Rozdział 9.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od feralnego wypadku Ady minęło kilka dni. Dziewczyna następnego dnia była już praktycznie cała i zdrowa, jednak ślady na plecach jeszcze jej pozostały, nie wspominając już o nowej charakteryzacji na buzi. Na całe szczęście zszyta przez nią rana wygoiła się całkowicie i nawet nie pozostała najmniejsza blizna sugerująca, że cokolwiek mogło tam się znajdować.

Mama stanęła na wysokości zadania i z pomocą znajomych Ady z Akademii udało się wspólnymi siłami naprawić dom oraz zatrzeć wszelkie ślady walki, jaka miała tam miejsce. Anna cieszyła się bardzo, że jej córka znalazła tak wiernych i oddanych przyjaciół, a przede wszystkim z całego serca dziękowała Ambrożemu za to, że bardzo zaangażował się w pomoc, a także z chęcią będzie uczył Adę panowania nad jej niezwykłymi umiejętnościami.

Adrianna czuła się bardzo zaopiekowana przez najbliższe dni. Nie spodziewała się, że wszyscy – no prawie wszyscy – tak bardzo przejmą się jej losem. Anna udała się osobiście na uczelnie i wytłumaczyła wykładowcom nieobecność córki tłumacząc, że miała wypadek i została zaatakowana przez dzikiego psa, zyskując dla niej tym samym kilka dni wolnego bez żadnych konsekwencji. Codziennie gotowała córce obiady oraz spędzała z nią czas, jednak nie odważyła się z nią szczerze porozmawiać o jej pochodzeniu.

Albert przynosił jej świeże, piękne kwiaty, które tak bardzo dziewczyna uwielbiała i odwiedzał ją w domu, gdy ta była sama. Dotrzymywał jej towarzystwa wspólnie oglądając filmy. Leon zadbał natomiast o odpowiednie nawodnienie Ady, proponując jej co godzinę drineczka, aż w końcu ta zagroziła, że wyśle go na jakiś odwyk. Żeby nie wzbudzać podejrzeń, dziewczyna widywała się z Apollem głównie w Akademii, z którym wybierała się na wspólne przejażdżki po okolicy, a także rozmawiała ze swoim profesorem-wujkiem, któremu była bardzo wdzięczna za pomoc. Dzięki niemu udało jej się opanować część jej mocy, jednak przed nią jeszcze bardzo dużo ćwiczeń i pracy.

Niestety, ale najbardziej na świecie zawiodła się na swoim przyszłym mężu, Olku. Gdy mężczyzna wrócił do domu i zobaczył jej szramę na buzi, bardzo się zdenerwował, ponieważ następnego dnia miał udać się z nią na otwarcie jakiegoś nowego kompleksu biurowego, ale w tej sytuacji Olek stwierdził, że zabierze swoją asystentkę. Jego słowa bardzo zraniły dziewczynę, ale nie chciała dać po sobie poznać, że coś jest nie tak.

Atmosfera w domu nie była przyjemna. Przyszli młodzi kłócili się praktycznie o byle co. Olek chodził zdenerwowany, bo był w trakcie załatwiania kolejnego kontraktu, który ma przynieść mu bardzo spory zysk. Ada musiała skłamać twierdząc, że chciała pomóc rannemu owczarkowi, lecz ten źle odebrał intencje kobiety i rzucił się na nią, czego efektem jest właśnie ślad na policzku.

Aleksander niestety nie zrozumiał jej postepowania i miał za złe, że dwa miesiące przed ślubem odwala takie rzeczy. Ada była osobą o dobrym sercu. Kochała zwierzęta, rośliny, kochała nieść wszystkim pomoc. Taka po prostu była. Bezinteresowna, kochana, dobra, jednakże nie wszyscy byli w stanie to zrozumieć.

Dziewczyna zdenerwowała się na mężczyzną, gdy ten zaczął jej wypominać, że nie ma jeszcze kupionej sukni ślubnej. Para pokłóciła się, więc Olek stwierdził, że wyprowadzi się na jakiś czas z domu, aby od siebie odpoczęli, bo i tak ma dużo pracy, więc w zasadzie w domu będzie jedynie od czasu do czasu nocował.

Adrianna była wkurzona, jednakże nie chciała psuć sobie tym nerwów i wręcz sprowokowała narzeczonego do tego, aby się wyniósł na parę dni, bo dzięki temu będzie mogła w spokoju przenosić się do Akademii i ćwiczyć swoje moce, a także zapraszać swoich nowych przyjaciół. Jak wszystko dobrze pójdzie, to zacznie w końcu realizować swój plan polegający na poszukiwaniu ojca.

Ada wracała wspomnieniami do tamtego wieczora, a także swojego widzenia sennego. Rozmyślała bardzo długo, aż w końcu połączyła wszystkie kropki. Znajome oczy, ten władczy, ale kuszący głos należał do mężczyzny z jej ostatniego snu, który jednocześnie wtargnął do jej zacisza domowego. Nie spodziewała się, że jej sny mogą mieć jakiekolwiek odzwierciedlenie w rzeczywistości. Co prawda mogła przenosić się do dowolnych krain za pomocą snu, ale nie wiedziała, że tym samym sprowadzi na siebie takie nieszczęście.

Adrianna czuła się dziwnie w obecności wilczego króla. Wiedziała, że jest niebezpieczny, ale coś ją do niego ciągnęło. Jej ciało reagowało dziwnie, a ona nie mogła sobie wyjaśnić dlaczego tak się dzieje. Musiała jednak przyznać się przed samą sobą, że wilkus bardzo jej się podobał. Był niesamowicie przystojny, a gdy tamtego wieczora zbliżył się do niej, jej serce omal nie wyskoczyło z piersi.

Czuła się źle z tym, ponieważ ma narzeczonego, którego przecież kocha, skoro chce z nim wziąć ślub, a ogląda się za innymi, co w żadnym wypadku nie przystoi pannie młodej. Mimo, że w ogóle go nie zna i widziała go raptem drugi raz w życiu, to coś nie pozwalało jej przestać o nim myśleć.

Anna za każdym razem, gdy się widywały ostrzegała ją przed wilkusami. Mama powtarzała dziewczynie, że to są złe postacie, bezduszne, bezwzględne i żądne zemsty oraz, że Ada ma się trzymać od nich z daleka. Oczywiście przytakiwała na słowa swojej rodzicielki, ale dobrze wiemy, że Adrianna nie spocznie, dopóki nie znajdzie swojego ojca, więc nie wykluczone, że czeka ją kolejna konfrontacja z wilkusami, gdyż ta ma zamiar odwiedzić Rahdar, czy to się komuś podoba, czy nie.

Ada nie chciała podzielić się z matką tym, że wilczy król wpadł jej w oko, ponieważ ta za każdym razem, gdy tylko o nim słyszała, wpadała w jakąś dziwną panikę i kazała natychmiast przestać jej o nim myśleć. Kiedy dziewczyna wspomniała, że zaczyna mieć wątpliwości, czy ten jej ślub z Olkiem ma jakikolwiek sen, kobieta prawie zeszła na zawał i zaczęła o wszystko obwiniać wilczego króla. Adrianna nie rozumiała, dlaczego jej matka tak bardzo się na niego uwzięła i w ogóle, co ona do niego ma. Zaczęło ją to denerwować i gdy tylko temat schodził na niebezpieczne tory, Ada przerywała go, bo nie chciała dalej słuchać wywodów matki.

Dziewczyna czuła się niezrozumiała. Myślała, że może porozmawiać z Anną dosłownie o wszystkim, ale jeśli temat tyczył się wilczego króla, albo jej wątpliwości, co do Olka, to zaraz zaczynały się matczyne wywody. Kobieta chyba nie chciała słuchać córki, albo nie chciała przyjąć do wiadomości, że ta ma prawo mieć swoje wewnętrzne rozterki. Ze swoją najlepszą przyjaciółką też nie mogła o tym pogadać, bo samo wytłumaczenie jej tej całej zawiłej historii przyprawiało Adę o ból głowy.

Adrianna po raz kolejny zanurzyła się w marzenia leżąc na pięknej, różowej polanie. Oddychała miarowo czując, jak światło słoneczne dodaje jej energii i chęci do życia. Jej myśli po raz kolejny zakręciły się wokół wilczego króla. Coś mimowolnie ją do niego ciągnęło, jakaś siła, o której nie ma pojęcia, której nie zna i która wręcz przybliża ją do niego. Czuła się przy nim poniekąd swobodnie. Wiedziała jednak, że żadne groźby (albo obietnice ze strony bardzo przystojnego króla odnośnie jej przynależności do niego...) nie mogą jej powstrzymać przed odnalezieniem ojca. Ada nie uwierzyła mu, że jej taty nie ma w jego krainie.

Młoda kobieta wiedziała, że pozostała jeszcze jedna bardzo ważna kwestia do wyjaśnienia. Adrianna musi skonfrontować się z Mateuszem, z którym widywała się jedynie w Akademii. Do tej pory nie poruszała tego tematu, ale czuła, że nadszedł czas na wyjaśnienie. Wróciła zatem do budynku i rozpoczęła poszukiwania swojego przyjaciela.

Ada chciała wpierw przywitać się ze swoim wujkiem, ale nigdzie go nie było. Przypadkowo odnalazła kotarę, za którą znajdowały się magiczne schody prowadzące wprost do jego sypialni i pomieszczenia, w którym chowały się jego sekrety, jego całe życie...

Omamiona ciekawością postanowiła zbadać nieznane jej jeszcze miejsce w Akademii. Oprócz mikstur, proszków, roślin i innych magicznych, a zarazem ciekawych przedmiotów, Ada nic ciekawego nie znalazła. Dopiero gdy weszła do innego pomieszczenia, zobaczyła otwartą księgę i zaczęła czytać. Litery były bardzo nieczytelne, niekształtne, ale w końcu Adrianna w przyszłości będzie lekarzem, więc takie pismo dla niej pikuś. Gdyby ktoś zobaczył jak bazgroli jej wykładowca, to jest dopiero sztuka móc go rozczytać.

Dziewczyna dowiedziała się, że Mateusz jest księciem. Od dziecka pasjonował się podróżami, lecz jego ojciec surowo mu ich zabraniał, gdyż obawiał się o jego zdrowie i życie. Pewnego razu Mateusz natknął się w lesie na wilkusa. Był to potężny mężczyzna z mordem wymalowanym na twarzy, a jego oczy pokazywały, jak bardzo krwiożerczą jest istotą. W obronie własnej Mateusz zastrzelił króla, który wbił mu pazur w brzuch. Rana ta nie goiła się.

Dopiero pomoc Doktora Paj Chi Wo poskutkowała. Ten ostrzegł księcia, że wilkusy są żadne zemsty i krwi. Nie spoczną, dopóki nie wyrównają rachunków. Ofiarował mu zatem czapkę bogdychanów i poinstruował, że w razie niebezpieczeństwa może zmienić się w dowolną istotę, jaką zechce, zaś aby wrócić do swoje postaci, musi pociągnąć za guzik, wtedy znów będzie człowiekiem.

Książe nakrył Adriannę, gdy ta czytała jego historię. Dziewczyna czuła, jak do jej oczu napływają łzy. Było jej bardzo przykro, że historia przyjaciela jest tak bardzo tragiczna. Mężczyzna od lat szuka guzika, który gdzieś zagubił się i stracił nadzieję, że kiedykolwiek go odnajdzie. Porozmawiali sobie szczerze i gdy Ada znalazła już tak naprawdę dwie wersje, mogła stwierdzić, że żądza zemsty ze strony wilkusów jest absurdalna. Jest to niepotrzebny rozlew krwi. Przecież śmierć Mateusza nie wróci życia bratu Wiktorii, bo tak nazywała się kobieta, która od lat go ściga i nie myśli o niczym innym, jak straceniu go.

Ada nie mogła zrozumieć, dlaczego tak się dzieje i wewnętrznie nie dawała na to przyzwolenia. Obiecała swojemu przyjacielowi, że będzie go chronić i nie pozwoli, aby jego historia skończyła się w tak okrutny sposób. Mateusz był wzruszony jej postawą, zwłaszcza, że Ada uparła się, iż żadne zagrożenie nie jest jej straszne i nie podda się. Nie pozwoli, aby ktokolwiek z jej bliskich przyjaciół ucierpiał w tej bezsensownej wojnie.

Na szczęście Wiktoria nie ma pojęcia o tym, że książę Mateusz znajduje się w Akademii. Kobieta szuka go latami, co też potwierdziły słowa wilczego króla. Ma ona co najwyżej podejrzenia, jednakże nie ma dowodów. Ada cieszyła się, że nie postąpiła lekkomyślnie i nie wydała go, ponieważ zrobiła by największa na świecie głupotę.

Adrianna spędziła bardzo sympatycznie dzisiejszy dzień i postanowiła, że musi wracać do domu, ponieważ było już bardzo późno. Apollo z Leonem postanowili dalej pić, natomiast Mateusz poszedł spać, a Albert obiecał pomóc dzieciakom stworzyć magiczną roślinę. Dziewczyna zatem opuściła mury Akademii i spacerkiem kierowała się w stronę polany.

Korzystając z okazji, że profesor-wujek jest zajęty jakimś swoim nowym wynalazkiem, a pozostali sobą, postanowiła, że w końcu wcieli w życie swój niecny plan. Ukradkiem przedostała się do polany furtek i zaczęła oglądać wrota. Każde z nich było inne i miało swój indywidualny wygląd. Nie można było powiedzieć, że jedne są piękne, inne brzydkie, bo każde miały w sobie coś, co przykuwało uwagę.

Adrianna stwierdziła, że wszystko jedno, do których najpierw wejdzie, więc wybrała pierwsze lepsze. Były to zwyczajne drzwi osadzone w kamiennej framudze. Charakterystycznym elementem jest zardzewiała listwa, która blokuje możliwość otwarcia ich od wewnątrz. Dziewczyna przez chwilę zawahała się, czy aby na pewno to dobry pomysł, ale przecież jeśli nie spróbuje, to nigdy nie odnajdzie swojego taty.

Ada wzięła głęboki wdech, po czym z trudem podniosła metalową belę. Delikatnie, wręcz nieśmiało chwyciła za równie starą klamkę i otworzyła drzwi.

Dasz radę, dziewczyno. Wdech, wydech, pierś do przodu i idziesz. – pomyślała, dodając sobie otuchy. Przekroczyła próg nieznanej krainy i zdziwiła się, ponieważ panowała tutaj zima, a ona, umówmy się, ale nie miała na sobie stosownego ubrania. Ubrana jedynie w biało-brązowe superstary, oversizową koszulę w miedzianym odcieniu, biały crop top i dżinsowe spodenki zrobiła kilka kroków do przodu i stwierdziła, że to jednak nie był dobry pomysł, bo zaczęło jej się robić zimno.

Dobra, znajdę coś innego. – pomyślała, a gdy odwróciła się, drzwi raptownie zamknęły się. Dziewczyna rozszerzyła oczy i otworzyła szeroko buzię z doznanego przed chwilą szoku, po czym zerwała się do biegu, wręcz wlatując z impetem w drzwi, które jak na złość ani drgnęły.

– Kurwa mać! To nie jest zabawne! W tej chwili otwórzcie te drzwi! – krzyknęła wściekle, bo myślała, że to może Leon, albo Apollo nakryli ją i wywinęli jej dowcip, ale żadne krzyki, błagania, pukanie, walenie i kopanie w drzwi nie pomogło. Ada usłyszała jakiś dźwięk i nerwowo odwróciła się za siebie, lecz nikogo tam nie było. Zaczynało się ściemniać, co nie wróżyło dobrze, ponieważ dziewczyna niemiała przy sobie dosłownie nic, prócz telefonu.

Właśnie, telefon.

Wyjęła z kieszeni swojego Iphone'a i chciała zatelefonować do mamy, ale przecież znajdowała się w magicznej krainie, w dodatku nieznanej, w której logicznym jest, że nie było zasięgu. Przeklęła po cichu, bo miała malutką nadzieję, że jednak może jakimś cudem jest tu zasięg i uda jej się bez szwanku wyjść z jej lekkomyślności, ale niestety – utknęła i znajduje się w głębokiej dupie.

Nie mając lepszego pomysłu dziewczyna postanowiła przejść się po okolicy, bo perspektywa zamarznięcia pod drzwiami nie brzmiała kusząco. Musiała znaleźć w sobie odwagę, więc ruszyła przed siebie nie wiedząc, jakie niebezpieczeństwa będą czyhać za rogiem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro