8.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Był wieczór. Po odbytych zajęciach dwójka ślizgonów siedziała z dormitorium. Po lekkich wahaniach Albus postanowił zapytać po raz ostatni Scorpiusa czy pójdzie z nim do Komnaty.

- Musimy pogadać – powiedział Albus siadając na łóżku obok przyjaciela.

- Poważnie brzmi – rzekł Scorpius z lekkim uśmiechem.

- Pamiętasz naszą rozmowę o Komnacie – powiedział ściszonym głosem – Pójdziesz dzisiaj w nocy ze mną tam?

- No właśnie pamiętam i moje zdanie się w tej kwestii nie zmieniło. Zresztą ja nadal nie rozumiem po co chcesz tam iść.

- Bo czuję, że powinienem. Komnata może skrywać coś jeszcze a gdybyśmy my to odkryli wszyscy by nas inaczej traktowali, zresztą chciałbym udowodnić, że nie jestem takim kretynem i nieukiem za którego każdy mnie ma. Poza tym nikt by tam nie potrafił wejść z wiadomych przyczyn. Podając kolejny powód chciałbym zrobić coś szalonego. Ale przede wszystkim to znaleźć tam coś żeby udowodnić wszystkim i sobie, że jestem coś wart i potrafię coś robić. A Komnata nie została przebadana, bo nikt tam nie umie wejść poza paroma osobami, może kryje coś jeszcze. A i kolejny powód, to dzisiaj w tych fusach wyszedł mi wąż – mówił pewny siebie chłopak.

- Ty wierzysz w te fusy? – zapytał zdumiony Malfoy.

- To tylko argument dodatkowy – powiedział Albus.

- Nigdzie nie idę ja i nigdzie nie idziesz ty, jeżeli rzeczywiście coś jest w Komnacie to może nas zabić, nawet poza tym tam jest strasznie – powiedział chłopak wzdrygając się na samą myśl o komnacie.

- Możemy działać dla DOBRA OGÓŁU i się poświęcić i przekazać wszystkim, że w Komnacie grasuje jakiś potwór.

- Już widzę jakbyś się poświęcił dla dobra tych wszystkich ludzi, których nienawidzisz – powiedział cicho Scorpius czując lekką złość.

- Okej nie to nie, przegapimy jedyną szansę w naszym życiu żeby przeżyć coś niebezpiecznego w murach Hogwartu, nasi ojcowie ciągle mieli tutaj jakieś przygody i mają teraz wspomnienia, a naszym jednym z niewielu niby zabawnych wspomnień będzie płonąca na wróżbiarstwie szata Paula – powiedział Albus i wkurzony wyszedł z pokoju.

Wyszedł z pokoju i udał się na siódme piętro. Zaczął chodzić wzdłuż ściany i mówić po cichu: potrzebuję miejsca gdzie pobędę sam i przemyślę ważną sprawę. Nagle na ścianie pojawiły się jakby ktoś je namalował drewniane drzwi. Były to drzwi do pokoju życzeń. Chłopak wszedł do środka, w pokoju stała duża kanapa, fotel i stolik. Młody Potter spędził tu około godzinę siedząc i myśląc co zrobi. Jego ostateczną decyzją było wymknięcie się w nocy i udanie się do Komnaty Tajemnic.

Wieczorem w dormitorium chłopaków było cicho. Irwin i Patrick grali w gargulki, Albus udawał że przegląda książkę od zielarstwa, w rzeczywistości obmyślał każdy element nocnej wyprawy, a Scorpius leżał wpatrzony w sufit. Atmosfera w pokoju była napięta, tym bardziej że między chłopakami nie doszło do oficjalnej kłótni, a zaledwie wymiany zdań ale mimo to żaden nie miał odwagi odezwać się do pierwszy.

Koło dwudziestej trzeciej światło w dormitorium zgasło i wyglądało na to, że każdy próbuje zasnąć. Minuty mijały a Albusa coraz bardziej zżerał strach, ale i podekscytowanie. Leżał i wpatrywał się przed siebie nasłuchując czy wszyscy śpią. W sypialni dało się słyszeć ciche pochrapywania i głębokie oddechy, co chłopaka utwierdziło, że każdy zasnął i nie zauważy jego wyjścia. Po cichu wstał z łóżka i stanął stopami na zimnej podłodze. Poszedł w kąt, założył normalne ubrania i już naciskał klamkę, gdy nagle w pokoju rozległ się szept a chłopak mało co nie krzyknął ze strachu.

- Nigdzie nie pójdziesz – powiedział cicho Scorpius zrywając się z łóżka.

- Idę do łazienki – powiedział Albus uchylając drzwi.

- Wcale nie – mówił cicho – Idziesz do Komnaty nie jestem głupi.

- Nie mogłeś zasnąć? Obudziłem cię tym, że wstałem? – zapytał Albus chcąc zmienić temat.

- Nie spałem, musi cię ktoś pilnować, ale moje pilnowanie chyba pójdzie na marnę, bo nie będę się z tobą szarpał a słowa chyba nic nie dadzą – powiedział blondyn ubierając normalne ubrania i zrzucając piżamę.

- Czego się przebierasz? – spytał Albus nadal trzymając za klamkę.

- Bo nie pójdziesz kretynie tam sam – powiedział z lekką złością Malfoy – Wyłaź, bo się zaraz reszta zbudzi.

Po cichu wyszli z dormitorium do pokoju wspólnego w którym już nikogo nie było. Pokój wspólny rozświetlały zielone lampy i nic poza tym, więc wyglądał trochę strasznie.

- Dlaczego ze mną idziesz? Poszedłbym sam – powiedział Al stając przed wyjściem z pokoju wspólnego.

- A gdybym ja chciał pójść do Komnaty to puściłbyś mnie tam samego? – zapytał Scorpius nadal z lekką złością w głosie. Albus nic nie odpowiedział tylko pokiwał głową. Wiadome było, że gdyby sytuacja była odwrotna nie puściłby przyjaciela samego, ale do tej pory nie był świadom, że jest ktoś kto jest w stanie tak się dla niego poświęcić.

Po cichu wyszli z lochów i kierowali się schodami na górę. Lochy były bardzo nieprzyjemnym miejscem szczególnie o tej porze, na ścianach porozwieszane były pochodnie, ale mimo to nie było tam zbyt jasno a chwilami nawet strasznie szczególnie gdy przechadzały się nimi duchy zamieszkałe w tej szkole od zawsze.

- Wziąłeś coś ze sobą oprócz różdżki? – zapytał cicho Scorpius gdy szli holem.

- Tak, mam linę, bo inaczej nie wyjdziemy stamtąd – odpowiedział Albus.

- Okej. Wejdziemy tam i postaramy się przeszukać każdy element Komnaty tak, żebyś już nigdy nie czuł potrzeby pójścia tam. I obiecaj mi  jedno – powiedział stając na chwilę i obracając przyjaciela w swoją stronę – Że już nigdy, ale to nigdy tam nie pójdziesz.

- Obiecuję – powiedział Albus a w jego oczach pojawiły się łzy.

- Czego płaczesz? Przecież właśnie zaraz spełnimy twoje marzenie – mówił Scorpius patrząc w oczy przyjaciela, który stał jak zaczarowany ze łzami w oczach.

- Bo nie wiedziałem, że jesteś gotów się dla mnie aż tak poświęcić – powiedział cicho a łza spłynęła mu po policzku, ale szybko wytarł ją rękawem.

- Wszystko bym zrobił dla ciebie – powiedział Scorpius i poprawił Albusowi odstające włosy – Zawsze będą ci tak stały, pewne rzeczy się nie zmieniają tak samo jak nasza przyjaźń – powiedział i pociągnął chłopaka za rękę, bo nadal stał jak wryty.

Skradali się idąc blisko ścian i nerwowo rozglądając się w każdą stronę. W końcu dotarli do schodów, które prowadziły na pierwsze piętro.

- A co to się wyprawia tutaj po nocy? – zabrzmiał nagle wysoki głos a z daleka ukazał się Bezgłowy Nick zmierzający w ich stronę.

- My tylko… Szliśmy… - zaczął
się jąkać Scorpius.

- Jaki ojciec taki syn i to do obydwu was mówię – powiedział unosząc się kilka centymetrów nad nimi. Patrzyli na niego nerwowo z myślą, że zaraz pójdzie po opiekuna lub dyrektorkę.

- No idźcie, idźcie Hogwart to fascynujące miejsce by zwiedzać je nocą, jakby co nic nie słyszałem nic nie widziałem – powiedział cicho i odleciał w stronę Wielkiej Sali.

Obydwoje spojrzeli na siebie z ulgą i z jeszcze większą ostrożnością niż poprzednio poszli schodami na górę. Łazienka dziewczyn, w której było wejście do Komnaty znajdowała się na końcu korytarza. Gdy nim szli słychać było ciche narzekanie postaci z obrazów które na widok rozświetlonych różdżek kuliły się i odwracały. W końcu dotarli do łazienki dziewczyn i po cichu zamknęli drzwi.

- Dooobry wieczór! – wykrzyknęła jęcząca Marta unosząc się nad wejściem do Komnaty.

- O hej… - powiedział Scorpius upewniając się, że na zewnątrz nikt nie usłyszał jej krzyku.

- Zapomniałem o niej – powiedział wyjaśniająco do Albus.

- Cześć Marto. Czy możemy liczyć na to, że nikomu nie powiesz, że tu byliśmy? – zapytał dostojnie Scorpius uśmiechając się do ducha.

- Oczywiście! Dla was wszystko, tym bardziej, że mam do was sentyment przez waszych ojców – powiedziała rozmarzonym głosem jakby tańcząc w powietrzu. Szybko podeszli do zlewów w poszukiwaniu wejścia do Komnaty, jednak obecność Marty ich trochę krępowała.

- Wiecie, że ja lubię jak się mnie odwiedza szczególnie jak są to tacy przystojni chłopcy jak wy – powiedziała kręcąc sobie palcem kosmyk włosów.

- Taak.. Oh widzisz… My cię lubimy – powiedział Scorpius nerwowo zerkając na Albusa, który w pośpiechu macał miejsca nad kranami wszystkich zlewów.

- A często cię tu ktoś odwiedza? – zapytał blondyn starając się utrzymać rozmowę i nie zwracać szczególnej uwagi Marty na to co robi Albus.

- Mało kiedy, ale lubię się czasami schować i podsłuchiwać rozmowy różne tutaj, ale ludzie nie przychodzą do mnie tylko dlatego bo wiedzą że tu nikt nie przychodzi... Jakieeee to przykreeeee! – krzyknęła z płaczem i zniknęła w jednej z toalet. Z kabiny wypłynęła woda, a po Marcie nie było ani śladu.

- Chyba mamy ją z głowy – powiedział Scorpius i podszedł do Albusa.

- I co? To tutaj? – zapytał niecierpliwie.

- Tak – odpowiedział i przemówił z języku wężów. Wszystkie zlewy się rozsunęły i ukazał się głęboki ciemny tunel prowadzący do celu. Spojrzeli na siebie z lekkim strachem ale i ciekawością. Przywiązali linę do jednego ze zlewów i zeszli po niej
na dół. Była kompletna ciemność.

- Lumos – mruknęli jednocześnie i ukazał im się długi korytarz. Na podłodze było trochę wody i gruzu.

- Jak teraz tu jestem to się boję – powiedział cicho Scorpius rozglądając się nerwowo – A jak coś tu rzeczywiście jest? Jakiś kolejny bazyliszek…

- Może... To znaczy myślę, że nic nam nie grozi – dodał po chwili Albus drżącym głosem. Kierowali się wzdłuż mokrego i zimnego korytarza. Doszli do stalowej klapy wokół, której znajdowało się kilka wyrytych węży. Albus znowu przemówił w języku węży i klapa się otworzyła. Za klapą znajdowała się wielka sala, na środku wyryta twarz Salazara Slytherina i ledwo widoczne resztki szkieletu Bazyliszka. Chłopcy zmierzali ku twarzy założyciela ich domu i spoglądali na siebie niespokojnie. Zapalili pochodnie, które znajdowały się na ścianach, mimo to Komnata nadal była upiorna i straszna.

- Wiesz co... Boję się... Przepraszam, że cię tu zabrałem głupi byłem – powiedział Albus drżącym głosem.

- Jak tu jesteśmy to przeszukajmy Komnatę, i idźmy stąd – powiedział Scorpius i wzięli się za szukanie czegoś niezwykłego.

Komnata miała wiele korytarzy i ślepych zaułków. Ciągle im się zdawało, że słyszeli jakieś dźwięki i nerwowo zerkali na siebie. Szukali w różnych lukach między ścianami, ślepych zaułkach, sami nie wiedzieli czego, ale skoro już się tu znaleźli postanowili przeszukać Komnatę dokładnie. Albus dziwnie się tu czuł z myślą, że dwadzieścia pare lat temu jego ojciec stał w tym samym miejscu co on i ratował Ginny – matkę Albusa.

Za podobizną Slytherina było kilka tuneli, jeden był ślepym zaułkiem. Gdy chłopcy weszli do drugiego bardzo pochyłego i ciasnego doszli do nieużywanego i porzuconego składziku na miotły na parterze. Trzeci tunel również pochyły zaprowadził ich do niedużego pomieszczenia. W pomieszczeniu znajdowało się zakurzone biurko, krzesło, wypalone świece, zwoje pergaminu i różne notatki. Na ten widok obydwaj wytrzeszczyli oczy i zaniemówili.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro