10.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nastał nowy dzień. Dwójka przyjaciół wracała właśnie z zajęć. Gdy schodzili po schodach natknęli się na Jamesa idącego za rękę z Leną.

- Hej – powiedział James do chłopaków – Lena spotkamy się zaraz na błoniach okej? – zwrócił się do dziewczyny, którela skinęła głową i poszła.

- Ty Albus wracasz na święta do domu, prawda? – zapytał starszy brat.

- A no nie wiem właśnie, bo zastanawialiśmy się, czy nie zostać tutaj na święta ze Scorpiusem bo…

- Nie, nie zostaniecie. Nie możecie zostać, bo ja zostaję, bo się będę uczył do owutemów. To znaczy zostaję z Leną – powiedział pewnym siebie głosem.

- I co z tego?  - zapytał brunet.

- Mama się wkurzy, że nas obydwu nie będzie, zresztą uzna pewnie, że to jeszcze za wcześnie żebyś spędził święta tutaj a nie z rodziną - odrzekł starszy.

Albusa strasznie ta wypowiedź rozdrażniła i nie zważał na to, że obok nich kręcą się ludzie. Po prostu w tym momencie coś w nim pękło.

- CO MNIE TO OBCHODZI? A MOŻE MY CHCEMY SIĘ UCZYĆ DO SUM-ÓW?!! – wykrzyczał chłopak bratu prosto w twarz.

- JUŻ WIDZĘ JAK SIĘ BĘDZIECIE UCZYĆ! BĘDZIECIE TUTAJ WYPRAWIAĆ NIE WIADOMO CO, CAŁY CZAS WSZĘDZIE CHODZICIE RAZEM JAK TO WYGLĄDA!– krzyknął James, a grupa pierwszaków rozbiegła się we wszystkie strony spłoszona tym krzykiem.

- TAK? A TY SIĘ NIBY BĘDZIESZ UCZYŁ? TYM BARDZIEJ, ŻE TA TWOJA DZIEWCZYNA TUTAJ ZOSTAJE JUŻ WIDZĘ JAK SIĘ BĘDZIECIE UCZYLI MHM, CHYBA W ŁÓŻKU! –wrzeszczał Albus na cały korytarz nie zważając na słowa. James przybliżył się do niego co wyglądało jakby chciał go uderzyć, ale stanął między nimi Scorpius. James się opanował i odsunął.

- Rób sobie co chcesz, rodzice się wkurzą, ale to twoja sprawa, Moje owutemy są ważniejsze niż twoje sumy, bo ty i tak nie masz żadnej przyszłości bo jesteś po prostu za głupi, ja będę aurorem a ty nikim! – powiedział, obrócił się na pięcie i zbiegł szybko po schodach.

Albus był czerwony ze złości na twarzy i zaciskał pięści. Kilka osób wyglądało zza filarów żądnych dalszego przedstawienia.

- Chodź idziemy stąd – powiedział krótko Scorpius i pociągnął za sobą Albusa. Ślizgoni poszli do łazienki gdzie zazwyczaj przebywała Marta, ale teraz jej tam nie było. Rozwścieczony chłopak zaczął bezradnie kopać w ścianę.

- Już nie kop, bo sobie coś zrobisz zaraz – powiedział cicho Scorpius obejmując przyjaciela ramieniem.

- Nienawidzę go. Musi mi na każdym kroku wytykać, że będę nikim? – użalał się chłopak, który wyglądał na bardzo zdołowanego.

- Okropnie się zachowuje. Nie chciałem się wtrącać... Ale ja bym mu dał w twarz… Jak można tak komukolwiek powiedzieć…

- Gdyby nie ty, to ja bym oberwał. I nici z naszych planów – powiedział zasmucony chłopak.

- Niekoniecznie. Po trzech dniach świąt możemy się spotkać na przykład u mnie tato na pewno nie będzie miał nic przeciwko, bo sam to zaproponował – powiedział Scorpius głaszcząc Albusa po plecach.

Siedzieli tak przez godzinę tym bardziej, że kilka osób było świadkami kłótni i istniało prawdopodobieństwo, że dotrze to do większego grona odbiorców. Gdy wyszli z łazienki w ich stronę zaczęła zmierzać profesor McGonagall.

- Słyszałam, że podobno pokłóciłeś się z bratem – powiedziała dyrektorka.

- Nic wielkiego – odparł Albus spuszczając wzrok z dół.

- Podobno gdyby nie Scorpius to byś dostał od własnego brata – powiedziała poważnym tonem.
Albus nic nie odpowiedział.

- Wyślę sowę do twoich rodziców dzisiaj tak być nie może, i dziesięć punktów dla Slytherinu za obronę przyjaciela w potrzebie – powiedziała, poklepała Scorpiusa po ramieniu i poszła szybkim statecznym krokiem.

Później dwójka przyjaciół udała się na kolację. Spojrzenie Scorpiusa spotkało się z zimnym spojrzeniem Jamesa, który starał się ignorować brata i pokazywał swoją wyższość w grupie. Ślizgoni siedli tyłem do stołu Gryffindoru i zaczęli jeść. Albus zjadł bardzo niewiele, bo nadal trzymała go złość po kłótni z bratem, ten jeszcze dodatkowo siedział kilka metrów dalej. Obok nich obojętnie przeszła Rose, która pewnie słyszała o całej sytuacji i jest po stronie Jamesa, którego zawsze bardzo lubiła, ale po tym jak zakończyła przyjaźń z Albusem uważała go za najmądrzejszą osobę. Do Wielkiej Sali weszła Lily i podeszła do młodszego brata i jego przyjaciela.

- Hej chłopaki, słuchajcie jutro jest mecz, Gryffindor gra z Ravenclavem, przyjdziecie??? Będę grała w pierwszym składzie – mówiła podekscytowana dziewczyna.

- Ciekawe za kim będzie James, skoro jego ukochana dziewczyna gra w drużynie Ravenclavu – powiedział drwiąco Albus.

- Ale nie zwracaj uwagi na Jamesa…. Słyszałam, że się wydarł na ciebie, nie przejmuj się, to co przyjdziecie?

- Przyjdziemy – powiedział z uśmiechem Scorpius.

- To super, do jutra! – wykrzyczała dziewczyna i pobiegła do stołu Gryffindoru.

- Czemu powiedziałeś, że przyjdziemy skoro nienawidzimy quidditcha i nawet nie gra nasz dom ? – zapytał Albus ciągle spoglądając ukradkiem na brata.

- Bo to twoja siostra i wypadało tak powiedzieć – stwierdził z oczywistością blondyn.

- No tak, jak zwykle masz rację. Przykro by jej było, okej pójdziemy jutro na ten mecz – powiedział zrezygnowanym tonem Albus i wziął się do jedzenia tostów.

Jako, że był piątek chłopcy postanowili pójść do pokoju życzeń aby poczytać notatki Toma Riddle’a. Scorpius zrobił to z niechęcią i tylko ze względu na przyjaciela. Usiedli i rozłożyli w pokoju życzeń notatki, których było naprawdę sporo, zajęły cały stół.

- Może teraz przeczytajmy jakieś dalsze notatki? – zaproponował Albus po przeczytaniu kilku listów.

- Może weźmy jakieś jak był już starszy – zgodził się Scorpius. Wyjęli przypadkowy list ze sterty  i zaczęli czytać:

20 czerwca 1943
Wpadłem na genialny pomysł, aby stać się nieśmiertelnym i zajść dalej niż wszyscy. Do mojego dziennika wszczepiłem cząstkę mojej duszy, dzięki czemu ktoś kto będzie chciał mnie zniszczyć będzie musiał zniszczyć wszystkie przedmioty w które wszczepię moją duszę. Nikt mnie na tyle nie zna by odnaleźć te wszystkie przedmioty, nawet gdy będę najpotężniejszym czarodziejem na świecie nic mi nie grozi. Muszę zasięgnąć większej wiedzy odnośnie horkruksów, bo są to fascynujące przedmioty.

- Pierwszym horkruksem jaki stworzył był dziennik… Nie uważasz, że to niesamowite że możemy przeczytać jego myśli, plany – patrzył w kartkę zafascynowany Albus.

- Nie, ja cię przepraszam ale ja nie mogę tego czytać – powiedział Scorpius i pośpiesznie wstał od stołu.

- Co się stało? Jakiś blady jesteś…

- Bo to jest straszne, ja nie chcę tego czytać – powiedział przerażony blondyn patrząc na przyjaciela.

- Dobrze, spokojnie.. możemy na dzisiaj już skończyć.

- Ja już w ogóle nie chcę tego czytać – powiedział stanowczo Malfoy.

- Jak to... Myślałem, że jesteś ciekawy tego.

- Odrzuca mnie na samą myśl kto to pisał zrozum mnie, wolałbym żebyś ty też tego nie czytał.

- To tylko notatki. Postaram się to szybko przeczytać i spalimy to ok? – spytał młody Potter.

- Chyba nie uda mi się ciebie od tego odciągnąć prawda?

- Nie za bardzo – powiedział Albus.

- Obiecaj mi, że jak już to przeczytasz, to to spalimy – powiedział błagalnym głosem Scorpius.

- Obiecuję – odpowiedział Al i wrócili do dormitorium.  Była późna godzina i wszyscy w dormitorium poszli spać z wyjątkiem Albusa, który zasłonił wszystkie zasłony na około łóżka i zaświecił różdżkę. Chciał poczytać więcej znalezionych notatek Voldemorta, a noc zdawała się najlepszych czasem na to, bo w dzień  nie było na to czasu.
Siedział nakryty kołdrą i z dreszczem na plecach wczytywał się w notatki napisane przez najpotężniejszego czarodzieja na świecie.

Voldemort, a jeszcze wtedy Tom Riddle opisywał w notatkach plany stania się najlepszym czarodziejem na świecie i żądny był zawładnąć Hogwartem. Oprócz tego, że otaczało go grono kolegów, którzy byli gotowi wykonywać już wtedy jego rozkazy czuł się samotny. Otaczało go dużo osób a mimo to nikt nie był wystarczający, by być z nim na równym poziomie dlatego wieczorami chodził do Komnaty Tajemnic, jedynego miejsca gdzie miał trochę prywatności i mógł oddawać się rzetelnej nauce, czy po prostu odpoczywaniu i sporządzaniu tych właśnie notatek. Nagle w notatkach dotyczących zaklęć niewybaczalnych z boku na malutkim marginesie chłopak zauważył napis: „vendenium costerium – na naukę, wyobrazić sobie co chcę mieć w głowie”. Przez jakiś czas przypatrywał się napisowi zastanawiając się czy warto jest ryzykować i czy jest możliwe żeby Riddle w tak młodym wieku wymyślił zaklęcie i do tego tak ważne i pożyteczne zaklęcie. Jednak ciekawość chłopaka wygrała. Wymknął się po cichu z dormitorium do pokoju wspólnego. Dochodziła godzina druga, więc nikogo już tu nie było. Usiadł przy kominku i wziął pierwszą lepszą książkę, która leżała obok, była to książka od eliksirów dla siódmego roku. Chłopak nie wiedział jak działa i czy w ogóle działa to zaklęcie. Próbował różnych sposobów by je dobrze wykorzystać. I gdy był już zrezygnowany otworzył książkę na wszystkich składnikach eliksiru wiggenowego. Przypatrzył się dokładnie składnikom i zamknął oczy. Starał się na nich skupić i mieć przed oczami stronę na której były składniki. Gdy był już w stu procentach skupiony uniósł różdżkę wskazując na stronę ze składnikami i powiedział po cichu: vendenium costerium. Przez Albusa przeszło nagle jakby ciepłe powietrze, co aż go przestraszyło. Szybko wstał i zamknął książkę.

- No dobrze, składniki eliksiru wiggenowego to oczywiście…Ee… pół litra soku z chorbotka,  dwie krople śluzu gumochłona, siedem kłów chropianka, jedna duszona mandragora – nagle przerwał i otworzył książkę. W książce wszystkie składniki, które do tej pory wymienił były napisane identycznie.

- To niemożliwe… - mówił sobie pod nosem podekscytowany – Wiedziałem żeby iść do Komnaty, czułem że znajdę tam to coś, ale nie myślałem że będzie to coś takiego, coś co… Co mi ułatwi życie - zastanawiał się chłopak do prawie czwartej nad ranem. Oprócz tego ćwiczył zaklęcie na różnych innych rzeczach wartych zapamiętania, i odkrył że pomimo włożenia do głowy nowych informacji stare pamięta tak samo.

Zmęczony położył się do łóżka i od razu zasnął. O godzinie dziewiątej wszystkich w dormitorium obudził budzik Patricka. Wszyscy zerwali się na równe nogi, a Irwin spadł z łóżka łącznie z kołdrą i poduszką.

- Nie mamy dzisiaj zajęć przecież – powiedział wystraszony Scorpius rozglądając się po zaspanych kolegach.

- Nie mamy, ale dzisiaj mecz! Jeżeli Gryffindor wygra, Ravenclav będzie tracił do nas więcej punktów! – wykrzyknął podekscytowany Patrick poszukując szalika Slytherinu.

- Ale po co ci szalik jak nie gra nasza drużyna – dopytywał Irwin wychodząc z kołdry.

- Muszą wszyscy wiedzieć, że nasz dom jest obecny na meczu – powiedział z oczywistością i poszedł się przebrać. Albus uchylał co chwila powieki i zamykał.

- Wstawaj, obiecaliśmy Lily – ponaglał go Scorpius, który w pośpiechu ścielał łóżko.

- Już, już… wstaję już – powtarzał co chwila.

- Ty dzisiaj nie spałeś w nocy? Czy o co chodzi, bo jesteś blady i masz jakieś sińce pod oczami – skwitował Scorpius patrząc na przyjaciela i oczekując odpowiedzi.

- Mało spałem – powiedział i chcąc uniknąć większej ilości pytań wstał i pobiegł by się przebrać.

Później udali się na śniadanie, a po śniadaniu wszyscy uczniowie wysypali się licznie na pole gry do quidditcha. Każdy dom zajął swoje stałe miejsce. Liczna gromada chłopaków była wpatrzona w Lenę – dziewczynę Jamesa, która dumnie latała na miotle wokół pola. Lily też prezentowała się dumnie, ale widać było, że bardzo się stresuje i nieśmiało odmachiwała tłumowi skandującemu nazwę jej domu.

Albus i Scorpius przez cały mecz się nudzili i obgadywali wszystkich dookoła, ich obgadywanie szczególnie skupiło się na Jamesie, który cieszył się zarówno z punktów dla Gryffindoru jak i dla Ravenclavu ze względu na jego dziewczynę.  Po meczu wygranym dla Ravenclavu wszyscy poszli tłumnie na obiad, gdzie wszyscy uczniowie nie przestawali się ekscytować meczem.

Nawet przy stole Slytherinu i Hufflepuffu mimo, iż te domy nie grały dyskusje na temat meczu nie cichły. Dlatego Albus i Scorpius szybko udali się do pokoju wspólnego, aby napisać zaległe wypracowanie z wróżbiarstwa.

- Jutro się uczymy do astronomii, bo mamy kartkówkę pojutrze – postanowił Scorpius.

- Jasne – powiedział Albus ciągle się zastanawiając czy powiedzieć przyjacielowi o zaklęciu. Jednak postanowił, że powie mu gdy jego zaklęcie sprawdzi się w praktyce. Miał zamiar nic się nie uczyć na kartkówkę z astronomii tylko posłużyć się zaklęciem wymyślonym przez Riddle’a. Chłopak też zastanawiał się czy tak dobre wyniki w nauce Toma były zasługą tego zaklęcia. Z daty wynikało, że wymyślił to zaklęcie podczas czwartego roku nauki w Hogwarcie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro