Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nya stała pod garażami za słynną restauracją. Serce waliło jej jak młotem. To jej pierwsza misja od dawna. Kochała ten  skok adrenaliny, ten dreszczyk emocji. Zdecydowanie zbyt długo siedziała bezczynnie. W głowie miała ułożony dokładny plan. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, nie było miejsca na pomyłki. Koncepcja była prosta, ogłuszyć jakiegoś pracownika i zabrać uniform, wsiąść do ciężarówki i spokojnie dostać się na prom.

Po krótkim czekaniu dziewczyna usłyszała zza rogu  jakieś kroki. Wzięła głęboki oddech, wyskoczyła i szybkim, zdecydowanym ruchem uderzyła młodego mężczyznę w potylice. Kiedy ten leżał nieprzytomny zaciągnęła go w ustronne miejsce niedaleko garaży i zabrała jego mundur. Ubrania były na nią trochę za duże, ale chwilę potem szatynka stała już ubrana w pracowniczy strój. Pierwszy punkt planu odhaczony. 

W kieszeni kurtki znalazła klucze do garażu i jedego z pojazdów. Po otwarciu bramy jej oczom ukazało się kilka ciężarówek. Nya po kolei sprawdziła do której z nich są klucze.

- No nareszcie - szepnęła kiedy bez oporu udało jej się przekręcić kluczyk - punkt drugi za nami - mruknęła rozsiadając się wygodnie na miejscu kierowcy.

Nawet nie zauważyła kiedy inni pracownicy zaczęli się schodzić do zakładu. Widząc ciężarówki opuszczające garaż włożyła kluczyki do stacyjki i spróbowała odpalić maszynę. 

- Cholera, Chen niby taki bogaty, ale pożądnego sprzętu sobie nie sprawi - powiedziała uderzając w kierownicę. 

Po tym gwałtownym wyładowaniu złości silnik zaczął głośno warkotać. Udało się!

- A jednak czasem przemoc jest rozwiązaniem - uśmiechnęła się pod nosem i ruszyła z wężem tirów.

Po kilku minutach jazdy była już na pomoście.

- Jeszcze tylko wjazd na prom i jesteśmy w domu - pomyślała przeciągając się w fotelu.

- STOP! STOP! Błagam! - histeryczny krzyk dobiegał zza rzędu ciężarówek. Nya go doskonale znała.

To nie zwiastowało nic dobrego.

- Błagam, nie możecie zlikwidować puszystych palcolizków! One są częścią mojego życia - krzyczał podbiegając do ciężarówki Nyi.

- No świetnie - szepnęła - Darreth to ja, nie krzycz tak - powiedziała wystawiając głowę przez szybę.

Brunet spojrzał na nią z uniesioną brwią. Podrapał się po głowie i wytężył umysł. Nie pamiętał żeby znał jakiegoś pracownika Chena, jakby znał to w życiu usunięcie palcolizków nie miałoby miejsca. 

- Nya - powiedziała zażenowana.

- Nya!? Co ty tu robisz? - powiedział - po co jedziesz na prom? Mogę jechać z tobą? Też ratujesz palcolizki? - z jego ust wyleciał taki potok pytań, że ciężko było w ogóle zrozumieć co mówi.

- Darreth to bradzo ważna misja, nie mam czasu - odparła stanowczo - i nie tak głośno.

- Ale proszę, nie będę przeszkadzał, mogę ci pomóc - zrobił błagalną minę.

- Nie.

- Ale naprawdę mogę się przydać - rzekł - kto będzie pilnował wozu jak ty będziesz coś robić - dodał po chwili zastanowienia.

Dziewczyna wolno wypuściła powietrze. Mężczyzna już wiedział, że wygrał i szybko wgramolił się do samochodu.

- Tylko nas nie zdradź - powiedziała po chwili milczenia, zastanawiając się dlaczego się na to zgodziła.


***

- On kradnie nasze moce, tylko po co? - wkurzony Cole prawie krzyczał.

- Kiedy zbierze wszystkie stanie się zbyt potężny i go nie powstrzymamy - powiedział Garmadon siedząc w fotelu.

- I jak możesz mówić to z takim spokojem?! Musimy ostrzec wszystkich innych i razem go pokonać albo uciec - odparł szatyn.

- I myślisz, że ci uwierzą? Stwierdzą, że chcesz tylko pozbyć się konkurencji, bez dowodów to nie ma żadnego sensu - odrzekł zrezygnowany Kai.

Odkąd przyszedł do pokoju zielonego był jakiś nieobecny. Siedział cicho i spokojnie. To do niego nie pasowało. Cole zastanawiał się co takiego się stało. Wszystko co tutaj się działo było jakieś dziwne. Kai zachowuje się jak nie Kai, Lloyd jest przygaszony, a Garmadon zbyt spokojny. To wszystko doprowadzało go do szału. Co oni wszyscy wiedzą czego on nie wie?

- A masz jakiś lepszy pomysł? - w odpowiedzi otrzymał cichy pomruk towarzyszy  - No własinie, trzeba ich przekonać tym co mamy.

- A co my mamy? - Brunet wstał  - słowa konkurencji? No faktycznie ja bym szedł w ciemno.

- Uspokójcie się - krzyknął Lloyd stając pomiędzy dwoma chłopakami - Koniec. Zapomnieliście, że wśród nas jest mistrz umysłu, którego nie da się oszukać. Niech przeczyta nasze myśli i będziemy mieli dowód.

- To jest dobry pomysł. Trzeba to zrobić jak najszybciej, bo po jutrzejszej walce będzie nas jednego mniej - powiedział Garmadon nie zmieniając swojej pozycji.

- To zróbmy to od zaraz - zarządził zielony ninja wychodząc z pokoju.

Dwóch pozostałych spojrzało po sobie i ruszyli za nim. Było już późno, a ich kroki odbijały się echem po korytarzu. Zza niektórych, mijanych przez nich, drzwi było słychać chrapanie, zza innych zaś odgłosy treningu. Nie zwracali na to uwagi, stawiali pewne kroki w kierunku lokum Neuro. Kiedy dotarli do celu stanęli przed potężnymi drzwiami. Lloyd zrobił krok do przodu i zapukał do drzwi. Nie było odpowiedzi. Szarpnął za klamkę, lecz pokój był zamknięty.

- I co teraz? - zapytał Cole.

- Szukamy go - stwierdził stanowczo Lloyd.

- Przecież on może być wszędzie - rzekł zirytowany Kai - nie lepiej złapać go jutro po śniadaniu albo podczas walki?

- Podczas walki będzie już za późno, trzeba to zrobić teraz. Będzie szybciej jeżeli się rozdzielimy.

- Dobra jeszcze mała kwestia, ty i Cole widzieliście coś się działo, mnie tam nie było, nie będę wystarczająco wiarygodny.

- Ma rację, nie ma sensu żeby szedł sam - stwierdził mistrz ziemi.

- Lloyd pójdę z tobą - powiedział Kai.

Zielony ninja otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, lecz szybko je zamknął i ruszył, zdecydowanym krokiem przed siebie.

Chwilę potem mistrz ognia do niego dołączył, a lekko zdezorientowany Cole pozostał sam na środku korytarza. Lloyd działał bardzo szybko i instynktownie, to dziwne, zazwyczaj dokładnie planuje swoje działania, jeszcze dziwniejsze jest to, że chciał się rozdzielić. Może coś przed nami ukrywa. Nie, to bez sensu.

- Pewnie od tego kamiennego łóżka mi odbija - mruknął pod nosem - no tak, nie mogę się wyspać i tworzę jakieś głupie teorie - dodał ruszając się z miejsca.

Szatyn zastanawiał się gdzie by poszedł, gdyby był mistrzem umysłu. Jedyne co mu przychodziło na myśl to jakieś ciche miejsce z ładnym widoczkiem. To mu za bardzo nie ułatwiało sprawy, bo tutaj aż się roiło od takich lokacji. Szedł korytarzem aż natrafił na wielkie, czerwone drzwi ze złotymi zdobieniami, za którymi znajdował się ogromny ogród - najbardziej oczywiste miejsce.

Przekręcił błyszczącą gałkę i poczuł na swojej skórze lekki, chłodny podmuch wiatru. Ciarki przeszły mu po plecach. W ogrodzie było pięknie, żywopłoty były idealnie przystrzyżone a brukowe alejki oświetlone małymi lampionami poustawianymi wzdłuż nich, co dodawało klimatu. Miejsce było tak piękne, że Cole praktycznie zapomniał po co tu przyszedł. W pewnym momencie jego oczom ukazały się rośliny trochę większe i bardziej wyeksponowane od pozostałych. Podszedł bliżesz, aby im się przyjrzeć, a to co zobaczył wmurowało go w ziemię z wrażenia. Przed nim stały rzeczywistych rozmiarów kamienne figury, przedstawiające mistrzów żywiołów. Posągi usytuowane były po obu stronach alejki. Jedyna rzecz, która wydała mu się dziwna to to, że żaden z nich nie miał twarzy. Dokładnie przyglądał się każdemu posągowi, aż natrafił na swoją własną podobiznę.

- Nieźle nieźle, chociaż chyba za dużo dostałem w uda - skomentował.

Przy podobiznach swoich przyjaciół zatrzymywał się odrobinę dłużej. Nagle stanął jak wryty. Koło figury Karlofa zobaczył posąg przedstawiający Jaya. Mimo, że to tylko kawałek kamienia Cole poczuł się jakby stanął twarzą w twarz z prawdziwym mistrzem błyskawic. Podszedł bliżej i spojrzał na miejsce gdzie powinny znajdować się oczy.

- I co? Pokazałeś jaki jesteś obrażony i jakim jesteś egoistą. Rozumiem, że mnie możesz nienawidzić, ale unosić się dumą w momencie, w którym możesz uratować przyjaciela? Najwyraźniej wszystkich nas masz za to co sprzedajesz - z początku był bardzo zdenerwowany, lecz z każdym słowem stawał się coraz spokojniejszy, aż ostatnie zdanie wypowiedział bez cienia jakichkolwiek emocji.

Ta chilowa "rozmowa" z niebieskim ninja wstrząsnęła panem ziemi. Zapomniał o swoim zadaniu i od razu udał się do łóżka. Leżąc w nim bardzo długo przewracał się z boku na bok, nie mógł zasnąć. Prezd oczyma cały czas miał pustą twarz kamiennego Jaya.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro