7.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Poświęcałem swojej współlokatorce dużo czasu. Więcej niż powinienem, ale nie widziałem w tym nic złego. Chciałem jej pomóc. Dwa dni po naszej ostatniej rozmowie zauważyłem w niej zmianę. W końcu, bo zaczynałem się martwić. Gadaliśmy o głupotach, ale widocznie Willow tego potrzebowała. Wróciła nawet do pracy, z której zacząłem ją odbierać. Wariactwo, ale nie mogłem poradzić nic na to, że się martwiłem. Tym bardziej że moja współlokatorka wychodziła stamtąd przestraszona. Raz powiedziała mi o swoich obawach. Były uzasadnione. Musiałem upewnić się, że były facet jej nie zagrażał. Na szczęście na razie trzymał się z dala. Nie wiedziałem, czy dziewczyna złożyła dodatkowe zeznania. Miałem tylko nadzieję, że nie wycofa tego, co powiedziała, gdy przyjechała policja. Nie mogła tego zrobić. Chyba powinienem zadzwonić do adwokata, czy wiadomo już coś w mojej sprawie. Jednak podejrzewałem, że obejdzie się bez kłopotów. Inaczej już dawno dostałbym jakieś papiery z policji.

Willow szybko przyzwyczaiła się do nowego imienia. Widocznie bardzo chciała oddzielić się od tamtego faceta, co wcale mnie nie dziwiło. Nie zasłużył, żeby o nim wspominać. Oby tylko mi nie uciekła. Każdego dnia, gdy wracałem do mieszkania, zastanawiałem się, czy znajdę w nim swoją współlokatorkę. Czy byłaby zdolna wyprowadzić się bez słowa? Obawiałem się, że tak. Całkiem swobodnie przyszło mi nazywanie ją Chevrolet. Pasowało do niej bardziej niż jej prawdziwe imię. Chociaż nie powiedziałem tego na głos. Podobało mi się, że dziewczyna została przy imieniu wybranym przeze mnie. Zaczynaliśmy wkraczać na etap przyjaźni. Tak mi się wydawało. Nie mogłem uwierzyć, że jedno wydarzenie wystarczyło, żebym w jakikolwiek sposób zbliżył się do swojej współlokatorki i diametralnie zmienił zdanie na jej temat. Jednak to sprawiło, że znowu dałem się omamić kobiecie. Nie powinienem stracić czujności.

– Nie mam go w dokumentach, ale zaczęłam przedstawiać się Chevrolet. - Spojrzała na mnie, gdy wszedłem do mieszkania.

Byłem u Michaela. Porozmawiać. Nie o Willow. Mieliśmy do obgadania kilka rzeczy. Dziewczyna zapewniła mnie, że nic się nie stanie, gdy zostanie przez ten czas sama. Podobno była również ja zakupach. To kazało mi myśleć, że wracała do normalności. Mogła złożyć papiery w urzędzie i formalnie zmienić imię. Nie widziałem w tym żadnego problemu. Mógłbym jej pomóc. Chociaż byłem pewien, że dziewczyna w urzędach potrafiła poradzić sobie bez pomocy. Nie potrzebowała, żeby prowadzić ją za rączkę. Radziła sobie z wieloma sytuacjami i za to ją podziwiałem. Powinienem wypytać o życie Chev w Detroit. Nie wiedziałem tylko, czy byłem w stanie usłyszeć tę historię. Wielu ludzi stamtąd wychowywało się w biedzie albo wśród osób, które należały do gangów. Szczerze, to ani razu nie słyszałem o normalnej rodzinie z Detroit, ale przecież moja też odbiegała od normy. Przekonywałem się, że to nie miejsce tworzyło patologię, chociaż w niektórych z nich było łatwiej się stoczyć. Właśnie dlatego nie skreślałem ludzi, gdy poznawałem ich historie rodzinne. To bez znaczenia. Ważniejsze było dla mnie ich nastawienie do mnie.

– Zmienisz je?

– Chciałabym, ale... to trudne.

Nie bardzo, ale widocznie coś nadal ją powstrzymywało. Nie wiedziałem, co. Czekałem aż dziewczyna sama o tym wspomni.
Nasza znajomość jeszcze nie była na etapie, kiedy mówiliśmy sobie wszystko. Może to i lepiej, bo obawiałem się, że zapyta o moją przeszłość, a to był ciężki temat. Nie chciałem do tego wracać. Zostawiłem ten rozdział za sobą. Chociaż czasami dawał o sobie znać. Był zbyt bolesny, żeby o nim wspominać. Wolałbym nie opowiadać o swojej rodzinie i rzeczach, które jej dotyczyły. Jednak sytuacja z byłym facetem Chevrolet zbliżyła nas do siebie. Martwiłem się o nią. Każdego dnia upewniałem się, że mogłem zostawić ją samą na kilka godzin. Zastanawiałem się, jak wszystko potoczy się dalej. Wcale nie rozważałem związku z nią. Do tego na pewno nie dojdzie. Nie była idealną kandydatką na dziewczynę. Przynajmniej nie dla mnie. Jednak nie miałem już nic przeciwko temu, żebyśmy się zaprzyjaźnili. Lubiłem spędzać czas ze swoją współlokatorką. Znalazłem dla niej miejsce w swoim życiu. Może za jakiś czas to doceni.

– Możesz poczekać. - Uśmiechnąłem się. – Ludzie się przyzwyczają do tego imienia, którym się im przedstawisz.

– Nadal chcesz, żebym się wyprowadziła? – spytała niepewnie.

Nie. Byłem gotów zaprzeczyć od razu. Dużo o tym rozmyślałem. Nie mogłem wygonić Chevrolet. Tym bardziej że wydawało mi się, że nie miała się gdzie podziać. Inaczej nigdy by ze mną nie zamieszkała. Poza tym nie skontaktowała się z nikim po tym, jak pogoniła swojego faceta. Wydawała się samotna, a to sprawiło, że współczułem swojej współlokatorce jeszcze bardziej i doceniałem, że miałem Michaela. Na niego zawsze mogłem liczyć. Każdy potrzebował w życiu takiego przyjaciela. Wcześniej nie rozmawialiśmy o wyprowadzce Chev. Nie po bójce z jej chłopakiem. Przyzwyczaiłem się już do towarzystwa dziewczyny. Poza tym o wiele lepiej wracało się do domu, gdzie ktoś był niż do pustych ścian. Nawet zwykła rozmowa o niczym, sprawiała, że czułem się dobrze. Nie chciałem szukać nowego lokatora, bo mieszkanie samemu już nie wydawało mi się takie fajne jak kiedyś. Musiałbym pomyśleć o dodatkowej osobie. Willow powinna zostać. Chciałem, żeby została. Miałem nadzieję, że nie będę musiał o to prosić, bo wcale nie zamierzałem. Aż tak zdesperowany nie byłem.

– W żadnym wypadku. Jesteś najlepszą lokatorką. - Uśmiechnąłem się.

Nie sądziłem, że kiedyś to powiem. Jednak naprawdę tak myślałem. Zawsze ceniłem sobie spokój. Bywały dnie, że wolałem zamknąć się w domu niż wyjść do ludzi albo na imprezę. Dla wielu osób to było dziwne. Jednak dla mnie wydawało się czymś normalnym, że chciałem odpocząć od wszystkich. Willow nie była spokojna. Ani trochę, co często mnie wkurzało. Puszczała muzykę, gdy potrzebowałem ciszy, czym mnie denerwowała do tego stopnia, że wyłączałem prąd. Do tego zostawiała swoje rzeczy w salonie, mimo że wiele razy upominałem ją, że powinna je sprzątać. Nienawidziłem tego. Kilka razy nawet rzuciłem jej spodniami w twarz, żeby zapamiętała, żeby sprzątnąć je następnym razem. Niestety nie działało. W końcu przestałem zwracać na to uwagę. Chociaż często zbierałem ciuchy dziewczyny i wrzucałem je do prania. Raz tylko wystawiłem jej rzeczy za drzwi. Rozbawiło mnie, gdy ich szukała. Jednak ten sposób też nie zmusił Willow do sprzątania po sobie. Miałem nadzieję, że kiedyś nauczy się nie zostawiać ubrań w salonie. Niech robi bałagan tylko w przestrzeni, która należała do niej. Ułatwi mi w ten sposób życie. Chyba mogła to dla mnie zrobić.

– Powinnam.

Nie. Nie mogła mnie zostawić. Nie teraz. Jak miałem jej to powiedzieć? Wcale nie musiała się mną przejmować. Powinna podejmować decyzje dobre dla siebie, a ja zachowywałem się samolubnie. Chciałem zatrzymać Willow, bo czułem się dobrze w jej towarzystwie. A czy ona czuła się tak samo przy mnie? Wiedziałem, że na początku ustaliliśmy, że się wyprowadzi i to jak najszybciej, ale wcale nie musiała. Zmieniłem zdanie. Nasza dawna umowa już nie obowiązywała. Mogła zostać na stałe. Przynajmniej do czasu, aż nie znajdę sobie dziewczyny. Ten układ wydawał mi się o wiele lepszy niż poprzedni. Tym bardziej że nie zapowiadało się na to, żebym w najbliższym czasie znalazł sonie dziewczynę. Podobała mi się wolność. Przynajmniej nikomu nie musiałem tłumaczyć się ze swoich relacji z innymi kobietami. Poza tym po poprzednich związkach miałem dość chorych jazd lasek. Niektórym wydawał się, że faceci podporządkują im się pod każdym względem. Niestety nawet najlepszy seks nie był tego wart. Przecież można było poszukać lepszej dziewczyny, nie rezygnując z wszystkiego.

– Nie chcę mieszkać sam. - Patrzyłem na nią.

Mówiłem szczerze. Miałem nadzieję, że to doceni. Lubiłem chaos, który tworzyła wokół siebie Chev. Nawet jeśli czasami wściekałem się o jej bałagan. Zostawiała brudne talerze w zlewie, licząc, że je umyję i zrzucała swoje ubrania pod pralkę. Jakby same miały się do niej wsadzić. Przerzucałem je w inne miejsca i dziewczyna szukała ich po całym mieszkaniu, robiąc jeszcze większy bałagan. Nieważne, ile razy zwracałem jej uwagę, nie umiała zachować porządku dłużej niż jeden dzień. Chyba oboje się potrzebowaliśmy. Przynajmniej tak mi się wydawało. Tym bardziej że w ostatnim czasie dużo rozmawialiśmy. Nieistotne gadki, ale pozwoliły mi lepiej poznać dziewczynę. Poza tym, że przeprowadziła się z Detroit, w końcu dowiedziałem się, czym zajmowała się dokładnie w pracy. Była dekoratorką, ale nie wykonywała drobnych zleceń. Czasami dla znanych ludzi i popularnych firm w mieście.

– Powiesz, gdy zmienisz zdanie?

– Mogę ci zadać jedno pytanie?

Już dawno chciałem o to zapytać. Nie dawała mi spokoju jej relacja z chłopakiem. Podejrzewałem, że Willow nie należała do ślepo zakochanych dziewczyn, które łatwo było omamić. Chociaż nie mogłem wątpić, że kochała swojego faceta. Inaczej pewnie już dawno by go pogoniła. A może próbowała. Nie chciała się do niego wprowadzić, bo się bała. Tylko czego, skoro twierdziła, że wcześniej nie stosował przemocy? Czyżby kłamała? Miałem nadzieję, że nie. I czemu nie bała się zamieszkać ze mną, skoro nawet mnie nie znała? Byłem zagrożeniem. Nie większym niż ona dla mnie, ale wcale o tym nie wiedziała. Musiała mieć jakiś powód i chciałem go poznać. Co sprawiło, że była w stanie mi zaufać? Co w ogóle nią kierowało? Chyba zasłużyłem na szczerość w zamian, co za dla niej zrobiłem. Chociaż nie powinienem się o to upominać. Wystarczyła nam jedna szczera rozmowa.

– Tak.

– Uciekłaś tutaj przed nim czy od niego?

Jeśli ją bił, powinna to zgłosić już wcześniej. Tak samo, jak teraz. Kobiety czasami zbyt lekceważąco podchodziły do przemocy stosowanej przez ich partnerów. Udawały, że nic złego się nie działo, zakochane tłumaczyły zachowanie facetów na wiele różnych sposobów, co później kończyło się tragicznie. Najgorsze, że oprawcy byli doskonałymi manipulatorami i potrafili skutecznie zastraszyć swoje kobiety. Nie chciałem, żeby Chev była jedną z nich. Nie wiedziałem, co zeznała na policji. Musiała tylko pamiętać, że jakikolwiek był powód zachowania jej byłego faceta, to nie ona była winna. Mogło okazać się, że niedługo dostanę wezwanie na sprawę. Adwokat poinformował mnie, że wszystko zależało od zeznań Willow, więc czekałem. Nie chciałem niczego od niej oczekiwać, chociaż od tego zależało, czy będę miał kłopoty. Wierzyłem, że dziewczyna postąpi słusznie i nie będzie ratować dupy byłemu facetowi, który ją uderzył. Zrobiłby to kolejny raz. Jeśli nie tamtego dnia, to innego. Moja interwencja mogła coś zmienić pod warunkiem, że dziewczyna tego chciała. Zrobiła dobry krok w tę stronę.

– To chyba to samo. - Zmarszczyła brwi.

– Niekoniecznie. Mogłaś mieć obawy, ale czy bił cię i dlatego uciekłaś?

Nie wiedziałem, czego się spodziewać. Willow nadal była dla mnie zagadką. Jej zachowanie było dziwne od samego początku. Nigdy nie przewidziałbym, że miała jakieś problemy. Skutecznie to ukrywała albo ja doskonale ją ignorowałem, że ich nie zauważyłem. Znałem przypadki kobiet, które nie potrafiły odejść od swojego oprawcy, mimo że bardzo chciały się uwolnić. Nawet robiły dla swoich facetów wszystko, byle tylko złagodzić ich złość. Niestety w wielu tych przypadkach cierpiały dzieni. Najbardziej one, bo matki nie były w stanie zapewnić im bezpieczeństwa. Odejście od faceta, który bił, wydawało mi się proste, jednak kobiety czuły inny strach. Zwłaszcza że wmawiano im każdego dnia, że były nic niewarte, że bez nich będą skończone. Pamiętałem te słowa kierowane do mojej matki, chociaż wolałbym zapomnieć wszystko, co z nią związane. Ona zniszczyła mi życie bardziej, niż ktokolwiek byłby w stanie zrobić to jej. Najgorsze, że nasze prawo nie radziło sobie z damskimi bokserami. Wielu z nich nadal było na wolności i zastraszało swoje partnerki. Dlatego nie zgłaszały pobić na policję, by ta mogła im pomóc. Nie chciałem, żeby Willow była jedną z nich.

– Nie. - Pokręciła głową. – Nie bił mnie. Był oschły, przerażający, ale to był pierwszy raz.

– To, czemu z nim byłaś, skoro cię przerażał? – spytałem zaskoczony.

Czy to nie był wystarczający powód, żeby trzymać się od kogoś z daleka? Chyba nie miała samych takich znajomych, o ile w ogóle ich miała. Gdyby tak było, nie zwierzałaby się teraz mnie, a jakiejś koleżance, która na pewno bardziej przejęłaby się jej losem. Chociaż na Willow duży wpływ mogło mieć otoczenie, w którym się wychowała. Może przemoc w Detroit była na porządku dziennym i ludzie tam nie robili afery z tego, że ktoś kogoś uderzył. Zresztą chyba nigdy nie zrozumiem kobiet. Ich rozumowanie było dla mnie nie do pojęcia. Poza tym komplikowały wiele spraw. Chyba nie liczyły, że facet się zmieni z miłości do nich. To naiwne. Tym bardziej, gdy już raz pozwoliły traktować się jak śmiecia. Same pakowały się w kłopoty. Chociaż to nie znaczyło, że uważałem, że zasłużyły, żeby je bić. W żadnym wypadku. Na to nie było przyzwolenia. Społeczeństwo głośno powinno dać temu sprzeciw.

– Nie wiem. - Wzruszyła ramionami.

– A czemu nie miałaś problemu, żeby zaufać mi? Obcemu facetowi. Nie znałaś mnie. - Przyglądałem się jej dokładnie. – Przecież nie chciałem cię tutaj.

Wyraźnie dałem jej to do zrozumienia już pierwszego dnia. Willow miała się wynieść jak najszybciej z mojego domu i życia. Nienawidziłem agentki nieruchomości, która chciała sprzedać moje mieszkanie jakiejś wariatce. Nie wyobrażałem sobie, że kiedykolwiek zamieszkam z obcą babą, a już na pewno nie, że się zaprzyjaźnimy. Czy dziewczyna ani razu nie obawiała się, że zrobię wszystko, żeby się jej pozbyć? Sam miałem takie obawy wobec niej. Wydawało mi się, że dziewczyna była zdolna wyrządzić mi krzywdę tylko po to, żeby zostać w moim mieszkaniu sama. Na zawsze. Tym bardziej że miałem ją za wariatkę. Niesamowite, jak pewne wydarzenia potrafiły wywrócić nasze życia do góry nogami. Szkoda, że niektóre z nich były okropnie bolesne. Nie potrafiłem sobie z nimi poradzić nawet przez lata. Wątpiłem, że z czasem ból będzie mniejszy. Tym bardziej że pielęgnowałem go każdego dnia. Chociaż wolałbym stracić pamięć i zacząć wszystko od nowa.

– Nie wiem. Byłam zdesperowana – powiedziała cicho.

– Naprawdę nie chcesz do kogoś zadzwonić? Koleżanka?

Zauważyłem, że momentalnie zmieniła nastawienie. Spięła się. Nie podobała mi się jej reakcja. Zachowywała się, jakby miała odebrać atak. Przecież nie powiedziałem nic złego. Widocznie nie zamierzała rozmawiać ze mną na temat swoich znajomych albo nie zamierzała przyznać się do ich braku. Chciałem tylko upewnić się, czy naprawdę nie miała kogoś, kto zainteresowałby się jej losem. Może Chev łatwiej byłoby zwierzyć się osobie, którą dobrze znała niż mnie. Odnosiłem wrażenie, że nie mówiła mi wszystkiego. Pewnie uznała, że będę ją oceniać albo nakłaniać do złożenia zeznań na moją korzyść i zniszczenie swojego byłego faceta. Nie zrobiłbym tego.

– Jeśli jestem dla ciebie problemem, powiedz wprost – burknęła.

Wcale nie uważałem jej za problem. Czy nie widziała, co ostatnio dla niej robiłem? Starałem się, żeby dziewczyna poczuła się lepiej i wróciła do normalności. Myślałem, że moje zachowanie jasno dawało do rozumienia, że się martwiłem. Co niby jeszcze miałem zrobić? Czy Willow nie oczekiwała ode mnie zbyt wiele? Nawet Michael zauważył, że za bardzo przejąłem się losem swojej współlokatorki, przez co musiałem mierzyć się z głupimi komentarzami. Wytrzymywałem to cierpliwie. Co miałem zrobić, żeby Willow uwierzyła, że nie miałem na myśli nic złego?

– Nie chcę, żebyś czuła się samotna. - Przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem.

Nie panowałem nad tym. Uznałem, że musiałem ją pocieszyć w jakiś sposób. Miałem nadzieję, że tym razem Willow zrozumie, że zależało mi na niej. Chociaż upomniałem siebie w myślach, żeby nie pozwalać sobie na takie gesty częściej. Dziewczyna mogłaby sobie pomyśleć, że czułem do niej coś więcej. Poza tym nie chciałem przyzwyczajać się do czułości z nią. Naprawdę traciłem czujność przy kobietach, a one zazwyczaj to wykorzystywały. Z nią byłoby tak samo. Przyjaźń to jedyne, co mogłem jej zaoferować, ale wydawało mi się, że Chevrolet mogło to wystarczyć.

– Muszę odpocząć. - Odsunęła się ode mnie.

Czułem między nami dystans. Nie mogła się przede mną zamknąć. Nie, teraz gdy myślałem, że było z nią lepiej. Miałem nadzieję, że zaczniemy normalnie ze sobą rozmawiać. Wcale nie musieliśmy wracać do przykrych wydarzeń z życia Willow. Mogliśmy skupić się na teraźniejszości pod warunkiem, że dziewczyna będzie zachowywać się normalnie. Tylko czy ona chciała mieć we mnie przyjaciela? Co, jeśli naprawdę rozważała przeprowadzkę? Musiałem wybić jej ten pomysł z głowy.

– Wiesz, że zawsze będę obok? - Patrzyłem na nią.

– Nie wiem. - Kręciła głową. – Nie wiem, co o tym myśleć.

– Porozmawiaj ze mną.

– Nie dziś.

Jasne, ale mogliśmy sobie wszystko wytłumaczyć. Będę z nią szczery.

– Niczego nie oczekuję. Po prostu chcę ci pomóc poradzić sobie z tą sytuacją, Chev.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro