Rozdział 22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dziennikarka z uśmiechem przywitała recepcjonistkę w kostnicy przy Morris Avenue. Kobieta obrzuciła ją krótkim, aczkolwiek dokładnym spojrzeniem i ponownie skupiła wzrok na ekranie komputera. Krzykliwe różowe oprawki okularów rzucały się w oczy z daleka.

- Dzień dobry. Czy jest może Douglas Flynn?- spytała Sam siląc się na jak najbardziej uprzejmy i niezobowiązujący ton. Próbowała nie pokazywać po sobie jak bardzo zależy jej na tym spotkaniu.

- A kim pani jest?- odpowiedziała sceptycznie kobieta. Dziennikarka starała się ukryć irytację. Czyli jednak nie pójdzie tak łatwo jak myślała.

- Osobą, która przedstawi się koronerowi, nie pani. To nic osobistego. Po prostu muszę z nim porozmawiać, a jak pozna powód, na pewno nie będzie miał nic przeciwko.

- W takim razie proszę zmienić plany. Bez imienia, nazwiska i powodu nie mogę puścić pani dalej. Takie są procedury- oznajmiła recepcjonistka tonem, który nie zachęcał do jakiejkolwiek współpracy. Sam postanowiła zmienić podejście.

- Nazywam się Samantha Fox i jestem dziennikarką z Manhattan's Skylight. Chciałam...

- Proszę natychmiast stąd wyjść- przerwała jej bezceremonialnie kobieta z lśniącymi ze złości oczami i wielkim oburzeniem na twarzy. Dziennikarka nie rozumiała o co jej chodziło.

- Nawet mi pani nie dała dokończyć zdania. Chciałam poznać wyniki sekcji Jane Harper...

- Nie udzielamy takich informacji. Mam wezwać ochronę?

- Ale...

Zanim Sam zdążyła dokończyć zdanie ręka kobiety błyskawicznie chwyciła telefon i wybrała numer ochrony.

- Potrzebuję pomocy. Pewna dziennikarka nie chce dobrowolnie opuścić prosektorium- mówiła recepcjonistka.- Tak. Dobrze. Dziękuję. Już idą.

- Dlaczego pani zadzwoniła po ochronę? Chciałam tylko porozmawiać z Douglasem Flynnem. Jeśli sam mi powie, że nie udzieli informacji, odpuszczę.

- Nie będzie takiej potrzeby. Przyszli- mruknęła kobieta, wskazując dwóch zbliżających się wysokich ochroniarzy.- Pozbądźcie się tej pani.

Ochroniarze zbliżyli się do niej. Jeden z nich chwycił ją za łokieć. Sam była oburzona takim traktowaniem. Chciała tylko porozmawiać z koronerem, a ta kobieta poszczuła ją ochroną! Wyrwała mu się, unosząc dumnie podbródek.

- Sama wyjdę, chociaż nie mam pojęcia co takiego zrobiłam- mruknęła pod nosem, obrzucając recepcjonistkę morderczym spojrzeniem. Obróciła się na pięcie i rzeczywiście opuściła kostnicę. Była wściekła. Jak tak można?! Wyrzuciła ją bez słowa wyjaśnienia! Fox była zła i oburzona. Teraz będzie musiała wymyśleć inny sposób na rozmowę z Flynnem. Cudownie. Właśnie tego potrzebowała, komplikacji. Może zaczai się gdzieś niedaleko i będzie czekać aż koroner wyjdzie z pracy. Mogła też po prostu zapytać Danny'ego o której kończył i wtedy przyjść. Tak będzie łatwiej i wygodniej.

Po chwili Sam zauważyła ochroniarza, który szedł w jej kierunku. Zmrużyła gniewnie oczy. Nie wurzuci jej stąd. W kostnicy może i mógł to zrobić, ale nie tutaj. Mogła przebywać na tym terenie. Jeśli on ma inne zdanie, to trudno. Będzie się kłócić. Nie ma problemu.

- Jeśli zamierzasz powiedzieć mi, żebym stąd poszła, pieprz się. Mogę tutaj przebywać i zamierzam tutaj być tyle ile uznam za stosowne- poinformowała go Fox. Zauważyła, że ten ochroniarz był całkiem przystojny. Jasnowłosy o regularnych rysach twarzy, wysportowany i dodatkowo zaledwie kilka lat starszy. Ale to nie zmieniło jej nastawienia. Utrzymywała nastrój bojowy i była gotowa na wszystko.

- Nie chciałem tego powiedzieć- zauważył z czarującym uśmiechem, który spowodował, że w jego policzkach pojawiły się dołeczki dodające mu uroku.- Jestem Malcom.

Fox zmarszczyła lekko brwi. Była zaskoczona. Czemu on się jej, tak właściwie, przedstawił? Jaki miał cel?

- Sam- przedstawiła się dziennikarka, pomimo zdziwienia.

- Silvie, czyli tamta recepcjonistka ma pewien problem. Nie znosi dziennikarzy. Ledwie toleruje tych, którzy są umówieni. Ciebie potraktowała zdecydowanie zbyt ostro.

W tym momencie Sam poczuła sympatię do Malcolma. Nie przyszedł, żeby wyrzucić ją z terenu prosektorium. Chciał porozmawiać. Nie miała nic przeciwko.

- Dziękuję. Też tak uważam. Byłam dla niej miła i uprzejma, a ona potraktowała mnie jak intruza.

- Z kim chciałaś porozmawiać?

- Z Flynnem. Zajmuję się sprawą tej dziewczyny, którą utopiono w Central Parku- odpowiedziała Fox. Uznała, że nie ma sensu zatajać faktów. A może Malcolm jej w jakiś sposób pomoże. W każdym razie nie miała nic do stracenia.

- Ciekawe. Pewnie chciałaś poznać wyniki autopsji, mam rację?

- Właśnie o to mi chodziło. Dzięki recepcjonistce, która, swoją drogą, ma okropne okulary, będę musiała kombinować.

Blondyn zaśmiał się.

- Podzielam twoją opinię. Jak bardzo ci na tym zależy?

Głupie pytanie, skomentowała w myślach Sam. Gdyby musiała, zawarłaby pakt z diabłem. Zrobiłaby wszystko dla sensacji. Praca była dla niej wszystkim, a sławą wcale by nie pogardziła.

- Zgadzam się w ciemno. Jeśli masz jakiś pomysł, będę ci bardzo wdzięczna za pomoc- rzuciła dziennikarka.

- To może pójdziemy na kawę?

- Z przyjemnością.

Sam odwzajemniła uśmiech. Tymczasem Malcolm nerwowo przeczesał dłonią krótkie włosy. Wydawało jej się czy on ją podrywał? Postanowiła uważnie obserwować sytuację.

- Flynn nie zawsze zachowuje się... Etycznie. Zdarza mu się, nawet całkiem często sprzedawać wyniki sekcji.

Dziennikarka postanowiła nie mówić, że już o tym wiedziała. Czekała na ciąg dalszy.

- Rozumiem. A jak się do niego dostać?

- To proste. On jest nałogowym palaczem.  Nie wytrzyma długo bez choćby jednego papierosa. Wychodzi tylnym wyjściem. Mogę ci pokazać, gdzie dokładnie.

- Myślisz, że jak delikatnie wspomnę o łapówce to zgodzi się na rozmowę od razu?- spytała Sam. Malcolm pokiwał głową.

- Raczej tak.

Fox miała ochotę odtańczyć taniec zwycięstwa. Z oczywistych względów powstrzymała się. Skoro Silvie nie chciała jej wpuścić, sama wejdzie i to jeszcze dzięki Douglasowi. Podejdzie do niego na jednej z jego przerw, wspomni o kasie, a on chętnie z nią porozmawia. Oczywiście sekcja była jedynie pretekstem. Tak naprawdę chciała poznać nazwę sierocińca.

- Ratujesz mi życie. Dziękuję, Malcolm.

- Nie ma sprawy, Sam. Chodź pokażę ci tylne wyjście.

Dziennikarka skinęła głową i poszła za ochroniarzem. Trafili pod dokładnie te same drzwi, którymi Sam wchodziła w środku nocy.

- To tutaj. Jeśli poczekasz gdzieś niedaleko, na pewno go zobaczysz- powiedział ochroniarz.

- Jeszcze raz ci dziękuję.

- Przesadzasz z tą wdzięcznością. Nic takiego nie zrobiłem, przynajmniej nie bezinteresownie. Chciałbym cię bliżej poznać i stąd ta kawa.

- To niewielka cena- zaoponowała Sam lekceważąco.- To może dam ci swój numer i umówimy się w inny dzień? Teraz muszę złapać Flynna. Zależy mi, żeby temat był jak najświeższy.

- Jasne- zgodził się Malcolm.

Dziennikarka chwilę grzebała w torebce. Jak na złość nic w niej nie mogła znaleźć. Czasami zastanawiała się czy jej torebka nie ma przypadkiem jakichś magicznych właściwości. Przedmioty miała dziwną tendencję do znikania, a mogłaby przysięgnąć, że miała tam karteczki. W końcu wydobyła je z torebki, oderwała jedną i zapisała swój numer. Podała ją ochroniarzowi.

- W takim razie do zobaczenia. Muszę wracać do pracy.

- Do zobaczenia.

Sam wodziła wzrokiem za oddalającym się, bardzo sympatycznym ochroniarzem. Polubiła Malcolma. Jeśli ją podrywał, a była tego prawie pewna, nie miała nic przeciwko. Był przystojny i czarujący. Zresztą umawiając się z nim na kawę, do niczego się nie zobowiązała. Zawsze mogła pójść do toalety i wymknąć się tylnym wyjściem lub oknem. Chociaż szczerze mówiąc, wolała wprost powiedzieć, co jej nie pasuje zamiast uciekać.

Jej rozmyślania przerwał nie kto inny jak Douglas Flynn, chodzący ideał w swoim zawodzie we własnej osobie. Rzecz jasna, tylko udawał tak krystalicznie nieskazitelnego. Nawet ochroniarz w kostnicy wiedział, że przyjmuje łapówki. Najwidoczniej kiepsko się z tym krył albo wręcz przeciwnie, w ogóle się tym nie przejmował.

Kiedy ją zobaczył, zmarszczył podejrzliwie brwi. Sam podeszła do niego, uznając że lepiej od razu powiedzieć mu czego chce. Już i tak ją zauważył. Zresztą nie miała nic do stracenia.

- Dzień dobry. Koroner Douglas Flynn?- spytała Fox, chcąc jakoś zacząć rozmowę. Wiedziała, że to on, bo wcześniej sprawdziła jego zdjęcia w internecie. Nie było ich zbyt wiele, ale wystarczająco.

- Tak. O co chodzi?- zapytał koroner, zaciągając się papierosem. Sprawiał dość posępne wrażenie. Na jego twarzy nie błąkał się nawet cień uśmiechu choćby z czystej uprzejmości. Dodatkowo wyglądał na zmęczonego, a jego ruchy były gwałtowne i pospieszne.

- Jestem dziennikarką. Interesują mnie informacje o sekcji zwłok topielicy. Wie pan o czym mówię, prawda?

- Być może. Zna pani zasady?

- Oczywiście. Mam pieniądze- odpowiedziała Sam. Możliwe, że nie zachowała się zbyt dyskretnie. To była jej pierwsza tego typu sytuacja. Wcześniej nigdy nie próbowała nikogo przekupić.

Flynn skinął głową, zgniótł niedopałek butem, a potem wskazał jej tylne drzwi. Te same przez które wkradała się nocą, żeby porozmawiać z Dannym. Fox poszła przodem, chociaż obawiała się widoku jaki mogła zastać w sali sekcyjnej. Oczami wyobraźni już widziała nagą kobietę z rozcięciem w kształcie litery "y" na klatce piersiowej i ziejącą krwawą dziurę w środku. Wzdrygnęła się. Jej wyobraźnia potrafiła być naprawdę obrzydliwa i okropna.

Zastała ciało w zupełnie innym stanie. Ofiara była naga, ale jej klatka piersiowa była schludnie zaszyta. Mimowolnie odetchnęła z ulgą. Nawet z ciekawości rzuciła okiem na Jane Harper. Była nienaturalnie blada, jak chyba wszystkie trupy. Dziennikarka nie była specjalistką w tym temacie. Jane miała ciemne, ostrzyżone na boba włosy, a powieki zamknięte, więc Sam nawet nie próbowała ich ruszać. Była bardzo chuda. Skóra ledwie ukrywała wyraźnie rysujące się żebra.

Kiedy koroner odezwał się, Fox zawstydzona odwróciła wzrok. Czy ona właśnie gapiła się na trupa? Coś z nią było zdecydowanie nie tak.

- Najpierw zapłata- oznajmił Douglas. Sam pokiwała głową, wyciągnęła z torebki kopertę i podała ją koronerowi. To były jej oszczędności. Miała nadzieję, że szef odda jej te pieniądze. Powinien to zrobić. W końcu to jego redakcja na tym zyskiwała. Swoją drogą, zaczęła się zastanawiać co Snyder porabiał w weekendy. Ciągle pracował? Czy on w ogóle miał jakiekolwiek życie towarzyskie? Pewnie nie.

Koroner zaczął jej przedstawiać wyniki sekcji. Dziennikarka nie usłyszała niczego nowego. Dokładnie to samo, ale trochę innymi słowami przedstawił jej Danny. Flynn nawet nie starał się ukryć dziwnej natury zbrodni. Nie zataił przed nią absolutnie niczego, co wprawiło ją w lekką konsystencję. Czy ta sprawa była tak głośna, że nie mógł pozwolić sobie na najmniejszy błąd? Całkiem możliwe, uznała w myślach. Jednocześnie usilnie zastanawiała się jak zmienić temat rozmowy. To musiało wyjść w miarę naturalnie.

- Przepraszam. Dostałam właśnie wiadomość od brata- powiedziała w pewnym momencie Sam, zerkając na telefon. Oczywiście udawała. Od czasu rozmowy na miejscu zbrodni nie miała kontaktu z Cameronem. Ale Flynn o tym nie wiedział. Liczyła na jakąkolwiek reakcję, ale koroner jedynie kiwnął głową. Jego twarz była tak samo pozbawiona emocji jak ta ofiary. Fox w duchu westchnęła z irytacji. Nie lubiła, kiedy ludzie pozostawali dla niej zagadką, bo nie mogła dostrzec u nich żadnych emocji.- Pyta się kiedy w końcu skończę pracę. Szczerze mówiąc, jestem pracoholiczką. A pan też tak długo przesiaduje w pracy?

- Owszem. Czasami zdecydowanie zbyt długo, biorąc pod uwagę zarobki- odparł krótko Flynn. Sam uznała to za szczątkowy sukces. Teraz tylko musiała utrzymać rozmowę i wpleść interesujące ją pytanie.

- Miałam kiedyś znajomego, który pracował w innym prosektorium. Też narzekał na zarobki. Według mnie powinniście zarabiać znacznie więcej. Wasza praca jest taka wymagająca i trudna. Nie oszukujmy się, warunki są tutaj dość... Specyficzne. Stawka nie jest równomierna.

- Zgadzam się z panią.

- A pańska rodzina? Nie mają nic przeciwko... Tak dużej nieobecności pana w domu? Proszę mi wybaczyć to pytanie. Nie chcę być wścibska. Po prostu jestem ciekawa.

Po tej wypowiedzi serce Sam znacząco przyśpieszyło. Czuła adrenalinę i zdenerwowanie. Wkraczała w sferę prywatną, więc koroner mógł to odebrać w różny sposób. W każdej chwili mógł ją wyprosić.

- Nie mam rodziny, więc nie muszę się tym przejmować. Ma pani jakieś pytania dotyczące sekcji?

Dziennikarka podejrzewała, że nie chciał założyć rodziny z powodu kiepskich doświadczeń. Matka, która umarła przedwcześnie, ojciec alkoholik i wychowujący się brat w sierocińcu. Gorszego antyprzykładu, a właściwie patologii nie potrafiła sobie wyobrazić.

- Ale jak to nie ma pan rodziny? Każdy kogoś ma. Może nie żonę i dzieci, ale przynajmniej dalszych krewnych lub rodzeństwo. Ma pan rodzeństwo?

W tym momencie szczęki Flynna mocno się zacisnęły. Uświadomiła sobie, po fakcie oczywiście, że przegięła. Dotknęła wrażliwego tematu.

- Wolałbym o tym nie rozmawiać. Myślę, że powiedziałem już wszystko. Nic więcej mi nie wiadomo o sekcji Jane Harper. Sugeruję wyjść tak jak pani przyszła- oznajmił koroner, tym samym kończąc rozmowę.

Fox podziękowała za rozmowę ze sztucznym uśmiechem i wyszła z kostnicy. Po wyjściu i zamknięciu drzwi pozwoliła sobie na siarczyste przekleństwo. Zawaliła sprawę. Nie udało jej się wciągnąć go w rozmowę na tyle, żeby zaczął mówić o swoim życiu prywatnym. Na pytanie o rodzeństwo wyraźnie się zdenerwował, ale też nie zaprzeczył. Najwidoczniej się o coś pokłócili. Mogli też w ogóle nie utrzymywać kontaktu, chociaż ona na jego miejscu zareagowałaby inaczej. Powiedziałaby wprost jak jest i że ten stan całkowicie jej odpowiada.

Dziennikarka skrzywiła się jakby zjadła cytrynę. Spekulacje nic jej nie dadzą. Sytuacje rodzinne jej i Flynna były diametralnie różne. Oprócz tego mieli zupełnie różne charaktery, a jak wiadomo każdy reaguje inaczej na daną sytuację. Sam teraz już nie miała żalu do Danny'ego, że też nie dał rady wyciągnąć nazwy sierocińca od Flynna. Obydwoje polegli w tej misji.

Sam wróciła do domu. Jak tylko otworzyła drzwi, przywitał ją szary kotek. Ciągle go miała. Nie przeszkadzał jej. Chyba przyzwyczaiła się do jego obecności.

- Cześć mały łobuzie- powiedziała, głaszcząc go za uszami. Kot rozkosznie zamruczał.

Dziennikarka podniosła się z pozycji kucającej i skierowała do kuchni. Chciała kawy. Odpaliła ekspres, uprzednio podstawiając pod niego kubek. Położyła łokcie na blacie i oparła brodę na dłoni w oczekiwaniu aż kolejna dawka energii będzie gotowa. Nie pojmowała jak niektórzy ludzie mogli żyć bez kawy.

Jej wzrok mimowolnie zatrzymał się na tablicy korkowej, gdzie wisiały wszystkie zebrane dotąd informacje. No prawie, poprawiła się w myślach. Podeszła do tablicy i przyczepiła karteczkę z imieniem i nazwiskiem ofiary. Właśnie wtedy przyszła jej do głowy pewna myśl. Przecież jeszcze nie sprawdziła Jane Harper. Jak mogła o tym zapomnieć?

Wzięła kubek z kawą i pośpiesznie położyła go na stoliku, omal nie wylewając zawartości. Ciemny napój dosłownie dotykał krawędzi, ale Sam się tym nie przejmowała. Znalazła torebkę, którą zazwyczaj brała do pracy i wyciągnęła z niej laptopa. Włączyła go, jednocześnie bębniąc palcami o szklaną taflę niskiego stolika. Nie należała do cierpliwych osób. Zwłaszcza, kiedy owa czynność wydawała jej się tak istotna. Miała przeczucie.

W końcu wrzuciła w wyszukiwarkę Jane Harper. Pierwszym co jej się wyświetliło, był oczywiście profil na koncie społecznościowym. Okazało się, że było kilka osób o takim imieniu i nazwisku, ale szybko znalazła właściwe konto. Szczerze mówiąc, dziwnie się czuła, patrząc na niekiedy uśmiechniętą, a czasami pogrążoną w melancholii ciemnowłosą, młodą kobietę. Większość zdjęć miała artystyczną głębię, jeśli tak by na nie spojrzeć. Były starannie przemyślane, nierzadko czarnobiałe z różnego sortu cytatami. Sam rozpoznała nawet kilka fragmentów piosenek.

W pewnym momencie dziennikarka zmarszczyła brwi. Zauważyła pewną nieprawidłowość, a właściwie tendencję, która zazwyczaj się nie zdarzała. Jane miała więcej polubień przy zdjęciach niż znajomych. Dziwne, uznała w myślach. Zaczęła przeglądać komentarze. Większość była zdecydowanie pozytywna i obfitowała w dużą ilość emotek z ogniem. O ile większość trzymała się pewnych granic, tak niektóre komentarze były niestosowne. A konkretnie nakłaniające, aby pokazała trochę więcej ciała.

Fox zauważyła też spam komentarzy z jednego konta. Rzecz jasna, fake'owego, bo na profilu nie było ani zdjęcia, ani jakichkolwiek znajomych.

Jeszcze pożałujesz ty kłamliwa suko!

Wrócisz do mnie na kolanach, błagając o wybaczenie.

Czemu nagle jesteś taka cnotliwa? Pokaż cycki skoro jakiś oblech cię o to prosi. No dawaj dziwko!

Podobnych komentarzy było mnóstwo. Dziesiątki. Pod każdym możliwym zdjęciem, nawet sprzed dwóch lat. Najwidoczniej Jane miała stalkera. Dobrze byłoby dowiedzieć się, kim był ten typ i czy przypadkiem nie miał nic wspólnego z jej śmiercią. Może to wcale nie morderca Amy i Josephine ją utopił. Co jeśli ktoś chciał, żeby tak myśleli? Być może chciał odwrócić od siebie podejrzenia.

Sam już wiedziała, co powinna zrobić. Zamknęła laptopa, wzięła torebkę i niezwłocznie wyszła z mieszkania. Może i tym razem Cameron okaże się pomocny. Ewentualnie zmusi go do współpracy inaczej. Właściwie jakkolwiek, byle skutecznie.

Po niespełna połowie godziny była na komisariacie. Na miejscu nie spotkała większych problemów. Cameron akurat był w pracy. Dyżurny po kilku minutach czekania, które pewnie zawdzięczała bratu, wskazał jej odpowiednie drzwi. Weszła do środka, udając że w ogóle nie dostrzegła tego drobnego gestu złośliwości. Jednak nie siliła się na chociażby nikły uśmiech. Jej przyrodni brat nie był aż tak głupi.

- Kolejna niespodziewana wizyta, Sam. Skąd ten zaszczyt? Jeśli szukasz kolejnego tematu, muszę cię rozczarować. Nic więcej ci nie powiem- oznajmił Cameron, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.

Sam z całej siły starała się powściągnąć złośliwy komemtarz, który aż cisnął się jej na usta. Udało jej się.

- Wiem, że to miała być jednorazowa sytuacja, ale potrzebuję informacji. Jednej, bardzo drobnej, może nawet nieistotnej w całym śledztwie.

- Czyżbyś sama sobie nie radziła? Ty wielka dziennikarka Manhattan's Skylight?- zakpił jej przyrodni brat.

Tym razem dziennikarka nie potrafiła się powstrzymać. Cameron zawsze kpił z jej zawodu. Uważał, że dziennikarze byli jedynie sępami żerującymi na cudzym nieszczęściu. Ona oczywiście uważała inaczej. Jej misją było informowanie ludzi o bieżących sprawach i dociekanie prawdy. Wbrew pozorom robiła wiele dobrego. Choćby obecnie próbując dopaść mordercę. Ale jej brat nie potrafił tego zrozumieć, a ona nie zamierzała tracić czasu na próbę z góry skazaną na porażkę.

- Daruj sobie tego typu, bardzo żałosne teksty. Denerwujesz się, bo to ja coś osiągnęłam, nie ty. Z tego co wiem dalej jesteś sierżantem. Za to ja pracuję w drugiej najlepszej reakcji w Nowym Jorku- zauważyła bezlitośnie. Czasami renoma redakcji się przydawała. Mina Camerona była bezcenna. Gdyby to była kreskówka, właśnie zrobiłby się czerwony i zaczął dymić.- Ale nie przyszłam tu, żeby się kłócić. Zrobię co tylko zechcesz, jeśli powiesz mi kim był stalker Jane Harper.

- Niech zgadnę: przeszukałaś jej Facebooka? Bawisz się w policjantkę?

- Chcę jedynie zdobyć coś na następny artykuł. Pomożesz mi czy nie?

Rozmówca wydawał się zamyślony, a właściwie bardziej udawał, że się zastanawia. Sam wiedziała, że już podjął decyzję, ale celowo przeciągał, żeby ją zdenerwować. Dziennikarka czekała na odpowiedź w kompletnej ciszy z kamiennym wyrazem twarzy.

- Właściwie to tak. Sam jestem zaskoczony tą odpowiedzią, ale i tak kogoś potrzebujemy.

- My?- spytała Fox.

- Pomożesz policji, siostrzyczko. Tylko jest jeden drobny haczyk. Sama musisz zdobyć informację pod ścisłym nadzorem, rzecz jasna.

- Powiedz wprost co mam zrobić- zażądała dziennikarka, Cameron uśmiechnął się szeroko i zwięźle przedstawił jej plan działania, a ona słuchała go z rosnącym niedowierzaniem. Właśnie zgodziła się wziąć udział w akcji policyjnej. Nigdy nie sądziła, że do tego dojdzie.

*****

- Wiesz co masz robić?- zapytał Cameron, a Sam posłała mu mordercze spojrzenie. Miała serdecznie dość tego jakże upierdliwego pytania.

- Mówiłeś mi o tym... Hmm... Tylko trzy razy? Masz mnie za idiotkę?

- Nie. Mam cię za cywila, który pierwszy raz bierze udział w takiej akcji- odparował, uprzednio przewracając oczami.- Współpraca z tobą jest cholernie trudna.

- I wzajemnie.

- Odpowiedz mi na jedno, ostatnie pytanie i zaczynasz. Okej?- spytał kontrolnie jej przyrodni brat. Fox pokiwała głową z uśmiechem. Szczerze mówiąc, czuła się podekscytowana. Będzie mogła zdobyć materiał do kolejnego artykułu z pierwszej ręki. Czy istniało coś lepszego? Dla niej nie.- Jaki jest nasz cel?

- Zdobycie jak największej ilości informacji.

- A konkretnie?

- Tożsamość jej byłego aka stalkera i może coś na temat jej pracy. Z kim miała konflikt i tego typu rzeczy.

Cameron posłał jej potępiające spojrzenie. Sam po ruchu szczęki zauważyła, że zacisnął zęby. Co tym razem źle powiedziała? Jej przyrodni brat był wiecznie niezadowolony.

- Błąd. Tym drugim zajmie się policja. Ty masz tylko potwierdzić, że ofiara tam pracowała i to nagrać. Uznajmy, że jesteś gotowa. Niczego nie spieprz, Fox.

Wychodząc z samochodu, Sam przewróciła oczami. Wiara Camerona w nią była... Praktycznie znikoma. Na serio uważał, że zawali tak proste zadanie? Była dziennikarką, do cholery! Umiejętność wyciągania informacji miała opanowaną do perfekcji.

Dziennikarka wkroczyła do klubu. Była tak zaaferowana zadaniem, że nawet nie zwracała uwagi na czynniki zewnętrzne. Ochroniarz wpuścił ją bez zbędnych pytań, gdy tylko oznajmiła, że przyszła do pracy. Ludzie, szczególnie faceci wokół traktowali ją jak powietrze. Była nieciekawym widokiem w porównaniu z tańczącymi na rurze kobietami w skąpej bieliźnie. Sam musiała przyznać, że tancerki miały się czym pochwalić. Ta bielizna niczego nie zakrywała, bardziej odpowiednio to eksponowała.

Fox wzięła głęboki wdech, uniosła dumnie podbródek i uśmiechnęła się do barmana.

- Przyszłam do pracy. Jestem nowa i kompletnie nie mam pojęcia, gdzie mam iść- odezwała się Sam, a barman otaksował ją zaskoczym spojrzeniem. To prawda, nie wyglądała zbyt wyjściowo. Miała na sobie jeansy, dość zwyczajną koszulkę i skórzaną kurtkę, która była jej niemal nieodłącznym elementem garderoby. Na swoje usprawiedliwienie chciała zauważyć, że wychodząc z domu nie miała pojęcia, że skończy w klubie ze striptizem i pewnie też prostytucją.

- Faktycznie musisz być nowa. Ciesz się, że mamy tu kogoś takiego jak Trixie. Ona zrobi z ciebie człowieka z prawdziwego zdarzenia- powiedział barman, prowadząc ją na zaplecze. Potem przeszli przez kolejne drzwi i trafili na długi korytarz w surowym stylu. Wyglądał jakby zaczęto remont, ale go nie skończono. Ściany zrobiły czerwone cegły, a podłoga to był zwykły beton.

Tymczasem Sam zaczęła się zastanawiać czy powinna odebrać słowa barmana jako coś obraźliwego. Miała na sobie wygodny i porządny strój. Pewnie był przyzwyczajony do zupełnie innych standardów.

W końcu dotarli do pomieszczenia służącego za garderobę. Wzdłuż jednej ściany ciągnął się rząd toaletek do makijażu z dużymi lustrami, a wzdłuż drugiej szafki z ubraniami. W środku nieznana jej brunetka przygotowywała się do wyjścia. Miała tapetę na twarzy, szpilki i szlafrok.

- Zajmij się nią przez chwilę, Tiffany. Wprowadź ją w temat- rzekł barman, po czym zniknął za zamkniętymi drzwiami. Brunetka obrzuciła ją znudzonym i mocno zaskoczonym spojrzeniem.

- Przyszłaś w takim stroju do takiej pracy?- spytała z niedowierzaniem. Sam przewróciła oczami. Kolejna osoba czepia się jej stroju. Ona nie widziała w nim nic nieodpowiedniego. Przynajmniej nie wyglądała jak dziwka.

- Tak. Przecież się tutaj przebieracie przed wyjściem. Co za różnica w czym przyszłam?- odparła dziennikarka, nie mogąc powstrzymać kąśliwego tonu.

- Nie denerwuj się tak. Po prostu jesteś niecodziennym widokiem. Wiesz na czym polega ta praca?

- Oczywiście.

- Czyli nie muszę ci mówić- skwitowała Tiffany.- Świetnie. Muszę iść. Zaraz ktoś tu do ciebie przyjdzie i zadba o wygląd.

Po tych słowach brunetka wyszła z garderoby. Sam czekała. Miała nadzieję, że następna osoba będzie bardziej rozmowna i nie będzie się spieszyć. Dopiero wtedy będzie miała okazję zadać kilka pytań.

Po krótkiej chwili do pomieszczenia weszła tleniona blondynka w bluzce z dużym dekoltem i krótkiej skórzanej spódniczce. Dziennikarka aż uchyliła usta z zaskoczenia. Znała ją. Przez chwilę próbowała sobie przypomnieć skąd, ale nagle ją olśniło. Miała przed sobą byłą dziewczynę Roya. Nie potrafiła uwierzyć w swoje szczęście. Musiała wykorzystać sytuację.

- Ja cię znam- uprzedziła ją Trixie, przyglądając się jej badawczo.- Czy ty przypadkiem nie byłaś znajomą Roya?

- Tak. Spotkałyśmy się w jego mieszkaniu- rzuciła Sam, nawet nie starając się prostować pewnych faktów. Rozmówczyni uśmiechnęła się. Miała piękny uśmiech, którym oczarowała pewnie nie jednego faceta.

- No tak. Był z tobą taki jeden przystojniak. Masz z nim kontakt?

Dziennikarka powstrzymała wybuch śmiechu. Przystojniak? To określenie tak bardzo nie pasowało jej do Danny'ego. Nie chodziło o to, że był jakoś specjalnie brzydki. Po prostu dla niej był osobą zupełnie innej kategorii. Nigdy nie patrzyła na niego w ten sposób.

- Nie odezwał się?- zdziwiła się szczerze Sam. Ich rozmowa wyglądała jakby blondynka chciała mu wskoczyć do łóżka, a gdyby tak się stało, on nie miałby nic przeciwko temu. Nawet by to mu się podobało.

- No nie. Też jestem tym zaskoczona. Ma kogoś?

Dziennikarka postanowiła po raz kolejny tego dnia puścić wodze fantazji. Skoro dzisiaj brała udział w akcji policyjnej, to zamierzała dać z siebie sto procent. Może nawet więcej.

- Nie chciałam ci mówić, ale... Tak. Ma kogoś i to wygląda poważnie- oznajmiła Fox z przejęciem.

- Trudno. Znam wielu przystojniaków. Więc będziesz tutaj pracować?

- Zamierzałam, ale... Wybacz, że pytam tak wprost. Po prostu to nie daje mi spokoju. Muszę wiedzieć czy coś mi grozi. No wiesz, w tej pracy. Mogę liczyć na twoją szczerość?- zapytała Sam wręcz błagalnym tonem. Trixie przygryzła wargę jakby się zastanawiała, a potem kiwnęła głową.

- Nie powinnam tego mówić, ale dla ciebie zrobię wyjątek. Słyszałaś o topielicy z Central Parku?- rzuciła blondynka. Dziennikarka przytaknęła.- Ona tutaj pracowała, ale tylko jako tancerka. Nie chciała robić nic więcej, pomimo sporych zarobków.

- Chciała rzucić pracę i dlatego ktoś ją utopił?- zapytała Sam z niecierpliwością. Czuła, że zbliża się do prawdy. Miała ją już na wyciągnięcie ręki.

- Nie. Na pewno nie. Mamy całkiem wyrozumiałego szefa, jeśli o to chodzi. Chciałam cię ostrzec przed klientami. Niektórzy są porąbani.

Dziennikarka poczuła ukłucie rozczarowania. Spodziewała się innej odpowiedzi. W każdym razie musiała drążyć temat.

- Czy któryś z nich zrobił jej krzywdę?

- Możliwe. Jane zaczęła spotykać się z jednym z klientów, którzy często tutaj przesiadują. Nazywał się Kevin Bartlett. Na początku był miły i czarujący, ale potem... Stał się chorobliwie zazdrosny. Nie zdziwiłabym się, gdyby ją utopił w jednym z tych swoich ataków szału.

Sam udawała zaskoczoną i przejętą, choć tak naprawdę czuła jedynie radość. Udało jej się. Teraz musiała tylko wyjść z klubu pod pretekstem pójścia do toalety.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro