o6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

×××

Tego dnia było całkiem ciepło. A przynajmniej na tyle by sowi chłopiec siedział z Suną na ławce przed uczelnią i pochłaniał w przerażającym tempie jogurt truskawkowy. Chłopak był z Bokuto ma tym samym roku i właśnie mieli omawiać projekt na poniedziałkowe zajęcia. Wychodziło na to, że tylko Rintaro był tym zainteresowany. Mówił zawzięcie już od jakiegoś czasu, ale gdy tylko w odpowiedzi dostawał same "mhm" i "jasne" spojrzał się z wyrzutem na Koutaro.

- Chłopie, czy ty w ogóle mnie słuchasz? - spytał się w końcu. Nastała chwila ciszy, gdzie jedynym hałasem było tylko szuranie łyżeczką o dno opakowania po jogurcie. - Bokutoo.. - wyjęczał szatyn. - Czasami zachowujesz się jak dziecko.

Nie powiedział tego w złym znaczeniu, jednak Bokuto mógłby się czasem skoncentrować ma ważniejszych rzeczach.

- Oczywiście, że cię słucham Suna. Poprostu byłem skupiony i wiesz, no.. yy tak. - odpowiedział z  zakłopotanym uśmiechem.

Rintaro się zaśmiał. Naprawę go lubił, a jego obecność powodowała poprawę nastroju nieważne jaki by był. W sumie to nawet pokusiłby się o stwierdzenie, że na Bokuto nie da się dłużej gniewać przez jego szczerość oraz otwartość na świat i ludzi.

- Powtórzę to jeszcze raz, ale tym razem słuchaj mnie chłopie. - przestrzegł go i wrócił do tego co mówił wcześniej. W końcu uzgodnili wszystko, a Suna wstał z ławki i powiedział, że musi już iść. Chłopcy pożegnali się żółwikiem, a białowłosy po chwili został sam.

Położył torbę na siedzisku i wstał by wyrzucić puste opakowanie. Rozciągnął się w miedzy czasie oraz roztrzepał włosy, co było jego mimowolnym odruchem. Wrócił do ławki po teczkę, założył ją przez ramię i miał się obrócić, gdy na kogoś wpadł.

- O boże przepraszam! - Bokuto od razu pisnął, bojąc się że komuś zrobił krzywdę. - Nic ci się nie stało? - wyciągnął rękę do chłopaka o czarnej grzywie, który wylądował na ziemi.

Alabastrowa dłoń złapała tą Koutaro. Była ciepła i wydawała taka delikatna, że bał się, iż mogłaby się rozpłynąć pod jego dotykiem.

- Nic się nie stało. - Chłopak wstał przy pomocy wyższego, podniósł głowę i uśmiechną się, pokazując że wszystko jest okej. - A poza tym to moja wina, podszedłem cię od tyłu. - zaśmiał się.

Trybiki w głowie sowiego chłopca zaczęły pracować. Skądś go kojarzy. Już gdzieś go widział. Myślał nad tym, aż w końcu ich oczy spotkały się, a na jego twarzy powitał delikatny rumieniec.

Już wiedział.

To był jego piękny nieznajomy.

- Nie, nie to moja wina, przepraszam - uśmiechnął się i podrapał po karku. - Masz całe ręce? - przerwał kontakt zwrokowy, co było dla niego trudne, ale bał się, że jego serce zaraz wyskoczy z piersi. Chciał uratować sytuację, więc złapał za dłonie nieznajomego i sprawdził czy wszystko z nimi w porządku. - Krwawi. - zmartwił się.

Akaashi nie mógł się odezwać, nie sądził że zabraknie mu słów. Chciał już odpowiedzieć, że to nic takiego, że sobie poradzi, ale Koutaro go wyprzedził.

- Zaczekaj chwilę, mam gdzieś w torbie plastry. - puścił go i zaczął przeszukiwać torbę. - A! Mam! - zwrócił się do chłopaka. - Mogę poprosić?

Keiji bez słowa podał krwawiącą część ciała, a sowi chłopiec delikatnie ją opatrzył. Czuł potrzebę chronienia nieznajomego, choć jeszcze nie rozumiał tego do końca.

- Gotowe. - oznajmił.

- Dziękuję..

- Bokuto. Bokuto Koutaro.

- Dziękuję Bokuto-san. - powiedział, a jego imię wybrzmiewało mu w głowie jak nowa, ulubiona melodia. Chłopak wydawał być na pierwszy rzut oka, doskonalszy jego najskrytrzych wyobrażeń. Myślał, że to kolejne senne marzenie, ale jednak nie. Bokuto Koutaro był tu i mówił do niego. Kenji dalej w to nie dowierzał.

- Nie ma za co..

- Akaashi, Akaashi Keiji.

- Ah Akaashi.. tak.. Nie ma za co - posłał w jego stronę rozczulający uśmiech. Jego serce drżało. Nie mógł uwierzyć, że stoi przed nim ten piękny nieznajomy. Nie. Teraz już nie jest nieznajomym. Teraz to jest Akaashi - chłopak, który zawładną jego sercem, chociaż jeszcze o tym nie wiedział.

- Mogę na chwilę twój telefon? - zapytał Kenji. Bokuto podał go bez wahania, a niższy coś wpisał, po czym oddał go właścicielowi.

- Do zobaczenia Bokuto-san. Odezwij się później. - pożegnał się z Koutaro, który przeżywał szok, że jego nazwisko tak dobrze brzmi wypowiedziane przez malinowe wargi.

- Do zobaczenia Akaashi!

Spojrzał na telefon, gdzie był zapisany nowy numer. Numer do Akaashiego Keijiego, tego pięknego nie nieznajomego.

×××

[akaashi] §electric love§
@akaashikeiji ▫️1g.
boze spotkałem go. i dałem swój numer. proszę niech się odezwie.

×××

nie jestem pewna czy wszystko mi pasuje, ale chyba nie napisze tego lepiej. dajcie proszę znać jak wam się podoba, bo prawie nikt nic nie pisze, a jest bardzo ciekawa.

miłego dnia/nocy kochani

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro