Rozdział 93: Ty też będziesz moją rodziną

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

a/n: Kochani, w tym rozdziale pojawią się tak zwane spicy sceny. Piszę takie coś pierwszy raz, dlatego proszę, bądźcie wyrozumiali. Oczywiście postaram się oddać to jak najlepiej, ale nie spodziewajcie się czegoś na wysokim poziomie. Jeśli nie czujecie się na siłach, lub macie poniżej 18 lat, albo poczujecie cringe, to po prostu omińcie ten fragment. Jeśli zostaną poruszone podczas tego jakieś ważne rzeczy, to po prostu powtórzę je w następnym rozdziale. 

Hermiona

Trwał trzeci tydzień marca, a ona miała dość. 

Nie miała pojęcia, jak miała się czuć z tym, że Ron związał się z Astorią. Z jednej strony była zawiedziona, że jej o tym nie powiedział (przecież by go nie wyśmiała, do cholery!), a z drugiej zła na sama siebie, że niczego nie zauważyła. Harry też zarzekał się, że o niczym nie wiedział i ona mu wierzyła. Widocznie ich przyjaciel zdecydował się z jakiegoś powodu na ukrywanie związku. W zasadzie mu się nie dziwiła, bo pewnie byliby narażeni na przykre docinki ze strony innych uczniów z ich własnych domów. Niechęć między Gryffindorem i Slytherinem wcale nie malała, a wręcz miała wrażenie, że się zaostrzała. Astorię musiała wtedy mimo wszystko wyprosić z Pokoju Wspólnego, ale nie ze względu na własną niechęć do dziewczyny, ale właśnie po to, żeby nie spotkały jej żadne nieprzyjemności. O dziwo Ślizgonka nie oponowała, wydawała się wręcz zadowolona. To nie wróżyło niczemu dobremu. Wiedziała, że chłopcy spełniali wobec niej zobowiązanie, na które sama wyraziła zgodę. Pozostawało mieć nadzieję, że blondynka wywiąże się z obietnicy i nie wypuści plotek na temat Leo. 

Hermiona starała się ogarniać to wszystko. Naprawdę. Musiała się jeszcze w międzyczasie skupiać na przygotowaniach do egzaminów i spędzała nad tym praktycznie każdą wolną chwilę. Czasem uczyła się sama, czasem z herosami, którzy próbowali rozpaczliwie nadganiać materiał. Annabeth nie sprawiało to większego problemu, ale nawet ona zaczynała mieć dość. Ciemne sińce pod oczami tłumaczyła nadmiernym wkuwaniem po nocach, żeby zdążyć ze wszystkim. Nie tylko córka Ateny nie wyglądała najlepiej. Hazel i Piper też zdawały się być przemęczone. Jeśli chłopcy też byli zmęczeni, to dobrze się kryli. 

Kiedy się uczyła, to przynajmniej nie myślała o Ginny. 

– Pogódź się z nią – namawiał ją Edmund. Coś ciężkiego osiadło w sercu Hermiony, kiedy mijała się z przyjaciółką w drodze na zajęcia. Siódma klasa właśnie wychodziła z eliksirów, a szósta miała wejść. – Nie mogę patrzeć, jak się unikacie. Myślisz, że nie widzę, jak na nią zerkasz? 

Otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale zaraz je zamknęła. Miał rację. Nie mogła wiecznie jej unikać, musiały porozmawiać. 

– Złapię ją po zajęciach – westchnęła wreszcie. Edmund klasnął w ręce. Minęli się z Jasonem i Nico, a blondyn kaszlnął, zwracając na siebie ich uwagę. Jej narzeczony zdążył złapać go za ramię. Kaszel syna Zeusa brzmiał niepokojąco.

– Ej, stary, wszystko gra? 

– Mhm, to nic – zbył go machnięciem ręki. – Nie przejmujcie się – dodał szybko, zauważywszy jej spojrzenie. 

Nie mogła wyrzucić go z głowy przez resztę dnia. Edmund chyba też, bo wtedy odciągnął Nica na bok i coś mu powiedział. Później dowiedziała się, że kazał mu mieć na niego oko. Rozeszli się po obiedzie, każde do swoich Pokojów Wspólnych. Hermiona po to, żeby porozmawiać wreszcie szczerze z Ginny, bo żal jej było przyjaźni i martwiła się, że się rozpadnie. Edmund obiecał, że złapią się później, bo on miał coś ważnego do załatwienia. 

Gdy weszła do salonu, rozejrzała się za rudowłosą przyjaciółką. Po jej kolegach z domu było widać jeszcze objawy niedzielnej imprezy. Okazało się, że rzeczywiście Ron miał urodziny, ale na początku miesiąca. Z tego wszystkiego zapomniała nawet złożyć mu życzeń, o czym na szczęście pamiętali pozostali. Obiecała sobie, że gdy tylko będzie wyjście do Hogsmeade, kupi mu jakiś spóźniony prezent. Rudzielec nie był na nią zły, choć widziała zawód w jego oczach, gdy go przepraszała. Przynajmniej poprawiła się w kwestii spędzania więcej czasu z nim i z Harrym. Starała się częściej przebywać popołudniami w Wieży Gryffindoru i przynajmniej to jej wychodziło. 

Zauważyła przyjaciółkę trajkoczącą z Alex przy jednym ze stolików. Zbliżyła się do nich i zauważyła rozłożoną mapę boiska, najwyraźniej omawiały strategię na następny mecz. Wzięła się w garść. 

– Hej, mogę porwać Ginny? – odezwała się z lekkim uśmiechem, maskując zdenerwowanie. Żołądek zwinął jej się w supeł. 

– Tak, jasne, pani prefekt – odparła Alex wesoło. Pannie Weasley do śmiechu nie było, kiedy koleżanka z drużyny praktycznie wypchnęła ją z siedzenia. – No idź! Dokończymy później, bo mi się wydaje, że macie coś ważniejszego do obgadania – mrugnęła do niej porozumiewawczo, a Hermiona zastanowiła się, ile Ginny jej powiedziała. 

– Chodźmy do mnie – zaproponowała, a młodsza Gryfonka skinęła głową w milczeniu. 

Tak też zrobiły. Przez całą drogę nie odezwały się do siebie słowem, każda pogrążona we własnych myślach. Hermiona układała sobie w głowie to, co będzie chciała powiedzieć. Na pewno nie planowała robić przyjaciółce wyrzutów, dopóki nie usłyszy wyjaśnień. Kiedy rozmawiała o tym z Edmundem, stwierdził, że ona już dawno jej wybaczyła. Miał rację, przestała chować urazę. Zamiast tego było jej przykro, ilekroś patrzyła na Ginny. Gdy dotarły na miejsce, okazało się, że na szczęście salon był pusty, ale panna Granger i tak podążyła do swojego pokoju. Rudowłosa jednak została w tyle. 

– Idziesz? – zerknęła na nią przez ramię. 

– Tak, tak, tylko… Chyba będę potrzebowała czegoś mocniejszego na tę rozmowę – zaśmiała się nerwowo. Po chwili usłyszała stukanie butelek, pewnie grzebała w barku.

– Chcesz pić w środku tygodnia? – szatynka uniosła brwi. 

– Daj spokój. Tobie też się to przyda – mruknęła Weasley. 

W końcu wybrała alkohol i wzięła dla nich szklanki. Podeszła do niej i obie weszły do pokoju. Hermiona zamknęła za sobą drzwi i wskazała swoje łóżko. Ginny klapnęła na nim, uprzednio postawiwszy szklanki i butelkę na biurku. Zaraz potem złapała za nią i zaczęła ją otwierać, byleby zająć czymś ręce. Hermiona cały czas nie spuszczała z niej wzroku.

– No wyrzuć to z siebie – spróbowała zażartować młodsza Gryfonka, przerywając niezręczną ciszę, która zapadła niespodziewanie między nimi. – Mów wreszcie, o co chodzi. 

– Myślę, że dobrze wiesz – odparła. Zaskoczyło ją, że jej głos brzmiał na zupełnie bez emocji. – Chciałabym się dowiedzieć, dlaczego. 

Ginny milczała dłuższą chwilę, aż w końcu westchnęła. Nalała alkoholu do szklanek i odstawiła butelkę. 

– Nie chciałam, żeby nasza narnijska paczka się rozpadła – wyznała. – Nie mogłam wytrzymać, jak skakaliście sobie do gardeł z Malfoyem. Chciałam was pogodzić, ale nie wiedziałam jak, skoro nawet ze sobą nie rozmawialiście. – Jej noga zaczęła nerwowo podskakiwać. Pewnie nawet nie była tego świadoma. – Musiałam jakoś zmusić was do interakcji… 

– Zakochaniem nas w sobie? – zapytała z niedowierzaniem. – Przecież… – głos uwiązł jej w gardle. Nie wyobrażała sobie bycia z kimkolwiek innym niż Edmund. Przełknęła ślinę. – Każde z nas ma kogoś innego. To mogło się skończyć katastrofą, Gin – dodała łagodnie. 

– Wiem. Może to nie było najmądrzejrze, ale… nie wiedziałam już, co zrobić. Naprawdę nie miałam na celu zrobić wam krzywdy – wyjaśniła przepraszająco. – Chciałam tylko, żebyście zaczęli rozmawiać.

– Mogłaś mi o tym powiedzieć – zauważyła. Ginny skrzywiła się, kiedy wytknęła brak komunikacji z jej strony. 

– To był impuls. Coś jakby… kazało mi tak zrobić. Rozumiesz? Byłam pewna, że robię słusznie, to było jedyne wyjście. Nic by to nie dało, gdybym ci powiedziała – stwierdziła, wzruszając ramionami. – Percy i Leo początkowo próbowali wybić mi to z głowy, ale nic do mnie nie docierało – wyjaśniła. – Jakbym była w jakimś transie. 

– Myślisz, że ktoś przejął nad tobą kontrolę? – popatrzyła na nią sceptycznie. 

– Nie wiem. Nie czułam się tak – wymamrotała. Wzięła swoją szklankę i pociągnęła duży łyk. Zaraz potem potrząsnęła głową. – Nie chcę się usprawiedliwiać czy coś, ale… Mam wrażenie, że to nie było normalne. Przepraszam – wyrzuciła z siebie wreszcie. – Naprawdę nie chciałam dla was źle, a wyszło jak zawsze – mruknęła cicho. – Powinnam to załatwić inaczej.

– Nie jestem zła – uspokoiła ją od razu. Może na początku była. W końcu to ona sprawiła, że krzyknęła na całą Salę „Kocham cię!” do Malfoya. Jak sobie to przypominała, ogarniała ją fala zażenowania. To był jej przyjaciel, do cholery, i nikt więcej! Chociaż nie była pewna, czy miała prawo go tak jeszcze nazywać. Ich relacja była teraz strasznie skomplikowana. – Po prostu nie spodziewałam się, że będziesz w stanie zrobić coś takiego. I to za moimi plecami – dodała gorzko. Nie potrafiła ukryć zawodu.

– Ale wybaczysz mi? – zapytała Ginny cichutko, pociągając nosem. Wyglądała, jakby zbierało jej się na płacz. Hermiona westchnęła i usiadła obok niej, żeby zaraz potem objąć ramieniem. 

– Oczywiście. Każdy popełnia błędy – powiedziała z małym uśmiechem. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad czymś. – A jeśli uważasz, że ktoś cię kontrolował, to dowiemy się, kto. 

Ginny pokiwała głową z wdzięcznością. Posiedziały razem aż do wieczora, śmiejąc się i plotkując. Panna Granger w końcu skusiła się na alkohol, ku uciesze przyjaciółki, ale zarzekła się, że nie wypije dużo. Odetchnęła z ulgą, że miały już za sobą poważną rozmowę i wszystko sobie wyjaśniły. Musiała przyznać, że brakowało jej wspólnych chwil. Bala się, że tej przyjaźni już nie odzyska, na szczęście niesłusznie. 

***

– Nie uważasz, że Edmund zachowuje się podejrzanie? – zagadnęła ją Piper na przerwie obiadowej. Uniosła brwi. Niczego takiego nie zauważyła. 

– To znaczy? 

– Noo… – córka Afrodyty założyła kosmyk włosów za ucho. – Wiesz, ostatnio mnie zaczepił i pytał o rady. Albo ciągle się zaczytuje w romansach. I to takich nie byle jakich, tylko porządnych, jeśli wiesz, co mam na myśli – zaśmiała się, puszczając do niej oko. Hermiona wywróciła oczami, oczywiście, że wiedziała. Ale po co Edmund miałby czytać romanse? Nie wiedziała, że interesował go akurat ten gatunek. 

– Powiedz lepiej, do czego zmierzasz – odezwała się. Piper westchnęła. 

– Myślę, że on szykuje dla ciebie niespodziankę – przyznała. – I nie chcę ci nic zepsuć, bo… powinniście sami o tym pogadać – spojrzała na nią zaskakująco poważnie. – Zwłaszcza jeśli chcecie pójść z waszą relacją krok dalej. 

Hermiona zmarszczyła brwi. Zaraz potem poczuła, jak oblewa ją gorąco. Czyżby Piper właśnie zasugerowała jej, że jej narzeczony chciał z nią… Nawet nie chciało jej to słowo przejść przez myśli, a co dopiero przez gardło. Postanowiła, że szybko zmieni niewygodny dla niej temat. 

– Jak się czuje Jason? – zapytała. 

Mieli właśnie przerwę i siedzieli na obiedzie przy stole Gryffindoru, choć nie wszyscy. Ślizgoni z jakiegoś powodu zostali u siebie. 

– Nie za dobrze. Na lekcjach ciągle kaszlał, ale starał się to maskować – Piper przygryzła wargę. Martwiła się. – Nie podoba mi się to, powinien się przejść do Pomfrey. Może Łucji uda się go przekonać, bo się upiera. Lepiej, żeby się nie rozchorował – westchnęła ciężko. 

– Też tak myślę. Trzeba go przypilnować – stwierdziła.

 Nie dziwiła się Piper, w końcu to był jej chłopak. Jakby miała na głowie za mało zmartwień. Leo co prawda wyszedł już dzisiaj na lekcje, ale widać było, że coś się w nim zmieniło. Przestał żartować. Trzymał się niby blisko nich, ale bardziej na uboczu. Chyba na ten moment najbardziej ufał Jasonowi. Prawdopodobnie przeszli jakąś poważną rozmowę we dwóch. Musiał mu coś powiedzieć. Hermiona była ciekawa, ale nie chciała na niego naciskać. Nie wyobrażała sobie, co to znaczy mieć złamane serce. W dodatku po pierwszej miłości, a taka boli najbardziej.

Przyjrzała się uważniej Piper, kiedy ta sięgała po drugą kawę. 

– Nie wiem, czy kawa o tej porze to dobry pomysł – zauważyła. 

– Muszę jakoś przeżyć resztę dnia – uśmiechnęła się niemrawo córka Afrodyty. – Nie wyspałam się. To nic. Zwykłe herosowe koszmary – machnęła lekceważąco ręką. – Nie przejmuj się, serio. Nic, do czego nie byłabym przyzwyczajona. 

– Przeraża mnie, kiedy tak mówicie – przyznała szczerze. – Zachowujecie się, jakby to było dla was normalne. 

– Bo tak jest – zaśmiała się dziewczyna, choć jej śmiech brzmiał gorzko. Chociaż tyle. – Do wszystkiego idzie się przyzwyczaić, uwierz mi. 

– Ktoś mi się jeszcze skarżył z tymi koszmarami – zamyśliła się. Nie mogła sobie przypomnieć, kto i w jakich okolicznościach. Może Annabeth? Będzie musiała ją zapytać. Postanowiła, że tak też zrobi. 

– Dobra, ja się zbieram na zajęcia – uznała Puchonka, wstając od stołu i zbierając swoje rzeczy. Skinęła jej głową na pożegnanie. – Mamy się dzisiaj w planach razem uczyć, czy… 

– Nie, ja mam astronomię wieczorem – odparła. – Dam wam znać, jak ze wspólną nauką, dobra? 

– Jasne. To do zobaczenia! 

Hermiona chwilowo miała wolne, więc stwierdziła, że wróci do Salonu Prefektów. Też już zjadła, więc zaczęła się zbierać. Siódma klasa skończyła dzisiaj zajęcia wcześniej, ale tylko dlatego, że wieczorem mieli właśnie astronomię. Edmund złapał ją po drodze. Szedł razem z Draconem i Blaisem. No tak, przecież oni też mieli wolne. Wymieniła z Draco przeciągłe spojrzenia, ale zachowała od niego dystans. 

– Możemy pogadać na osobności, Herm? – odezwał się Edmund, przysuwając się do niej i łapiąc za rękę. Zerknął znacząco na chłopaków, którzy przyspieszyli i zostawili ich w tyle. 

– Pewnie. Co jest? – zapytała, trochę zaniepokojona. Jej chłopak stanął przed nią, przez co się zatrzymała. Złapał ją za obie ręce. 

– Właściwie to chciałbym… – zmieszał się. To było do niego niepodobne. – Chciałbym z tobą… cholera, czemu to takie trudne – jęknął zażenowany, a ona nie mogła powstrzymać się od śmiechu. 

– Powiedz prosto z mostu – zachęciła go. 

– No dobra. – Zaczerpnął oddechu. – Chciałbym zaprosić cię na randkę, ale taką, wiesz, specjalną. 

– Specjalną? 

– To tajemnica. Zobaczysz. Ale gwarantuję, że ci się spodoba. To jak? 

– Z wielką radością – dygnęła po królewsku. 

A potem nachyliła się i go pocałowała. Nie przejmowała się, że stali na środku korytarza. 

***

Jason się rozchorował. W nocy wylądował w skrzydle szpitalnym z, jak się okazało, zapaleniem płuc. Nico go zaprowadził, bo kaszlał tak mocno, że nie dawał spać pozostałym współlokatorom. 

W czwartek rano zwalili się do niego prawie wszyscy, ale pani Pomfrey od razu ich wygoniła, mówiąc, że to zaraźliwe. Niepocieszeni wrócili na śniadanie. 

– Gdzie on się tak załatwił? – mruknął Percy ponuro. – Nie mówił ci nic? – zerknął na Nico, który wzruszył ramionami.

– Nie musi mi się przecież spowiadać ze swoich planów – odparł syn Hadesa. – Ale nie, nie mówił – dodał zaraz. 

– Mam wrażenie, że ostatnio chodził niewyspany – wtrącił się Edmund. Powiódł wzrokiem po zaskoczonych minach pozostałych. – Co, nie zauważyliście? Piper? Nawet ty? 

Łucja musiała szturchnąć ją w bok, bo dziewczyna leżała na stole z głową schowaną w ramionach. Poderwała się gwałtownie. 

– Cooo? – zapytała nieprzytomnym głosem. – A, ja też nic nie wiem – mruknęła, wzruszając ramionami, kiedy Łucja powtórzyła słowa brata. – Wydaje mi się, że wszyscy jesteśmy lekko… – zacięła się, wodząc wzrokiem po herosach, jakby szukając zgody. Percy skinął głową. Annabeth też. Czego znowu im nie mówili?, przemknęło Hermionie przez myśl. – Roztargnieni. Tak – dokończyła wreszcie. 

– Czemu? – drążyła. Nie chciała, żeby jej głos zabrzmiał oschle, ale samo tak wyszło. Dość już miała niedomówień.

– Nie jestem do końca pewna… – odezwała się Annabeth. Przeniosła spojrzenie na nią. Gdy przyjrzała się uważniej, u niej również dostrzegła ciemne wory pod oczami. – Ale mam ostatnio dziwne koszmary. Podejrzewam, że wy też. Ciągle śni mi się ten sam sen, w dodatku się powtarza – przygryzła wargę. 

– Wieża? – zapytała Hazel retorycznie. Percy, Annabeth i Piper równocześnie przytaknęli. 

– Niemożliwe, żebyśmy wszyscy mieli ten sam sen – zaprotestował Nico, jak dotąd milczący. – Po prostu… Nie. To się nie zdarza. 

– Może to jakaś wskazówka? – myślał Frank, ale tak, żeby tylko ich grupka słyszała. Ścisnęli się bliżej do siebie. Z boku ktoś mógłby pomyśleć, że coś knuli. – No wiecie, do misji. Ostatnio nie za wiele się działo – zauważył. 

– Może – zgodziła się Annabeth. – Ale myślę, że nie ma co na razie panikować. Jeśli moja teoria się sprawdzi, to Jason też ma te sny. A może to od niego się zaczęło. Nico? – zwróciła się pytająco do bruneta. No tak, w końcu mieszkali razem w dormitorium. 

– Wydaje mi się, że przez ostatni tydzień słabo sypiał – odparł po chwili zastanowienia. – Ale nie wiem. Jeżeli on też miał takie same sny, co my, to… 

Nie dokończył, co miał na myśli. Hermionę zastanowiło, czy rzeczywiście takie zjawisko mogło mieć miejsce. Chyba że za mało wiedziała o snach i postanowiła się w tej dziedzinie dokształcić. Jakby miała na głowie za mało nauki. 

– To jest szansa, że to faktycznie jakaś wskazówka do misji – stwierdziła za niego Annabeth. – Tylko byłby jeden mały problem.

– Musielibyśmy przeszukać każdą wieżę w zamku – odgadł Frank, po czym się skrzywił. – Trochę tych wież jednak Hogwart ma. To nie byłoby takie proste. 

– Sorry, że zmieniam temat, ale mogę wam porwać Hermionę na wieczór? – wtrącił się Edmund. Annabeth uniosła zaskoczona brwi. 

– Wybieracie się gdzieś? 

– To tylko randka – wyjaśniła od razu panna Granger uspokajająco. Percy gwizdnął przeciągle, najwyraźniej nie umiejąc się powstrzymać.

– Pewnie, idźcie – uśmiechnęła się do nich ciepło Krukonka. – Powiemy wam później, jak się czegoś dowiemy.

Herosi zaczęli dyskutować, kto pójdzie sprawdzić, co z Jasonem. Nie było to takie proste, bo szósta klasa miała mieć jeszcze po obiedzie zajęcia. W końcu stanęło na Percym. Ona i Edmund tymczasem zaczęli się zbierać. Chłopak miał jeszcze coś do załatwienia, ale umówili się na za godzinę w Pokoju Prefektów. Łucja niespodziewanie stwierdziła, że pójdzie razem z Edmundem. Zupełnie tak, jakby wiedziała, o co chodzi, bo dostrzegła porozumiewawcze uśmiechy między rodzeństwem. Tym bardziej się zdziwiła, że oboje skierowali się do skrzydła szpitalnego, a ona w stronę czwartego piętra. 

***

ostrzeżenie: od tego momentu będą spicy sceny 🌶️

Hermiona czekała na Edmunda jak na szpilkach. Nie mogła się doczekać. Zastanawiała się, co takiego dla niej przygotował. Miał do niej przyjść po kolacji. Co on robił tyle czasu? 

– Musisz tak ciągle chodzić? – zapytała Pansy ze śmiechem. Rzeczywiście, w pewnym momencie po prostu wstała z kanapy i zaczęła okrążać salon. To Ślizgonka poradziła jej, żeby założyła koronkową bieliznę. Jako że ona nie miała takiej w swojej garderobie, przyjaciółka stwierdziła, że jej pożyczy. Na widok jej szuflady zrobiła wielkie oczy. Nawet nie miała ochoty robić jej wykładu, że w szkole nie powinna uprawiać seksu. Pansy machnęłaby na to ręką. Wyglądało na to, że była bardziej doświadczona. 

– Stresuję się! Zwłaszcza po tym, jak zasugerowałaś, że Edmund będzie chciał ze mną… – przerwała. To słowo nie chciało jej przejść przez gardło. Pansy zaśmiała się w głos. 

– Oj, już nie bądź taka niewinna – parsknęła. Nic sobie nie zrobiła z jej karcącego spojrzenia. Miała dziwne wrażenie, że to z Ginny powinna przechodzić przez tą rozmowę, a nie z Pansy. Co była z niej za przyjaciółka, skoro dopiero co zaczęły się normalnie traktować? Ale to Ginny znała prawie całe życie. Pansy to co innego, dopiero ją poznawała od tego roku. – Nie wierzę, że się nie domyśliłaś. To oczywiste, że Edmund będzie chciał pójść z waszą relacją o krok dalej – zauważyła. – Znacie się szmat czasu. 

Hermiona zatrzymała się w miejscu i spojrzała na Pansy, załamana. 

– Ale ja nigdy tego nie robiłam! – jęknęła. – Skąd będę wiedziała, czy zrobiłam coś nie tak? 

– Merlinie, a więc o to ci chodzi – parsknęła śmiechem Ślizgonka. – Ty musisz być koniecznie idealna w każdym calu, prawda? Hermiono, wy się dopiero będziecie uczyć siebie nawzajem, to normalne, że będziecie popełniać błędy – powiedziała rzeczowo. – Wystarczy, że mu powiesz, kiedy coś ci się nie spodoba. Komunikacja jest bardzo ważna, ale pozwólcie się przetestować. Potraktuj to jako zabawę i nie spinaj się tak – poradziła ze śmiechem. 

– Dla ciebie to może nie jest nic wielkiego, ale dla mnie tak – odparła ponuro Gryfonka. Zerknęła kątem oka na drzwi, Edmund nadal się spóźniał. – Mnie rodzice uczyli, że… kochać się można tylko po ślubie. 

– Ale przecież weźmiecie ślub, prawda? – zapytała Pansy z powagą. – No bo jesteście już narzeczeństwem, to co za różnica? 

Hermiona przygryzła wargę, czując, jak robi jej się gorąco, a przecież nawet jeszcze nie zaczęli. Jeśli miała być szczera, to nie myślała jeszcze w ogóle o ślubie, wydawał się jej taki odległy. Zwłaszcza, że miała plany od razu po szkole wyjechać do Australii w poszukiwaniu rodziców. 

Wreszcie Edmund się zjawił, a ona od razu do niego podbiegła i rzuciła mu się na szyję. Chłopak w odpowiedzi pocałował ją, obejmując jedną ręką, ponieważ w drugiej coś trzymał. 

– Co tak długo? – zapytała z wyrzutem. 

– Wybacz, skarbie, musiałem jeszcze wziąć to – wyjaśnił, po czym uniósł przedmiot, jak się okazało, butelkę z eliksirem. Zamrugała, zrozumiawszy, co to było. – Staram się być odpowiedzialny, okej? Nie chciałem tego robić bez zabezpieczenia, sama rozumiesz – mrugnął do niej, uśmiechając się szelmowsko. A więc Pansy miała rację! Natychmiast oblała się rumieńcem. – Jesteś gotowa? 

– Nie wiem – przyznała otwarcie. – Ale możemy się o tym przekonać – dodała, pilnując, by głos jej nie drżał z nagłego podekscytowania. 

– To chodźmy. 

Złapał ją za rękę i pociągnął za sobą. Ruszyli w stronę tajemnego przejścia do Łazienki Prefektów. 

– Przypilnuję, żeby nikt wam nie przeszkadzał! – zawołała jeszcze za nimi Pansy, kiedy zagłębiali się w korytarz. 

Przez drogę oboje nic nie mówili. Hermionie za bardzo waliło serce. Nie wiedziała, czego miała się spodziewać. W końcu weszli do pomieszczenia, a Edmund ją pierwszą przepuścił w drzwiach. Rozejrzała się dookoła. Pierwsze, na co zwróciła uwagę, to był zapach unoszący się w powietrzu. Pachniało lasem. Wystrój łazienki też był taki leśny. Gdzieniegdzie rozłożone były gałązki, na podłodze leżały liście. Duża wanna na środku pokoju też była przyozdobiona. Prowadził do niej zielony dywan. 

– Podoba ci się? – zapytał niepewnie. – Nie bardzo miałem pomysł, jak to wszystko wystylizować, ale Draco rzucił, że może chciałabyś wrócić do lasu… 

– Czekaj, rozmawiałeś o tym z Draconem?! – przerwała mu, zdumiona. Czyli on wiedział, co planowali robić. O Merlinie… 

– No, tak, przecież nie mogłem z tobą, bo nie byłoby niespodzianki – wyjaśnił zmieszany. Czyżby on też się stresował? Niemożliwe. Może to głupie, ale poczuła się trochę lepiej, że nie była w tym sama. Postanowiła przemilczeć fakt, że ona nadal się ze Ślizgonem unikała. Jej narzeczony patrzył na nią z wyczekiwaniem. 

– Jest idealnie – powiedziała wreszcie, uśmiechając się do niego. Zastanawiało ją, skąd Malfoy wiedział, że kochała las. Ktoś musiał mu powiedzieć, albo po prostu tak dobrze ją znał, co ją przerażało. Potrząsnęła głową, wyrzucając blondyna z myśli i postanowiła się skupić na chłopaku obok. Teraz on był najważniejszy. 

Zbliżyła się do niego i zarzuciła mu ręce na szyję. Chwilę patrzyli sobie w oczy, a potem to ona pierwsza zainicjowała pocałunek. Nachyliła się do chłopaka, tak, że stykali się czołami, i przywarła swoimi wargami do tych jego. Zadziwiało ją, skąd u niej wzięła się ta śmiałość. Edmund natychmiast odpowiedział tym samym. Na początku całowali się powoli, ale namiętnie. Napawali się każdym, najmniejszym ruchem. Aż wreszcie przestało to wystarczać i Hermiona rozchyliła usta, dając tym samym zaproszenie Edmundowi, żeby wszedł językiem do środka. Tak też zrobił. Z początku dziewczyna się zachłysnęła, dawno nie całowała się z języczkiem, ale nigdzie się nie śpieszyli. Chłopak pozwolił, żeby to ona nadawała rytm. Ich języki znalazły swój własny rytm. 

Hermiona poczuła, jak rozpala ją od środka. Nagle sweter zaczął jej przeszkadzać, swędział i drapał. Sięgnęła do niego ręką, żeby go ściągnąć. Edmund zorientował się, co robiła i na chwilę przerwał pocałunek, żeby pomóc jej pozbyć się ubrania, które zdjęła przez głowę i rzuciła gdzieś w kąt. On ze swoją bluzą zrobił to samo. Znów przywarli do siebie, ale tym razem dziewczyna mogła objąć jego nagie plecy. Były umięśnione. To pewnie skutek długoletnich ćwiczeń walki. Poczuła, jak jego ręce sięgają do zapinki stanika. Zatrzymał się jednak. 

– Mogę? – zapytał cicho, w jej usta. 

Nie poznawała samej siebie, ale mruknęła potakująco. Po chwili jej piersi zderzyły się z jego torsem. Momentalnie zadrżała, czując, jak zasycha jej w gardle. Nigdy nie była tak blisko z żadnym mężczyzną. Nie protestowała, kiedy jego ręce zaczęły wolno dotykać piersi. Pieścił je, masował, zataczał kręgi, a jej się to o dziwo podobało. Najpierw sapnęła, a potem wydała z siebie pierwszy jęk. Nie miała pojęcia, skąd wzięła się u niej ta odwaga, ale zaczęła ściągać z siebie spodnie. Edmund na chwilę zdjął ręce, żeby jej pomóc. Została w samej bieliźnie, po czym on zrobił to samo ze swoimi. 

– Może powinniśmy… – zaczęła zachrypiętym głosem. Odkaszlnęła i dokończyła. – Wejść do basenu? 

– Świetny pomysł – odparł jej narzeczony, ale nie ruszył się z miejsca. Odsunęli się od siebie, stając w pewnej odległości.

– Co? – zapytała, przyglądając mu się uważnie, usilnie starając się patrzeć na twarz. On natomiast nawet nie krył tego, że wodził wzrokiem po jej ciele. 

– Jesteś piękna – wyznał, na co ona otworzyła szerzej oczy. – Cholera, jesteś niesamowicie piękna. Wiedziałem o tym, ale teraz zakochałem się w tobie jeszcze bardziej, niż to możliwe. 

– Edmund… – zabrakło jej słów i potrafiła tylko wyszeptać jego imię. Potrząsnęła głową. Doskonale zdawała sobie sprawę, że była zwyczajna, przeciętna. 

Nie dał jej dokończyć. Ruszył w jej stronę i wpadł na nią, od razu dotykając jej ust. Poczuła, jak na nią napierał, ale nie przeszkadzało jej to. Oboje byli teraz nadzy, a ona czuła jego bliskość bardziej niż kiedykolwiek. Powoli, niepewnie objęła jego plecy rękoma i zaczęła po nich wodzić. Ku swojemu zdziwieniu odkryła, że przy nim nie istniało coś takiego jak wstyd. Nawet się nie zorientowała, kiedy zaczął popychać ją w stronę basenu. Wpadła na schodki, a wtedy brunet podniósł ją niespodziewanie, aż pisnęła i wniósł ją na podest. Pozwoliła mu się zanieść, puścił Gryfonkę dopiero, gdy stanęła w ciepłej wodzie. Musiała przyznać, że trochę się ucieszyła, mimo tego, że czuła się przy nim pewnie. 

– Co teraz? – zapytała figlarnie. 

– Masz ochotę na drinka? – odparł pytaniem. 

Zgodziła się chętnie. Postanowiła chociaż raz przestać przejmować się zasadami szkolnymi. Sama ich obecność tutaj i to, co robili, łamały na pewno kilka. Panna Granger przysunęła się bliżej do drewnianych ławek, gdzie w rogu wanny czekała na nich zastawiona taca. Edmund nie dołączył do niej od razu, tylko wyszedł z wanny, przeszedł kilka kroków i schylił się, by po chwili unieść do góry jakiś przedmiot. 

– Co to? – zapytała, uważnie obserwując chłopaka. Cały czas starała się utrzymać wzrok powyżej jego brzucha. 

– Zabezpieczenie – odparł poważnie. – Myślisz, że zaprosiłbym cię na taką randkę bez zabezpieczenia? Staram się być odpowiedzialny. Nie to, co niektórzy – prychnął, choć wiedziała, że nie był zły na Draco i Łucję. Już nie. Dopiero po chwili dotarła do niej waga tych słów. Na pewno zrobiła się czerwona jak burak. 

– Czy ty… chcesz ze mną… – nie mogła się wysłowić. Pansy miała rację. Wreszcie zebrała się na odwagę. – Uprawiać seks? – dokończyła cicho. 

– Pragnę tego. Ale zrobimy to tylko wtedy, jeśli ty też tego chcesz, kochanie – powiedział miękko, a jej zadrżało serce. – Nie chcę cię do niczego zmuszać ani pośpieszać. Zrozumiem, jeśli… 

– Chcę – przerwała mu. Na jego twarz wpłynął szeroki uśmiech. – Merlinie, oczywiście, że chcę. Tylko… – zawahała się na moment, a on uniósł pytająco brwi. – To będzie mój pierwszy raz i nie wiem… 

– Spokojnie, mój też – zaśmiał się. – Będziemy się uczyć, okej? Jakbym zrobił coś nie tak, to mi powiedz. 

– Ty tak samo – odparła. 

Edmund uśmiechnął się do niej czule. Znów wszedł do wanny i podszedł do niej, żeby zaraz potem podać jej butelkę z eliksirem. Napiła się bez słowa, ale skrzywiła się momentalnie, bo okazał się dość cierpki w smaku. Dobrze wiedziała, że nie mogli dodać jakichś ulepszaczy, bo to zepsułoby działanie, dlatego nie narzekała. Podała Edmundowi butelkę i zrobił to samo, po czym odstawił przedmiot na murek. 

– To jak, gotowa? – zapytał ochrypłym głosem. Kiwnęła głową, choć wcale się tak nie czuła, ale stwierdziła, że w sumie nigdy nie będzie. Mimo to chciała spróbować. 

Pozwoliła, żeby jej narzeczony usiadł jej na kolanach. Usadowił się przodem do niej, tak, żeby mógł bez przeszkód nachylić się do niej i ją pocałować. Oczywiście Hermiona pocałunek oddała i oplotła jego szyję rękoma. Wsunęła jedną rękę w jego miękkie włosy i zaczęła je głaskać. Nie śpieszyli się, robili to powoli. Dziewczyna po prostu cieszyła się chwilą i na moment zapomniała o problemach. Pocałunek Edmunda był namiętny i czuły, a ona drżała od doznań, jakich jej tym dostarczał. Oderwali się dopiero, gdy oboje potrzebowali zaczerpnąć powietrza, ale nie zamierzali na tym poprzestać. Chłopak sięgnął niżej i tym razem obsypał pocałunkami jej obojczyk. Wtuliła nos w zagłębienie na jego szyi. Z lewej strony przeniósł się na prawą i wtedy Gryfonka wydała z siebie jęk, było jej tak przyjemnie. 

– Tutaj? – zapytał brunet, nie przerywając. 

– Tak – wychrypiała. – Jest idealnie. 

– Jak sobie życzysz, moja królowo. 

Długo całował to miejsce, aż niespodziewanie zassał je mocniej. W jej brzuchu stado motyli poderwało się do lotu. To jej się tak bardzo spodobało, że aż sama by się o to nie podejrzewała, że była w stanie czuć tak mocno. Zawsze uważała się za zrównoważoną, a tu taki wybuch emocji. Zrobiło jej się gorąco i nie wiedziała, czy może to zwalić na temperaturę wody. Edmund jednak na tym nie poprzestał. Zaczął schodzić niżej. Teraz przeszedł do całowania i masowania jej piersi. Jeszcze nigdy nikt jej tu nie dotykał, dlatego wzdrygnęła się niekontrolowanie. 

– Wszystko w porządku, Herm? – zapytał ochryple, odrywając się od niej na chwilę. Popatrzył jej głęboko w oczy, a ona zatopiła się w jego niebieskich jak morze tęczówkach. 

– Tak, tylko… – zaczęła i urwała, żeby wziąć głęboki wdech dla uspokojenia. – To dla mnie nowe. I trochę stresujące – przyznała. 

– Mam przestać? 

– Nie, muszę się do tego przyzwyczaić – zaśmiała się nerwowo. 

– Wiesz, że bardzo cię kocham i nie zrobię niczego wbrew twojej woli? – zapytał poważnie, a ona poczuła, jak łzy zbierają się w jej oczach na to wyznanie. – Hej, skarbie, nie płacz. – Uniósł rękę do jej policzka i starł łzy. 

– Myślałam o tym, że jestem okropna – wyznała. – Nie zasługuję na ciebie, przecież tak cię skrzywdziłam – załkała. Siedziało to w niej tak długo i musiała z siebie to w końcu wyrzucić. – Przecież ja cię prawie zdradziłam. Miałeś… miałeś wszelkie prawo, żeby mnie zostawić, a mimo to zostałeś. Czemu? 

– Nie byłaś sobą, słońce. – Na chwilę przerwał pocałunki i skupił na niej całą uwagę. Patrzyli sobie w oczy, to była ich chwila szczerości. – Profesor Snape wyjaśnił mi wtedy działanie eliksiru miłosnego i wiem, że wywołał on u ciebie silną obsesję. To nie jest prawdziwe uczucie. Jak mógłbym być na ciebie zły, kiedy zostałaś do tego zmuszona? Nie chciałaś tego, nie miałaś na to wpływu. 

– Jesteś za dobry – jęknęła. – A ja się czuję winna. Mogłam być ostrożniejsza, mogłam się zorientować… 

– Niepotrzebnie. Nie mogłaś przewidzieć, że Ginny strzeli coś tak durnego do głowy – skrzywił się, niezadowolony. 

– Nie winię jej – zaprotestowała od razu, gotowa bronić przyjaciółki. – Wiem, że chciała dobrze. I nawet muszę jej w jednej rzeczy przyznać rację. Oddaliliśmy się od siebie, jako paczka – westchnęła, myśląc przy tym o swojej relacji z Malfoyem. Która była aktualnie bardzo skomplikowana. – Myślała, że faktycznie będziemy spędzać więcej czasu razem. W szóstkę. 

– To prawda, tu niestety zawaliliśmy. Ale każde z nas miało swoje własne problemy i jakoś tak się rozeszło – chłopak wzruszył ramionami. – Pomyślimy, jak to naprawić, hm? A ty przestań się obwiniać. To nie była twoja wina, jasne? 

– Kocham cię – wychrypiała, walcząc ze łzami. Zamrugała, żeby się ich pozbyć. 

– Ja ciebie też – odparł z szerokim uśmiechem i nachylił się, żeby po chwili pocałować ją czule w czoło. – To nie byłoby wobec ciebie sprawiedliwe, gdybym od ciebie odszedł, nie uważasz? A podobno jesteś taka mądra. 

– Taki jesteś? – zaśmiała się i przytuliła się do niego. Przywarła całym ciałem. Chciała go poczuć. A najlepiej w sobie. Nie zawahała się ani na moment. 

Edmund musiał się zorientować, co planowała. Poruszył się, przyciskając się do niej, żeby ułatwić jej sprawę. Przygryzła wargę, niespodziewanie zestresowana. Nie wiedziała, czy tego nie zepsuje, czy coś pójdzie nie tak. Wzięła głęboki oddech i przycisnęła swoje krocze do jego. 

To było… Bolesne. Tylko tyle zapamiętała, kiedy chłopak rzeczywiście w nią wszedł. Musiała zacisnąć zęby, żeby nie krzyknąć. Po swoim nagłym zrywie pozwoliła przejąć kontrolę jemu. Mimo że starał się być delikatny, to i tak było to nieprzyjemne, kiedy zerwała się jej błona śluzowa. Zdała sobie sprawę, że właśnie straciła dziewictwo. Przestraszyła się, ale jej chłopak gładził ją miarowo po plecach, żeby ją uspokoić i odwrócić uwagę od bólu, który się pojawił. Poleciały jej nawet łzy, kiedy starała się powstrzymać krzyk. Jakimś cudem to wytrzymała, a potem przestała czuć w sobie chłopaka. Odsunął się od niej i przypatrywał uważnie, złapawszy ją za dłonie. 

– Już po wszystkim – uśmiechnął się lekko. – Byłaś strasznie dzielna, widziałem po tobie, że się bałaś, ale nie pisnęłaś słówka. Jestem dumny. 

– Bo robiłam to dla ciebie – przyznała, oddychając ciężko. – Zależało ci na tym. 

– Gdybyś powiedziała słowo, to bym tego nie zrobił, wiesz o tym. 

– Tak, ale ja chciałam. – uśmiechnęła się i tym razem to ona nachyliła się, żeby go krótko pocałować. Nie zdążył nawet oddać pocałunku i spojrzał na nią z wyrzutem, na co się zaśmiała. – Myślę, że możemy chwilę odpocząć, co ty na to? 

– Słaba kondycja? – zażartował, na co ona walnęła go w ramię. – Ej, no dobra, dobra. Nie ma problemu. 

Edmund rzeczywiście przesunął się na ławkę obok niej. Sięgnął za siebie po tacę z drinkami. Hermiona zaciekawiona wzięła kieliszek i przyglądała mu się przez chwilę, zanim upiła łyk. Jej chłopak zrobił to samo, ale przedtem odstawił tackę. Musiała przyznać, że naprawdę się postarał. Wolną ręką objął ją ramieniem, a ona oparła się o jego tors. Przez jakiś czas po prostu milczeli, ciesząc się swoim towarzystwem. Byli tak rozemocjonowani, że żadne z nich nie było nawet zmęczone. Nie myśleli o spaniu. Jeszcze mieli przed sobą dobre pół nocy. Dziewczyna cieszyła się w duchu, że pomimo lekkiego bólu, seks był udany. Pierwszy raz od dawna miała wrażenie, że wreszcie była spełniona. Szczęśliwa. 

– Zastanawiam się czasem – odezwał się Edmund cicho, żeby nie zepsuć nastroju. Uniosła głowę do góry, by móc na niego spojrzeć. – Co by było, gdybyś jednak została z Piotrem. Przecież ja byłem zdrajcą, a jednak… a jednak wybrałaś mnie. 

– No wiesz co – skrzywiła się, niezadowolona. – Miałeś jedną przewagę nad Piotrem. To ty mnie nie odrzuciłeś, kiedy dowiedziałeś się, że jestem czarownicą – uśmiechnęła się niepewnie. Nie lubiła do tego wracać, ale nie zamierzała zbywać chłopaka. Skoro to poruszył, to pewnie było to dla niego ważne. – Piotrek podejmował głupie decyzje. A ty się ogarnąłeś – powiedziała miękko. – Nie dogadywaliśmy się już, przecież pamiętasz. – Wzruszyła ramionami, jakby to nie było nic wielkiego. 

– Tak, ale… – westchnął. – Czułem się wtedy gorszy od niego, rozumiesz? Ciągle musiał udowadniać, jakim to on nie był świetnym królem. Ja byłem zawsze tym drugim, ale to na mnie zwróciłaś uwagę i zawsze byłaś fajna. – Hermiona zaśmiała się, a on uniósł lekko kąciki ust. – Czemu? 

– Byłeś świetnym przyjacielem. Trzymaliśmy się razem, a od Piotra coraz bardziej się oddalałam. Nawet nie wiem, kiedy poczułam do ciebie coś więcej – odparła. 

– Podczas bitwy o zamek Miraza? – podsunął, na co ona zastanowiła się.

– Być może – przyznała w końcu, uśmiechając się zadziornie. – Wydaje mi się, że to między nami było takie… naturalne? Ty po prostu zawsze byłeś i samo wyszło. 

Edmund patrzył na nią w zamyśleniu. Kiwnął wreszcie głową. 

– A… Nie wiem, chciałabyś mieć kiedyś dzieci? Ze mną? 

To był ten moment, kiedy poczuła w sercu głęboką dziurę. Jasne, oczywiście, że chciała, ale to było dla niej takie odległe. Zwłaszcza zważając na jej plany wyjazdu do Australii. Na pewno nie chciała mieć dzieci od razu po szkole. Potrzebowała sobie najpierw uporządkować życie. Musiała powiedzieć Edmundowi o tym, że zamierzała wyjechać. I zrobiła to, choć było to trudne, bo musiała mu się przyznać, że wymazała rodzicom pamięć. Nawet jej przyjaciele nie wiedzieli. Była z siebie dumna, że nie poleciała jej żadna łza na wspomnienie o rodzicach. 

– Pojadę z tobą – oświadczył poważnie Edmund. Tak myślała, że będzie chciał tak zrobić, a ona chciała tego uniknąć. Potrząsnęła głową. 

– Nie, Łucja będzie cię bardziej potrzebować niż ja – argumentowała. – Ja wrócę, a ty będziesz mógł jej pomóc przy dziecku. 

– Poradzi sobie – upierał się. – Będzie miała wiele osób do pomocy, o to się mogę założyć. A ciebie nie puszczę samej tak daleko. Poza tym chyba bym umarł z tęsknoty. 

– Nie chcę, żebyś musiał przeze mnie oddzielać się od rodziny. 

– Ty też będziesz moją rodziną – odparował, a ona poczuła, jak ciepło rozlewa się w jej środku. – Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo, Herm.

– Ale… – była gotowa się o to kłócić, ale on jej przerwał. 

– Porozmawiamy jeszcze o tym. Obiecuję. Ale nie dzisiaj. Na razie o tym zapomnij. Skupmy się na sobie. 

– Zgoda – westchnęła po chwili milczenia. 

Miał rację. Dzisiaj tylko oni się liczyli. Postanowiła na razie odłożyć problemy na bok, zajmie się nimi później. Gryfonka była wdzięczna Edmundowi za to, że zdecydował się jej towarzyszyć przy próbie odzyskania rodziców, ale nie chciała tego przyznać na głos. Było to dla niej niesamowicie ważne. 

Resztę nocy spędzili na luźnych rozmowach. Albo na wspominaniu starych czasów. 

Mamy tu fanów Rodziny Monet, albo serii Students? Ciekawe, czy ktoś rozpozna nawiązania 😏

Wiecie, że kiedy zaczynałam pisać ten rozdział, był właśnie trzeci tydzień marca? Xd Tak przypadkowo się zgrałam w czasie z fabułą.

Przypominam do zaglądania do mojego autorskiego projektu "Ta lepsza siostra". Będzie mi bardzo miło, jak zostawicie tam po sobie jakiś ślad 😊 Tam też na dniach wstawię kolejny rozdział.


I zapraszam do zaglądania do moich social mediów po książkowy kontent ^^
Tiktok: Ig: zaczytana_zawodowo
Instagram: zaczytana_zawodowo
(Mam taką samą ikonkę na profilowym jak tu)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro