1.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Końcówka lata była niezbyt ciepła, a nawet bywała przytłaczająca ze względu na deszczową i pochmurną pogodę. Rodzina Potterów nigdzie w te wakacje nie wyjechała ze względu na ogrom pracy w Ministerstwie. Albus, James i Lily mogli liczyć jedynie na pobyt u babci i dziadka gdzie też było nudno, ale przynajmniej było to inne otoczenie. Rano cała rodzina Potterów zasiadła wspólnie do śniadania.                              

- Tato, dlaczego nie mogę spędzić wakacji ze Scorpiusem? Mówił ci może coś jego ojciec? – zapytał Albus siadając do stołu, przy którym rodzina jadła śniadanie. – Widzieliśmy się tylko dwa razy w te wakacje.

- Po prostu tak wyszło…  to znaczy.. no nie wiem nic- odrzekł Harry nalewając sobie herbaty.

- Nie rozumiem. Dostaję od niego mało sów, i do tego pisze do mnie w jakiś dziwny sposób - zastanawiał się na głos chłopak.

- Może twój przyjaciel już się tobą znudził – zażartował James spoglądając na brata. Między braćmi nigdy nie było dobrych stosunków.

- Nie. Tu chodzi o coś innego, ale nie będę mu się narzucał, jeśli nie chce się ze mną widzieć to nie. Może ma mnie dosyć. Spędzamy wspólnie każdy dzień w Hogwarcie. 

- Ja już muszę lecieć – powiedział z zakłopotaniem Harry i szybko wstał od stołu. Ginny spojrzała na niego podejrzliwie, i podprowadziła pod drzwi.

- Masz jeszcze trochę czasu do wyjścia, więc teraz wyjdziesz ze mną do ogrodu bo musimy zamienić dwa słówka - powiedziała.

- Spieszy mi się – powiedział przyciszonym głosem.

- Ja zaraz wrócę, wy jedzcie śniadanie – rzuciła w stronę dzieci Ginny z udawanym uśmiechem i wyprowadziła Harry’ego na zewnątrz.

- Mów – powiedziała stanowczym głosem.

- Ale co? – zapytał stając naprzeciwko unikając spojrzenia w jej oczy.

- Za każdym razem unikasz tematu Scorpiusa, widzę to. Ty coś wiesz prawda?

- No dobrze – westchnął ściszonym głosem. - A więc, rozmawiałem z Draconem chyba ze dwa tygodnie temu. Od czasu, gdy chłopcy uciekli i narobili zamieszania ze zmieniaczem czasu, on nie chce, żeby Scorpius zadawał się z naszym synem. Chce ich przyjaźń ograniczyć chociaż w wakacje - powiedział Harry.

- Chyba żartujesz… Przecież oni się przyjaźnią, poza tym on wyrządza mu tym krzywdę – powiedziała ze łzami w oczach Ginny.

- Boi się o syna, ma tylko jego po tym jak jego żona umarła i zbyt bardzo się o niego martwi. Zresztą po tym jak zobaczył do czego zdolny jest nasz syn.. Po prostu dba o jego bezpieczeństwo...

- Mówisz jakbyś popierał jego zachowanie – oburzyła się kobieta, nerwowo drapiąc się po głowie.

- Nie popieram, ale wiesz jaki on jest. Postawiłem się na jego miejscu, a pamiętasz jak my zabranialiśmy Albusowi na początku się kolegować ze Scorpiusem? Po prostu się o niego martwiliśmy.

- Ale on ma nauczkę i wątpię żeby chciał zrobić coś głupiego to po pierwsze, a po drugie nie widzę sensu w ograniczaniu ich kontaktów skoro każdą chwilę spędzają wspólnie w szkole.

- Naprawdę muszę już iść – powiedział Harry przytulając żonę i zmierzając do kominka w domu.

Ginny wróciła zasmucona tym czego się dowiedziała od Harry’ego co nie umknęło uwadze jej córki.

- Stało się coś mamo? – zapytała Lily wstając od stołu.

- Nie nie. Wszystko dobrze. Zjedliście już? Posprzątam – odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem.

Albus i James mimo tego, że byli braćmi nie mieli ze sobą zbyt dobrych kontaktów. James był bardzo dobrym czarodziejem, miał bardzo dobre oceny i interesował się quidditchem. Uwielbiał żartować, był bardzo towarzyski i miał dużo znajomych. Albus był jego zupełnym przeciwieństwem, miał słabe oceny nie lubił quidditcha i jego jedynym przyjacielem był Scorpius. Oprócz tego rok wcześniej Albus wraz ze swoim przyjacielem narobili zamieszania ze zmieniaczami czasu, stąd niechęć ojca Scorpiusa do młodego Pottera.

Po zjedzonym śniadaniu Albus udał się na górę do swojego pokoju. Pokój chłopaka był uporządkowany i bardzo estetyczny. Było w nim duże łóżko stojące pod oknem, białe meble i jasno zielone ściany. Nad łóżkiem były powieszone zdjęcia ze Scorpiusem. W kącie stała miotła której chłopak mało używał, bo nie pasjonował się quidditchem jak większość czarodziejów. Obok łóżka stał fotel obok którego stał kufer z Hogwartu a na nim klatka z sową.

Chłopak od kilku tygodni w tajemnicy przeglądał wszystkie swoje książki, aby chociaż w połowie być tak dobrym uczniem jak jego przyjaciel. Czuł się przy nim gorszy i momentami było mu głupio, że nie jest tak inteligentny jak Scorpius.

- Jestem kompletnym kretynem. Są wakacje… A ja co? A ja się uczę.. Jakież to żałosne… - mówił sobie pod nosem szukając pod łóżkiem książki od eliksirów. – Jak na razie umiem zrobić tylko kilka eliksirów.

Spojrzał na kartkę, którą wyciągnął z pod łóżka na której były wypisane wszystkie eliksiry, które umiał zrobić.

- Eliksir wielosokowy czyli mój ulubiony, eliksir wzmacniający, eliksir skurczający – czytał z zawiedzioną miną z kartki. – Eliksir siły, eliksir spokoju no i wywar tojadowy. Drugie tyle na tym poziomie nauki powinienem mieć opanowane – powiedział pod nosem chowając kartkę z powrotem pod łóżko.

Położył się i zaczął przeglądać książkę do eliksirów. Ale jego myślom nie dawało spokoju zachowanie jego przyjaciela. Walczył ze swoimi myślami, miał ochotę napisać do niego list. Oprócz tego, bał się że po powrocie do Hogwartu zostanie sam i nawet nie będzie miał z kim porozmawiać. Wstał i zaczął głaskać sowę Almę, która po cichu jadła. Alma przypominała ukochaną sowę Harry’ego, była śnieżnobiała, ale miała czarne łatki koło łapek.

Na następny dzień Harry, Ginny, Hermiona i Ron zaplanowali dla swoich dzieci wspólne wyjście na zakupy na Pokątną. Wszyscy spotkali się w domu Rona i Hermiony, aby stamtąd za pomocą proszka Fiuu przenieść się w planowane miejsce.

- Jak tam Albus, gotowy na powrót do szkoły? – zapytał z uśmiechem Ron. – Ty nawet nie wiesz jak ja ci zazdroszczę. Najbardziej lubiłem w Hogwarcie wielką salę, ceremonię przydziału bo wtedy było najlepsze jedzenie – poklepał chłopaka po plecach.

- Ron, nie każdemu Hogwart kojarzy się tylko z jedzeniem – powiedziała z lekkim zażenowaniem Hermiona obejmując swojego męża. – Czemu do nas nie wpadłeś na wakacje? Myśleliśmy, że spędzicie trochę czasu z Rose.

- A no tak wyszło jakoś… - powiedział z zakłopotaniem Albus, który już zapomniał, że musi udawać wspólnie z Rose ich przyjaźń, której już dawno nie ma. Ich przyjaźń skończyła się pierwszego dnia szkoły, wtedy gdy dosiadł się do przedziału Scorpiusa Malfoya, którego Rose w ciągu jednej minuty dosłownie znienawidziła.

Po kilku minutach wszyscy przenieśli się, na ulicę Pokątną. Albus czuł się tu źle ciągle mijając jakieś znajome twarze ze szkoły. James co chwilę się z kimś witał i rozmawiał. Rose również miała szerokie grono znajomych i co chwila spotykała jakieś swoje koleżanki. Nawet dwa lata młodsza Lily czy Hugo spotkali podczas tych zakupów kogoś znajomego. Albus szedł z boku udając zamyślonego, a tak naprawdę było mu przykro, że nie jest tak towarzyski jak jego rodzeństwo czy kuzyni. Oprócz tego, z nadzieją wyczekiwał w tłumie ludzi wysokiego chłopca z jasną blond fryzurą.

- Potrzebujesz nowej szaty? Bo właśnie idziemy do Madame Malkin kupić nową dla Lily i Rose – zapytała Albusa Ginny wyrywając go z zadumy.

- Nie.. ja.. nie nie potrzebuję. Pójdę przez ten czas do esów i floresów po książki – odpowiedział chłopak.

- O to idź tam z tatą, Ronem, Jamesem i Hugo bo inaczej się nie zorganizujemy. My z Hermioną pójdziemy z dziewczynkami - powiedziała biorąc Hermionę pod rękę i zmierzając w stronę sklepu.

-To chodźmy. Niech one idą po te szaty, zajmie im to z pół dnia jak nie więcej – powiedział zrezygnowany Ron. – Hugo, masz te listy książek?

-Tak mam. Moje i Rose – odpowiedział ciemnowłosy chłopiec niskiego wzrostu.

- Dlaczego to nie ty nosisz listy książek tylko twoje dzieci? – spytał lekko rozbawiony Harry.

- A to pomysł Hermiony, po tym jak ostatnio zgubiłem jej kwitek do odebrania różdżki z czyszczenia. Musiała nieźle się naprodukować, żeby jej oddali różdżkę bez kwitka – powiedział otwierając drzwi do księgarni i przytrzymując, aby wszyscy weszli do środka. Po godzinie spędzonej w księgarni wyszli z niej obładowani torbami i pudełkami.

- No w końcu, już myślałyśmy, że się tam zgubiliście – powiedziała z rozbawieniem Hermiona.

- A wy już tak szybko? – zapytał z niedowierzaniem Harry kładąc na chodniku ciężkie torby.

- Oczywiście, że tak. Przez ten czas byłyśmy już na lodach, poplotkowałyśmy a wam to długo zajęło – wtrąciła się Ginny, robiąc dumną minę.

- A gdzie Lily? – zapytał James rozglądając się wokół.

- Poszła ze swoją przyjaciółką Melanią i zostanie tam na noc, jutro się z nią pożegnamy na King’s Cross, tak w ogóle to już chyba wszystko odhaczyłam z listy zakupów i wygląda na to, że możemy wracać do domu – powiedziała z zadowoleniem Ginny.

Albus stał obok rodziny mało zainteresowany rozmową ciągle rozglądając się i szukając swojego przyjaciela. Nagle coś nim potrząsnęło, gwałtownie się odwrócił i zobaczył swojego brata Jamesa .

- Kogo ty tam tak szukasz? – krzyknął mu prostu w twarz.

- Nikogo nie szukam rozglądam się tylko. Gdzie jeszcze idziemy do sklepu? – młodszy brat rzucił niedbale pytanie z niezadowoloną miną.

- Gdybyś słuchał to byś wiedział. Do domu już wracamy i… - urwał James i pobiegł szybko w stronę swojego przyjaciela Daniela ignorując brata.

Po kilu godzinach spędzonych na ulicy Pokątnej rodzina Potterów wróciła do domu. Zmęczony Albus poszedł do siebie na górę i przytłoczony całym wspólnym wyjściem położył się na łóżku i zasnął. Obudził go jego starszy brat zrzucając go z łóżka.

- Nie musiałeś tak brutalnie mnie budzić!! – krzyknął zeskakując z łóżka.

- Musiałem, bo jak cię tata z dołu wołał to nic nie słyszałeś!! – odkrzyknął James jak do głuchego wybiegając z pokoju i głośno zbiegając schodami na dół.

Albus usiadł z rodziną przy stole i zaczął jeść obiad. Sam czasami zastanawiał się, czy nie ma jakichś stanów depresyjnych, bo były chwilę gdy na prawdę nie widział sensu życia i po prostu czuł się źle.

- Al, gdy skończysz jeść to zostaniesz tutaj chwilę dobrze? Chcemy z tobą porozmawiać – powiedział łagodnie Harry. Chłopak skinął głową i jadł dalej. Gdy już wszyscy skończyli jeść James wyszedł się spotkać z kolegami i przyszła pora na poważną rozmowę rodziców z młodszym synem.

- Przed tobą piąty rok nauki w Hogwarcie co oznacza SUM-y – zaczął powoli i ze spokojem Harry. – Twoje wyniki w nauce z poprzednich lat nie są zbyt zadawalające.

- Chcielibyśmy, abyś się bardzo ale to bardzo przyłożył w tym roku do nauki – powiedziała Ginny głaskając lekko Albusa po plecach.

- Nie umiem się uczyć – odrzekł z lekką złością strącając rękę matki z pleców.

- Nie tak, że nie umiesz tylko ci się nie chce – odpowiedział Harry patrząc prosto w oczy syna.

- Nie jestem tak zdolny jak James, Lily, albo wy. Niestety, ale macie syna nieudacznika, i do tego ze Slytherinu – stwierdził chłopak uśmiechając się szyderczo.

- Przestań tak mówić do cholery i się nad sobą użalać – warknął Harry uderzając pięścią w stół. – Twój brat James miał jedne z lepszych ocen z SUM-ów w całej szkole, ma szanse żeby zostać aurorem!

- Harry spokojnie – powiedziała Ginny.

- Ale ja nie mam takich marzeń jak mój brat, żeby pracować dla Ministerstwa Magii, banda zakłamanych oszustów! – ryknął chłopak wstając od stołu i kopiąc krzesło. Harry i Ginny przez chwilę patrzyli zszokowani na swojego syna który dosłownie wpadł w furię.

- I wiecie co wam jeszcze powiem? Starałem się, naprawdę się starałem całe wakacje czytałem książki z zeszłych lat i wiecie co? I NIC!! MOŻE JESTEM CHARŁAKIEM? ALEŻ BYŁBY TO WSTYD DLA IDEALNEJ I KAŻDEMU ZNANEJ RODZINY POTTERÓW! NIE DOŚĆ, ŻE SYN W SLYTHERINIE TO JESZCZE CHARŁAK!!!! – wykrzyczał i pobiegł do swojego pokoju.

Ginny i Harry patrzyli w bezruchu w miejsce w którym kilka sekund temu siedział ich syn. Nie mogli uwierzyć, że tak zwyczajna i przyziemna rozmowa może tak bardzo rozwścieczyć chłopaka.

- Za ostro go potraktowałeś. Nie powinieneś go porównywać do Jamesa – powiedziała cicho Ginny, nadal patrząc się tępo w miejsce gdzie stał Albus.

- Myślałem, że…może go to jakoś zmotywuje... Da mu jakiegoś kopniaka, że nie będzie chciał czuć się gorszy, ja nie wiedziałem, że on tak zareaguje – odpowiedział Harry spoglądając na Ginny.

Był wieczór, dzień przed wyjazdem do Hogwartu. Albus siedział na podłodze i z ogromną niechęcią wrzucał byle jak ubrania do szkolnego kufra.

- Wyprałam ci twoją ulubioną koszulkę – rzekła Ginny kładąc starannie na brzegu łóżka chłopaka koszulkę.                                                      

- Dlaczego jesteś taki nieprzyjemny? – zapytała z pretensją Ginny.                                                       

- Zawsze taki jestem. Możesz mnie zostawić samego? Przeszkadzasz mi… pakuję się - odpowiedział chłopak składając szkolną szatę.                                                                                      
- No właśnie, zawsze taki jesteś. Ale czemu? Z nikim nie rozmawiasz, odpowiadasz każdemu z łaską, siedzisz zamknięty w pokoju i masz do każdego o coś pretensję. Zwykłą rozmowę zamieniłeś w kłótnię, skąd w tobie tyle nienawiści? - dopytywała kobieta.

- Każdy ode mnie oczekuje nie wiadomo czego. To, że jestem synem Harry’ego Pottera zobowiązuje mnie do bycia inteligentnym? Nie każdy jest tak inteligentny i wspaniały jak mój braciszek. Zresztą ja nie mam takich marzeń jak on by zostać aurorem, mam gdzieś te egzaminy.

- Jak możesz tak mówić, od nich zależy twoja przyszłość, masz słabe oceny nie dajesz z siebie wszystkiego. Nawet nie mów takich rzeczy przy ojcu bo go zdenerwujesz - powiedziała przyciszonym tonem Ginny.  
                                                           

- Możesz zostawić mnie samego? – zapytał Albus zamykając kufer. Ginny wyszła z pokoju trzaskając drzwiami. Tej nocy chłopak długo nie mógł zasnąć. Martwił się, o jutrzejsze spotkanie ze Scorpiusem i bał się, że usłyszy coś w stylu „koniec przyjaźni, mam cię dość”.  


Nie wiem czy jest tu ktoś czy nie, ale następny rozdział przewiduję jakoś za tydzień 😜😃
 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro