Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sam ze znudzeniem wodziła wzrokiem po białych ścianach szpitala. Siedzenie w jednym miejscu, nawet jeśli to już nie było więzienie psychopatycznego mordercy, doprowadzało ją do szału. Rzekomo jej stan był dobry, a efekty nieznanej jej substancji psychoaktywnej minęły. Więc po co ciągle trzymali ją w szpitalu?!

- Nie patrz się tak na mnie, proszę- odezwała się pielęgniarka świeżo po magisterce. Przyjaciele nazywali ją Beth, jej też pozwoliła tak mówić. Poznała ją tuż po tym, jak minęły jej halucynacje. Trochę ze sobą rozmawiały.

- Tak? Czyli jak?- drążyła dziennikarka.

- Jakbyś mnie chciała zabić na miejscu. Nie przetrzymuję cię tu, okej?

Sam przewróciła oczami, po czym kiwnęła głową. Beth nie była winna temu, że lekarz uznał, że "powinna zastać na obserwacji", jak to określił.

- Masz rację. Co z Chadem?

- Mogłaś zginąć z rąk seryjnego zabójcy, a interesuje cię, co z moim byłym, który jest totalnym dupkiem? Jesteś niemożliwa- skwitowała krytycznie pielęgniarka, podlewając rośliny leżące na parapecie.

Poprzedniego dnia Beth nie miała się komu wyżalić, a akurat była na dyżurze. Jakimś cudem szybko załapały wspólny język i to Sam stała się osobą, której się wygadała. Nie przeszkadzało jej to.

- Dlaczego nie? Więc co z nim? Kontaktowaliście się?

Beth westchnęła z uśmiechem, w którym nie było już ani trochę radości.

- Dzwonił kilka, no dobra, kilkanaście razy, ale to koniec. Nie zamierzam wybaczać mu po raz kolejny. Zrobiłam to o jeden raz za dużo.

- Tak trzymaj. Ten dupek na ciebie nie zasługuje. Jesteś cudowną osobą, a on cię wykorzystywał.

Sam mówiła szczerze. Może nie zdążyła poznać Beth zbyt dobrze, ale zauważyła, że miała dobre serce i chętnie pomagała. Chada tym bardziej nie znała, nawet nie widziała na oczy. Za to poprzedniego dnia poznała historię ich związku. Poznali się w liceum. On był tym lubianym, a ona szarą myszką. Kiedy zwrócił na nią uwagę, czuła się wyróżniona. Szybko się w nim zakochała. Po dwóch latach związku, już po liceum, nakryła go z jakąś kobietą. Przepraszał ją, tłumaczył, że to pierwszy raz, że popełnił błąd... Wciskał jej kit. Ale ona mu uwierzyła. Aż do momentu, kiedy po raz kolejny nakryła go na zdradzie, w ich mieszkaniu. Gość miał tupet, żeby zdradzać ją we wspólnie wynajmowanym mieszkaniu. I co powiedział, gdy wparowała do sypialni, gdzie był z inną? "Dlaczego tak wcześnie wróciłaś, kochanie?". Skończony sukinsyn.

- Dziękuję. Powinnam wracać do pracy, ale wcześniej mi coś obiecaj.

- Nie daję obietnic w ciemno- zaoponowała dziennikarka. Tylko czasami zdarzało jej się robić wyjątki od tej reguły.

- No dobrze. Więc zrobimy inaczej. Dam ci swój numer jak pokażesz mi wypis. Chcę mieć pewność, że nie uciekniesz, ani nie wypiszesz się wcześniej- odparła Beth.

- Ty też przeciwko mnie? Nie dość, że ten lekarz...

- Davis wie co robi. To kompetentny lekarz, chociaż cierpi na syndrom "problemów z używaniem rąk". Tak to nazywam- weszła jej w słowo pielęgniarka.

Dziennikarka nigdy o czymś takim nie słyszała. Nie znała szpitalnego żargonu.

- Jaki syndrom?

- Chodzi o to, że kiedy tylko może wykorzystuje pielęgniarki. Zamiast samemu sięgnąć po sprzęt rozkazuje pielęgniarce, żeby mu to podała.

- Tacy są najgorsi. Czasy władców i poddanych minęły, a oni dalej tylko podaj to, zrób tamto- mruknęła Fox.

- Widzę, że nie masz na myśli lekarzy. Znasz takie przypadki.

- Mogę ci o nim opowiedzieć i tak nie mam co robić- zaproponowała Sam.

- Nie- zaprzeczyła szybko Beth.- Muszę wracać do pracy. Pracuję tutaj od niedawna i nie chcę tak szybko zmieniać szpitala. Pamiętaj, że jeśli nie zwiejesz, będziesz miała mój numer. Wtedy pogadamy o czym albo raczej kim tylko zechcesz.

Dziennikarka przytaknęła z istnie męczeńską miną. Pielęgniarka jej nie skomentowała werbalnie, jedynie pokręciła głową z rezygnacją. Sam jej się nie dziwiła. Wiedziała, że była trudną pacjentką. Na szczęście nie musiała długo czekać. Po kilku minutach przyszli do niej goście: Jack, Maddie i McFarlen. Najdziwniejsza kombinacja wśród jej znajomych, jakiej mogła się spodziewać. Maddie i Jacka w ogóle ze sobą rozmawiali? Od kiedy?

- Tak strasznie się o ciebie martwiliśmy- odezwała się Maddie.- Mam dożywotni zakaz wpadania w tak wielkie kłopoty, rozumiesz?

Sam parsknęła śmiechem.

- Wypraszam sobie. Po pierwsze to chyba nie jest zależne ode mnie, mam wrodzony talent. Po drugie to on mnie porwał, więc nie wpadłam w kłopoty, a zostałam w nie wciągnięta.

- Oczywiście, bo jesteś najbardziej niewinną osobą pod słońcem. Kto mógłby skrzywdzić tak wspaniałomyślną osobę- dorzucił Jack z udawaną powagą.- A tak na poważnie, cieszę się, że cię widzę. Sądząc po twojej odpowiedzi, czujesz się świetnie.

Chociaż Fox udawała urażoną słowami Jacka, tak naprawdę miała ochotę ich przytulić. Cieszyła się, że przyszli. Były takie chwile, kiedy żałowała, że nigdy więcej ich nie zobaczy.

- Jak więzień przetrzymywany wbrew swojej woli. Nic mi nie jest.

- Nawet nie waż się wypisywać na własne życzenie- rzucił Anthony, odzywając się po raz pierwszy. Ich spojrzenia się spotkały. Sam nie miała pojęcia jak powinna zachowywać się wobec niego. Po tym pocałunku i jeszcze porwaniu, gdy za nim tęskniła. Miała zachowywać się jakby nic takiego się nie wydarzyło? Przynajmniej w obecności Jacka i Maddie musiała.

- Mówisz tak samo jak Beth.

- Kto to?

- Pielęgniarka, która dotrzymywała mi towarzystwa- odpowiedziała Fox, po czym doszła do wniosku, że nie może dłużej zwlekać.- Ale jedna rzecz mi tutaj nie pasuje. Maddie i Jack? Wy tutaj razem? Myślałam, że zniknęłam na dzień lub dwa, a tu takie zmiany.

- To wszystko przez ciebie. Po twoim zaginięciu bardzo się martwiliśmy i uświadomiliśmy sobie, że brakuje nam siebie nawzajem. Jak przyjaciół, oczywiście.

- Dokładnie- mruknął Jack.- Nie jesteśmy już razem i nie będziemy, ale ciągle będziemy utrzymywać przyjacielską relację. Między innymi ze względu na ciebie. Nie chcemy stawiać cię w dziwnej sytuacji.

Dziennikarka uśmiechnęła się. Dobrze, że w końcu to do nich dotarło. Bycie szpiegiem między nimi było okropne. Nie chciała powtórki z rozrywki.

- To super, bo nigdy nie chciałam pomiędzy wami wybierać.

- Już nie będziesz musiała kłamać, że masz za dużo pracy, żeby wyjść razem na lunch.

Sam posłała Jackowi mordercze spojrzenie. Czyli od początku wiedział, że kłamała i jej tego nie powiedział.

- A co ze Skylight? Snyder mnie chyba nie wyrzucił, prawda?- zapytała, przypominając sobie o redakcji. Jakim cudem do tej pory o niej nie pomyślała?!

- Zwariowałaś? Jesteś ofiarą, nie możesz być za to karana.

Fox skrzywiła się, słysząc określenie "ofiara". Nie lubiła być tak postrzegana. Zresztą Snyder z pewnością o tym nie pomyślał. Nie pojawiła się w pracy, a z jakiego powodu, to już nie jego sprawa.

- Zwolnił mnie czy nie? Krótka odpowiedź.

- Nie- odparła Maddie takim tonem, jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem.- Powiem ci nawet więcej. Byłaś chroniona przez swojego prywatnego rycerza na białym koniu.

Tym razem to McFarlen posłał ciemnowłosej wyjątkowo lodowate spojrzenie. Maddie kompletnie się tym nie przejęła. Anthony jej pomógł? Jakoś ciężko było jej w to uwierzyć. Ich kontakt się poprawił, to fakt, ale żeby tak bezinteresownie zrobił coś więcej?

- O czym ty mówisz, Maddie? Anthony?

Jack zrobił wielkie oczy. Zaczął zerkać to na nią, to na McFarlena.

- Od kiedy zwracasz się do niego po imieniu, Sam? Teraz to mnie coś ominęło.

- Wyjaśnię ci na korytarzu. Chodźmy, Jack- powiedziała Maddie, chwytając go za ramię.- Muszę coś zrobić, a ty mi w tym pomożesz. Przyjdziemy później.

- Ale...

Zanim się obejrzała, Maddie i Jacka już nie było. Sam została sama z McFarlenem. Przełknęła nerwowo ślinę. Znała przyjaciółkę na tyle, żeby wiedzieć, że zrobiła to specjalnie. Specjalnie też użyła sformowania "rycerz na białym koniu". Zauważyła coś, a może po prostu się domyśliła?

- Wyjaśnisz mi o co chodzi?

Anthony usiadł przy jej łóżku. Jak zwykle miał na sobie koszulę, garniturowe spodnie i marynarkę do kompletu. Wyglądał świetnie.

- Byłem u Snydera. Wziąłem na siebie winę za to, co cię spotkało- odpowiedział jakby to było coś zwyczajnego.

Sam aż uchyliła usta z wrażenia.

- Ale... To wszystko moja wina. To ja drążyłam temat, mimo potencjalnego zagrożenia. I finalnie to ja poszłam na rozmowę z Flynnem. Nie miałeś o niczym pojęcia.

- Nie chciałem, żeby Snyder zrzucił na ciebie winą, za to, co się stało. Mógłby się zdenerwować, że działałaś na własną rękę, a tak po prostu wykonywałaś swoją pracę. A konkretnie polecenie służbowe od mentora.

- Nie wiem co powiedzieć- wyznała Fox.- Bardzo się wkurzył?

- Tylko trochę. Wystarczy, że podziękujesz.

Sam uśmiechnęła się, a jej mentor, o dziwo, odwzajemnił ten gest.

- Dziękuję, Anthony. Musisz się częściej uśmiechać, wiesz?

- Robię to tylko wtedy, kiedy faktycznie mam ku temu powód. Tak jak teraz. Cieszę się, że nic ci się nie stało. Martwiłem się.

W tym momencie Anthony złapał ją za rękę. Jego dotyk był taki przyjemny i elektryzujący.

- Ja też. Myślałam, że nigdy więcej cię nie zobaczę. Nawet nie wiesz jak takie wydarzenia potrafią uświadomić, co jest naprawdę ważne.

- Teraz jesteś bezpieczna i nie pozwolę ci się więcej tak narażać. Prawie zapomniałem. Mam coś dla ciebie- oznajmił McFarlen, puszczając jej dłoń. Miała ochotę zaprotestować, ale zobaczyła teczkę. Zżerała ją ciekawość, co jest w środku.

- Co? Nie trzymaj mnie w niepewności.

Anthony uśmiechnął się.

- To jest dokument kończący program mentorski. Wystarczy twój podpis i koniec, będziesz wolna.

McFarlen podał jej dokument, długopis i pokazał, gdzie powinna się podpisać. Mimowolnie przygryzła wargę. Kiedyś tak bardzo chciała, żeby to się skończyło. Korciło ją, żeby to podpisać, ale zdołała się powstrzymać.

- A co z ostatnim artykułem?

- Nie jest potrzebny.

- A ja myślę, że jednak jest- zauważyła, choć nie przyszło jej to łatwo.- Zabierz to. Najpierw napiszę tekst, a potem wrócimy do tematu. Tak jak ustaliliśmy, w porządku?

- Jeśli tylko chcesz.

Anthony był zdziwiony jej decyzją, ale nie rozczarowany. Może jednak Sam powinna podpisać ten dokument, zanim będzie za późno? Uświadomiła sobie, że już było.

*****

Po wyjściu McFarlena miała chwilę spokoju, choć wcale tego nie chciała. Maddie, Jack i Anthony musieli wracać do pracy. Sam chciałaby pójść z nimi, ale musiała zostać na cholernej obserwacji.

Nagle tchnęła ją pewna myśl. Mimo że nic jej już nie groziło, nie zamknęła historii kolekcjonera. Dalej nie wiedziała, co nim kierowało i kim była ta Lily, za którą ją brał. Od policjantów na miejscu dowiedziała się jedynie tyle, że zabił się podczas pościgu. Sam pozbawił się życia, zamiast oddać się policji. Nie wiedziała czy powinna się z tego powodu cieszyć. Dostał najwyższą karę, choć sprawiał wrażenie niepoczytalnego. Jakby miał co najmniej silne zaburzenia psychiczne. Wylądowałby pewnie nie w więzieniu, ale w psychiatryku. Teoretycznie po leczeniu mógłby być zupełnie innym człowiekiem lub bezkarnym mordercą na wolności. Mógł uniknąć kary, a jednak popełnił samobójstwo.

Tego typu rozważania przerwał jej po zdecydowanie zbyt długim czasie Danny. Nie przywitał jej z uśmiechem. Jego spojrzenie było naganne, ale i zatroskane. Czeka ją długie kazanie.

- Cześć- mruknęła Fox z uśmiechem. Liczyła, że złagodzi trochę jego złość. Na próżno.

- Jak mogłaś zrobić coś takiego?! Wiesz na jakie niebezpieczeństwo się naraziłaś?!

To nie fer, pomyślała Sam. Nie potrzebowała pretensji. Dostała karę. Na własne oczy zobaczyła skutki swoich działań. Ciągle wracanie myślami do więzienia i tej upiornej sali było bolesne.

- Tak. Wyobraź sobie, że miałam okazję się przekonać i to wcale nie było przyjemne- odparła Sam, spoglądając na niego spod zmrużonych ze złości powiek.

W tym momencie spojrzenie Danny'ego złagodniało. Usiadł przy jej łóżku.

- Przepraszam za moją ostrą reakcję, ale cholernie się o ciebie martwiłem. Dobrze wiesz co mogłem pomyśleć wiedząc, że prowadzisz własne śledztwo. Wciągając cię w to, nie chciałem narazić cię na niebezpieczeństwo.

- To moja wina. Ty chciałeś tylko pomóc mi wyrwać się z boksu- zaprotestowała dziennikarka.- Nie masz powodów, żeby karać się wyrzutami sumienia.

Danny skinął głową bez przekonania. Sam znała go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że w pewnym stopniu i tak będzie się obwiniał. Obiecała sobie, że jeszcze to zmieni. Nie wiedziała, co prawda jak. Jeszcze.

- Jak się czujesz?

- Mam dość tego pytania. Jeśli jeszcze raz je dzisiaj usłyszę, to...

- Dobra. Rozumiem. Świetnie tylko masz ochotę wyjść, a lekarz ci na to nie pozwala- wszedł jej w słowo Danny. Wyjął jej to z ust.

- Dokładnie. Z kim rozmawiałeś?

Przyjaciel zaśmiał się. Fox zmrużyła nieufnie oczy. Może spotkał kogoś na korytarzu?

- Z nikim. Po prostu cię znam. Pewnie jesteś najbardziej nieznośną pacjentką na oddziale. Mam rację?

Jak mógł coś takiego insynuować?!

- Nie- fuknęła dziennikarka.- Wyobraź sobie, że poza lekarzem większość personelu mnie lubi. Nawet istnieje możliwość, że dostanę numer do jednej z pielęgniarek. Bardzo miła, ale niedawno rzucił ją facet. Trochę to przeżywa.

- Istnieje możliwość? Czyli jeszcze się zastanawia?

- Nie. Po prostu postawiła jeden warunek: mam nie uciekać ze szpitala.

- Już ją lubię- zaśmiał się Danny.

Sam miała ochotę zetrzeć mu ten uśmieszek z ust. Musiała wytoczyć ciężkie działo, a tak się składa, że miała nawet do niego amunicję.

- A ja lubię twoją koleżankę z pracy Shirę. Słyszałam, że była na komisariacie razem z tobą- rzuciła z sugestywnym spojrzeniem. Wiedziała, że nie poszła tam tylko dlatego że się martwiła. Danny westchnął. Miała go.

- Miałem ci powiedzieć, ale nie było dogodnej okazji. Zresztą dzięki niej dowiedziałem się, że rozmawiałaś z Flynnem.

Obrócił przeciwko niej jej własny argument. Na jej twarzy pojawił się grymas, który szybko zastąpiła uśmiechem.

- Spotykacie się ze sobą czy chodzi tylko o seks?

- Powinienem się obrazić, ale zdecydowanie mam dość takiego dziecinnego zachowania. Jesteśmy razem.

Sam zdążyła jedynie mu pogratulować. Potem przerwał im Cameron, wchodząc do środka. Dziennikarka właśnie na to czekała. Chciała wyjaśnień. Im bardziej oprzernych, tym lepsze. O związek Danny'ego i Shiry jeszcze będzie miała okazję zapytać. Teraz potrzebowała poznać całą prawdę, bez cenzury.

- Pewnie masz wiele pytań- stwierdził Cameron. Jak to miał w zwyczaju, nie zapytał się o jej samopoczucie, ani czy przerwał im ważny temat. Po prostu przeszedł do sedna. W tym momencie dziennikarce to odpowiadało. W końcu nie usłyszy tego kretyńskiego pytania "jak się czujesz?".

- Więcej niż myślisz- przytaknęła Sam.- Ale wykażę się taktem i pozwolę ci mówić, tylko czasami wtrącając pytania.

- No dobrze, więc historia tego mordercy zaczyna się dość typowo, w domu dziecka. Nazywał się Logan Flynn...

- Czekaj. Wiem, że to nie ma zbyt wielkiego związku ze sprawą, ale próbuję to zrozumieć- odezwała się Sam.- Dlaczego mordercy najczęściej pochodzą z domów dziecka? Rozumiem, że wielu rzeczy im brakuje, czują się gorsi i takie tam. Ale dlaczego?

- Zacytuję pewnego pisarza. Nie pamiętam jak on się konkretnie nazywał. W każdym razie "przemoc jest odpowiedzią na zło świata". Bądźmy szczerzy. Czy osoby, które są szczęśliwe i którym niczego nie brakuje nagle zaczynają zabijać? Nie. Mordercze skłonności pojawiają się, kiedy ktoś przeżył coś naprawdę okropnego. Czasami też mogą nie znać czegoś innego niż przemoc. Jeśli tym nasiąkną od dziecka, jest jeszcze gorzej- wyjaśnił najbardziej wyczerpująco jak potrafił Cameron.

Dziennikarka przyznała mu rację. Jako dziecko uczysz się wielu rzeczy, w założeniu tylko takich, które przydadzą ci się przyszłości. A jeśli dziecko nie znało nic innego niż chłodne mury, ponurą, przygnębiającą atmosferę? Czego ono się mogło nauczyć?

- Nigdy nie poznał swoich rodziców. Matka umarła przy porodzie jego brata, kiedy był jeszcze dzieckiem i nie miał ambicji jej odszukać. Natomiast ojciec oddał go do ośrodka. Był alkoholikiem i w teorii wychowywał jednego ze swoich synów, Douglasa Flynna.

Ten też nie mógł mieć łatwego życia, pomyślała Sam.

- Kiedyś rozmawiałam z nauczycielką Flynna- zaczęła dziennikarka, chociaż obawiała się pytań, jak ona ją znalazła. Po fakcie uświadomiła sobie, że było dwóch Flynnów. Musiała sprecyzować o którym z braci mówiła.- Z nauczycielką Douglasa. Mówiła, że jego brat był kilka lat starszy, więc ich matka wtedy żyła. Chciała oddać syna do adopcji?

Cameron rzucił jej ostre spojrzenie, które zdawało się mówić "skąd ty to, do diabła, wiesz?".

- Oczywiście, że nie. Mąż ją przekonał albo zmusił. Nie miała wyboru, tak przynajmniej twierdził Douglas. Mordercy ani ojca nie mogliśmy przesłuchać. Ten drugi zachlał się na śmierć trochę po tym jak jego dzieciak wyprowadził się z domu. Nie mam pojęcia, dlaczego po kilku latach zmienił zdanie, co do rodzicielstwa. Zwłaszcza, że jego żona umarła podczas porodu.

Może chciał mieć jakąś jej część? Tak przynajmniej pomyślałaby na jego miejscu Fox. Pierwszego syna nie chciał wyciągać z ośrodka, bo byłoby to zbyt problematyczne. Za to zatrzymanie świeżo urodzonego dziecka wydawało się logiczne. Pomijając fakt, że totalnie się załamał po śmierci żony i popadł w alkoholizm, więc o wzorowym rodzicielstwie nie było mowy.

- Na komendzie mam listę placówek, w których przebywał. Dwa sierocińce, trzy tymczasowe rodziny zastępcze. Przenosił się co dwa, trzy lata. W wieku piętnastu, szesnastu lat dowiedział się o istnieniu brata. Spotkali się raz, potem następny i tak mniej więcej do dnia kiedy się zabił podczas pościgu. Douglas poznał najgorsze momenty życia Logana. Szczególnie trudna była jedna rodzina zastępcza... Tam przeżył prawdziwe piekło na ziemi, tak twierdził Douglas. Trwało ono najdłużej, bo jakieś pięć lat. Sześcioro dzieci z sierocińca, Logan i jedno biologiczne dziecko, konkretnie dziewczynka mniej więcej siedem lat. Do tego porąbani rodzice traktujący dzieci jako maszynę do robienia pieniędzy. Nie pracowali, wykorzystywali dzieci do wszystkiego, co trzeba było robić w domu. Stosowali wymyślne kary, znęcali się nad nimi. Podobno nawet doszło do jakichś gwałtów. Na pewno na starszych dziewczynkach, czyli mniej więcej dwunasto czy trzynastoletnich. Na chłopcach być może też. Douglas tego nie wiedział.

Straszne, pomyślała Sam z odrazą. Życie Logana faktycznie było jednym wielkim koszmarem. Nic dziwnego, że tego nie wytrzymał. To nie on był potworem, tylko jego opiekunowie. Miała nadzieję, że dostali swoją karę.

- Co z tymi opiekunami? Trafili przed sąd? Skazano ich?

- Skąd. Zostali zabici przez jednego z wychowanków. Był prawie pełnoletni i do tego każda placówka potrafiła napisać w opinii o nim, że był agresywny. Poza tym zignorowano to, co mówiły inne dzieci. Dokopałem się do informacji, że działał w samoobronie. Oczywiście tak mówiły dzieci, których nie słuchano. Nastolatek trafił do więzienia i został tam skatowany na śmierć.

Los Flynna obfitował w trupy. Od początku do końca.

- Później trafiał na zmianę do rodzin zastępczych i domów dziecka. Opuścił ośrodek jak tylko osiągnął osiemnaście lat. Potem zaczął zabijać. Nie wiemy ile osób zabił, ale w jego kolekcji znaleźliśmy ponad dwadzieścia kończyn różnego pochodzenia. Ciągle identyfikujemy jego ofiary. Douglas przyznał się do zatuszowania dwóch morderstw. Jednego sprzed kilku miesięcy. Drugie doskonale znamy, bo od tego się zaczęło. Amy Wine. Twierdził, że nie wiedział o poprzednich morderstwach. Dopiero po drugim czy trzecim od Amy zaczął się domyślać. Jednak ze względu na przeszłość brata, nie potrafił pójść na policję. Miał wyrzuty sumienia, ale...

- Czuł się winny za to, co spotkało brata- mruknęła Sam, przypominając sobie rozmowę z emerytowaną nauczycielką.

- Tak. Po tym wszystkim, co od niego usłyszał nie był w stanie donieść na niego. Morderca z pewnością miał silne urojenia lub zaburzenia psychiczne. Pewnie miał też jakieś choroby psychiczne. Konkretów nie możemy poznać. To tyle.

Dziennikarka miała ochotę się oburzyć. Gdzie motyw? Kim była Lily? Choroba czy zaburzenia psychiczne skądś się biorą. Czy naprawdę nie ma nic bardziej konkretnego niż okropności, które przeżył? Czuła niedosyt.

- Kim była Lily? Logan zwracał się do mnie w ten sposób. Chyba nawet brał mnie za nią.

- Nie wiadomo- wzruszył ramionami Cameron.- Nie mogliśmy go przesłuchać.

To niemożliwe, żeby odpowiedzi umarły razem z nim. Fox miała pomysł. Jej instynkt aż krzyczał, że jest coś jeszcze. Zamierzała to odkryć. Bardziej już chyba nie mogła się narazić, prawda?

*****

Dwa dni później Sam została wypisana ze szpitala. Jakimś cudem udało jej się wmówić przyjaciołom i znajomym, że woli zostać sama. Potrzebowała spokoju we własnym domu, żeby uporać się z tym, co ją spotkało. Zrozumieli to. A ona ponownie miała wyrzuty sumienia, że ich okłamuje. Obiecała sobie, że to będzie ostatni raz.

Zamiast siedzieć w domu, udała się do aresztu śledczego. Douglas nie został jeszcze formalnie skazany. Najpierw musieli wytoczyć mu preces, przedstawić dowody. Miał prawo się bronić, ale w jego sytuacji nie miał szans. To była czysta, konieczna formalność. Potem trafi do więzienia prawdopodobnie za współudział i kilka innych przestępstw. Policja dokopała się między innymi do informacji o sprzedaży wyników sekcji. Jako koroner był spalony. Raczej nie znajdzie zatrudnienia w tej dziedzinie.

Dziennikarka musiała się wysilić, żeby pozwolono jej na rozmowę z oskarżonym. Według prawa nikt poza adwokatem nie powinien się z nim widzieć. Zaczęła od prośby, zaproponowała artykuł z rozmówcą w roli głównej, ale to nie działało. Posunęła się do gróźb, które nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. Od skazanych słyszał gorsze obelgi. Kiedy już chciała się poddać, pomyślała o gotówce. Dopiero to odniosło pożądany skutek. Wpuszczono ją do środka. 

Fox miała przed sobą biurko i szybę. Po drugiej stronie siedział Flynn. Rozmawiali przez telefon, jak na więzienne standardy przystało. Gdy go zobaczyła, entuzjazm z kolejnego sukcesu prysł. Nie mogła wyrzucić z głowy makabrycznego obrazu Kolekcjonera i jego kolekcji. Wiedziała, że to właśnie byłemu koronerowi zawdzięcza tamte wspomnienia.

- Chcę znać całą prawdę. Należy mi się po tym jak zostałam porwana i... Musiałam to wszystko widzieć- powiedziała Sam, lustrując rozmówcę uważnym, podejrzliwym spojrzeniem.

Ten w odpowiedzi skinął głową. Wyglądał marnie. Schudł, a z jego twarzy zniknął uśmiech. Skóra zdawała się na nim wisieć, a to dopiero początek jego więziennej kariery.

- Masz rację. Powiem ci wszystko, co będziesz chciała. Nigdy nie zamierzałem sprowadzać na ciebie zagrożenia. Myślałem, że jak mu powiem o ciekawskiej dziennikarce, to on ucieknie i będzie się bardziej pilnował. Zakończy tę morderczą passę. Uwierz mi, proszę. Tylko to chciałem osiągnąć. Nie wiedziałem, że tak to się skończy.

Douglas brzmiał szczerze. Żałował, że postąpił tak, a nie inaczej. Tak jak każdy inny śmiertelnik chciał cofnąć czas, ale nie mógł tego zrobić.

- Kim jest Lily? Dlaczego on mnie za nią brał?- spytała Sam.

- Pokażę ci- odparł Flynn, po czym wsunął karteczkę do skrzynki. Dziennikarka otworzyła ją po drugiej stronie. Ze zdziwieniem zauważyła, że trzymała w ręce zdjęcie bardzo podobnej do niej młodej kobiety. Miała blond włosy w takim samym odcieniu. Odcień skóry również wyglądał identycznie. Może miała trochę bardziej okrągłą twarz, bardziej płaski nos, ale różnice były niewielkie. Z daleka przynajmniej twarze mogłyby uchodzić za te same.- To jest Lily. Rozmawiałaś z policją? Znasz przeszłość mojego brata?

- Oczywiście. Byli razem w sierocińcu?

- W rodzinie zastępczej. To znaczy ona była biologiczną córką tych ludzi, a właściwie potworów w ludzkiej skórze. Znęcali się nad nimi, dziećmi z sierocińca i wykorzystywali na wszystkie możliwe sposoby- odpowiedział Douglas, zaciskając zęby ze złości. Dziennikarka już wiedziała o której rodzinie mówił.- Kiedy innych bito, a nawet gwałcono, Lily bawiła się lalkami. Była jak pieprzona księżniczka. Jedyna zasługująca na opiekę, własny pokój i miłość rodziców. Dla rodziców była urocza, kochana, a dla innych dzieci wyniosła i złośliwa. Podczas gdy reszta posiadała dwie czy trzy rzeczy na zmianę, ona posiadała całą szafę. Jeszcze nie byle jakich rzeczy.

W tym momencie Sam wszystko zrozumiała. Przypomniała sobie tego ohydnego manekina złożonego z ludzkich, rozkładających się części.

Zawsze lubiłaś bawić się lalkami. Moja kolekcja jest właśnie tym, zabawkami, częściami lalki, którą chcę dla ciebie stworzyć. A wiesz czego mi brakuje, Lily?

Te właśnie słowa skierował do niej kolekcjoner. Pamiętała je wystarczająco wyraźnie, żeby bez problemu odtworzyć je w pamięci. Niemal słyszała ten okropny głos, przepełniony niezdrową satysfakcją.

- Czy ona lubiła je czesać?- zapytała Sam. Właściwie nie wiedziała czemu. Zupełnie jakby oczekiwała kolejnego potwierdzenia.

- Lily lalki? Z tego co pamiętam tak. Wybacz, że w ogóle o to pytam, ale zgłosiłem się na policję. Podałem im adres gdzie prawdopodobnie cię przetrzymywał. Naprawdę nie widziałem, co się wydarzyło. Co on chciał zrobić?

- Miałam być głową dużej lalki stworzonej z jego kolekcji.

- Przykro mi. Cieszę się, że mu się nie udało- powiedział z autentycznym przejęciem.- Ta kara... Była dla Lily.

Ona bawiła się lalkami, kiedy mu robiono krzywdę. Teraz on zamierzał ją skrzywdzić i przy tym świetnie się bawić. W pewnym sensie to było logiczne. Oko za oko.

- Dlaczego wcześniej go nie wydałeś? Nie przeszło ci przez myśl, że z nim może być coś nie tak? Po tym co przeszedł.

Douglas wzruszył bezradnie ramionami.

- On był moim bratem. Starałem się mu pomóc ze wszystkich sił. Nie zauważyłem, kiedy przekroczył tę cienką granicę dzieląca go od szaleństwa. Wiem, że nie cofnę tego co zrobił, ale... Poniosę karę za moją część winy. Nie pomogłem mu wystarczająco. Jednak nie uważam, że jest winny. To znaczy... On na pewno dokonał tych strasznych zbrodni, ale nie zrobił tego w pełni świadomie. Wiesz co mam na myśli?

Tak. To jego dzieciństwo wykreowało go w ten straszliwy sposób. Wbrew pozorom, również był ofiarą.

*****

Kilka tygodni później Sam została zaproszona do biura Snydera. Jakiś czas temu dostała własne biuro, na piętrze Anthony'ego. Jej życie zawodowe diametralnie się zmieniło. W końcu mogła decydować o tematach i mogła je opisać jak chciała. Prywatne zresztą też. Po raz pierwszy od dłuższego czasu była w udanym związku.

- Panno Fox, zapraszam- rzucił Snyder. Był tak samo zaniedbany jak zwykle. Pogniecione ubrania i broda stały się jego znakiem rozpoznawczym, ale tym razem zdawał się być mniej... Zgorzkniały?

- Dzień dobry. O co chodzi?- spytała, chociaż domyślała się powodu tego oficjalnego zaproszenia.

- Dzień jest bardzo dobry. Po prostu wyśmienity. Ostatnie tygodnie też. Twoje artykuły o Kolekcjonerze biją na głowę wszystkie, które wymyślą te półgłówki z Timesa. Trzymaj tak dalej, Fox, a będziesz moją ulubioną dziennikarką. Dobra robota.

Sam podziękowała z uśmiechem. Snyder niesamowicie rzadko kogokolwiek komplementował. To było wielkie wyróżnienie. Kto by pomyślał, że jej kariera zacznie się od telefonu w środku nocy i wycieczki do kostnicy? W końcu była szczęśliwa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro