2. Dlaczego o to pytasz?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zmarszczyłam brwi i zagłębiłam się w pokój. Było tu cicho i pachniało czymś słodkim i mdłym. Zamknęłam za sobą drzwi na wszelki wypadek i zrobiłam krok na przód.

- Maddie? - Szepnęłam - Gdzie jesteś?

Odpowiedziało mi tylko skrzypnięcie podłogi pode mną. Jeśli robi sobie żarty to ją zabije, zwłaszcza jeśli wyskoczy mi zaraz z okrzykiem. Chwyciłam gałkę od drzwi do garderoby. Była mokra i ciepła. Przekręciłam ją i ostrożnie otworzyłam pomieszczenie.

Tutaj zapach był nie do zniesienia. Zatrzasnęłam drzwi i uchyliłam okno, próbując pozbyć się zawrotów głowy. Kiedy poczułam się odrobinę lepiej, naciągnęłam na nos dekolt koszulki i ponownie weszłam do środka. Tam jedyne co bardzo mnie zaniepokoiło to to, że na lustrze był odcisk dłoni cały we krwi i rozmazany tak, jakby ktoś próbował się podnieść łapiąc dowolnej powierzchni ale ręka mu się ześlizgła.

- Madds? To nie jest zabawne... - Szepnęłam przestraszona - Wyłaź...

Usłyszałam zatrzaskujące się drzwi na korytarzu tak, jakby ktoś je popchnął z całej siły. Wybiegłam do pokoju i przywarłam całym ciałem do drzwi od sypialni Madison. Skąd ta krew? Co tu się dzieje? I najważniejsze... Czy moja przyjaciółka jeszcze żyje?

Ktoś zaczął z impetem szarpać za klamkę. Modliłam się i napierałam najmocniej jak umiem ale ledwo dawałam sobie radę z "przeciwnikiem". W końcu gdy ustąpił odczekałam kilka chwil i odsunęłam się kilka kroków. Maddie zapewne nie dała sobie z nim rady... Wyjęłam telefon ale... Cholera! Nie chce się włączyć!

W panice przeszukałam wszystkie szuflady ale po ładowarce ani śladu. Przypomniało mi się, że przecież była w salonie! Tak więc moją misją jest pobiec na dół, przechwycić ładowarkę, wrócić cała i powiadomić policję.

Problem w tym, że jak mam walczyć nawet nie wiem z kim? Ile trzeba, żeby zakraść się do kogoś od tyłu i wbić mu kosę w plecy? Jestem w ciemnej dupie.

Chwyciłam najgrubszą książkę z biblioteczki Madds i wzięłam kilka głębszych wdechów zanim chwyciłam klamkę. Otworzyłam powoli drzwi i wyjrzałam na zewnątrz, gdy nikogo nie zobaczyłam wyszłam z pomieszczenia i bardzo powoli, ze słownikiem w gotowości, ruszyłam w stronę schodów. Dopóki nie usłyszałam za plecami, że ktoś biegnie w moją stronę szłam powoli, ale po chwili zaczęłam biec na łeb na szyję z krzykiem. Chciałam przeskoczyć dwa stopnie na raz ale noga mi się obluzowała i upadłam, uderzając potylicą w schodek. Zjechałam tak kilka dopóki się nie zatrzymałam. Wtedy spojrzałam do góry i sparaliżował mnie strach.

W moją stronę toczyła się odcięta głowa Maddie.

Wstałam i pobiegłam do toalety na parterze. Zabarykadowałam się od środka i zaczęłam płakać.

Dlaczego? Kto jest aż takim potworem? Jak można w ogóle zabić człowieka?

Opuściłam klapę i stanęłam na muszli klozetowej. Złapałam firankę zasłaniającą maleńkie okienko pod sufitem i rozsunęłam ją.

Zobaczyłam przerażającą maskę. Była granatowa i miała jedynie dwa otwory w miejscu na oczy, jednak zamiast nich były tylko dwie ropiejące dziury. Spadłam na podłogę i uderzyłam głową o umywalkę.

Tajemnicza osoba wstała i odeszła najprawdopodobniej do drzwi wejściowych. Zaczęłam płakać ze strachu i bólu, wokół mnie pojawiło się mnóstwo krwi.

Maddie... Moja najlepsza przyjaciółka od dziecka...

Ktoś mocno dobijał się do drzwi. Zaczęłam krzyczeć i błagać, ale to na marne. W końcu ustąpiły. Nade mną stanęło trzech chłopaków. Jednego z nich widziałam w oknie, drugi wyglądał jak elf i był strasznie niski a trzeci miał wycięty ogromny uśmiech ociekający krwią.

- Nie... Nie... Nie... Proszę... Nie róbcie mi nic... Proszę... Nikomu nie powiem - Szeptałam gdy ci wyżsi schylili się i złapali mnie za ramiona.

- I co z nią zrobimy? - Zapytał elf.

- Jak to co? Zabijemy - Wzruszył ramionami ten z uśmiechem po czym zwrócił się do mnie - Skarbeczku, na następny raz nie przychodź na każde zawołanie. Madison się bała. Jej słodziutki Nathaniel wcale nie spotkał się z inną. Zadzwoniła do ciebie bo nie chciała zdechnąć sama.

- Jeff... Jej następnego razu nie będzie.

Wszyscy trzej wybuchli śmiechem.

- Proszę...

Nagle do łazienki wparowała dziewczyna o brązowych, kręconych włosach. Wyglądała na tak samo porypaną jak ta trójka.

- Slend... On... - Mówiła próbując jednocześnie złapać powietrze - Szybko...

- Ale co?

- Sally... Ona... Umiera!

- Mamy teraz pracę...

- Jeff...

Chłopak westchnął głośno i na mnie spojrzał. Musiałam wyglądać beznadziejnie. W ostateczności popchnął mnie do tego w masce i ruszył za dziewczyną. Popatrzyłam na niego błagalnie za to ten wziął mnie na ręce w stylu panny młodej.

- Jak nie chcesz spaść to się lepiej trzymaj - Ostrzegł.

Niechętnie uczepiłam się go i z bólu pulsującego z tyłu głowy zamknęłam oczy. Wyszliśmy z domu Maddie i skierowaliśmy się w głąb lasu. My "szliśmy" ostatni.

- Jak masz na imię? - Zapytał.

- Melanie. A ty?

- Jack. Masz jakieś zainteresowania?

- Co?

- Coś co lubisz robić...

- Dlaczego o to pytasz? I tak mnie zabijecie.

Wzruszył ramionami.

- Nie wiem. To co? Powiesz mi?

Westchnęłam. Nie mam nic do stracenia.

- Rysuję.

- Naprawdę?

- Tak. A w sumie dlaczego nie zabiliście mnie na szybko tam?

- Bo twoje nerki są mi potrzebne.

- Prawda jest taka, że mam tylko jedną.

- Trudno, poradzę sobie. A poza tym i tak Jeff chce twoją krew do kolekcji.

- Fuj.

Oddaliliśmy się trochę od grupy tak, żeby nie słyszeli przypadkiem, że rozmawiamy.

- Masz ładne włosy.

- Co?

- Podobają mi się. I w ogóle... Byłabyś niezłą modelką do namalowania.

- Malujesz?

- Ta.

- Ale...

- Widzę wszystko mimo braku oczu.

- Jak?

- Tak jakoś. Nie wiem.

- Czad.

W pewnym momencie poczułam ukłucie.

- Co jest... - Próbowałam zadać pytanie ale pociemniało mi przed oczami.

Usłyszałam jeszcze huk i zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro