Tom I*Odjeżdzam*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Walizka ciągnięta zaraz za nią przyspieszała bądź zwalniała, druga torba spadająca z ramienia walała jej się pod nogami.

Miała autobus za godzinę, miała nadzieję, że zdąży, chociaż pożegnać rodziców.

W ciągu dwóch dni wymyśliłam sobie wyjazd z mojego małego miasteczka, czy mnie do reszty powaliło? Ale ja chcę, jeżeli nie wyjadę teraz, to nie opuszczę tego miejsca nigdy, zostanę tu wtedy na zawsze-Pomyślała.

Ludzie pchali się w biegu do pracy, liście przyczepiały się do podeszwy butów, czy latały na lekkim wietrze pośród wszystkich samochodów.

Lecz ich ruch był mały, przejeżdżały tylko trzy, niewielkie korki nie tak jak w wielkich miastach...

Skręciła w ulice, która prowadziła do szkoły, ze szkoły nie miała jakiś super wspomnień, wartych uwagi, jedynie zapomnienia.

Ludzi, których poznaje się w szkole albo się zapomina, albo zapamiętuje na całe życie.

Było i jest tak wszędzie, w pracy, w szkole.

Różnych imprezach, czy ludzi poznanych przypadkiem, albo się zapomina po jakimś czasie, albo pamięta się na zawsze.

Albo się z tą osobą pokłóci, i już nie wróci.

Lecz są też osoby, z którymi nie zależnie jak bardzo się pokłóci, rozpętując kłótnie, która ich oboje podzieli, oni i tak do siebie wrócą, nadal z początku źli na siebie, lecz ciągle martwiący się o siebie.

Potem zapominają o sporach i znów pomagają sobie jak najlepsi przyjaciele...

-Będę za tobą tęsknić John -Wyszeptała przejeżdżając wzrokiem po starych kamienicach, z czerwonej cegły ustawionych w dwa rządki.

Oczy jej się zaszkliły, lecz pokonała trasę do swojego bloku.

Pnąc się w górę, po kamiennych schodach, z których tyle razy się wywaliła...

Stanęła przed drzwiami na samej górze, stała tak długą chwilę, jakby była listonoszem zastanawiającym się, czy nikogo nie ma w domu.

Jakby nie należała do tego mieszkania, czuła się jakby była gościem.

Zostawiła torby, ciągnąć za klamkę chcąc przekroczyć próg drzwi.

Lecz wtedy dociera do niej, że jej mama, która zawsze miała je otwarte, od jakiegoś czasu zamyka je na dwa zamki...

Wszystko przez sytuacje, w której jej niczego świadoma rodzicielka była w kuchni, a złodzieje w tym czasie wynosili wszystko, co najcenniejsze z salonu.

Nie sprawdzała, kto wszedł.

Myślała, że to mąż, czy może siostra Rachel, bądź ona sama.

Wzięła głęboki wdech, wciskając irytujący dzwonek.

Słysząc szczekanie psa zza drzwi.

Lada moment owczarek omal nie przewrócił jej.

-Nooo już Luna-Cofa się w tył, unosząc przy tym głowę.

Od razu napotyka łagodne spojrzenie swojej matki.

Uśmiecha się szczerze, przez co na jej twarzy pojawia się kilka zmarszczek.

-Hej Mamo.

-Wchodź, cieszę się, że wreszcie przyszłaś, mam nadzieje, że następnym razem przyjdziesz po krótszym czasie... O matko! -Wparowała do kuchni wyciągając ciasto, które przypominałoby za kilkanaście minut wielki kawał węgla.

Zawsze zabiegana-Przemknęło jej przez myśl.

-Jak tak w pracy?

-Całkiem dobrze...

-Nadal nie rozumiem, dlaczego się wyprowadziłaś i mieszkasz sama! Masz dopiero dziewiętnaście lat! A ty już mieszkasz sama i pracujesz-Pokiwała z politowaniem głową-Co nie znaczy, że jestem dumna Rachel z twojej samodzielności...

Jej mama zaczyna krojenie ciasta, mówiąc coś o przyjściu lada moment jej koleżanki...

Rachel przygryza wargę wreszcie pozwalając słową się uwolnić, nadając im szybszego tonu...

-Mamo, bo ja już nie mam pracy, zwolniłam się ostatnio, ale nie chodzi o to, że zarabiałam za mało i mi się znudziło...

Przerywa tylko na chwilę, aby nabrać powietrza, i dopiero teraz dociera do niej co tak właściwie chciała powiedzieć, i na czym powinna się skupić...

-Ja chcę wyjechać, nie mogę zawsze siedzieć tutaj, a jak nie zrobię tego teraz, to nie zrobię tego nigdy, chcę studiować...

Jej mama patrzy pustym wzrokiem w kuchenny blat.

Rachel znała to spojrzenie, jej rodzicielka przemyśla wszelkie za i przeciw o możliwości jej wyjazdu.

W końcu wzrusza ramionami, na co Rachel wlepia w nią zdziwione spojrzenie.

-No co? Oczywiście, że wolałabym abyś została tutaj, ale jesteś już pełnoletnia tak samo jak rok temu cię nie zatrzymam, przed takimi twoimi spontanicznymi decyzjami. Jesteś już dorosła.

Nastała głucha cisza, taka, że przez moment poczuła świst w uszach.

Otworzyła usta, ale to jej mama pierwsza zabrała głosu.

-Będę tęsknić, przeleje ci dziś pieniądze na konto.

-Nie trzeba, przecież mam swoje pieniądze.

-A tam z tym twoim "nie trzeba"-Macha lekceważąco dłonią-Ależ trzeba, trzeba, nawet jeśli nie potrzebujesz to będziesz miała na imprezy -Mówi mrugając do Rachel, na co ta wybucha śmiechem.

-Pożegnałaś się z Johnem?

-Tak mamo, wczoraj...

-I jak?

-Hmm Chciał żebym została...

Jej mama celuje w nią widelcem.

-Mówię ci podobasz mu się!

Rachel przewraca oczami.

-Jesteśmy przyjaciółmi...

-Taa "przyjaciółmi" każdy tak mówi.

-Mamo...

-No dobra, dobra. Będziesz dzwonić prawda?

Rachel sprawdza zegarek, myślała, że zostało jej dużo czasu...

To tylko dwadzieścia minut!

-Tak mamo będę dzwonić nawet codziennie-Na jej twarzy pojawia się smutek - Pozdrów Tate i młodą, myślałam, że będą o tej porze już w domu...

-Tak zrobię... Uważaj na siebie, pamiętaj, że jak coś pójdzie nie po twojej myśli, to zawsze masz tutaj miejsce w naszej zapyziałej dziurze...

-Kocham cię mamo.

-Ja ciebie też Rachel, no już leć, bo nie zdążysz i nici z wielkiego życia.

Uśmiechneła się, głaszcząc ostatni raz swojego psa...

-Pilnuj ich Luna.

Zbiegła po tych słowach w dół, zostawiając za sobą tylko dźwięk butów dotykających twardej powierzchni...

Zapomniała walizek...

Błyskawicznie się cofnęła, widząc drzwi od pokoju siostry, które kilka sekund później znikły, przez zamknięcie tych głównych przez mamę.

Chwyciła obie w dłonie schodząc pomału, zapominając na moment o ich ciężarze palącym.

Ciekawe czy będzie tęsknić, zawsze była tą starszą siostrą, która może dokuczać tylko jej.

Jeżeli ktoś dokuczał jej młodszej siostrzyczce, to wtedy Rachel odgrywała się na nim.

Zawsze ją chroniła...

Ale teraz wyjeżdża...

Przecież jej siostra jest już w gimnazjum, ma piętnaście lat...

Jest samodzielna, da sobie radę, a może nawet za niedługo będzie miała chłopaka.

-O wszystkim mi pewnie będzie mówić, będę do nich dzwoniła...

Biegła, z torbą podskakującą jej na ramieniu, i tą drugą obijającą się o wszystko, pędząc na swoich małych czterech kółkach, zaraz za nogami Rachel...

Stojąc na przystanku, mając jeszcze pięć minut, myślała tylko o Johnie.

Czy z nim również będzie miała kontakt telefoniczny? Czy nadal będą rozmawiać o wszystkim jak zawsze? Czy spotka się z nią jak kiedyś przyjedzie do miasteczka w odwiedziny?

A może o niej zapomni...

Wsiadła do autobusu, wiedząc, że następną trasę będzie musiała pokonać pociągiem.

Ciągle rozmyślała, wpatrzona tępym, pustym wzrokiem przed siebie.

Czy na pewno robi dobrze, lecz zawsze robiła wszystko pochopnie a dopiero potem myślała.

Tak jak teraz...

Lecz teraz nie ma odwrotu.

Pora zacząć nowe życie.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro