Tom II*Ogień i woda*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Skupiła się na twarzy, która kiedyś była mniej blada, a zarysowana szczęka i policzki nie tak widoczne, zrozumiała, że ten rok i kilka miesięcy zmieniło go, lecz tak naprawdę zawsze tak wyglądał, wraz z rosnącą nienawiścią do ojca, a następnie do Arthura.

Blizna na twarzy wydawała się bardziej widoczna, wzrok bardziej przenikliwy, przy zbliżeniu na twarz widziała coś więcej, nieograniczony głód i wściekłość, nie można było zauważyć odstępu źrenic od tęczówki, przeszedł ją chłód teraz wiedząc, że jest pod wpływem narkotyków.

Faszerowali ich, aby nie czuli bólu w takim stopniu, podli gnoje...

Widziała nowe zszyte rany i blizny będące pozostałością wcześniejszego bólu, aż w końcu jego ręka podniosła się w górę.

Zrozumiała czemu ludzie czuli przed nim strach, niezależnie czy był cieniem, czy sobą, nigdy nie odwracał przenikliwego wzroku, a wyraz twarzy miał niezmienny, lodowaty...

Lecz ona i tak widziała zestresowanego chłopaka zagłębionego w swych rozmyśleniach, z kłębiącym się wewnątrz stresem, wiedząc, że teraz również wewnątrz obawiał się, czy to, co wymyślił się powiedzie.

Zrozumiała, że to był znak pokazujący, że jego plan jest prawdopodobny, nie po samym uniesieniu jego ręki w górę, tylko po krzyku ekscytacji Josepha, który sam w sobie pewnie obudził ludzi oddalonych dziesięć metrów od nich.

Poczuła rosnące ciarki, widząc strach i szok malujący się na twarzach ludzi z oddziałów, odbiegających w tył z dala od rozerwanych ciał, ich krew kapała w dół aż do samego piasku.

Trzydzieści trzech ludzi na dole było zadowolona, lecz udawała pozorne niezadowolenie z faktu zakończenia swej rozgrywki, dla komentatora i innych było to jak mówienie, że nigdy nie będą mogli już robić czegoś co kochają...

Thomas obserwował wszystko chłodnym spojrzeniem, jakby gotów do dalszej walki...

-Jak dobrze zrozumiałam wiecie co macie teraz robić, ale nie powiecie mi abym nie spanikowała prawda? Tylko że pewnie mieliście powiedzieć to następcy Thomasa, którym miał być John, lecz jestem nim ja, czy teraz powiecie mi co macie robić?

-Nie możemy...

Joseph przerwał swojej żonie.

-Nie jest kimś kto by spanikował. Kilka dni temu okiełznała bandę dzikusów, złapała świruske, która miała niezłego pierdolca interpretując każde słowo cienia na jej temat razy tysiąc, w dodatku przeszła wiele, może nie jest taka jak on, i nie wiem, w jaki sposób się dogadują, lecz po prostu powinna wiedzieć, jak będzie miała nam pomóc w tym co nam kazał, nie umrze, zaszła zbyt daleko.

Sarah mu nie odpowiedziała, a ten uznał to za potwierdzenie więc wszystko opowiedział Jane to co on powiedział im.

***

-Powinnaś zmienić swój wizerunek, chociaż odrobinę, przejęcie płaszczu cienia było znaczącym elementem, aleee wyglądasz w nim bardziej jak w worku, niżeli jak w czymś, co powinno powodować dreszcze na ich ciałach.

-Nie chcę, aby się bali, poza tym wystarczy samo to, że mam jego noże.

Sarah przewróciła oczami.

-Ubieraj sie i nie gadaj, mówię dobrze i wiem swoje, nie przekonasz mnie-Pogroźiła palcem.

Jane zaśmiała się z rezygnacją ubierając przyniesione przez nią elementy ubioru.

Odpięty płaszcz tym razem odpowiedni do jej proporcji, rozchylał się przy każdym kroku falując przy najmniejszym ruchu, umożliwiając zobaczenie czarnego stroju oraz opinającego gorsetu, w całości podkreślającego jej figurę.

Zaśmiała się widząc delikatnie połyskujące wnętrze płaszcza, eleganckie buty.

Pas z dwoma złoconymi rewolwerami również odbijał błysk lampy.

-Myślę, że Thomas nie chodziłby w odpiętym płaszczu, miałby ciężkie buty, i całkowite zero błyskotek, które uniemożliwiałyby mu niewidoczność w ciemności.

Sarah zachichotała.

-Masz robić wrażenie, przecież i tak nie będziesz chowała się w ciemnościach.

Zamiast skórzanych pokrowców na noże, zapięła jej wykonane ze srebra i cięższe, zajmujące powierzchnie od łokci do nadgarstka, wsunęła w nie równie długie ostrza i klasnęła w dłonie zadowolona z siebie.

Jane naciągnęła kaptur, który przypominał teraz bardziej trójkąt.

-Mam im coś powiedzieć?

-Nie, po prostu idziemy przed siebie i opuszczamy podziemie.

-Nie będę rzucać się w oczy na zewnątrz?

Przytaknęła.

-Oczywiście, że będziesz, o to nam chodzi, skończy się durne uprzedmiotowianie ciebie jako kobiety będącej rozrywką cienia, zobaczą, że masz noże i poczują respekt, oczywiście nie taki duży...

-Chodziło mi o ludzi Kevina, ich łapanki i alarmy.

-Ahh, oni-Machnęła ręką-Nie mamy czym się przejmować, oddziały jak i elita są na tej nieludzkiej rozrywce, naszym jedynym zagrożeniem są teraz zwykli ludzie Kevina, którzy w porównaniu do reszty naszych problemów są mało istotni.

Przytaknęła.

Starała się patrzeć przed siebie, lecz widziała setkę ludzi patrzących na nią z podziwem i zadowoleniem, oraz czymś w rodzaju szacunku, niektórzy pomimo zaszklonych oczu i tak wyrażali gotowość do ruszenia za nią do walki, lecz było to minimalnym odruchem...

Wiedziała, że gdy pojawi się Thomas ich respekt wybuchnie, w niej teraz widzieli coś mającego ich uspokoić i zahamować gniew, w Thomasie widzieli głos skłaniający do oddania życia w zamian za zakończenie rządów Kevina, widzieli w nim kogoś nadludzkiego, wierzyli, że ich cień pokona każdego...

Ona była spokojną wodą kołysającą do snu, a on płonącym nieustannie coraz bardziej ogniem wzburzającym w nich coraz większą ilość ogników

Ogniem nienawiści, który nigdy nie zgaśnie, to zrobili z nim ludzie w jego życiu, stworzyli rosnący coraz wyżej płomień, zasilający jego siłę...

W końcu zostawiły w tyle tych ludzi, Jane nie mogła się powstrzymać i delikatnie się pochyliła przed starszymi ludźmi będącymi na końcu.

-Powinnaś okazywać mniej litości, lecz wiem jak to jest nie chcieć tego robić, sama taka jestem, i jestem szczerze dumna, że zapanowałaś nad nimi w taki sposób, nie okazując im wrogości, lecz jeżeli przyjdzie co do czego wstąpi w ciebie na chwilę ten element zmuszający do spojrzenia inaczej, jak na osobę groźną-Sarah się uśmiechneła-Byłam podobna.

Nie wiedziała co odpowiedzieć, więc poszła za nią trzymając się blisko, nadal była w stanie zgubić się pośród labiryntu korytarzy.

Ulice były opustoszałe, pierwszy raz widziała brak prostytutek czy głodnych dzieci, albo idących środkiem dumnie mężczyzn w czerwieni.

-Co my tak właściwie mamy zrobić?

-Nic szczególnego, tak naprawdę mamy poczekać na kilku naszych ludzi, którzy zapakują ładunki wybuchowe, przygotowując je do odwozu i gotowości, teraz masz zrobić tylko małe wrażenie, mówiące, że nasza rewolucja podziemiom nadal istnieje i rośnie w siłę.

-W jaki sposób?

-Po prostu się przejdziemy.

Przez całą drogę jej irytacja rosła, Sarah naprawdę była wyluzowana i pytała ją cały czas o nic znaczące rzeczy, jaki lubi kolor, co lubi jeść...

Nie potrafiła się przyzwyczaić, iż póki co są bezpieczne, a przecież powinna, faktycznie wszystkie oddziały i członkowie elity byli na tej swojej pieprzonej rozrywce.

-Dokąd pojadą? Chyba nie do podziemia, jeżeli tam coś wybuchnie...

-Do miejsca, z którego bliżej będzie nam zaatakować cel.

Westchnęła wsiadając na przyczepę wraz z ładunkami wybuchowymi, która odwiozła ich do faktycznego celu, a następnie wróciły do podziemia jednym z kanałów.

-Jesteś pewna, że widział mnie ktokolwiek?

-Nie patrzyłaś na okna? Gapił się każdy.

Gdy wróciły każdy miał na sobie szaro, czarne kostiumy oraz czarne maski bez żadnego wyrazu, mające tylko otwory na oczy.

-A te stroje? Przydadzą się do...?

-Wtopienia w tło mgły, która umożliwi nam wtargnięcie do miejsca, które nam wyznaczył cień...

Przez ludzi przepychała się postać niezważająca kogo popycha, jej czerwone włosy wyróżniały się na tle szarych osób.

-Patrz! Kurwa Jane patrz!

-O co ci cho...

Jej wzrok trafił na drobne pismo kawałku papieru.

"Przykro mi, że nie udało mi się wykonać tak prostego zadania i wszystko spieprzyłem, przez co Jane musiała objąć rolę cienia, czego Thomas nie chciał zapewne w żadnym warunku, jest bardziej zagrożona, a nie byłaby gdybym chociaż raz wziął się w garść. Dziękuje wam za to wszystko, jestem również wdzięczny cieniowi, nie zostawił nas i zabrał do siebie, nawet jeżeli na siłę i tak dalej, i tak się cieszę, że was wszystkich poznałem, dzięki też Alice, za to pocieszenie co prawda w jej stylu, lecz się starała, nie jestem zły nawet za ucięcie ręki, proteza nie sprawia mi takiego bólu... Moim ostatnim celem jest pomszczenie Rachel, i wiem, że jestem na to zbyt słaby, lecz chociaż tego nie chcę zrobić źłe, chociaż to w swoim życiu nieprzystosowanym do tego miejsca chce zrobić dobrze, potem umrę w spokoju, jedyne czego nauczyłem się od cienia, to granie w gre jeżeli nie da się wygrać, on właśnie gra na rozrywkach, chciałbym spróbować również, a jak nie to po prostu umrę, to i tak jest nieuniknione. Nie szukajcie mnie, nie chce zaprzątać wam głowy będąc cały czas bezużytecznym mięczakiem, bo taki jestem, i tego niestety nie zmienię, lecz mogę ten jeden raz spróbować, nakopcie im do dupy, tak, że Kevin nie wstanie."

-Musimy go szukać.

Jane nie zauważyła nawet momentu, w którym poruszyła nadgarstkami, a w jej dłoniach pojawiły się długie ostrza.

-Mamy za mało czasu do tego co mamy wykonać, potrzebujemy cie teraz Jane, sama się na to zgodziłaś, w momencie gdy zasugerowałaś poznanie poleceń cienia.

-Przecież zostało jeszcze jedenastu ochotników, i dziewięciu tych, co są byłymi członkami gangów, mamy dużo czasu za nim Thomas dojdzie do finału.

Sarah pokręciła głową.

-Finały mogą odbyć się w jednej ostatecznej turze, wcale nie mamy dużo czasu jeżeli tak się stanie, nie wiemy w jaki sposób, zorganizują finał, ich zamiary są bardzo nieobliczalne.

Alice odchrząknęła.

-Ja mogę spróbować go znaleźć, nie jestem do niczego potrzebna, średnio nadaje się do walki przebrana w te szarawe szmaty i czarną maskę, Jane tak samo, ale ona ma robić przecież "piękne wrażenie". Ja mogę udawać, i go poszukać, oczywiście jeżeli ten kretyn będzie tego chciał, nie będę go przecież za sobą ciągnęła, nie dość, że ktoś go chce szukać, to ten jeszcze wypiera sie pomocy za nim ona nadejdzie pisząc na jebanym papierze...

Sarah odpuściła.

-Możemy tak zrobić, nie wiem co mu strzeliło do głowy ale...

-Alice zaczekaj!-Jane złapała ją za nadgarstek.

-Trochę się zmieniłam co? Zaczynam się bać, że moja wrodzona sukowatość pójdzie się jebać na starość...

Jane się lekko uśmiechnęła.

-Zniknie też twoja szpetna buźka, uważaj na siebie okej?

Przytaknęła.

-Ty również kretynko, jak mogłaś chcieć chodzić w tym błyszczącym się cholerstwie!?

Jane westchnęła wiedząc, że w momencie gdy Thomas przejdzie do finału wszyscy mogą równie dobrze umrzeć, a ich wtopienie w tło "mgły", wcale nie wyjdzie tak jak pozytywnie widziała to Sarah, ich droga powrotna mająca rzucić się w oczy ludzi też nie...

Thomas w jakiś sposób przewidział iż zostanie kilkunastu ludzi.

Ludzi których mają stamtąd zabrać, w tym wypadku całą trzydziestkę trzech osób spowodować cień strachu na oddziałach i samym Kevinie, ładunkami wybuchowymi oraz dymnymi.

W ich drodze powrotnej miało dołączyć wielu ludzi, szczególnie tych z byłych gangów, Thomas uznał, że gdy zobaczą z przodu byłych ludzi z gangów, pójdą za nimi, przesiąknięci jeszcze większą zemstą za to co zrobił Kevin tworząc rozrywkę.

Thomas czekał do momentu aż zostanie ich mało chcąc zobaczyć czy do tego czasu zostaną ludzie służący mu jako wabik dla reszty, będących na zewnątrz.

Lecz wiedziała, że mogą zostać zabici za nim rzucą ładunki dymne, gdy wtargną do środka, albo przy samej ucieczce.

W dodatku nie wiedziała co planuje sam Thomas w momencie gdy będzie miał okazje samemu zabić Kevina.

O ile przejdzie do finału.

Dopiero wtedy wszystko mogą rozpocząć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro