18.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Profesor McGonagall wezwała Albusa do gabinetu. Chłopak szedł tam i sam nie wiedział czego oczekiwać. Domyślił się, że Scorpius na niego doniósł. Był nadal rozwścieczony i nie widział nic złego w tym, że spoliczkował Malfoya. Szedł tam i nie wiedział, czego się spodziewać. Wyrzucenia ze szkoły? Czy czegoś jeszcze gorszego? Tak, zdecydowanie gorszy będzie gniew jego rodziców gdy dowiedzą się o wszystkim. Wszedł do gabinetu. Dyrektorka siedziała za biurkiem, Ginny i Harry siedzieli obok. Z ich twarzy nie można było wiele wyczytać.

- Siądź – powiedziała profesor wskazując miejsce przed biurkiem. Chłopak usiadł i popatrzył na nich.

- Podjęliśmy decyzję – powiedziała dyrektorka. Ginny stanęły łzy w oczach, gdy popatrzyła na syna.

- Wylatuję ze szkoły? – zapytał.

- Od jutra umieszczamy cię w szpitalu świętego Munga na oddziale zamkniętym – powiedziała z powagą. Chłopak patrzył na chwilę to na rodziców to na dyrektorkę. Nie był pewny czy dobrze usłyszał.

- W szpitalu? Mnie w szpitalu? Ale dlaczego – dziwił się i patrzył z pretensją.

- Bo nie da się nad tobą zapanować – powiedział Harry – Jesteś agresywny, atakujesz wszystkich dookoła, już nie wspomnę o tych notatkach Voldemorta i otwarciu Komnaty Tajemnic! – krzyknął Harry.

- Chciałem coś zmienić w swoim życiu, chciałem dokonać czegoś czego dokonało nie wielu dlatego otworzyłem Komnatę! A notatki? Chyba każdy by je wziął, tak z czystej ciekawości! – usprawiedliwiał się chłopak.

- Powinieneś to komuś zgłosić, mogłeś się narazić na niebezpieczeństwo, a kto wie czy się nie naraziłeś! Śmierciożercy nadal chodzą po tym świecie! – krzyczał Harry nie panując nad sobą.

- Wiesz co?? To twoja wina! A wiesz dlaczego? Bo byłem do ciebie porównywany, wyzywany od podrzutków, bo nie odziedziczyłem po tobie zdolności magicznych, to ten syn tego Harry’ego Pottera? Niemożliwe, Harry Potter to jeden z najlepszych czarodziejów na świecie! A jego syn? Może adoptowany? A może charłak?!! Ale za to James – przykładny synek, najlepsze oceny grzeczny i uczynny tylko ten młodszy syn jakiś taki jakby GORSZY!!!!!!! – wrzeszczał chłopak, a do oczu napływały mu łzy. Nastała cisza jakby każdy analizował wykrzyczane przez Albusa słowa.

- Ja...Ja nie wiedziałam, że tak bierzesz do siebie każdą krytykę – powiedziała Ginny.

- Brałem, od zawsze brałem – powiedział spokojnie chłopak a po jego policzku spłynęła łza – Po prostu chciałem się jakoś wybić, zrobić to chociaż dla siebie. Żebym ja w głębi duszy nie czuł się zawsze beznadziejny. Stąd Komnata, i ta fascynacja życiem Voldemorta, był dla mnie takim jakby przykładem, bo on tak jak ja chciał się wybić i być najlepszy. Tylko, że jemu się udało a mi nie. Nie chciałem nic złego, naprawdę. Później już nie panowałem nad złością, i nawet zacząłem się kłócić ze Scorpiusem. I wtedy zaczęły się te zaklęcia, chciałem tylko spróbować, udowodnić sobie, że jednak coś umiem. I spodobało mi się, podobało mi się to, że ludzie się mnie boją, że mogę zrobić im coś na co im by nie starczyło odwagi. Przyznaję się, wtedy chciałem rzucić na Karla zaklęcie Cruciatusa, ale Scorpius mnie powstrzymał. Przepraszam – powiedział nie mając odwagi spojrzeć w oczy rodzicom i dyrektorce. Nastała cisza, nikt nie spodziewał się takiego wyznania.

- Posłuchaj, to co powiedziałeś w tym pokoju, zostaje tylko między nami. Teraz udasz się do szpitala, musisz się wyciszyć i odpocząć psychicznie od tego wszystkiego. Do szkoły wrócisz jak będziesz na to gotowy. Możesz się uczyć do SUM-ów i do nich podchodzić, ale w razie czego jakbyś miał złe wyniki, bo nie będziesz się w stanie uczyć, podejdziesz do nich raz jeszcze po wakacjach– powiedziała profesor McGonagall. Albus pokiwał głową.

- Musimy zachować całkowitą dyskrecję. Nikt się nie może o tym dowiedzieć, za zatajanie takich rzeczy wylądowałabym z Azkabanie – powiedziała dyrektorka.

- Oczywiście. Nie wiem jak mamy pani dziękować – powiedział Harry.

- Po prostu wspierajcie syna, tak żeby wrócił tutaj do Hogwartu – powiedziała profesor.

Ginny wstała i przytuliła syna. Gdy chłopak to wszystko z siebie wyrzucił zrobiło mu się lżej, jednak nadal nie przeszła mu złość na Scorpiusa. Tego samego dnia Albus został przeniesiony do szpitala. Przy opuszczaniu szkoły nawet nie widział się ze Scorpiusem. W szpitalu czekał na niego nieduży biało pomalowany pokój z dużym oknem.

- Raz dziennie będziesz miał rozmowy z uzdrowicielką, która postara ci się w jakiś sposób pomóc. Widzisz, że tłumienie w sobie wszystkiego tylko wszystko pogarsza, może ona jakoś pomoże – powiedział Harry. Albus usiadł na łóżku i rozejrzał się po pokoju.

- Będziemy cię odwiedzać często – powiedziała Ginny i pocałowała syna w policzek. Rodzicie zostawili syna samego. Rozglądał się po pokoju i nadal targała nim złość. Denerwowało go, że musiał siedzieć w jakimś szpitalu jak osoby chore psychicznie. Ciężko było rozmawiać z tak zwaną uzdrowicielką, ciężko było otworzyć się przed kimś kogo się nie zna.

Chłopak na początku zgrywał obrażonego na cały świat i nie chciał z nikim rozmawiać, jednak po kilku rozmowach z matką których miał dosyć postanowił, że będzie współpracował chociażby po to, żeby oszczędzić sobie tych męczących rodzinnych wizyt.

Po kilku rozmowach z uzdrowicielką zaczął dostrzegać swoje błędy i wstydzić się sam przed sobą swoich czynów. Odwiedzali go rodzice i rodzeństwo. Nikt więcej nie wiedział o wszystkim. Nawet Hermiona i Ron, ze względu że Hermiona była Ministrem Magii nie wiadomo jakby potraktowała profesor McGonagall, która nie poinformowała Ministerstwa o tak ważnej sprawie.

Jednak wizyt tych nie było dużo, bo pobyt w szpitalu miał chłopaka wyciszyć i narażać na jak najmniejszy stres. Takie spotkania z rodziną zawsze wywoływały u niego emocje, niekoniecznie pozytywne.

Pewnego dnia leżał i wpatrywał się w okno. Był pochmurny i chłodny dzień. Od kilku dni planował napisać list do Scorpiusa, źle się czuł z tym co zrobił i nie wiedział czy w ogóle jeszcze ma przyjaciela.

- Gdyby mnie tak ktoś potraktował jak ja jego to chyba bym już się nie przyjaźnił z tą osobą – powiedział pod nosem wpatrując się bezradnie w okno.

Marzył tylko o tym by cofnąć czas i nigdy nie doprowadzić do takiej sytuacji. Przysunął krzesło do okna i wyjął pergamin. Kilka razy zaczynał pisać list i skreślał to co napisał. Nie wiedział co konkretnie chce napisać przyjacielowi, ale czuł że musi coś napisać. Po kilku skreśleniach i zaczynaniu od nowa napisał list.

Cześć Scorpius

Chciałem cię bardzo przeprosić za moje zachowanie. Wiem, jestem głupi i naraziłem cię tyle razy na niebezpieczeństwo. Nie zdziwię się, jeśli nie będziesz chciał utrzymywać ze mną kontaktu. Naprawdę żałuję tego wszystkiego. Przepraszam cię za te wszystkie kłótnie, oczywiście z mojej winy. Wiem, że chciałeś dla mnie dobrze. Mam nadzieję, że mi wybaczysz… Jak nie wybaczysz, zrozumiem. Wiedz, że jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie i dziękuję ci, że powiedziałeś profesor McGonagall o tym wszystkim. Gdybyś tego nie zrobił, niewiadomo jakby się to skończyło. Nie będę miał Ci tego za złe, jeśli nie będziesz chciał utrzymywać ze mną kontaktu.

Albus

Zawinął list i przypiął do nóżki sowy, która szybko wyleciała przez okno z korespondencją. Kilka razy w tygodniu chłopaka odwiedzali rodzice, a czasami i rodzeństwo.

James rozmawiał z chłopakiem jak gdyby nigdy nic, Lily też chociaż, Albus podejrzewał że robią to pod naciskiem rodziców. Odpowiedzi od Scorpiusa nie było do tej pory. Minęły cztery dni, sowa Albusa już dawno wróciła do szpitala. Chłopak starał się tym nie zamartwiać i skupić na nauce, bo zaległości do nadrobienia było rzeczywiście dużo. Nazajutrz po porannej rozmowie z uzdrowicielką chłopak wrócił do pokoju i przeglądał książki. Ktoś zapukał do drzwi.

- Proszę – powiedział będąc przekonany, że to ktoś z personelu. Drzwi się otworzyły i stanął w nich Scorpius ubrany w jasną koszulkę i jeansy. Popatrzył nieśmiało i się lekko uśmiechnął.

- Mogę? – zapytał.  Albus patrzył na niego, bo nie spodziewał się takiej wizyty.

- Tak, tak jasne – powiedział i wstał. Blondyn wszedł do pomieszczenia i przytulił z całej siły przyjaciela.

- Myślałem, że już cię nigdy nie zobaczę – powiedział brunet – Co w sumie byłoby zrozumiałe.

- Nie, ja po prostu nie chciałem ci odpisywać, tylko pogadać w cztery oczy – powiedział i ze szczerym uśmiechem popatrzył na Albusa. Usiedli i zaczęli rozmawiać, a rozmowa nie była łatwa, bo należało wyjaśnić pewne sprawy.

- Jeszcze raz chciałem ci podziękować, gdyby nie ty wyleciałbym już dawno ze szkoły – powiedział Albus.

- Nie ma za co, długo się wahałem czy komuś powiedzieć uwierz mi, że nie chciałem kablować do McGonagall, ale naprawdę nie wiedziałem co robić – odpowiedział blondyn.

- Bardzo dobrze zrobiłeś, nie wiadomo jakby się to skończyło – powiedział brunet wpatrując się w twarz przyjaciela. Nie wiem jak mogłem cię uderzyć.. Jest mi tak głupio… A tak w ogóle co się stało z tymi wszystkimi rzeczami, które tak namiętnie czytałem nocami?

- McGonagall przyszła do dormitorium i sama przeszukała wszystkie twoje rzeczy, które tam zostały. To co znalazła, a chyba było tam wszystko to zabrała i nie wiem co z tym zrobiła. Ale wydaje mi się, że tego nie zniszczyła…

- Może sama chce się z tym zapoznać – zastanawiał się Albus.

- Też o tym pomyślałem. Zresztą może chciała to przejrzeć żeby się upewnić, że nie było w tym żadnej czarnej magii która mogła ci coś wyrządzić.

- Pewnie tak. A co tam w Hogwarcie?

- Wszyscy o ciebie pytają… Ale widać, że Jamesowi to nie jest na rękę bo się chyba przeraźliwie boi, że to się wyda. A wiesz, że jest przekonany, że będzie aurorem a twoje przypały mogłyby mieć na to jakiś wpływ – powiedział z lekką satysfakcją Scorpius

- I dobrze mu tak. Niech się trochę podenerwuje.

- Też tak sądzę. Zresztą on teraz mnie inaczej traktuje, chyba myśli, że byłbym pierwszą osobą, która mogłaby wszystko wygadać, bo nie jestem z rodziny – pokiwał głową Malfoy.

- Ufam bardziej tobie niż jemu. Nie chcę mu źle życzyć, ale mam nadzieję, że życie mu kiedyś utrze nosa. Chciałbym już wrócić do Hogwartu..

- A nie wiadomo ile to jeszcze potrwa? A tak w ogóle to pobyt tutaj ci coś daje?

- Tak, wiesz już przynajmniej zacząłem dostrzegać czemu to co robiłem było złe – odpowiedział chłopak.

- A jak ci idzie nauka? – spytał zakłopotany Malfoy, bo nie rozumiał dlaczego Albus mu się tak przypatruje.

- Może być… A tobie? – zapytał Potter nie spuszczając z oczu przyjaciela.

- Dobrze nawet… Słuchaj czy ty.. To znaczy... Czy ty mi chcesz coś powiedzieć? Bo mam wrażenie, że chcesz i się do tego przymierzasz, a wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko – powiedział chłopak.

- Nie, wszystko jest dobrze, po prostu dawno cię nie widziałem – powiedział i opanował się z tym dziwnym zachowaniem. Resztę dnia spędzili razem, a Scorpius wieczorem musiał wracać do Hogwartu.

Po wizycie przyjaciela Albus czuł się dziwnie . Zaczął się zastanawiać czy to możliwe, że podoba mu się najbliższa mu osoba. Czy możliwe, że podoba mu się chłopak? W sumie nigdy nie podobała mu się żadna dziewczyna i nie odczuwał potrzeby posiadania żadnej. Te myśli nie dawały mu spać, leżał do czwartej rano i zasnął gdy robiło się już jasno.

O godzinie ósmej rano obudziła go pani ze stołówki, która przyniosła śniadanie. Siedział prawie nieprzytomny i jadł kanapki. Później przyszła kolejna pani, która przyniosła zioła do picia. Ledwo je połknął, bo z niewyspania było mu niedobrze.

Pobyt tutaj wcale nie był czymś w rodzaju krótkich wakacji. Trzeba było się przywyczaić do szpitalnego gwaru, dziwnych ludzkich przypadków i niezbyt dobrego jedzenia. Oprócz tego chłopak  ciągle myślał o Scorpiusie i przeglądał ich wspólne zdjęcia. Brakowało mu ich wspólnych śniadań i obiadów, plotkowania czy nawet tak przyziemnych rzeczy jak zwykłe wspólne nudzenie się na historii magii.

Terapia przebiegała dobrze, Albus czuł się lepiej i przysiągł sobie raz na zawsze, że już nigdy nie zrobi nic tak głupiego. Gdy się uczył czasami żałował, że nie może użyć zaklęcia aby po prostu wszystkie ważne wiadomości pojawiły się w jego głowie. Ciężko było mu się wziąć do nauki, gdy tak dawno tego nie robił.

Pobyt w szpitalu był dobrym czasem do nauki, ale również przemyśleń na które nigdy nie było czasu. Chłopak cieszył się, że jego przyjaciel mu wybaczył to jak teraz na to patrzy naganne zachowanie. Oprócz tego zaczęła go martwić przyszłość, nie licząc tej końcówki roku przed nim jeszcze tylko dwa lata nauki, i co dalej? Gdzie będzie pracował i mieszkał? Czy jeżeli Scorpius znajdzie sobie dziewczynę, która później będzie jego żoną ich przyjaźń nadal będzie istnieć? Takie pytania o życiu najbardziej nie dawały mu spokoju, ale odpychał od siebie te myśli i starał się nadrobić wszystkie zaległości.

Po trzech tygodniach chłopak wrócił do Hogwartu. Nikt z wyjątkiem dyrektorki, rodzeństwa i Scorpiusa nie wiedział dlaczego tyle go nie było. Wymówką były problemy ze zdrowiem, ale nikt nie wiedział o co dokładnie chodziło i tak pozostało. Pewnego dnia Albus został dłużej po lekcjach eliksirów żeby omówić z profesorem Maysonem terminy zaliczenia kartkówek. Gdy wyszedł z sali zobaczył Scorpiusa rozmawiającego z Olivią – przyjaciółką Rose. Obudziła się w nim zazdrość i niepokój. Szybko podszedł do dwójki rozmawiających rówieśników.

- Już jestem – powiedział chłopak.

- O to super, i co załatwiłeś? – zapytał blondyn.

- To ja już pójdę – powiedziała Olivia i poszła.

- Tak, załatwiłem… O czym z nią gadałeś? To przyjaciółka Rose – powiedział brunet.

- One się już tak bardzo nie przyjaźnią. Gadałem z nią czasami, bo nie miałem z kim. Nie jest taka zła w sumie nawet spoko. Rose ją trochę olewa, bo wszędzie chodzi z Yannem – powiedział Scorpius.

- Podoba ci się ona? – wypalił Albus nie do końca przemyślając co mówi. Skrzywił się lekko, bo dotarło do niego co właśnie powiedział.

- Jakie szczere pytanie – uśmiechnął się Scorpius – Nie, ona mi się akurat nie podoba – powiedział z lekkim uśmiechem.

- A… A to dobrze bo ona… No wiesz, jednak jest powiązana z Rose – powiedział Albus i poszli wspólnie na obiad.

Chłopaka ciągle zastanawiało co Scorpius miał na myśli używając słowa „akurat”. Akurat ona mu się nie podoba, to znaczy, że podoba mu się ktoś inny?

W Wielkiej Sali niektórzy uczniowie ukradkiem zerkali na Albusa, każdy się zastanawiał dlaczego go tak długo nie było i powstawały różne plotki na ten temat. Niektórzy nawet szeptali między sobą, że trafił do Azkabanu.

- Czuję, że się wszyscy na mnie gapią – powiedział brunet nakładając sobie obiad.

- Bo się gapią. Wiesz, wszystkich zżera ciekawość czemu cię tyle nie było – powiedział blondyn rozglądając się po Sali.

- Nawet Karl zerka, a ty wiesz że on przez całą twoją nieobecność złego słowa na ciebie nie powiedział? Unikał tematów o tobie, porządnie go wystraszyłeś. Zresztą niektórzy mu dogryzali, że taki z niego chojrak a ty go załatwiłeś jednym zaklęciem – powiedział podśmiewając się Malfoy.

- Czyli jest jakiś pozytyw z tej całej sytuacji – podsumował Potter i się dumnie uśmiechnął.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro