą?

Parsknąłem śmiechem, kręcąc jednocześnie głową.

- Jakbyś jeszcze faktycznie był przystojny, McArthur. – odpowiadam mu zadziornie, patrząc równocześnie prosto w jego wyjątkowe oczy.

Po chwili jednak coś innego zwróciło moją uwagę, a dokładniej to zbiegowisko które zrobiło się przy wejściu do domu. Zmrużyłem oczy, by lepiej widzieć jednak wtedy z tłumu wyszedł mój przyjaciel Ade, który się zataczał na lewo i prawo. Czarnowłosy śpiewał przy tym najbardziej obciachowe piosenki, jakie powstały przez ostatnie lata. Za nim wybiegł Eugene, który próbował go jakoś uspokoić, jednak Kebe tylko jak go zobaczył to oświadczył na cały głos, że chce się z nim kochać. Nie wiedziałem, czy mam się śmiać czy płakać z tego widoku, ale ostatecznie wybrałem opcje trzecią, czyli pomoc Peabody'emu w ogarnięciu Ade'a. Kiedy podniosłem się z trawy i już chciałem iść w stronę przyjaciół, poczułem jak starszy chłopak chwyta mnie za nadgarstek. Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem.

- Pójdę po Hondę i was odwieziemy, – powiedział również wstając na równe nogi. – chyba, że wolisz iść przez pół miasta z pijanym Kebe.

Jego propozycja była naprawdę kusząca, bo faktycznie nie chciałem iść z pijanym przyjacielem do domu Eugene'a. W planach mieliśmy dzisiaj po imprezie u niego spać, więc tak czy siak musieliśmy wracać razem. Doug dał mi kluczyki do samochodu i mniej więcej wytłumaczył, gdzie zaparkował. Razem podeszliśmy do zbiegowiska, fioletowłosy poszedł poszukać Hondy, ja natomiast chwyciłem Ade'a pod jedno ramię a Eugene pod drugie.

- Ale ja nie chce spać! – darł się pijany Ade. – Eugene ja chce się z tobą kochać!

Widziałem, jak twarz Peabody'ego robi się cała czerwona.

- Nigdy więcej nie pozwolę ci pić. – powiedział stanowczo, na co czarnowłosy jęknął głośno.

Udało nam się posadzić Ade'a na tylnym siedzeniu, od razu usiadł koło niego Eugene który pilnował by ten nie zrobił nic głupiego. Długo nie musieliśmy czekać na pojawienie się właściciela samochodu, Doug wziął ode mnie klucze po czym nakazał mi usiąść z tyłu jego czarnego BMW. Rusty usiadł na miejscu pasażera a Doug za kierownicą, po czym samochód ruszył. Całą drogę nie rozmawialiśmy za wiele, jedynie Ade cały czas śpiewał ale nie zwracałem na to zbytniej uwagi. Oparłem głowę o szybę i przyglądałem się jak Doug w skupieniu prowadzi samochód, jak mam być szczery to wyobrażałem go sobie jako ten typ kierowcy, który jeździ jak wariat a tu proszę, taka niespodzianka. Po około piętnastu minutach byliśmy już pod domem Eugene'a, pomogłem mu wyprowadzić z auta jego ledwo żywego partnera i gdy już chciałem zamknąć drzwi usłyszałem głos McArthura.

- Mam nadzieje, że jeszcze się spotkamy by pogadać dłużej Kaiser. – powiedział a ja zobaczyłem w jego oku błysk.

- Życie pokaże. – odpowiedziałem po czym się odwróciłem, nawet się z nim nie pożegnałem.

Wtedy jeszcze nie sądziłem, że następne spotkanie z nim będzie dla mnie ukojeniem i zbawieniem.





_______________

I oto mamy pierwszy rozdział, jak widać padło na ship MinaKura! Mam nadzieje, że się wam spodobał początek historii.

Również ten rozdział chce zadedykować  Vala-sija która dzisiaj ma 18 naste urodziny. Jest to mój mały prezent dla ciebie z okazji urodzin, mam nadzieje, że ci się podoba. Życzę ci w tym dniu wiele uśmiechu, samych szczęśliwych chwil z przyjaciółmi i rodziną, dobrych ocen w szkole oraz pomyślnie zdanej matury. Dodatkowo, żebyś zdobyła milion pod Victim, by Rysiu i Terry ci nago zatańczyli i byś była szczęśliwa. Niech ten dzień będzie dla ciebie wyjątkowy! Jeszcze raz wszystkiego najlepszego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro