3 sierpnia 1938

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

3 sierpnia 1938

W wakacje staram się robić wszystko, żeby nie siedzieć w domu, a korzystać z dnia, które już niedługo zostanie skupione nad siedzeniem w nauce, a ja sam zamknięty w murach szkoły.
Osobiście bardzo lubię lato. Jest obfite w  zabawę, beztroskę i marzenia. Wydaje się takie pełne możliwości, adrenaliny, a jednocześnie spokoju podczas którego możesz zmienić jeszcze wszystko.
Jak ja teraz, boję się klasy maturalnej, ale przecież obecnie mogę zacząć i poprowadzić ją jak tylko mi się zapragnie. Kiedy będzie już po fakcie będę musiał skończyć co zacząłem. Tak samo mam z dorosłością. I chociaż dorosłe, ustatkowane życie kusi swoją stabilnością to żyjąc w nim wracamy myślami do beztroskich lat. Do wszystkich miłości, czasem przemijających jak wiatr, czasem dziecinnych i do przyjaźni, które miały być na całe wieki, chociaż w rzeczywistości nigdy nie były.
Teraz przecież wszystko jest możliwe, mogę zostać kim zechcę, kiedyś gdy to już się ograniczy, a ja będę zmuszony iść jedną ścieżką, którą wybrałem popatrzę na swoje życie i będę mógł stwierdzić. Było udane, czy może jednak mogło być inne?
Nie, nie mogło.

Ale nie o tym chciałem przecież mówić, to w końcu nie jest istotne.

Mieliśmy spotkać się we trójkę, niemal jak zawsze, jednak w ostatniej chwili Alek poinformował nas, że nie da rady dotrzeć z nami na miejsce. Został z Basią i całkowicie to rozumiem. Cieszę się, że teraz spędza z nią więcej czasu, to niesamowicie radosne.
Ale do czego zmierzam, otóż Tadeusz nie wycofał się ze swej obietnicy i udało mi się wyciągnąć go nad rzekę.
Jednak pierwszy raz nasze spotkanie wyglądało inaczej niż te gdy nasze grono było większe. Poszliśmy nad ustronną część Wisły, w zakątku gdzie rośnie więcej drzew, a jednocześnie ciężej jest się zakraść bez podrapania.

Dlatego właśnie mam całe ręce i nogi w szramach, ale to nawet nie bolało. Tadek swoimi delikatnymi ruchami zadrapał się tylko raz, w policzek. Niefortunne miejsce sprawiło, że zatrzymaliśmy się w marszu by przetrzeć rozdarcie.
Tadeusz bronił się przed moją chusteczką, lecz w końcu odpuścił. W zamian dostał opatrzone zadrapanie i kuksańca w bok oczywiście. Tylko zaśmiał się nie komentując.

W końcu doszliśmy do miejsca w którym zostaliśmy przez kolejne dwie godziny. Był to mały zakątek na półwyspie obrośniętej drzewami i krzewami. Dojście było naprawdę trudne, ale warte znalezienia się na własnym skrawku ziemi otoczonym wodą.
Nigdy wcześniej tam nie byłem, to pierwszy raz kiedy Zawadzki pokazał mi jedno z „ich" miejsc. Odebrałem to oczywiście jako pierwszy krok ku przyjaźni.

Było tam tylko wypalone kilka dni wcześniej ognisko przez najprawdopodniej Anodę i Alka. Słońce przyjemnie prażyło w twarz, nawet teraz nieco pieką mnie policzki.
Siedzieliśmy w zagłębieniu wysokich traw patrząc na spokojnie płynącą wodę. Leniwiła się ospale zupełnie jak nasze oddechy i usta wykrzywione w niemych uśmiechach.
Rozmawialiśmy o czasie wolnym, o literaturze, o marzeniach, proste tematy jak każdych znajomych. Ale potem po chwili ciszy Zośka dalej tym samym rozmarzonym tonem głosu odezwał się patrząc na chmury płynące po niebie.

- Rudy powiedz, wiesz co to jest miłość?

Popatrzył się na mnie, a potem znowu na niebo, kiedy nie umiałem złożyć sensownej odpowiedzi.

- Co dla ciebie znaczy miłość?

- No cóż...- Plątałem się we własnej mowie nie wiedząc czego oczekuje.- Myślę, że jest wiele rodzajów miłości to jasne. Ale nigdy nie myślałem o tym tak bezpośrednio...

- Czasem się zastanawiam, czy mi będzie dane kochać. Czy w ogóle potrafię.

Nie mówił tego z żalem, a bardziej jak o autentycznym problemie. Tak jak pyta się o wynik z matematyki, o dziedzinę fizyki, cokolwiek przyziemnego.

- Nie wiem Zośka, a coś się stało?

Zaśmiał się tylko i machnął ręką.

- Nie. Zwyczajnie kiedy jesteśmy w grupie nigdy nie rozmawiamy o takich tematach.

- Zawsze możesz pytać.- Zapewniłem go.

- Chciałem tylko powiedzieć, że patrzę jak Alek zakochuje się w Basi samemu zastanawiając się, czy ja w ogóle jestem do tego zdolny, a nie wydaje mi się. Mogę się o kogoś troszczyć, może służyć z pomocą, to tak oczywiste...- Zamyślił się.- Ale nie wyobrażam sobie faworyzować tylko jedną osobę. A ty co o tym myślisz?

Musiałem zastanowić się chwilę i niech nikt nie pomyśli, że szukałem odpowiedzi jakiej oczekiwał! Nie wiedziałem jak się zachować i nawet teraz kiedy to piszę nie do końca wiem czy był zadowolony z mojej postawy.

- Myślę, że jesteś, każdy jest. A ty troszczysz się o ludzi Tadeusz. To kwestia czasu, aż ktoś złamie twoje mury i porwie serce. Tylko proszę, nie zapominaj o nas!- Dodałem jakby luźno, nie nachalnie. Jednak czy nie poją tego dwuznacznie?- Możesz spytać Alka, on też wcześniej nie był pewny, a w końcu znalazł Basię, a ona jego, prawda?

- Wiesz Rudy...- Ściszył głos i zachował poważniejszy wyraz twarzy.- Niech ta rozmowa zostanie między nami, dobrze?

- Oczywiście, słowo harcerza.

Urwał temat tak szybko jak się zaczął, jeszcze zanim na dobrą sprawę zacząłem wdrażać się w sytuację. Jednak nie to mnie zaskoczyło.
Resztę dnia spędziliśmy na zwykłym patrzeniu się na wodę i unikaniu własnych spojrzeń. Może nie było to dorosłe, ale czułem pewny ciężar na ramionach mając w głowie to co chciał mi przekazać. Nie jest to zły ciężar, dalej go czuję. Coś... zobowiązującego. Potrzebnego.

Alku mimo, że dzisiaj się z Tobą nawet nie widziałem chcę Ci coś powiedzieć mimo tego. W ostatnich dniach spędzasz z Basią więcej czasu, a my to widzimy, nie zaprzeczysz, że temat który zaczął Tadeusz wziął się z powietrza. Cieszę się niezmiernie. Ale nie zapominaj o nas. Mam nadzieję, że tego nigdy nie zrobisz.

Zośka, przyjacielu jeśli mogę Cię tak określić, dzisiaj poczułem coś co nazywa się więzią. Pierwszy raz powiedziałeś coś na temat swoich uczuć bądź emocji. Mimo, że temat trwał bardzo krótko powiedziałeś więcej niż kiedykolwiek bym przypuszczał. Myślałem, że uważasz takie tematy za zbędne, ale teraz myślę, że zwyczajnie nie chcesz by każdy znał Cię od tej delikatnej strony.
W końcu jesteś odważny, zorganizowany, stanowczy i dorosły, tak każdy Cię widzi. Wierzę, że taki faktycznie jesteś. Jednak teraz siedzę przy biurku, słabym promieniu świecy nasłuchując wieczornych świerszczy i myślę, tak cicho, naprawdę cicho, że może masz w sobie też tą drugą stronę. Prawda Zosiu?
Nie wiem czy jesteśmy już przyjaciółmi, wybacz jeśli to zbyt szybkie i odważne określenie Cię urazi, ale dla mnie jesteś prawdziwym przyjacielem. Kolegom nie mówi się spraw od serca, które wiercą w naszych duszach dziury, a mimo tego dalej nie pokazujemy ich reszcie świata.
Zawadzki proszę jeśli kiedykolwiek (i nie daj Boże) znajdziesz ten zeszyt przyjdź do mnie i powiedz mi czy miałem rację. Czy to jest dla Ciebie istotne.
Dla mnie owszem. Od dzisiaj nie jesteś tylko mym wzorem, ale i przyjacielem.
Mam nadzieję, że kiedy już zakochasz się do szaleństwa jak Alek, bo nie oszukujmy się, czekasz by ktoś zapełnił twoje serce i to nadejdzie, nie zapominaj o nas, o mnie. Ja nie zapomnę.
Powiesz, że być może traktuję to wszystko zbyt poważnie, biorę za bardzo do siebie, możliwe. Nie zaprzeczam. Jestem tylko Jankiem z Twojej klasy, a jednak staliśmy się przyjaciółmi. To wystarczający powód.

Dzisiaj powiem tylko, słuchajcie uważnie ludzi wokół was. Może właśnie próbują się przed wami otworzyć, może to prostsze niż myślicie, a jednocześnie trudne do zauważenia. Słuchanie jest niezmiernie ważne. Nie dajmy zagłuszyć innych.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro