Rozdział 73: Afera na boisku

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ginny

Ostatni tydzień stycznia był dla niej wyjątkowo zapracowany. Miała tyle na głowie, że zapominała, jak się nazywa. Codzienne treningi z Clarisse, na których córka Aresa dawała jej wycisk, próby śledzenia Malfoya, a do tego jeszcze utrzymywanie pozorów, że świetnie radziła sobie w nauce. Nie chciała, by profesor McGonagall zaczęła coś podejrzewać. Clarisse uważała, że powinna całkowicie odpuścić sobie na razie naukę, jeśli chciała to przeżyć. Na treningach dziewczyna pokazywała jej różne techniki walki i testowały różne rodzaje broni. Oczywiście wszystko odbywało się w Pokoju Życzeń. Najczęściej trenowały wieczorami i w nocy, przez co Ginny często chodziła niewyspana. Z trudem udawało jej się nie zasypiać na zajęciach. Nie mogła zapomnieć też o Amortencji przygotowywanej w Łazience Jęczącej Marty. Na szczęście Percy i Leo pilnowali eliksiru, wiedząc, że ona nie miała na to czasu. Oczywiście nie porzuciła planu zemsty na Malfoyu i chęci pogodzenia go z Hermioną.

Hermiona doniosła jej niedawno, że blondyn zaczął pojawiać się na lekcjach, co uznała za dobry znak. Niestety nadal się do nich nie odzywał i unikał, jak tylko mógł.

– Ja już nie wiem, co robić, Ginny – powiedziała załamana szatynka, gdy obie szły na boisko Quidditcha, w czwartkowy wieczór. Ślizgoni mieli trening, a Blaise uparł się, by na niego przyszła. Zgodziła się natychmiast. W sobotę miał mieć miejsce mecz pomiędzy Slytherinem a Hufflepuffem, a jej chłopakowi bardzo zależało na wygranej. Postanowiła przy okazji wyciągnąć Hermionę.

– Nie martw się, poradzimy coś na to – próbowała ją pocieszyć, ale marnie jej to szło.

– Co? – przerwała jej Gryfonka. – Powiedz mi, co.

Ginny otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła. Przecież nie mogła jej powiedzieć o planie, bo była pewna, że by się jej nie spodobał i próbowałaby ją odwieść od tego pomysłu. Według niej tylko tak dało się ich pogodzić; poprzez zakochanie. Obie dziewczyny właśnie wyszły z zamku. Na dworze już się ściemniało. Ruszyły w stronę boiska. Miała nadzieję, że jeszcze zdążą na trening. Było dość zimno, ale były ciepło ubrane. Przyśpieszyły kroku.

Gdy dotarły na miejsce, okazało się, że drużyna jeszcze latała. Na trybunach zebrała się całkiem spora grupka uczniów, którzy chcieli popatrzeć. Jako pierwszy dostrzegł dziewczyny Percy i gwizdnął, dając im znak, by do niego podeszły. Tak też zrobiły.

– Cześć – przywitał się brunet, poklepując miejsce obok siebie. Hermiona usiadła, korzystając z propozycji. Ginny przybiła piątkę z Leo, który również tam był. Rudowłosa skorzystała z okazji i przysiadła się obok niego.

– Jak nasz wywar? – zapytała konspiracyjnym szeptem, nachylając się. Leo rozejrzał się, sprawdzając, czy nikt ich nie podsłucha. Wszyscy skupieni byli na treningu.

– Chyba dobrze. Jeszcze trochę i będzie gotowy – odparł.

– To super. Jeśli nam zostanie, będziemy mogli go sprzedawać – zasugerowała, korzystając z rady, jaką podrzucili jej Fred i George.

– Fajnie. Niedługo walentynki, więc nada się idealnie – Leo zatarł ręce.

Ginny pokiwała głową, szczerząc się. Jeśli im się poszczęści, przy okazji trochę zarobią, rozprowadzając eliksir po szkole. Na pewno znajdzie się mnóstwo zdesperowanych dziewczyn, chcących zwrócić na siebie uwagę chłopców, którzy im się podobają. To był dobry pomysł. Już nie mogła się doczekać tegorocznych walentynek.

– Draco, debilu, jeśli będziesz się tak zamyślał, to osobiście zrzucę cię z miotły! – doszedł do niej krzyk Blaise'a, a po chwili śmiech pozostałych Ślizgonów. – Miałeś znicz przed nosem, jakim cudem go nie zauważyłeś?! – wydzierał się czarnoskóry.

– Mogą nie wygrać tego meczu – skomentował głośno Leo. Ginny spojrzała na niego z niedowierzaniem.

– Żartujesz sobie? Nie zapominaj, że grają z Puchonami. Mają sto razy lepszy skład – zauważyła.

– Nie było cię od początku, więc nie widziałaś, jak grali.

Fakt, miał rację, dlatego nie kłóciła się z nim dłużej. Po prostu nie dopuszczała do siebie myśli, że Slytherin mógłby przegrać. Sama się sobie dziwiła, nigdy nie sądziła, że będzie kibicować Slytherinowi. Wielu Gryfonów uznałoby to za zdradę, ale ona miała to gdzieś. Dawno przestała przejmować się zdaniem innych.

– Dobra, kończymy na dzisiaj! – krzyknął Blaise.

– Idziemy – rzuciła stanowczo Annabeth, wstając. Ginny dopiero teraz ją zauważyła, bo blondynka siedziała piętro niżej. Za nią ruszyły od razu Rachel, Piper i Łucja. No tak, tej mogła się tu spodziewać, w końcu nie opuszczała Malfoya na krok. Nie spodobał jej się natomiast ton córki Ateny. Wyglądało na to, że chciała wziąć sprawy w swoje ręce.

Zeszli z widowni i skierowali się na boisko. Weszli na murawę. Gracze właśnie powoli lądowali na ziemi. Zauważyła, że Edmund pomachał w ich stronę. Pewnie zauważył Hermionę. Drużyna Ślizgonów zebrała się w kole, a ona stanęła dość blisko, by móc słyszeć, co mówił jej chłopak. Annabeth zmierzała ku nim zdecydowanym krokiem. Stanęła tuż przy nich, ze skrzyżowanymi rękoma. Nie podobało jej się to.

– Słuchajcie, nie jest źle. Jeśli weźmiemy się w garść, możemy to wygrać – oznajmił pewnym głosem Blaise.

– Tak, jeśli Malfoy nie będzie bujał w obłokach – rzucił ktoś. Znów śmiech chłopaków.

– Bardzo śmieszne – burknął podirytowany blondyn.

– Jeśli coś pójdzie nie tak, zawsze możemy użyć naszej tajnej broni, dobrze mówię, Grace? – tu Blaise spojrzał znacząco na Jasona i poruszył porozumiewawczo brwiami.

– Nie, jeśli nie będę musiał – powiedział stanowczo Jason. Ginny domyśliła się, że chodziło im o moc chłopaka. Umiejętność doskonałego latania zawdzięczał Zeusowi. Miał wykorzystać to w meczu jako atut. Uśmiechnęła się szeroko i kiwnęła z aprobatą głową. To był dobry pomysł. Niewielu wiedziało o umiejętnościach Jasona. Mógł władać wiatrem wokół siebie jak mu się żywnie podobało.

– Wiadomo, tylko w sytuacjach awaryjnych – rzucił Edmund, klepiąc go w ramię. Ginny rzadko kiedy widywała bruneta tak poważnego.

– Skończyliście już gadać? – przerwał im Blaise, zirytowany, że przeszkadzali mu w jego przemowie. Nikt się nie odezwał. – Świetnie. Mamy dobrych graczy. Nie ma opcji, byśmy przegrali z kimś takim jak Puchoni... Bez obrazy dla tu obecnych – dodał szybko, widząc mordercze spojrzenie Piper, która już chciała się na niego rzucić, ale Łucja w porę ją powstrzymała. – Wygramy to, jasne?

– Tak jest! – krzyknęli Ślizgoni chórem, entuzjastycznie. Wszyscy, poza Malfoyem, który zachował kamienną twarz. A przecież to głównie od niego zależało zwycięstwo, więc jakim cudem go to nie obchodziło? Ginny nie potrafiła tego pojąć. Zdecydowanie należało przemówić mu w końcu do rozumu. I nagle zrozumiała plan Annabeth. Postanowiła stanąć za nią murem.

Drużyna Slytherinu zaczęła się powoli rozchodzić. Spora część osób ruszyła w kierunku szatni. Na boisku zostali tylko Blaise, Edmund i Jason. We trzech zaczęli zbierać miotły, by odnieść je do schowka. Malfoy ruszył w kierunku szatni, w ogóle nie zwracając na nich uwagi. Najwidoczniej wtedy Annabeth postanowiła wkroczyć do akcji.

– Draco! – krzyknęła głośno za Ślizgonem, biegnąc za nim. Nie zatrzymał się, ale też nie przyśpieszył kroku. Ku jej zdumieniu pozwolił, by blondynka go dogoniła.

– Wyczuwam kłopoty – mruknął Percy w jej stronę, który nie wiadomo kiedy zbliżył się do niej. Ginny podskoczyła, nie spodziewając się go. Zmroziła go spojrzeniem, ale po chwili pokiwała głową. We dwójkę ruszyli powoli w ich stronę, przeczuwając najgorsze.

– Czego chcesz, Chase? – rudowłosa Gryfonka usłyszała nieprzyjemny ton chłopaka. – Jestem zajęty, odczep się.

Ona i Percy stanęli za blondynką. Chłopak skrzyżował ręce i patrzył spode łba na Ślizgona, gotów w razie czego swojej dziewczyny. Ramiona Annabeth wyraźnie się rozluźniły, pewnie wyczuła jego obecność.

– Musimy porozmawiać – oświadczyła głosem nieznoszącym sprzeciwu. Podparła ręce pod biodra, przyjmując pewną siebie postawę. W takich chwilach Annabeth naprawdę imponowała Ginny.

– Przyszłaś z delegacją? – zakpił Malfoy, rzucając im obojgu pełne pogardy spojrzenie. – Spadajcie. Nie mam ochoty z wami gadać.

Już miał zamiar odwrócić się na pięcie i odejść, ale córka Ateny zrobiła coś, czego się nie spodziewał. Zdecydowanym ruchem złapała go za ramiona i przesunęła w ten sposób, by stanąć naprzeciwko niego. Zablokowała mu drogę.

– Puść mnie, Chase! – krzyknął zdenerwowany chłopak. Wkurzył się. Próbował się szarpnąć, ale dziewczyna trzymała go zaskakująco mocno.

– Nie – powiedziała. – Nie będziesz wiecznie uciekał. Na pewno nie przede... – zawahała się na moment. – Na pewno nie przed nami. Jesteś jednym z nas, a my swoich nie zostawiamy – dokończyła. Malfoy prychnął.

– Nie potrzebuję waszej łaski, świetnie radzę sobie sam – warknął. Jednym sprawnym ruchem wykręcił do tyłu nadgarstek dziewczyny, ale ona nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Percy chciał już ruszyć z odwetem, ale go powstrzymała. – Masz coś jeszcze do powiedzenia, mądralo? Śpieszy mi się.

– A żebyś wiedział! – wybuchnęła w końcu córka Ateny, tracąc całe opanowanie. – Nie podoba mi się, że nagle się od wszystkich odsuwasz! Że traktujesz nas tak, jakbyśmy byli gorsi od ciebie! Przyjaciół masz za nic! Widzę, że coś się dzieje, ale ty nic nie chcesz powiedzieć! Nie byłeś taki!

– To znaczy jaki? – zapytał oschle. – Nie wiesz, jaki byłem wcześniej, nie znałaś mnie przed przybyciem do Hogwartu. Jesteś tu nowa, myślisz, że mam się ciebie słuchać? Śmieszna jesteś, Chase. Bo widzisz, z naszej dwójki to ja jestem księciem! – ostatnie zdanie wypowiedział tak, by tylko oni to usłyszeli. Niestety coś mu nie wyszło.

– A ja jestem królem, jakbyś zapomniał, więc ty powinieneś słuchać się mnie – wtrącił się Edmund, który zjawił się przy nich nie wiadomo kiedy, najwidoczniej zaaferowany ostrą wymianą zdań. Malfoy spojrzał na niego krzywo. Ginny westchnęła. Jeszcze tego tylko brakowało.

– Właśnie – rzuciła, nie potrafiąc się dłużej powstrzymywać. Malfoy działał jej na nerwy. – Zapomniałeś już o Narnii? – dodała ledwo słyszalnie. Blondyn zamarł na moment, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Uśmiechnęła się tryumfalnie, widząc, że zbiła go z tropu. Skrzyżowała ręce, przybierając buntowniczą postawę.

– Będziesz mi prawiła kazania, Weasley? – dopiero po chwili chłopak odzyskał rezon. Puścił wreszcie Annabeth i wyminął ją, podchodząc niebezpiecznie blisko do niej. – Nie jesteśmy już w Narnii i nigdy tam nie wrócimy – syknął. – Obudź się wreszcie.

– To ty się obudź! – wrzasnęła. – Nie widzisz, co robisz?! Po co te tajemnice?! Chcesz wszystko zepsuć? Narnia była dla ciebie nieważna? To, co razem przeżyliśmy?

Malfoy wyglądał, jakby dostał w twarz. Chyba przez przypadek trafiła w sedno. Jego wzrok tak ją przeraził, że cofnęła się o krok. Przez dłuższą chwilę zapadła cisza, po prostu na nią patrzył.

– Mam wrażenie, że jestem o wiele bardziej przywiązana do Narnii niż ty, chociaż byłam tam tylko raz – dodała, już spokojniejszym głosem, choć w środku nadal w niej buzowało. Nie mogła tego tolerować.

Nie kłamała. Czuła, że Narnia już zawsze będzie jej domem. Jej serce zawsze będzie pragnęło powrotu do magicznej krainy. Po jej słowach zapadła cisza. Każdy trwał w napięciu, oczekując na dalszy rozwój sytuacji.

– Ginny ma rację. – ciszę przerwał dopiero Edmund. Popatrzyła na niego, nawet wdzięczna, że stanął po jej stronie. – Wiesz, myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi.

– To źle myślałeś. – odparł beznamiętnie blondyn. Zdenerwowała się. Widocznie postanowił ją zignorować. Sądziła, że uda jej się zagrać mu trochę na sumieniu. – Coś jeszcze?

– Chcemy ci pomóc – Annabeth odezwała się dopiero teraz, wcześniej widocznie postanowiła taktownie się nie wtrącać. Wiedziała, że Narnia to tylko i wyłącznie ich sprawa. – Chcemy ci pomóc, bo jesteś jednym z nas.

Annabeth przymknęła oczy, wyraźnie już zmęczona tą całą kłótnią. Percy objął ją ramieniem, a ona wtuliła się w niego. Malfoy przyglądał się im przez chwilę. Miała wrażenie, że walczył sam ze sobą.

– Im mniej wiecie, tym lepiej dla was – stwierdził ledwo słyszalnie. – Nie wtrącajcie się, dla własnego dobra.

Po tych słowach odwrócił się i odszedł, zostawiając oniemiałą Annabeth. Ginny też nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Dopiero teraz podbiegli do nich pozostali. Hermiona była cała roztrzęsiona. To samo można było powiedzieć o Łucji.

– Dowiedzieliście się czegoś? – zapytała. Ciekawość w jej głosie mieszała się ze strachem. Pewnie bała się, że dojdzie do bójki. – Słyszałam, co powiedziałaś o Narnii – dodała, kładąc dłoń na ramieniu rudowłosej. Ginny uśmiechnęła się słabo.

– Dupek – warknął Percy, oglądając spuchnięty nadgarstek swojej dziewczyny. – Dorwę go za to, no słowo daję.

– Nic mi nie będzie, miałam gorsze rany – Annabeth zbyła to, uśmiechając się smutno. Ona i Percy pogrążyli się w cichej rozmowie.

– To było niesamowite, Ginny – odezwała się Łucja cichutko. Zaraz potem niespodziewanie rzuciła się na nią, ściskając mocno. – To wspaniałe, że tak kochasz Narnię, jestem taka dumna...

Rudowłosa przez chwilę stała oniemiała. Przecież powiedziała tylko to, co myślała, to nie było nic wielkiego. Dopiero po chwili również przytuliła Łucję. Wtedy niespodziewanie szatynka rozpłakała się. Hermiona i Edmund rzucili się, by ją pocieszać.

– Co się stało?!

– Czemu tak nagle...

– Ja już dłużej nie mogę – wychlipiała. Całą trójką wymienili spojrzenia. Piper zbliżyła się do nich, zaalarmowana. – Nie mogę już dłużej tego ukrywać... – teraz już całkiem zaniosła się płaczem.

– Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz – powiedziała Piper stanowczo. Położyła jej opiekuńczo dłoń na plecach. Patrzyła na nich spode łba wzrokiem mówiącym „jeśli ją zmusicie, pożałujecie".

– Nie, Piper. Chcę – wyszeptała Łucja ledwo słyszalnie. – Muszę.

– Okej. Ale nie dzisiaj. – rzuciła córka Afrodyty. – Najpierw ochłoń.

Edmund łypnął na dziewczynę niechętnie. Trochę go rozumiała, bo oddaliła moment poznania prawdy.

– Może już wracajmy – zaproponowała Hermiona. Wszyscy się zgodzili.

Ruszyli w stronę zamku. Nawet nie zauważyła, kiedy zrobiło się ciemno. Jako pierwsze szły Łucja z Piper. Tuż za nimi ona, Hermiona i Edmund. Reszta szła na końcu. Nikt nic nie mówił, panowała ponura atmosfera. Gdy byli już blisko zamku, Annabeth zdecydowała się przerwać ciszę.

– Wiecie, ta cała sytuacja coś mi przypomina – Hermiona odwróciła się w jej stronę, zaciekawiona.

– Co takiego?

Annabeth i Percy spojrzeli na siebie posępnie. Widocznie to o tym musieli wcześniej rozmawiać. Córka Ateny kiwnęła głową, pozwalając swojemu chłopakowi to wyjaśnić.

– Był kiedyś taki jeden, Luke...

*

Późnym wieczorem, tuż przed ciszą nocną, Ginny opowiedziała wszystko Hazel. Siedziały na swoich łóżkach, przebrane w piżamy. Hazel z jakiegoś powodu nie poszła z nimi na boisko, ale Ginny w to nie wnikała.

– Naprawdę tak powiedział? – zdumiała się mulatka. Wywróciła oczami, zirytowana.

– Oczywiście, sama słyszałam! – zawołała, wyrzucając ręce do góry. – Mamy się nie wtrącać dla własnego dobra – sparodiowała głos chłopaka. – Nie wiem, co on sobie myśli!

– Może to jakiś znak – zastanowiła się jej koleżanka. Spojrzała na nią sceptycznie. – Nie wiem, nie było mnie tam, ale może coś głębszego się za tym kryje.

– Może, może – mruknęła zrezygnowana rudowłosa. – W ten sposób nic nie wymyślimy.

– Faktycznie zachował się okropnie. Ale Annabeth też nie powinna tak na niego naskakiwać – stwierdziła Hazel.

– Co innego miała zrobić? – spytała panna Weasley. Nie uzyskała odpowiedzi. Pstryknęła palcami. – No właśnie. Dlatego uważam, że mój plan wypali.

– A ty znowu o tym – jęknęła. Popatrzyły po sobie i wybuchnęły śmiechem. Już miały za sobą wiele takich rozmów, gdzie Hazel starała się odwieść Ginny od jej durnego planu pogodzenia Malfoya i Hermiony. Przekonała się jednak, że rudowłosa Gryfonka nie zmieni zdania. Jak się już na coś uparła, to nie było siły, żeby ją od tego odciągnąć. Nawet jeśli było bardzo głupie.

– Możecie przestać gadać?! – ofuknęła je jedna ze współlokatorek. Najwidoczniej jeszcze nie spała, jak im się wcześniej zdawało.

Obie Gryfonki zamilkły. Popatrzyły po sobie i zanurkowały pod kołdrę, wybuchając zduszonym chichotem.

Znajdowała się na jakiejś plaży. Musiała być jednak w mieście, ponieważ dostrzegła w oddali ogromne budynki.

Ginny w pierwszej chwili pomyślała, że to się dzieje naprawdę. Wręcz czuła piasek pod stopami. Nie miała na sobie butów. Rozejrzała się dookoła. Okazało się, że nie była tu sama.

Kilka metrów przed nią ktoś walczył. Zmrużyła oczy Zaczęła bezwiednie przybliżać się do walczących. Coś ciągnęło ją do nich, ale nie miała pojęcia, co. Gdy już stanęła bardzo blisko, zobaczyła, że to mężczyzna i chłopiec. Mężczyzna był znacznie silniejszy. Miał na sobie czerwoną, obcisłą koszulkę, czarne dżinsy z myśliwskim nożem u boku oraz czarny, skórzany płaszcz. Nie widziała jego twarzy. Mimo to, że wyglądał bardzo komicznie, Ginny miała wrażenie, że biła od niego złowroga aura. Samo patrzenie na niego wywoływało u niej gniew. On i chłopiec co chwila ścierali się w walce, a klingi ich mieczy uderzały o siebie, wytwarzając metaliczny trzask. Ginny widziała na oczy już kilka walk, ale ta w żaden sposób ich nie przypominała. Mężczyzna nie dawał chłopcu żadnej szansy na kontratak. Coraz bardziej na niego napierał, spychając coraz bliżej w stronę rzeki.

Chciała ruszyć na ratunek chłopcu. Jednak nie mogła ruszyć się z miejsca. Coś ją zatrzymywało. Odniosła wrażenie, że chłopiec bardzo jej kogoś przypominał. Te rozczochrane włosy... Skojarzył jej się z Harrym. Dopiero gdy spojrzała w jego oczy, przypomniała sobie. Takie morskie oczy miał Percy. Właśnie patrzyła na mniej więcej dwunastoletniego Percy'ego Jacksona.

Wydawało się, że był na przegranej pozycji. Mężczyzna zepchnął go już do wody, stał w niej po kolana. Gdy już miała wrażenie, że to koniec, chłopcu przypomniał się jego atut.

Usłyszała potężny szum. Na rzece zaczęła formować się wielka fala. Zaczęła zmierzać w ich kierunku. Mężczyzna zamarł. I wtedy zwaliły się na niego ogromne ilości wody. Zniknął pod nią. Percy nadal stał w wodzie, oddychając szybko. Na sekundę ich spojrzenia się skrzyżowały, zupełnie tak, jakby ją widział. Ale Ginny wiedziała, że to niemożliwe.

Scena się rozmyła. Zalała ją gęsta ciemność. Dookoła panowała niezmącona cisza. Aż wreszcie, wśród tej ciszy, rozległ się głos.

– Niedługo i my się spotkamy, moja droga. Będę czekał. A wtedy nie będziesz miała wyboru.

Ginny zerwała się z łóżka z krzykiem. Był środek nocy. Serce waliło jej jak oszalałe, a ona czuła się zupełnie rozbudzona. Z łóżka obok z niepokojem przyglądała jej się Hazel. Musiała ją obudzić. Jej mina mówiła sama za siebie. Wiedziała, że miała koszmar. 

No witam 😁

Łapcie rozdzialik, jeszcze świeży.

Spodziewaliście się mnie tak szybko? Wiem, ja też nie xD Ale chciałam już napisać ten rozdział, nie mogłam się doczekać tej sceny.

Uwaga, ważny rozdział. Jesteśmy coraz bliżej rozwiązania zagadki, co ukrywa Łucja ^^ Dobra, już siedzę cicho.

Scenka ze snu Ginny pochodzi z drugiej części PJ, dla tych, co nie czytali.

Ciekawi, jak to się wszystko rozwiąże? 😏

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro