Rozdział 14: Patronus, tajemnicze zdanie i spotkanie z Minotaurem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hermiona

W klasie od obrony przed czarną magią było głośno. Uczniowie czekali na profesor Liliannę. Hermiona była naprawdę ciekawa, co kobieta przygotowała tym razem. Jej lekcje dorównywały lekcjom profesora Lupina czy Szalonookiego Moody'ego. Ron prosił dziewczynę, żeby z nim usiadła, ale ona odmówiła. Przez chwilę siedziała sama, kiedy dosiadł się do niej Percy, Gryfon z jej roku.

— Można? — wyszczerzył się do niej.

— Jasne — kiwnęła głową, a on opadł z zadowoleniem na krzesło.

Zaczął ją zagadywać. Co chwila wybuchała śmiechem przez jego żarty. Miał genialne poczucie humoru. Często prosił ją, żeby mu coś wytłumaczyła, kiedy nie rozumiał. Chociaż zrozumienie przychodziło mu z trudem i miał problem z dłuższym uwierzeniem na miejscu, to słuchał jej z ciekawością. Nie to, co Harry i Ron. Dzięki temu Percy szybko zdobył jej sympatię.

Był strasznie gadatliwy. Dowiedziała się, że chodził z Annabeth, do której często ją porównywał. Miała okazję kilka razy porozmawiać z dziewczyną i stwierdziła, że naprawdę jest inteligentna. Spędzała z nim całkiem sporo wolnego czasu, a miała go niewiele, bo przygotowywała się systematycznie do OWTMów. Korepetycje z Percym bardzo jej w tym pomagały. Kiedy kończyli, chłopakowi udawało się ją namówić, żeby zagrała z nim w Eksplodującego Durnia czy szachy czarodziejów. Wtedy najczęściej dołączali do nich jego kumple, Leo i Hazel, a czasem nawet przychodziła Annabeth, chociaż rzadziej. Hermiona bardzo zaprzyjaźniła się z tą czwórką. Z blondwłosą Krukonką rozmawiała najczęściej na temat książek i architektury, którą tamta uwielbiała.

— Witajcie — z rozmyślań wyrwał szatynkę głos nauczycielki.

Spojrzała na kobietę. Długie blond włosy miała dziś rozpuszczone, a ubrana była w zwykłą ciemnozieloną szatę. Omiotła błękitnymi oczami uczniów, którzy jak na zawołanie umilkli. Nie musiała podnosić głosu, żeby w klasie zapanował spokój. Biła od niej jakaś tajemnicza energia, której Hermiona nie umiała określić. Kiedy patrzyła na jej twarz, miała wrażenie, że gdzieś ją już widziała.

— Pochowajcie książki, moi drodzy — powiedziała profesor Lilianna nieco sennym głosem. — Dziś będą zajęcia praktyczne.

Rozległo się szuranie i podekscytowane rozmowy. Wszyscy powyciągali swoje różdżki.

— Dobrze. Czy ktoś może mi powiedzieć, czym jest zaklęcie Patronusa?

Cisza. Dziewczyna wywróciła oczami. Zawsze tak było, rzadko ktoś oprócz niej zgłaszał się do odpowiedzi. Podniosła rękę.

— Proszę, Hermiono.

— To bardzo silne zaklęcie obronne. Wytwarza pomiędzy rzucającym a dementorem tarczę, którą można przywołać tylko wtedy, kiedy przywoła się szczęśliwe wspomnienie. Wielu dorosłych czarodziei ma z nim problem, bardzo niewiele jest osób, którym się to udało. Może też służyć do przekazywania informacji czy wzywania pomocy.

— Bardzo dobrze, pięć punktów dla Gryffindoru.

Hermiona wyprostowała się z dumą. Percy posłał jej uśmiech i uniósł oba kciuki do góry.

— Dzisiaj będziecie starali się wyczarować Patronusy. Nie oczekuję, że każdemu z was się to uda, bo jak słusznie wspomniała panna Granger, nawet dorośli czarodzieje mają z tym problem. Jednakże ten, komu się to uda, zostanie nagrodzony.

Zaczęła się zastanawiać. Jakie było jej najszczęśliwsze wspomnienie?

Powtórzyli jeszcze kilka razy wymowę zaklęcia, aż profesor uznała, że robią to poprawnie. Potem zaczęli ćwiczyć. Gryfonka próbowała kilkakrotnie, ale za każdym razem coś jej nie wychodziło. Z końca różdżki wydobywała się jedynie srebra mgiełka i szybko znikała. Byli też tacy, którym nawet to nie wychodziło. Obok niej Percy marszczył czoło i powtarzał wielokrotnie zaklęcie, ale bez skutku. Wreszcie, sfrustrowany, opadł bezwładnie na krzesło, rzucając na ławkę różdżkę.

— To na nic! — jęknął. — Jestem beznadziejny.

— Nie mów tak. Po prostu musisz się bardziej skupić.

— Łatwo ci mówić, ty nie masz ADHD... — spochmurniał.

Spojrzała na niego. Nigdy o tym nie mówił. Mogła się domyślić, to by wyjaśniało jego nadmierną ruchliwość.

— Przepraszam, Percy. Nie wiedziałam.

— Nie przejmuj się — machnął lekceważąco ręką.

— Jeszcze raz. Skup się na czymś, co sprawiło, że byłeś szczęśliwy. To nie może być coś błahego, tylko coś wyjątkowego. Coś, co zapadło ci w pamięć.

Chłopak zmarszczył brwi, zastanawiając się. Poderwał się nagle, podekscytowany.

— Chyba mam!

— No widzisz — ucieszyła się. — Dawaj. Dasz radę, Percy.

Już miał wypowiedzieć zaklęcie, kiedy gdzieś z tyłu rozbłysło światło, po czym zaczęło okrążać całą salę. Oniemiała patrzyła jak zahipnotyzowana w Patronusa, który zatoczył koło i zatrzymał się dokładnie przed nią. Patrzyła, jak materializuje się przed nią srebrnobiała fretka. Mogła należeć tylko do jednej osoby i ona wiedziała, do kogo. Odwróciła się. Kilka ławek dalej stał Malfoy równie zszokowany, co ona. W klasie podniósł się szum.

— Jak on to zrobił?

— Ale przecież to niemożliwe?

— Czemu oni robią z tego taką sensację? — zdziwił się Percy.

Hermiona milczała.

— Świetnie! Dwadzieścia punktów dla Slytherinu! — oznajmiła radośnie nauczycielka.

Gryfoni wznieśli okrzyki sprzeciwu, a Ślizgoni ryknęli z uciechy. Szatynka pokręciła głową z niedowierzaniem.

— Jak dzieci — mruknęła, chowając różdżkę do torby.

Nastał koniec lekcji. Profesor kazała im zrobić notatkę na temat zaklęcia Patronusa i wszyscy jak na zawołanie zaczęli wychodzić z sali. Hermiona pożegnała się z Percym i szybko opuściła klasę. Czekała przy drzwiach na swojego chłopaka i na Malfoya. Chciała mu pogratulować.

Wreszcie obaj zjawili się obok niej, uśmiechając się i rozmawiając. Rzuciła się na blondyna, ściskając go.

— Czym sobie zasłużyłem, Granger? — zapytał ze śmiechem chłopak, klepiąc ją po plecach.

— Ej, bo będę zazdrosny! — wtrącił się Edmund, starając się brzmieć poważnie, co mu nie wychodziło, bo się uśmiechał.

Wywróciła oczami i cmoknęła bruneta w policzek, na co on objął ją ramieniem.

— Zazdrośnik — wytknęła na niego język, ale się śmiała. — To było niesamowite, Malfoy!

— No przecież wiem — wypiął się dumnie. — W końcu jestem w czymś lepszy od ciebie!

— Ej! — zaprotestowała. — Nie pochlebiaj sobie!

— I tak mnie kochasz — wyszczerzył się brunet, przerywając skutecznie nadchodzącą sprzeczkę.

Otworzyła szeroko oczy, zaskoczona, ale zaraz potem parsknęła śmiechem. W tym momencie zbliżyła się do nich Łucja razem z Hazel i Piper. Blondyn przytulił szatynkę i pocałował, co spowodowało chichot u jej koleżanek.

— Co ty taki szczęśliwy? — zapytała, kiedy wreszcie ją wypuścił.

— Wyczarowałem Patronusa — powiedział zadowolony. Hermiona miała wrażenie, że nadal nie do końca w to wierzy.

— Naprawdę? To niesamowite!

— Mówiłam? — wtrąciła się z uśmiechem.

Zżerała ją ciekawość, jakiego wspomnienia użył. Postanowiła zapytać go o to na patrolu wieczorem. Przez chwilę jeszcze rozmawiali, a potem dziewczyny musiały iść na wróżbiarstwo.

— Współczuję — skrzywiła się, kiedy im o tym powiedziały. — Dobrze, że nie muszę wysłuchiwać tych bzdur...

— W tych bzdurach może być ziarno prawdy — zaperzyła się Hazel.

— Nawet więcej niż ziarno — wtrąciła się Piper.

Hermiona prychnęła.

— Wątpię. Profesor McGonagall mówi, że to najmniej ścisła dziedzina magii!

— Żebyś się nie zdziwiła — mruknęła mulatka, krzyżując ręce.

Pewnie kłóciłyby się jeszcze długo, gdyby nie zadzwonił dzwonek. Rozdzielili się i pobiegli na swoje lekcje.

•••

Przez resztę dnia zastanawiała się nad słowami Hazel. Dlaczego tak bardzo brała na poważnie wróżbiarstwo? Nie mogła tego zrozumieć. Uważała ten przedmiot za stratę czasu.

Annabeth sądziła podobnie, chociaż minę miała niepewną. Gryfonka do wieczora odrabiała razem z nią, Percym i Leo lekcje w bibliotece. Było to trudne, bo chłopcy co chwila rzucali jakimś żartem. Musiała się powstrzymywać, żeby nie wybuchnąć śmiechem.

Kiedy kończyła pisanie i wertowała książkę, coś przykuło jej uwagę. Na górze strony pojawił się napis napisany odręcznym pismem. Zmarszczyła brwi. To, co odczytała, sprawiło, że zmroziło jej krew w żyłach.

Krew tego, co dotyku Śmierci uniknął.

Rozejrzała się nerwowo, czy nikt przypadkiem tego nie zauważył. Leo chrapał, Percy też przysypiał, opierając głowę na rękach, a Annabeth czytała coś zawzięcie. Nie dostrzegła czujnego wzroku Krukonki. Szybko zebrała się i pożegnała. Jej znajomi też zaczęli się zbierać. Wyszła z biblioteki. Żadne z nich nie zauważyło zielonej mgły kłębiącej się po podłodze.

Teraz przebierała się w swoim dormitorium w mundurek. Niedługo miała zacząć patrol z Malfoyem. To dziwne, ale cieszyła się na każde spotkanie z nim. Uśmiechnęła się pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Dziwiła się, jak bardzo stali się sobie bliscy.

Wyszła z dormitorium, wcześniej sprawdzając, czy ma ze sobą różdżkę i swój magiczny woreczek. Oba przedmioty były przypięte do pasa. Ciągle nie dawało jej spokoju to ostrzeżenie. Czy coś miało się wydarzyć? Czy są zagrożeni? Jeszcze to zdanie, które zobaczyła w książce. Poczuła, że zaczyna ją to przytłaczać. Musi komuś o tym powiedzieć. Nie dałaby rady utrzymać kolejnej tajemnicy.

Chłopak już na nią czekał. Kiedy ją zobaczył, uśmiechnął się szeroko.

— Gotowa? — zapytał.

Kiwnęła głową. Wyszli na korytarz. Było ciemno i niesamowicie cicho. Zaczęli się powoli przechadzać. Mieli w zwyczaju opowiadać sobie, co działo się u nich danego dnia. Blondyn narzekał na czepiającą się go Astorię. Do Ślizgonki najwidoczniej nie docierało, że ma dziewczynę. Potem chwalił się, że wyciągnął Edmunda na boisko i pokazał mu latanie na miotle. Niedługo miał się zacząć sezon Quidditcha i zamierzał zrobić nabór do drużyny. Jej chłopak chciał się zgłosić. W pewnym momencie przestała słuchać wywodu Ślizgona, zatapiając się w myślach.

— Nie słuchasz mnie.

Spojrzała na niego.

— Przepraszam, zamyśliłam się.

Szli w milczeniu. Blondyn przyglądał jej się uważnie. Mimowolnie zarumieniła się. Zbeształa się w myślach. Idiotka.

— Coś cię gryzie, Granger — stwierdził po chwili.

Westchnęła. Miał rację.

— Wiesz...— zaczęła niepewnie. Nie wiedziała, czy powinna mu tym zawracać głowę. Może niepotrzebnie się tym przejmuje? — Chyba coś odkryłam.

Zatrzymał się, zaintrygowany.

— Poważnie? Co takiego?

Opowiedziała mu o znikającym napisie. Mina mu zrzedła, kiedy usłyszał to zdanie.

— Krew tego, co dotyku Śmierci uniknął — powtórzył. — Brzmi nieciekawie.

— No wiem. Jak myślisz, co to oznacza?

— Nie mam pojęcia. Dla mnie to zwykłe zdanie wyrwane z kontekstu — wzruszył ramionami.

— Musi mieć jakieś znaczenie — upierała się Gryfonka. — Na pewno nie pokazała mi się bez powodu...

Urwała. Zdawało jej się, że coś usłyszała. Jakby ktoś (lub co gorsza coś) chodził i wcale nie zamierzał być cicho. Zdecydowanie jej się to nie podobało. Nasłuchiwała jeszcze przez chwilę i odniosła wrażenie, że stukot kopyt zbliża się w ich kierunku. Niespodziewanie wszystko ucichło. Zamarła.

— Słyszałeś? — zapytała cicho.

— Tak...

Oboje powyciągali różdżki i schowali się za rogiem. Na znak wyskoczyli z kryjówki. Hermiona od razu tego pożałowała.

Znaleźli się tuż przed olbrzymim Minotaurem.

No witam 😊

No, nareszcie coś się dzieje 😂

Piszcie, co sądzicie ;3

A ja lecę słuchać Imangine Dragons 🙈

Za Aslana i do napisania 😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro