Część pierwsza

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lance siedział w swoim pokoju, patrząc tępo w niewielki przedmiot trzymany w swojej dłoni. Drzwi miał zablokowane, aby nikt nie mógł sobie od tak wejść do pomieszczenia. W sumie nie spodziewał się żadnych gości o drugiej w nocy, ale warto było mieć pewność, że będzie sam. Nie chciał, aby ktokolwiek go teraz widział.

Położył podłużny przedmiot obok siebie i ukrył twarz w dłoniach. Nie wierzył, po prostu nie wierzył. To nie może być prawda, to jakiś cholerny żart. Na pewno coś poszło nie tak, coś zrobił źle. Tak, to na pewno to. Dobrze, że przewidział taką możliwość i kupił od razu kilka takich samych przedmiotów.

Odsunął dłonie od twarzy i biorąc trzy nienaruszone pudełka poszedł do łazienki, której drzwi znajdowały się w jego pokoju. Dziękował Bogu, że każdy z paladynów miał swoją łazienkę, dzięki czemu mógł w niej robić co tylko chciał, nie musząc pamiętać o tym, aby zabrać wszystkie swoje rzeczy.

Kiedy po pół godzinie wrócił na swoje łóżko, był już kompletnie załamany. Wszystkie wyniki były takie same, nie mogła zajść żadna pomyłka.

Był w ciąży. On, Lance McClain, jeden z pięciu paladynów Voltrona, obrońca wszechświata miał urodzić dziecko. To jakiś pieprzony żart racja? Przecież... Nie musiał od razu zachodzić w cholerną ciążę po jednym razie z mężczyzną, prawda?!

Do jego oczu zaczęły napływać łzy bezradności, które po chwili spływały kaskadami po jego bladych policzkach. Nie starał się ich nawet ścierać, nie widział ku temu sensu, ponieważ za chwilę pojawią się nowe i jego próby pójdą na marne.

Nigdy, nawet przez chwilę nie przeszło mu przez myśl, że przydarzy mu się coś takiego. W dalszym ciągu nie chciał w to uwierzyć. To na pewno tylko jakiś okropny koszmar i kiedy się obudzi, wszystko będzie po staremu, tak jak powinno być.

Opornie wstał i pomaszerował znów do łazienki, po drodze zabierając jakąś za dużą koszulkę. Musiał wziąć prysznic, może trochę po nim ochłonie.

Stojąc pod letnim strumieniem wody, myślał o ostatnim miesiącu, który nie był dla niego najlepszy. Zaczęło się od tego, że przespał się z Keithem. Szczerze mówiąc, nie miał pojęcia jak do tego doszło, ale po prostu to zrobili. Uzgodnili, że nie będą o tym wspominać, będą zachowywać się jak zawsze, a najlepiej jakby o tym zapomnieli. Lance z chęcią na to przystał, mimo iż trochę zakłuło go serce, podczas gdy Keith wypowiadał beznamiętnie te słowa. Przez następny tydzień wszystko było dobrze pomijając lekki ból w dolnych partiach ciała. Później zaczęło się z nim dziać coś dziwnego. Ciągłe mdłości, nie dawały mu spokoju, nawet w trakcie walki z Zarkonem, przez co niekiedy kończyli pokonani. Mimo wszystko dziwił się, że nikt nie miał mu tego za złe, a nawet wspierali go mówiąc, że pewnie się czymś zatruł i za chwilę mu przejdzie. Z początku też tak myślał, ale kiedy zaczął zauważać u siebie szybkie zmiany nastrojów oraz wstręt (jeszcze większy niż wcześniej) do zielonej papki, którą karmił ich Coran i po której zawsze wymiotował w efekcie czego jadł tyle co nic, wyczulony węch na niektóre zapachy, powodujące u niego jeszcze gorsze mdłości, a także dziwne zachcianki, obawiał się najgorszego. W końcu nie raz już słyszał, że w wyniku ewolucji, mężczyźni zachodzili w ciążę, ale nigdy nie przypuszczał, że spotka to właśnie jego.

Miał szczęście, że rudy kosmita potrzebował kilku niezbędnych rzeczy z galerii handlowej, dzięki czemu mógł bez większych podejrzeń pójść do jedynego sklepu, w którym znajdowały się ziemskie przedmioty. Trochę mu zajęło zanim znalazł to czego szukał, ale mimo wszystko opłacało się. Przynajmniej wiedział teraz na czym stoi.

Zakręcił wodę po czym wytarł się dokładnie i założył na siebie koszulkę wraz z bokserkami.

Kiedy położył się w łóżku, nie mógł zasnąć przez wiele myśli, których za nic nie mógł wyrzucić z umysłu.

Jak mam o tym powiedzieć reszcie?

Jak mam o tym powiedzieć Keithowi?

Co wtedy zrobi?

Zwyzywa mnie?

Uderzy?

Każe usunąć ciążę?

Jak ja będę pilotował lwa w takim stanie?

Przecież stres nie jest dobry dla dziecka, a my jesteśmy w środku wojny o całą galaktykę.

Co mam zrobić?

Znajdą za mnie innego paladyna?

Jak ja mam przed nimi ukryć brzuch?

Będą źli?

Chłopak nie mógł już wytrzymać tych wszystkich myśli, wątpliwości i domyśleń co może się stać. Chciał zasnąć, tak bardzo chciał w tej chwili po prostu odpłynąć i nic nie wiedzieć, zapomnieć o wszystkim chociaż na chwilę.

Kiedy zadzwonił alarm oznajmujący, że wszyscy mają wstawić się natychmiast u Allury, szatyn zdał sobie sprawę, że nie zmrużył oka przez całą noc. Mając dość denerwującego dźwięku, który praktycznie rozsadzał jego głowę, ubrał się w pośpiechu i już miał wychodzić z pokoju, kiedy nagle musiał wrócić się do łazienki i oczywiście zwymiotować. Zajęło mu dobre kilkanaście minut zanim doprowadził się do porządku, o ile można tak nazwać rozczochrane włosy, worki pod oczami i bladą jak nigdy cerę. Wzruszył tylko ramionami i niechętnie wyszedł na korytarz, kierując się w stronę głównego pomieszczenia.

Kiedy tam dotarł prawie zderzył się w drzwiach z Shiro, zapewne wysłanym przez księżniczkę, aby po niego poszedł.

Rzucił krótkie przywitanie i usiadł wygodnie na kanapie, wzdychając przy tym ciężko. Spojrzał na całą drużynę, która patrzyła na niego ze zmartwieniem.

- Lance, wszystko w porządku? Wyglądasz... Okropnie - czarny paladyn usiadł obok niego i obserwował każdy jego ruch, jakby w obawie, że za chwilę może coś się stać chłopakowi.

- Jest dobrze - powiedział z fałszywym uśmiechem, starając się przekonać tym drużynę. Chyba nie wyszło mu to za dobrze, więc szybko zmienił temat - Po co nas wezwałaś księżniczko? - odwrócił tym od siebie uwagę, za co przybił sobie mentalnie piątkę. Nie był gotowy powiedzieć o ciąży komukolwiek, więc postanowił, że utrzyma to w tajemnicy tak długo jak może.

- Ach, racja. Po śniadaniu, odbędzie się specjalny trening, który niedawno ułożyłam i który ma za zadanie jeszcze bardziej zacieśnić między wami więzi...

Kosmitka kontynuowała swoje wyjaśnienia dotyczące treningu, ale Lance słuchał tego tylko w połowie. Jakoś nie mógł się zmusić do uważnego śledzenia tego co mówiła Allura, w dodatku był okropnie zmęczony nieprzespaną nocą, jak i wszystkimi niechcianymi myślami, które co chwilę do niego wracały.

- ... więc najpierw musimy coś zjeść, zanim wcielimy trening w życie - księżniczka skończyła mówić i tak jak wszyscy, szatyn poszedł w kierunku jadalni.

Kiedy się w niej znaleźli usiadł między Hunkiem a Shiro. Wszyscy zaczęli zjadać swoje porcje ohydnej zielonej mazi rozmawiając przy tym wesoło, a Lance w tym czasie tylko pogrzebał trochę w jedzeniu, by następnie nakarmić jedną z myszy Allury, która usiadła obok jego ręki i co chwilę trącała go, aby nie marnował jak dla niej pysznego pożywienia. Niebieski paladyn uśmiechnął się lekko, patrząc jak gryzoń z apetytem wcina jego porcję śniadania.

- Skoro wszyscy skończyli, to przejdźmy do sali treningowej.

Po ubraniu się w swoje zbroje, paladyni wraz z kosmitką ustawili się na środku dużego pomieszczenia.

- Na początek zrobimy małą rozgrzewkę... Lance jesteś pewien, że dobrze się czujesz? - dziewczyna spojrzała na niego podejrzliwie.

- Oczywiście, że tak, ślicznotko - mrugnął do niej i wyszczerzył się, najlepiej jak umiał. Musiał udawać, dla dobra drużyny i starał się to robić jak najlepiej.

- Chyba nic ci nie jest - westchnęła Allura - Więc zaczynamy!

Po "małej" rozgrzewce, cała drużyna była zmęczona jak jeszcze nigdy. Co chwilę przed oczami Lance'a pojawiały się czarne plamy, ale starał się je odgonić szybko mrugając i po chwili rzeczywiście mu się udało.

- Teraz odbędą się ćwiczenia w parach - kosmitka wydawała się niewzruszona ćwiczeniami - Ja będę z Shiro, Hunk z Pidge, a Keith z Lancem.

Świetnie.

Tak bardzo jak Lance nie chciał być w parze z czerwonym paladynem, tak samo wiedział, że nie ma wyboru. Chcąc, nie chcąc, ustawił się na przeciwko bruneta w bezpiecznej odległości od innych i na sygnał dany przez Corana, zaczęli walczyć. Nie wiedział w czym to ma im pomóc, ale nie zamierzał przegrać. Po oddaniu kilku strzałów ze swojej broni i sparowania ich mieczem Keitha, chłopcy zaczęli walkę w zwarciu. Mimo iż szatyn czuł się z każdą chwilą co raz gorzej to dalej trenował i atakował z całych sił. W momencie kiedy Lance wytrącił swojemu partnerowi miecz z ręki, ten podbiegł do niego i z całej siły kopnął w brzuch odrzucając chłopaka na ścianę. McClain nie wiedział jakim cudem, ale osłonił się swoją bronią, dzięki czemu dziecku nie powinno się nic stać.

Po chwili usłyszał dźwięk oznajmiający koniec, za co był naprawdę wdzięczny. Zdjął swój kask i upuszczając go na podłogę razem ze swoją bronią i zaczął szybko oddychać. Przed oczami znów pojawiły mu się mroczki, które jak na złość nie chciały za nic zniknąć, mało tego, powiększały się z każdą chwilą.

- Lance? - usłyszał jakby z oddali głos Keitha.

Nie odpowiedział. Nie miał na to siły. Chciał tylko pogrążyć się w ciemności, która co raz bardziej go ogarniała.

- Lance! - krzyk bruneta rozniósł się po pomieszczeniu, kiedy zauważył jak niebieski paladyn opada bezwładnie na podłogę. Podbiegł do niego jako pierwszy i starał się go obudzić, co przynosiło marne skutki.

- Trzeba go zabrać do kapsuły leczniczej - mówiąc to Coran skierował się ku wyjściu w celu szybkiego przygotowania komory.

Keith wziął chłopaka na ręce ze zdziwieniem stwierdzając, że jest zaskakująco lekki i poszedł za kosmitą.

Po przebraniu szatyna w odpowiedni kombinezon, został on umieszczony w kapsule. Cała drużyna pozostała w pomieszczeniu i obserwowała Lance'a. W tym samym czasie, rudy kosmita wystukiwał coś na panelu umieszczonym po przeciwnej stronie pomieszczenia i czytał wszystko uważnie. W pewnym momencie jego oczy rozszerzyły się niewiarygodnie, a on aż musiał ponownie przeanalizować tekst.

- Księżniczko, musisz to zobaczyć - powiedział cicho, aby tylko ona mogła to usłyszeć, a zaraz obok niego pojawiła się dziewczyna.

- Co się stało Coran? - zapytała i kiedy spojrzała na tekst wskazany przez mężczyznę nie mogła uwierzyć - Jesteś pewien?

Kosmita kiwnął głową - Nie mam żadnych wątpliwości, sprawdziłem kilka razy i wszystko na to wskazuje - powiedział i przełknął głośno ślinę.

Kobieta westchnęła, była zmieszana, ale także szczęśliwa.

- Paladyni, minie trochę czasu zanim Lance się obudzi - odwróciła się w ich stronę - Co wy na to żeby przyrządzić mu coś do jedzenia? - uśmiechnęła się lekko. Przecież w takim stanie szatyn powinien się zdrowo odżywiać, a nawet ona wiedziała, że ich zielony przysmak, nie jest zbyt dobry dla ludzi w ciąży.

Hunk z radością jako pierwszy wybiegł w stronę kuchni, a za nim podążyła Pidge. Shiro poczekał aż Allura wraz z Coranem podejdą do niego i ruszył ku wyjściu.

- Keith, a ty nie idziesz? - zapytał czarny paladyn ze zdziwieniem.

- Nie, poczekam tu - mówiąc to usiadł na przeciwko kapsuły.

- Ale...

- Shiro - Allura położyła mu dłoń na ramieniu i pokręciła głową. Takashi rozumiejąc, że jego namowy w niczym nie pomogą, wyszedł razem z rudym kosmitą na korytarz.

Księżniczka popatrzyła ostatni raz na chłopców i uśmiechnęła się. Domyślała się co jest grane i wcale jej to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, była szczęśliwa. Po chwili wyszła tak jak i reszta drużyny zostawiając Keitha i Lance'a samych.

*****

Szatyn obudził się i w pierwszej chwili nie miał pojęcia gdzie jest. Zanim zdążył przeanalizować sytuację, kapsuła w której się znajdował otworzyła się, a on sam wylądował na czymś miękkim z hukiem.

- Ugh... - Lance podniósł się powoli do siadu i popatrzył zamglonym wzrokiem wokół siebie.

- Wreszcie się obudziłeś.

Słysząc głos dobiegający z dołu spojrzał w tamtą stronę i ze zdziwieniem stwierdził, że jest to Keith.

- Co się stało? - zapytał zdezorientowany chłopak.

- Zemdlałeś w czasie treningu, a Coran kazał przynieść cię do kapsuły leczniczej. W ogóle jesz ty coś? Jesteś strasznie lekki - brunet spojrzał na Lance'a podejrzliwie.

Policzki McClaina pokryły się lekkim różem na myśl, że czerwony paladyn niósł go zapewne jak księżniczkę. Odwrócił głowę w bok, aby nie dać po sobie znać, że jest zawstydzony.

- Oczywiście, że jem, po prostu dbam o wagę tak?

- Hmm... - Keith mimo wszystko mu nie wierzył - Skoro tak mówisz.

Trwali w ciszy nie wiedząc co mogliby powiedzieć, bądź zrobić.

- Em, mógłbyś ze mnie zejść?

- Hę? - Lance nawet nie zauważył, że przez cały zaś siedział na biodrach bruneta przez co jeszcze bardziej się zawstydził - Ah, sorki - zaśmiał się niezręcznie i wstał. Zrobił to za szybko, przez co na chwilę świat wokół niego zaczął wirować. Przed ponownym upadkiem uchronił go Keith, łapiąc go w pasie w ostatnim momencie.

- Dzięki, już mi lepiej - szatyn wykrzywił wargi we wdzięcznym grymasie i stanął o własnych siłach.

- Idź się przebrać, a potem przyjdź do jadalni. Musisz coś zjeść - mówiąc to Kogane spojrzał uważnie na szatyna, po czym uśmiechnął się lekko i wyszedł z pomieszczenia.

Chłopak ubrał szybko swoje normalne ciuchy i wyszedł na korytarz. Mimo wszystko był głodny i chociaż nie chciał będzie musiał wmusić w siebie chociaż trochę zielonego gluta dla dobra dziecka.

*****

Wchodząc do jadalni uderzył w niego dziwnie przyjemny zapach jedzenia. Spojrzał na stół i nie spodziewał się tego co tam zobaczy, a mianowicie ziemskiego jedzenia, za którym tak bardzo tęsknił.

- Lance, wreszcie się obudziłeś - Allura podbiegła do niego z wielkim uśmiechem - Jak się czujesz?

- Już lepiej - odwzajemnił uśmiech i wskazał ręką na stół - Skąd to macie?

- Hunk to przygotował. Kiedy byliście w galerii kupił co nieco i oczywiście o tym zapomniał.

Chłopak zaśmiał się lekko i usiadł razem z Allurą, po czym zaczął jeść. Nie sądził, że aż tak będzie mu brakować normalnego według niego pożywienia.

- Gdzie są wszyscy? - zapytał kiedy skończył pochłaniać potrawy.

- Dalej trenują. Dałam im chwilę przerwy na przygotowanie ci jedzenia, a później mieli wrócić do ćwiczeń.

- Bezlitosna jak zawsze - uśmiechnął się delikatnie - A co z Keithem? Był w sali kiedy się obudziłem.

- Ah, on. Był tam przez cały czas - uśmiechnęła się do chłopaka porozumiewawczo, na co on spalił dorodnego buraczka - Lance, musisz się dobrze odżywiać i dużo wypoczywać w takim stanie. Mogłeś powiedzieć, że się źle czułeś, nie kazałabym ci trenować.

- Przecież nie jestem jakąś kaleką, prawda? - oburzył się.

- Nie, nie jesteś, ciąża to nie kalectwo, ale musisz się oszczędzać.

- No właśnie, ciąża to nie... Zaraz, chwila... Skąd ty to wiesz?! - spojrzał na nią z przerażeniem.

- Kiedy byłeś w kapsule, Coran sprawdzał wszystkie dane na temat twojego zdrowia i była tam wzmianka o ciąży.

- Świetnie, teraz już pewnie wszyscy wiedzą - złapał się załamany za głowę. Czuł jak do jego oczu napływają łzy. Nie będzie już dłużej potrzebny drużynie, będzie tylko przeszkadzał i plątał się pod nogami. Nie chciał tego.

- Lance - kosmitka położyła chłopakowi rękę na ramieniu chcąc dodać mu otuchy - Nikt o tym nie wie oprócz mnie i Corana. Kazałam mu nic o tym nie mówić, więc możesz być spokojny - uśmiechnęła się pocieszająco.

- Naprawdę? - chłopak podniósł na nią wzrok z nadzieją.

Kiedy kobieta kiwnęła głową odetchnął z ulgą. Nie był gotowy na powiedzenie o tym całej drużynie.

- Możemy zachować to tylko między nami? - zapytał niepewnie - Na razie nie chciałbym, aby reszta się o tym dowiedziała, a zwłaszcza Keith. Nie jestem na to gotowy - uśmiechnął się słabo w stronę Allury.

- Zgoda, ale teraz powinieneś się przespać. Powiem reszcie, że nie czujesz się jeszcze najlepiej i odpoczywasz.

- Dzięki księżniczko - był jej wdzięczny, za wsparcie i utrzymanie w tajemnicy jego sekretu.

Wstał powoli i rzucając krótkie pożegnanie w stronę dziewczyny, podszedł do wyjścia z jadalni.

- A i powiedz Hunkowi, że jest najlepszym kucharzem jakiego znam - odwrócił się na chwilę z uśmiechem.

Wychodząc z sali usłyszał cichy śmiech i zapewnienie, że kosmitka przekaże jego przyjacielowi pochwałę.

Lance szedł wolno w stronę swojego pokoju. Był w o wiele lepszym humorze, niż rano i nawet nie miał mdłości po jedzeniu, co uważał za swój mały sukces. Miał teraz tylko nadzieję, reszta zaakceptuje jego dziecko tak samo jak Allura. Jednak nie wiedział jak Keith może na to zareagować i tego się najbardziej obawiał.

***********

No więc, miał być to one shot, ale łącznie z notką ma to ponad 2500 słów, więc podzieliłam to na części. Nie będzie ich dużo, prawdopodobnie tylko dwie. Nie mam pojęcia kiedy pojawi się kontynuacja, wena mnie nie lubi. Ledwo udało mi się to skończyć po czterech dniach więc no... Mam nadzieję, że to coś się wam podobało ^^




(Ma ktoś jakiś pomysł na tytuł? ;_;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro