Rozdział 2 Został panu około miesiąc życia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Kaiser? – Eugene zapukał do drzwi łazienki. – Już zrobiłem śniadanie, co ty tam tyle robisz?

- Zaraz wyjdę! – zawołałem, próbując powstrzymać kolejną falę wymiotów.

Gdy usłyszałem, że Eugene oddala się od drzwi ubikacji, kolejny raz tego ranka pochyliłem się nad toaletą i zwymiotowałem. Była dopiero dziesiąta a ja zdążyłem już zwymiotować trzy razy, odkąd się obudziłem. Tak czy siak w nocy nie nie spałem za dobrze, dręczyło mnie znów to cholerne zimno a żeby jeszcze było lepiej, musiałem przez długi czas słuchać jak Ade rzyga do miednicy. Noc po prostu wspaniała szczególnie, że ta przeklęta miednica leżała koło mojego materaca przez resztę nocy, akurat przy miejscu gdzie miałem ułożoną głowę i dopiero rano Eugene ją poszedł umyć.

Pierwsza fala wymiotów zaczęła się około godziny ósmej, kiedy jeszcze moi przyjaciele smacznie spali razem na łóżku. Po jakiś dziesięciu minutach wróciłem na materac, ale spokój był tylko chwilowy. Po jakiś piętnastu minutach pobiegłem z powrotem do łazienki, i zostałem w niej przez następną godzinę. Kiedy już chciałem wyjść do przyjaciół, którzy wstali znów poczułem przypływ i zostałem w kiblu. Sam nie wiedziałem co się ze mną dzieje, niemożliwe by było to po alkoholu ponieważ to nierealne by po jednym kubku wiśniówki tak się działo. Gdy spuściłem wodę, podszedłem do lustra i dokładnie się obejrzałem. Miałem wory pod oczami, białka były zaczerwienione. Przemyłem twarz zimną wodą po czym chwyciłem swoją szczoteczkę do zębów, którą poprzedniego dnia położyłem na zlewie u Peabody'ego i umyłem zęby. Kiedy skończyłem wyszedłem z łazienki i ruszyłem do kuchni, w której widziałam jak Ade leży głową na stole a Eugene szuka czegoś w szafce.

- Kac morderca nie ma serca, co nie Ade? – zapytałem siadając na przeciwko niego, w odpowiedzi dostałem tylko jęk bólu.

- Łeb mnie napierdala! – podniósł głowę i spojrzał błagalnym wzrokiem na swojego partnera, który nadal szukał czegoś w szafce. – Eugene! Daj mi tabletkę przeciwbólową!

- Właśnie jej szukam! – okularnik wyjął jakieś opakowanie, z której wysunął listek i podał swojemu ukochanemu. – masz i popij sobie wodą. Ja naprawdę nie wiem jakim cudem ty się tak spiłeś, wiesz jakie ty głupoty robiłeś i gadałeś przy ludziach?

Ja niespecjalnie się skupiłem na ich rozmowie, zastanawiałem się nad tym co może mi dolegać. Początkowo myślałem, że mogło mi zaszkodzić coś co zjadłem na imprezie ale przecież nic tam nawet nie jadłem. Teraz nawet nie mam ochoty patrzeć na jedzenie ponieważ boję się, że zaś przyjdzie ta fala wymiotów a nie chciałem martwić przyjaciół. Wypiłem jedynie zieloną herbatę, którą wcześniej zrobił mi Peabody i wstałem od stołu a wzrok przyjaciół spoczął na mojej osobie.

- Eugene, przyjadę później po swoje rzeczy okej? – zapytałem patrząc w ciemne oczy chłopaka.

- No dobrze, ale gdzie ty się wybierasz? – zapytał zmartwiony a ja ciepło się do niego uśmiechnąłem.

- Jadę załatwić tylko jedną sprawę, nie martwcie się wrócę.

___

Właśnie skończyłem się rejestrować w okienku i za wskazówkami pani, która wzięła ode mnie wszystkie potrzebne papiery do rejestracji, poszedłem na wskazane piętro gdzie miał mnie zawołać lekarz na badania. Usiadłem na ławeczce koło starszego pana z laską, który przyjaźnie się do mnie uśmiechał co odwzajemniłem. Postanowiłem się zbadać, w końcu lekarze na pewno będą wiedzieć co mi dolega i jak to zwalczyć. Po chwili z jednego gabinetu wyszła młoda blond włosa pielęgniarka, która wyczytała moje nazwisko więc szybko się podniosłem i wszedłem do pomieszczenia lekarskiego.

- Michael Ballzack? – zapytał doktor za biurkiem. – Z jakim problemem się pan tutaj zjawia?

Przełknąłem ślinę i usiadłem na przeciwko lekarza. Dokładnie opowiedziałem mu o tym, co się ze mną dzieje w ostatnim czasie. Pielęgniarka wszystko zapisywała w notatniku, natomiast lekarz jedynie kiwał cały czas głową. Gdy skończyłem, doktor kazał mi wstać i zdjąć koszulkę by zrobić osłuch serca, czyli podstawowe badanie. Po tym zmierzyli mi ciśnienie i zważyli, co dziwne, ważyłem dwa kilo mniej niż miesiąc temu. Niemożliwe bym w miesiąc schudł o tyle chyba, że bym się głodził a tak nie jest. Doktor cały czas coś mamrotał pod nosem, po czym kazał pielęgniarce zrobić mi pobieranie krwi do badań. Blondynka przygotowała strzykawkę i po chwili poczułem, jak kobieta wbija mi igłę w żyłę a strzykawka napełnia się moją krwią. Gdy zakleiła mi plasterkiem niewielką rankę po ukłuciu zauważyłem, że patrzy z niepokojem na strzykawkę z moją krwią.

- Za pół godziny zawołam pana, by przekazać wyniki. – powiedział na co ja skinąłem głową, po czym opuściłem gabinet.

Następne pół godziny spędziłem pisząc z Peabody'm, który opisywał jak to Ade narzeka na kaca. Naprawdę się czasami zastanawiałem, jakim cudem czarnowłosy na żadnej imprezie nie skończył ze zgonem pod stołem. Nie zastanawiałem się nad tym długo, ponieważ drzwi do gabinetu się otworzyły a pielęgniarka zaprosiła mnie do środka. Jak mam być szczery, to się trochę bałem wyników, jeszcze okaże się, że nie jest to zwykłe przeziębienie czy grypa a jakieś inne gówno i spędzę lato na antybiotyku.

- Panie Ballzack, zanim powiem co panu jest, muszę zapytać o jedną istotną kwestie. – skinąłem głową gotowy na pytanie mężczyzny. – Czy ma pan aktualne wszystkie szczepienia?

Zdziwiłem się trochę na to pytanie, ale odpowiedziałem twierdząco.

- A szczepiony był pan na GUA? – zapytał patrząc uważnie w moje oczy.

GUA? Co to niby jest? Kolejna jakaś choroba z Chin czy co? Lekarz widząc moje zdezorientowanie westchnął cicho, po czym nakazał mi się odwrócić do tyłu. Zasłonił rolety, po czym wyjął mały pilocik i wycelował w projektor, który był powieszony na suficie. Na pustej ścianie pojawił się obraz, dokładniej mówiąc moje dane osobowe razem ze zdjęciem. Dalej nie rozumiałem o co tu chodzi, wtedy obraz się zmienił na zdjęcie strzykawki z moją krwią obok której była probówka z inną krwią.

- Sądząc po twojej minie, oraz zdezorientowaniu, nie wiesz czym jest GUA, prawda? – doktor stanął koło mnie. – Na zdjęciu jest pokazana twoja krew oraz krew innego pacjenta. Widzisz jakąś różnicę?

Zmrużyłem oczy by lepiej się przyjrzeć i faktycznie, widziałem jedną małą różnice.

- Moja krew ma inny odcień, – powiedziałem, na co lekarz skinął głową. – ale co to ma do rzeczy?

- GUA to skrót od Gen Upadłego Anioła. – powiedział a ja dalej nie rozumiałem o co mu chodzi. – Widzę, że muszę ci wszystko wyjaśnić. A więc, trzydzieści lat temu wśród ludzi pojawił się tajemniczy gen, którego pochodzenia nie możemy ustalić do tego czasu. Przez ten gen z pleców zaczęły się wybijać wielkie, potężne anielskie skrzydła. Jednak przez to, że proces ich wybijania był okropnym cierpieniem, wiele chorych nie dało rady przeżyć przemiany. Ale nawet jak ktoś dał rady przeżyć, to przez ogromny rozmiar skrzydeł oraz ich rozpiętość utrudniały one życie.

Moje oczy rozszerzyły się do wielkości talerzy.

- Przecież to jakiś absurd... czysta fikcja! – zawołałem, po czym wstałem z krzesła. – Chce mi niby pan wmówić, że mam jakiś gen przez który wybiją mi się z pleców skrzydła? Dobra historyjka!

- Wiem, że może być to dla pana ogromny szok, ale mówię panu samą prawdę. A jeśli dalej ma pan wątpliwości, to proszę spojrzeć na te zdjęcia. – kliknął pilotem i pojawiły się zdjęcia, które zmroziły mi krew w żyłach.

Na ścianie wyświetliły się cztery zdjęcia, dwa z nich przedstawiały klęczące na kolanach kobiety ze skrzydłami, jedno leżącego martwego już chłopaka w kałuży krwi a ostatnie dziewczynę, która mogła być w moim wieku. Na wszystkich twarzach widziałem nieopisany ból, łzy cieknące po policzkach oraz olbrzymie, zakrwawione skrzydła. Próbowałem dopatrzeć się jakichkolwiek znaków udowadniających, że zdjęcia były przerobione w jakimś programie komputerowym ale nic nie znalazłem.

Zaschło mi w gardle.

Zdjęcia były autentyczne.

- Skrzydła co najdziwniejsze, nie dawały możliwości latania jak u ptaków – ponownie zaczął mówić lekarz. – dlatego są kompletnie bezużyteczne dla ludzi. Osoby które dały radę przeżyć przemianę próbowały różnych sposobów, by się skrzydeł pozbyć. Ale kończyło się to tylko większą szkodą dla nich. Dlatego naukowcy postanowili działać, po czym wynaleźli szczepionkę dzięki której liczba chorych na to cholerstwo spadła praktycznie do zera.

- Ale... przecież to nie realne by... – przez natłok informacji, nie umiałem skleić sensownego zdania. – by ludziom... rosły skrzydła!

- Przykro mi to mówić, ale z badań jakie przeprowadziliśmy wynika, że posiada pan Gen Upadłego Anioła. – powiedział beznamiętnym głosem lekarz. – Dodatkowo dotychczasowe objawy się zgadzają, jednak muszę pana zmartwić, że później będzie tylko gorzej.

Będzie gorzej? To kurwa może być gorzej?

- Ja... umrę? – zapytałem niepewnie czując, jak w moich oczach pojawiają się łzy.

Czułem, że zaraz wybuchnę płaczem jak dziecko które zgubiło swoją mamę. Umrę? W wieku osiemnastu lat? Przecież jeszcze tyle życia jest przede mną! Tyle przygód, tyle dni, tyle chwil które chce przeżyć. A teraz ma to wszystko szlak trafić tylko dlatego, że wykryto u mnie jakiś jebany gen? Ja się nie godzę na to!

- W dziewięćdziesięciu procentach tak, umrze pan. – przyznał doktor, który aktualnie bawił się długopisem. – Został panu około miesiąc życia.

Miesiąc. Został mi jeden jebany miesiąc życia.

- Jakie są... późniejsze objawy? – zapytałem, powstrzymując się od płaczu.

Lekarz zaczął wymieniać, z każdym kolejnym jego słowem moje oczy coraz bardziej wyrażały strach. Nie licząc wymiotów i uczucia zimna w ciele, objawami tego cholerstwa jest między innymi ból brzucha, zmęczenie, stany podgorączkowe, problemy ze snem i... pobudzenie seksualne. Po prostu kurwa świetnie, nie dość, że umrę to jeszcze będę się męczył przez cały miesiąc. A teraz w lipcu miała być osiemnastka Ade'a, któremu obiecałem pomóc w jej organizacji. Czyli będzie to moja ostatnia impreza w życiu.

- Jeszcze jedno, – usłyszałem znów głos doktora. – ma pan drugą połówkę?

Dobra to mnie zaskoczyło, ale czemu o to pyta.

- Nie. – odpowiadam zgodnie z prawdą, na co ten zaczął coś pisać na papierze.

- Badania pokazały, że podobno obecność ukochanej osoby pomaga lepiej znieść przemianę. – po tym wyrwał kartkę i podał mi do dłoni, jak okazało się była to recepta. – niech pan pójdzie kupić te lekarstwa, i proszę przyjechać za tydzień na badanie.

Podziękowałem po czym wyszedłem z gabinetu. W poczekalni nie było już nikogo, więc osunąłem się po ścianie i usiadłem. Podkuliłem nogi pod brodę, po czym zacząłem cicho płakać. Nie chce umierać. Tym bardziej w takich męczarniach! Dlaczego do cholery ja? Dlaczego nie ktoś inny? Łzy coraz obficiej leciały mi po policzkach a ja ich nie ścierałem, nie było sensu bo zaraz pojawiły by się nowe.

- Kaiser? – zamarłem gdy usłyszałem czyiś głos, który tak doskonale znałem.

Podniosłem niepewnie głowę i moje zapłakane oczy spotkały się z tymi, które należały do Doug'a McArthura. Patrzył na mnie wzrokiem który wyrażał niepokój i zaniepokojenie, ale co mu się dziwić. Widzi przed sobą zapłakanego chłopaka, który siedzi pod gabinetem lekarskim. Można różne scenariusze ułożyć do takiej sceny.

- Doug... – mój głos był zachrypnięty od płaczu. – co tu robisz?

- O to samo mogę zapytać ciebie, młody. – po tym wystawił w moją stronę swoją dłoń. – Wstań z ziemi bo wilka dostaniesz. Porozmawiamy o tym w aucie.

Jego głos był stanowczy tak jakby miał stu procentową pewność, że z nim pojadę. W normalnej sytuacji bym się z nim kłócił, i dodatkowo zwyzywał na to, że nazwał mnie małym, ale teraz nie miałam na to ani ochoty ani siły. Wyszliśmy z przychodni, po czym powolnym krokiem kierowaliśmy się w stronę jego czarnego, ładnego BMW. Usiadłem na miejscu pasażera, zapiąłem pasy i czekałem, aż Doug odpali samochód. Poprosiłem go, byśmy podjechali jeszcze do apteki po te lekarstwa, co mi wypisał lekarz.

___

- Więc, co się stało, że siedziałeś zapłakany pod gabinetem?

Siedzieliśmy w samochodzie, który Doug zaparkował na parkingu niedaleko Starbucksa. W dłoni trzymałem wypitą do połowy butelkę wody, którą wcześniej dał mi starszy chłopak. Nie wiedziałem od czego mam zacząć, nadal nie mogłem pojąć tego czego się dowiedziałem. W głowie miałem tylko słowa lekarza. Został mi tylko jeden miesiąc życia, jeden jebany miesiąc. Ścisnąłem mocniej butelkę a w oczach znów pojawiły się łzy, naprawdę chciałem fioletowłosemu opowiedzieć o tym, ale kurwa jak? Nagle poczułem dwa palce na moim podbródku, które delikatnie zmusiły moją głowę do uniesienia i popatrzenia się w oczy McArthura. Poczułem ciepło, które wypełnia całe moje ciało a policzki zaczęły mnie piec.

Kurwa, za blisko.

- Kaiser, – sposób, w jaki wypowiedział moje imię sprawił, że całe moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. – powiedz co się dzieje. Będzie ci o wiele lepiej na sercu.

No nie byłbym tego taki pewien.


____________

Przepraszam, że tak długo nie było tego rozdziału ale miałam wiele spraw na głowie.

Ale mam nadzieje, że rozdział się wam podobał!

Rozdział dedykuje dwóm osobą, które wiernie czekały na ten rozdział. A są to Vala-sijaoraz TsurugiKeina mam nadzieje, że podoba wam się rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro