I-Gdy spotkamy ponownie się

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Byłem toksyną wylewaną w

ziemię, gdy upadałem i wśród wymiocin tkwiłem, nie wstawałem,

a jedynie głębiej ku krwi z dłoni się wchłaniałem.

Wtedy wstawałem i wszystkich zostawiałem, w ciemnościach na części z butelką rozpadałem, proszek całe ciało oblegał,a potem ziemi się ratowałem, i do powrotu roślinnego korzenia wracałem, bo tylko tak na nogi wstawałem, pnączem roślin się ratowałem, bo jedynie wtedy czułem, że nie spadałem.

Jedynie odoru zgnitego mięsa

w lodówce się wpatrywałem, do momentu aż od smrodu spadałem, i tam sobie z butelką siedziałem.

Gdy tkwiłem i szyłem nowe ubranie, to potem je na części rozerwalem, a potem po książkę sięgałem, sam ją pisałem, bo gdy tylko się o tym dowiedziałem, wodą ją zalewalem.

I pisałem dalej atramentem po swoim ciele nowe rozdziały.

Rozdziałem którym byłem tylko dla ciebie.

A książką całą ty wobec mnie.

Gdy w ciemnych okularach świat właśnie nocą przemierzałem, z nadzieją ciebie szukałem, bo za dnia z nerwów na długo znikałem, więc w kapeluszu cienia twarz chowałem,

i wśród siniaków ukrytych, a dłoni zniszczonych połamane róże trzymałem.

Pałac kwiatów niedopałkiem paliłem, ślepy na swą skórę ból zadawałem, a tobie odbierałem, wszystko co jest i było dawałem.

Z nadzieją na ławce siedziałem szukając ciebie, mając w głębi przeciwną nadzieję, że wcale cię nie znajdę, bo chciałem niewiadomej przyczyny cierpienia.

Które zaboli.

A ja poczuję ból istnienia.

Gdy oczy ujrzą to niebieskie niebo twoich w tym samym pomieszczeniu, miasta dwóch osób tego samego po letnim poranku rozrzucenia.”

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro