Codzienność.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Woda spływała po moim ciele. Nałożyłam szampon na włosy, przyjemny zapach, rozniósł się po kabinie. Wykąpana owinęłam się ręcznikiem, stanełam przed lustrem rozczesując moje mokre włosy. Przyglądałam się swojemu odbiciu.
Długie rude włosy sięgały mi do pupy,nietypowo błękitne jak ocean oczy, duże pulchne czerwone usta. Moja sylwetka była szczupła. Westchnełam, może wydaje się, że wygladam normalnie ale tak nie jest. Ludzie pytają mnie czy noszę soczewki, i jaką pomadką maluje usta... Tylko moja przyjaciółka wie, że to moja naturalna uroda.

Kiedy byłam dzieckiem nie miałam, aż tak intensywnego koloru oczu. Wszystko się zmieniło, kiedy skończyłam dziesięć lat. Ogólnie lubię swoj wygląd ale nienawidzę imienia. Dlatego każe do siebie mówić Megan, jest to moje drugie imię więc idealnie.

Dzisiaj na szczęście była niedziela, więc ubrana w szlafrok, zeszłam do kuchni. Musiałam zrobić sobie i siostrze śniadanie. Mamy kuchnie połaczoną z dużym salonem, więc gdy weszłam zobaczyłam Rose oglądająca telewizję.

-Cześć szarańczo - zaśmiałam się, wstawiając wode na herbatę.

-Cześć i nie mów tak do mnie! - spojrzała na mnie spod byka.

-Dobrze dobrze, rodziców nie ma? - zapytałam.

-Nie, oboje w pracy - blondynka wstała i podeszła do mnie, siadając po drugiej stronie blatu.

No tak rodzice czasami pracowali też w niedzielę.

-Co chcesz jeść ? - popatrzyłam na nią.

-Hym, może tosty? - uśmiechnęła się szeroko.

-No więc tosty - zaczełam wszystko robić, a Rose zrobiła herbaty.

Kiedy wszystko było gotowe,usiadłyśmy przy stole jedząc i oglądając telewizję.

-Ale sie najadłam - powiedziała dziewczynka głaszcząc się po brzuchu.

-Ja to samo, ale zmywasz naczynia - pogłaskałam ją po włosach.

-A ty nie możesz? Chciałam iść do Vanessy - skrzyżowałem ręce.

-Pójdziesz jak umyjesz - Spojrzałam w jej oczy.

-Nienawidze cię - wstała zabierając talerze.

-A ja cię  kocham - wstałam od stołu idąc na górę.  - Jak będziesz wychodzić to krzycz! 

-Dobra! - odkrzyknęła mi siostra.

Wrociłam do pokoju, postanowiłam ubrac się w swój ulubiony niebiesko biały  dres.

Złapałam za telefon przeglądać media.

-Wychodze wrócę o 15!- usłyszałam krzyk Rose z dołu.

-Ostrożnie! - odkrzyknełam.

Gdy usłyszałam trzask drzwi, odczekałam jeszcze chwilę. Wyszłam na balkon, usiadłam na poręczy machając nogami. Odepchnełam się i skoczyłam w dół. Gładko wylądowałam i drużką pobiegłam w stronę lasu. Znajdował się piętnaście minut od mojego domu.

Uwielbiałam biegać szczególnie w lesie, kochałam przyrodę, a kiedy biegałam czułam się wolna i szczęśliwa. Pogoda była ładna, aczykolwiek robło się zimniej wrzesień to mieszanie lata z jesienią. A ja uwielbiałam lato, miałam to po tacie.

Jutro szkoła, czy ją lubiłam? Stosunek miałam neutralny. Chodziłam, aby się uczyć. Oczywiście miałam przyjaciółkę, jednak z resztą osób zostawałam na ,,część" czy ,,co było zadane, daj spisać". Nie potrzebowałam szukać na siłę, grupki przyjaciół na pokaz, na szkolnych przerwach. Kto to wogóle wymyślił?

Wróciłam do domu, spojrzałam na zegar wskazywał godzinę 13:05, czyli biegałam całe dwie godziny.
Nawet nie czułam zmęczenia. Postanowiłam zadzwonić do przyjaciółki, i zrobić obiad dla rodziny.
Kochałam gotować. Dzisiaj postanowiła zrobić zapiekankę z łososiem.

Time skip.

Zapiekanka dochodziła, a ja postawiłam ostatni talerz na stole. Usłyszałam otwierane drzwi, a po chwili wbiegła Rose.

-Cześć, co tak pachnie? - zapytała.

-Zapiekanka z łososiem, zaraz będzie - ruszyłam w stronę piekarnika, aby sprawdzić potrawę.

-Pysznie! Ide umyć ręce - rzekła dziewczynka.

Wyjełam żaroodporne naczynie, stawiając je na desce, która stała na środku stołu. Rodzice zaraz powinni wrócić. W tym czasie Rose, siedziała zniecierpliwiona na krześle.

-Kiedy wrócą, chce już jeść! - krzyknełam z przekąsem.

-Zaraz powinni być, uspokój się - przewróciłam oczami, biorąc łyka napoju.

-Jesteśmy! - usłyszałam głos mamy.

-Nareszcie, ile można czekać - siostra była naprawdę niecierpliwą osobą.

-Czy ja czuje naszą ulubioną zapiekankę? - tata wszedł do kuchni uśmiechnięty.

-Dokładnie - wstałam nakładając jedzenie.

-Jak dobrze, mieć taką kochaną córkę - rzekła kobieta, siadając przy stole.

-Nie podlizuj się - odparłam, podając jej posiłek.

-Mowię jak jest - uniosła ręce w geście  obronnym.

-Niech ci będzie mamo - również zaczęłam jeść posiłek.

Przyznam nie chwaląc się, że wyszedł mi mega pysznie.

-Co robiłyście ? - Penny popatrzył na każdą z nas.

-Ja biegałam, a Rose była u koleżanki - odpowiedziałam.

-Długo biegałaś?

-Dwie godziny - uśmiechnęłam się dumnie.

-Bardzo dobrze - tata odwzajemnił uśmiech.

-Rose, wróciłaś o tej godzinie co powinnaś ? - zapytała Susanne.

-Tak - blondynka odparła znudzona.

Cóż tak właśnie wyglądał nasz weekend. Oczywiście jeśli rodzice mieli wolne, ja chodziłam z tatą biegać a mama z Rose malowały, ponieważ dziewczynka uwielbiała rysować. Wieczorem wszyscy graliśmy w gry i oglądaliśmy filmy. Kochałam ich i zrobiłabym wszystko dla nich, nie ważne za jaką cenę...

_______________________________________
Jak wam się podoba?
Zostaw gwiezdkę i komentarz, będzie mi miło 😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro