Tom I*Dwa*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Alice siedziała już pod kołdrą próbując się ogrzać, gapiła się na śpiącą Jane, a potem na Thomasa który chodził ciągle w tą samą stronę.

-Wysłałeś ich jednocześnie? Sarah i Josepha w inne miejsce... Oraz Rachel i Johna w inne? Nie jest to nieostrożne? Myślałam, że będziesz wysyłać każdego co jedeń dzień.

-Zamknij sie Alice-Warknął chłodno.

Zmarszczyła brwi, była przyzwyczajona do postawy chłodnego i bezwzględnego cienia, lecz dziś po jej przyjściu był bardziej rozjuszony, a gdy przyszła nie znalazła małżeństwa czy reszty.

-O co ci chodzi? Mówiłam ci wszystko jak poszło, napiłam się tego, ale jak mówiłam nie zdążyło zadziałać, otrułam go, i zamordowałam...

Ściągnął kaptur, przejeżdżając bladymi dłońmi po twarzy.

-Wiem, ale coś mi nie pasuje, dlatego wysłałem ich jednego dnia, jutro może coś się zdarzyć...

Alice pokiwała głową.

-Kompletnie cie nie rozumiem Thom.

On dalej wpatrywał się w ścianę przed nim.

-Jest zbyt cicho, ludzie Kevina nie chodzą po ulicach w poszukiwaniu nas jak codzień, obawiam się, że Kevin mógł odkryć to co wymyśliłem dla Johna i Rachel, albo Sarah i Josepha-Jego czarne oczy błysneły, wpatrując się w nią-Alice? Myślę, że on jest blisko, powiedziałem o tym tylko Josephowi i Sarah, ale tobie też muszę. Kevin zlecił płatnemu zabójcy zabicie mnie, kiedyś był czymś na wzór mnie, tylko bardziej okrutnego, każdy się go bał... Przynajmniej tak mówiło małżeństwo. Miałem nadzieję, że znajdzie mnie gdy, bądź będzie blisko za kilka dni. Gdy skończą się te wasze durne misje, ale stało się to szybciej o wiele niż myślałem...

Znów ta dziwna mina, i spojrzenie pełne troski na Jane.

-Skąd wiesz, że ten płatny zabójca ktoś o wiele lepszy od ciebie i w ogóle, jest blisko?

Thomas się zaśmiał.

-Spójrz przez okno, ale nie wychylaj się, zerknij trzy domy przed zasięgiem twojego wzroku, czerwony dach.

Alice wstała z rezygnacją, niczego nie widziała, ale wtedy biała sylwetka znikła.

Thomas uśmiechnął się krzywo.

-Skurwiel nas nie widzi, ale ja widzę go, jest blisko, znalazł dzielnicę w której jesteśmy, czyli za niedługo znajdzie mnie.

Alice nie chciała drążyć dalej zaskoczona dobrym wzrokiem Thomasa.

-Co teraz? Skoro nie ma tu Josepha i Sarah? Oraz Johna i...

Thom pokiwał głową.

-Nie martw się, tylko ja jestem jego celem, on dotrzymuje słowa gdy mu ktoś zapłaci za zlecenie, tak się domyśliłem, ale za nim mnie znajdzie faktycznie lepiej byłoby gdyby Joseph i reszta się tu pojawili, odwołując swoje misję.

-Krótkofalówki?

Thomas znów zaprzeczył.

-Nie będą używać ich w tym momencie ta możliwość również odpada, chce aby Joseph i inni tutaj byli, bo gdy ten płatny zabójca najprawdopodobniej mnie zabije to Kevin znajdzie zaraz po tym miejsce w którym się znajdujemy, większe szanse na ucieczkę macie razem...

-Thomas o czym ty do chuja mówisz?! Jesteś tym cieniem i w ogóle, jak niby przegrasz i umrzesz?!

Thom się zaśmiał.

-Ten człowiek jest lepszy ode mnie... Alice posłuchaj mnie zostań z Jane, nie pozwól jej mnie szukać, jest zbyt niebezpiecznie, musicie tu zostać z dzieciakiem, ja teraz pójdę poszukać reszty aby odwołali swoje misje i bylibyście w jednym miejscu razem.

-A co do chuja z tym płatnym zabójcą który gdzieś tu cie szuka?!

Thomas naciągnął kaptur.

-Będzie za mną iść, a zaatakuje mnie wtedy gdy będę sam, nie martw się będzie dobrze, pilnuj Jane, a gdy zjawi się tutaj reszta spraw aby nie zapaonowała panika, ja pewnie już się nie pojawie, wtedy przyjdą tu ludzie Kevina, jestem pewny, że was znajdą, uciekniecie do jednego z miejsc zapisanych w moim notesie pod łóżkiem, tam jest wszystko napisane co robić abyście mogli przeżyć bez mojej pomocy. Rozumiesz?

Alice pokiwała głową, ale nie rozumiała.

Płatny zabójca jest blisko znalezienia Thomasa szybciej niż ten się tego spodziewał, dlatego przed swoją przegraną chce aby każdy Sarah Joseph Rachel John Jane i ona oraz dzieciak byli w jednym miejscu, potem uciekli gdy pojawią się wreszcie ludzie Kevina... Zgodnie z notatkami Thomasa....

-Thom ale ty kurwa przecież przeżyjesz!

Desperacki ton.

Ale go już nie było, rozmył się jak cień...

***
Dłonie Rachel drżały, widząc ludzi w czerwonych kamizelkach pakujących wrzeszczące kobiety do wielkiego pojazdu, jak paczki...

Paczki jadące aby stać się zabawkami ludzi Kevina, umileniem ich czasu...

John stał przed nią, miał jeden długi nóż, dwa pistolety, magazynki...

Również się bał, ale nie okazywał tego jak ona.

Ona nadal bała się przemocy, cała drżała na myśl co ma się zaraz się stać według pomysłu Thoma... Ale ona poszła tu tylko, dlatego bo John chciał.

Nie chciała aby John znowu został porwany, i trenowany, nie mogła do tego dopuścić...

Alice sobie poradziła całkiem sama, Sarah i Joseph pewnie również wykonują swoje zadanie...

Ona również, i powinna wreszcie wźiąć się w garść.

Rachel postrzeli opony, ty pokonasz tych ludzi, uwolnicie te kobiety wypuścicie i uciekniecie, nie czekając aż zjawi się więcej przeciwników. "

John odwrócił się do niej.

-Teraz.

Dłonie trzęsły jej się coraz bardziej, upuściła pistolet.

Zaczęła płakać z rosnącej paniki...

-Rachel oni odjeżdżają, ja nie potrafię strzelać. Zrób to!

-J-John ja nie mogę, nie umiem!

-Wiele razy ćwiczyłaś! To tylko cel na tarczy, osoba której nie lubisz.

Nie lubię tego miejsca, nienawidze tych ludzi, wykorzystywania i przemocy...

Droga Rachel wewnątrz tego pojazdu są ofiary gwałtów przez ludzi Kevina, tylko po to aby mogli się zabawiać w swojej męczącej pracy...

Ironiczny chłodny ton cienia...

Chwyciła pistolet, i oddała strzały, widząc jak paruje, słysząc ciągnący świst w swoich uszach.

John nie czekał, zacisnął dłoń na nożu, otworzył drzwi i wyrzucił jednego z ludzi, stawiając go na równe nogi, po to aby podciąć je kopnięciem.

Złapał go za kark, uderzył z kolana w twarz, potem wykonał kilka cięć których uczył go Thomas.

Porzucił mężczyznę leżącego na ziemi, który żył... John przynajmniej nie zabijał.

Pomyślała z nutą zadowolenia.

Ale nie zdążył unieszkodliwić kolejnych.

Tego nie było w planie, miał to zrobić szybko...

Unieszkodliwić każdego, potem mieli uratować te kobiety i uciec, za nim zjawi się większa zgraja Kevina.

A teraz dwóch celowało do bezbronnego Johna.

Dopiero teraz do Rachel dotarło po co John ma pistolet i amunicje skoro to on nie potrafi strzelać?

Thomas przewidział, że gdyby ona miała nosić tyle broni i przedmiotu powodującego krzywdę, spanikowała by jeszcze bardziej, może nie wykonała żadnego ruchu...

Tak to miała tylko swój pistolet, który również ją przerażał, ale nie tak bardzo...

Ich karabiny się uniosły celując do Johna, drugi wezwał już posiłki po pomoc...

To nie tak miało być, to nie...

Strzeliła, co prawda nie trafiła a jedyne co zrobiła to opróżniła cały magazynek marnując amunicję...

Przynajmniej odwróciła ich uwagę od Johna...

On wykorzystał to, rzucił się na jednego wyrwał karabin i wyrzucił...

Drugi uciekł.

Do innej grupy w czerwonych kamizelkach, których wezwał...

Było ich teraz siedmiu.

Ale pomimo tego John uwalniał kobiety, a one wrzeszcząc uciekały.

Wszystko dzieje się za szybko.

Czuła jak upada, ale podparła się czegoś.

Postać w czerni, której widok przyprawiał ją o strach wyszła zza niej.

John podbiegł do nich, rozcinając wcześniej ostatnie węzły uniemożliwiające ruch kobietą.

-Bardzo dobrze John, wykonaliście swoją misję pomimo drobnych aspektów w postaci większej liczebności ludzi Kevina -Poruszył nadgarstkami przywołując ostre noże-Teraz wracacie do naszego miejsca, za niedługo przywołam do was Josepha oraz Sarah, ja mogę już nie wrócić bo ktoś mnie goni, ale to nie wasza kurwa sprawa.

-Ale... -Zaczął John.

-Idziecie-Warknął chłodno.

Rachel i John pobiegli.

Nie wiedząc, że Thomasa ściga płatny zabójca na usługach Kevina, a zaatakuje wtedy gdy cień będzie sam...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro