8.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Willow, a raczej Chevrolet, dochodziła do siebie. Z każdym dniem było coraz lepiej. Wróciła do pracy i to chyba był bardzo dobry pomysł. Zajęła myśli czymś innym. O wiele lepiej patrzyło się na nią, gdy miała uśmiech na twarzy. Coraz mniej widziałem jej łzy. Do tego rozmawiała ze mną każdego dnia. Wysłuchiwałem o dobrych i złych chwilach, chociaż czasami chciałem, żeby dziewczyna siedziała cicho. Cieszyłem się, że wyszła z doła. Dobrze było znowu widzieć ją uśmiechniętą. Spędzała nawet czas z moimi znajomymi. Pewnego dnia dała się namówić na wyjście do Michaela i takim sposobem poznała wszystkich z naszego grona. Chłopaki od razu ją zaakceptowali. Poznawaliśmy się lepiej. Wcale nie była wariatką. Chociaż czasami jeszcze się jej bałem. Jednak z innego powodu. Nie podobało mi się, co zaczynałem czuć do Willow. Powinienem być czujny. Inaczej przepadnę. Nie mogłem na to pozwolić.

– Ej czemu nazwałaś się jak samochód Cadeba? - Mój przyjaciel zmarszczył brwi.

– Co? - Spojrzała na mnie zaskoczona.

Kurde. Zapomniałem wspomnieć przyjacielowi, że to był mój pomysł. Jednak nie przewidziałem, że ktokolwiek zechce o to zapytać ani że Michael wspomni o moim aucie. Dzięki, Mike. Miałem ochotę go udusić. Nie musiał o tym mówić. Nie chciałem przyznać się, że lubiłem Willow na równi ze swoim samochodem. To duże wyróżnienie, ale kobiety tego nie rozumiały. Lepiej dla mnie. Podejrzewałem, że dziewczyna nawet nie wiedziała, że jeździłem starym Chevroletem Camaro. Chociaż mogła się domyślić, gdy widziała je każdego dnia pod kamienicą. Wyróżniało się na tle luksusowych samochodów zaparkowanych obok. Lubiłem ten model. Zawsze wolałem stare samochody w porównaniu od tych nowych, które kupowali moi koledzy. Michael uwielbiał szybkie auta. A najczęściej widywałem go w porsche. Poza tym rozmowa o samochodach to chyba nie największa temat na dzisiejszy wieczór. Szczególnie z dziewczyną. Chociaż wystarczy pewnie kilka piw, a będzie jej wszystko jedno, o czym gadaliśmy.

– Mówiłem, że je lubię. - Wzruszyłem ramionami.

Nie zamierzałem się z tego tłumaczyć. Przecież nie zrobiłem nic złego. Chociaż Michael na pewno czekał na jakieś wyjaśnienie. Próbował mnie ośmieszyć, ale mu się to nie udało. Starałem się powstrzymać przed pokazaniem mu środkowego palca. Byłby wtedy cholernie zadowolony, że kolejny raz udało mu się mnie wkurzyć. Dziewczyna powinna się cieszyć, że lubiłem ją tak samo, jak swoje auto. Chociaż dla niej mogło być to obraźliwe. Wolałbym, żebyśmy nie rozmawiali na ten temat. Zwłaszcza w obecności mojego przyjaciela. Poza tym Willow już przyzwyczaiła się do nowego imienia. Miałem nadzieję, że go nie zmieni, żeby zrobić mi na złość. Przecież ludzie z jej otoczenia na pewno przyzwyczaili się już do wołania na nią Chevrolet. Zastanawiałem się, jak w pracy wyjaśniła zmianę imienia. Wątpiłem, żeby powiedziała prawdę, bo na pewno nie pozwoliła, żeby tam nadal wołali na nią Willow. To nie miałoby sensu. Miałem nadzieję, że Michael zmieni temat i będziemy mogli pogadać o czymś innym. Jednak na to się nie zapowiadało.

– Teraz masz dwa Chevrolety. - Zaśmiał się, popijając piwo.

Jęknąłem, zakrywając twarz w dłoniach. Idiota! Jeszcze chwila, a naprawdę rzuciłbym się na niego z pięściami. Wolałbym, żeby się w końcu przymknął. Dla własnego doba. Jednak odnosiłem wrażenie, że podobała mu się zabawa, którą wymyślił. Za to mnie nie podobały się jego insynuacje. Nic nie łączyło mnie ze współlokatorką. Przyjaźniliśmy się, ale nic więcej. Musiałem się pilnować. Starałem się nie dawać dziewczynie żadnych nadziei. Ani razu nie brałem pod uwagę związku z Chevrolet. To było nierealne. Nawet nie chciałem o nas myśleć. Chociaż raz sobie na to pozwoliłem i wiedziałem, że popełniłem błąd. Nie chciałem zniszczyć tego, co teraz było między nami. Inaczej dziewczyna musiałaby się wyprowadzić, a wcale tego nie chciałem. Przyzwyczaiłem się już do jej obecności.

– Nie zapominaj się. - Spiorunowała go wzrokiem.

Nie chciałem, żeby sugerował, że cokolwiek łączyło mnie z Chev. Co on znowu wymyślił? Chyba będę musiał sobie poważnie porozmawiać ze swoim przyjacielem. Nie potrzebowałem pomocy, jeśli chodziło o dziewczyny. Tym bardziej że na razie nie zamierzałem pakować się w kolejny związek. I długo zdania nie zmienię. Nadal leczyłem się po poprzednim. Poza tym Chevrolet mogła pomyśleć, że opowiadałem o niej kumplom nie wiadomo co i wyobrażałem sobie nas razem. Nic bardziej mylnego. Ogólnie to za dużo nie rozmawiałem z nikim na jej temat. Wolałem, żeby się do niej nie przyzwyczajali. Albo bardziej zależało mi, żeby nie kolegowała się z nimi. Byli zagrożeniem. Chociaż to beznadziejne, skoro nie chciałem, żeby została moją dziewczyną. Miała prawo spotykać się, z kim chciała, nawet jeśli miałby to być ktoś z moich znajomych. Tylko żeby później nie pożałowała.

– Nie jestem jego. - Przesiadła się na fotel z dala od Michaela.

Rozbawiło mnie to. Zazwyczaj laski wolały siedzieć bliżej niego. Praktycznie wieszały się Michaelowi na szyję, co wykorzystywał. Mój przyjaciel nawet nie musiał wysilać się na żaden podryw. Panienki oddawały mu się jak na tacy. Jednak Willow nie była jak inne dziewczyny. Nie dała się urokowi mojego przyjaciela. Momentami miałem wrażenie, że się nim brzydziła. Miło, że wolała znajdować się bliżej mnie. Jeden zero dla mnie, dupku! Wcale nie musiałem stawać w obronie dziewczyny. Poradzi sobie z odzywkami mojego przyjaciela. Jeszcze pójdzie mu w pięty. Chociaż akurat jemu ta wymiana zdań sprawiała przyjemność, co kazało mi myśleć, że był debilem. Jednak jego głupie zachowanie to bariera ochronna. Znałem go zbyt dobrze, żeby wiedzieć, czemu bronił się akurat w ten sposób.

– Właśnie – dodałem.

– Połknęliście kije, czy zawsze mieliście je w dupach? - Spojrzał na nas zaskoczony.

Zazwyczaj robił z siebie durnia w towarzystwie. Uznał, że to dobre podejście. Chociaż wielu znajomych się przez to od niego odwróciło, ale widocznie nie było sensu marnować na nich swojego czasu, skoro nie odpowiadało im poczucie humoru kumpla. Michael nie traktował poważnie ludzi ani życia. W większości, bo gdy robiło się gorzej, potrafił zachować się odpowiednio do sytuacji. Przekonałem się o tym na własnej skórze. Pomógł mi jak nikt inny i nigdy mu tego nie zapomnę. Na co dzień twierdził, że żyjemy zbyt krótko, żeby być poważnym. Miał w sumie trochę racji, ale nie każdemu udawało się beztrosko podchodzić do swoich problemów. Czasami wydawało mi się, że byłem do tego zdolny, ale wieczory były trudne. Zwłaszcza te na trzeźwo. Dlatego przed snem piłem albo brałem leki na sen. Chociaż ostatnio zasypianie szło mi o wiele lepiej. Może, dlatego że bardziej skupiałem się na problemach Chevrolet niż własnych.

– A ty zawsze byłeś takim dupkiem? – odgryzła się.

Nie wiedziałem, czy powinienem się wtrącić. Miło byłoby obserwować ich uroczą wymianę zdań.
Chyba się nie pokłócą. Mogliby się chociaż tolerować. Zdecydowałem się, że im nie przerwę i z rozbawieniem będę obserwować wymianę zdań między Chev i Michaelem. Przynajmniej do momentu, aż dziewczyna nie będzie wkurzona. Wolałem się jej nie narażać. Nadal nie byłem pewny, czy stwarzała jakieś zagrożenie. W porównaniu do mnie pewnie potrafiłaby przetrwać bez pomocy innych. Nie zastanawiałem się, co mogła przeżywać przez całe życie, ale na pewno nie wychowywała się w bogatym domu, gdzie zawsze miała wszystko podstawione pod nos. Nie, wtedy nie zdecydowałaby się z tego zrezygnować. Michael nie powinien zapominać, że Chevrolet przybyła z Detroit. Możliwe, że położyłaby na ziemię nas obu albo że chowała w kieszeni scyzoryk, który w każdej chwili mogła użyć. Nic nie potrafiłem poradzić, że miałem złe zdanie na temat ludzi, którzy stamtąd pochodzili. Przez lata wpajano mi się, że to miasto było najlepszym miejscem dla przestępców i gangów, jakby w innych nic złego się nie działo. Nie byłem aż tak naiwny, ale Detroit zawsze było dla mnie przerażające.

– Zawsze. - Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.

No tak. Zapomniałem uprzedzić, że Mike miał dziwne poczucie humoru i obrazy raczej traktował, jak komplementy. Przynajmniej do czasu, aż ktoś nie powiedział, że ma małego. Wtedy po prostu ściągał spodnie. Naprawdę to robił i nie przejmował się widownią. Jak sam twierdził, nie musiał się wstydzić swojego wielkiego przyrodzenia. Nie raz miał z tego powodu kłopoty. Jednak niczego go to nie nauczyło. Wolałbym, żeby nie zdejmował gaci przy Willow. Miałaby przez to koszmary. Nie każda dziewczyna chciała oglądać nagiego faceta, z którym się nie spotykała, nawet z wielkim kutasem.

– To nie był komplement – burknęła.

Nie znała Michaela. Łatwiej było odpuścić sobie odpowiadanie na jego zaczepki. Nerwy nic nie dały. Naśmiewał się jeszcze bardziej. Nauczyłem się traktować jego żarty lekceważąco. Czasami jeszcze mu odpowiadałem, ale zazwyczaj nie reagowałem. Chevrolet też powinna zacząć tak robić, a za jakiś czas jej odpuści. Nie chciałbym, żeby się na niego obraziła. Wolałbym spędzać czas z nimi razem niż pozwolić, żeby dziewczyna znowu zadała się z jakimś podejrzanym typkiem, który mógłby ją skrzywdzić. Nie mogłem ratować jej za każdym razem. Tym bardziej że nie zawsze będę w pobliżu. Nadal zastanawiałem się, czemu Willow tamtego dnia nie zareagowała nerwami, gdy chłopak podniósł na nią rękę. Byłem przekonany, że potrafiłaby się przed nim obronić bez żadnego problemu albo że poprosiłaby mnie o pomoc z wygonieniem go z mieszkania. Nie zrobiła żadnej z tych rzeczy. Niestety nie zapytałem jej o to, licząc, że kiedyś sama mi powie.

– Dla mnie tak.

– Z kim ty się zadajesz? - Spojrzała na mnie.

Czasami sam się nad tym zastanawiałem. Chociaż nie miałem na co narzekać. Mogłem trafić o wiele gorzej. Lubiłem swoich znajomych, nawet gdy zachowywali się, jak banda idiotów. Jednak Michael był dobrym przyjacielem. Znaliśmy się od lat i wspólnie przeżywaliśmy wzloty i upadki. Oczywiście moich upadków był więcej. Przyjaciel był przy mnie w najgorszych chwilach. W chwilach, gdy wolałbym zniknąć. Jako jedyny mnie wspierał. Wtedy przekonałem się, ile znaczyła dla niego nasza przyjaźń. Byłem zadowolony, że miałem obok kogoś takiego, jak on, mimo że twierdził, że nie zrobił nic specjalnego. Chciałbym móc się kiedyś odwdzięczyć, ale miałem nadzieję, że nigdy nie znajdzie się w takiej pojebanej sytuacji, jak ja kilka lat temu. Przynajmniej jego rodzina była normalna jak moja do pewnego czasu.

– Z bandą idiotów. - Wstałem po kolejne piwo. – Pijecie jeszcze? Mogę was zostawić na chwilę? Czy potrzebujecie kagańca?

Musiałem załatwić alkohol. Inaczej do końca wieczora będę wysłuchiwał ich zaczepek. Nie miałem na to ochoty. Mogliśmy się dobrze bawić, a na trzeźwo szło nam kiepsko. Chciałem się wyluzować, a nie mogłem, gdy pilnowałem, żeby Chevrolet przypadkiem nie obraziła się na słowa mojego przyjaciela. Wiedziałem, że niedługo Michael zacznie wyrywać panienki. Wystarczyło, że wypatrzy dziewczyny, gapiące się na niego i zostawi nas. Nigdy sobie nie odpuszczał, a powinien. Tym bardziej że zarywał do zajętych panienek. Kiedyś się doigra. Już kilka razy pobił się z kolesiami o dziewczyny. Najgorsze, że nie miał żadnych wyrzutów sumienia. W sumie miał rację, gdy mówił, że one były zainteresowane i widocznie znudzone swoimi związkami, skoro oglądały się za nim.

– To mogłoby być interesujące. - Rozbawiony spojrzał na Chev. – Nie pogryziesz mnie?

– Nie mam zamiaru się do ciebie zbliżać.

I dobrze. Niech zostanie na swoim miejscu, a na pewno nikomu nic się nie stanie. Wcale nie bałem się o przyjaciela. Nawet jeśli dostałby liścia w twarz, byłby zadowolony. Chociaż liczyłem na to, że obejdzie się bez rękoczynów. Nie chciałem, żeby Chevrolet stąd wyszła. Zapewniłem ją, że będziemy dobrze się bawić. Wyjście z nami było o wiele lepsze niż gdyby miała zostać sama w domu. Zapewne znowu by się dołowała. Gdyby się wkurzyła i zdecydowała wracać, musiałbym wrócić z nią do mieszkania. Chciałem się dzisiaj dobrze bawić w gronie przyjaciół. Nawet nie myślałem o podrywach. To jeszcze dla mnie za wcześnie. Leczyłem serce po ostatnim związku. Wolałem, żeby w tym czasie żadna kobieta nie namieszała mi w głowie. Z jednej strony liczyłem jeszcze, że moja była dziewczyna pójdzie po rozum do głowy i chociaż mnie przeprosi. Nie to, żebym chciał do niej wrócić. Nie zrobiłbym tego. Niestety okazało się, że znalazła sobie faceta, który oświadczył jej się po miesiącu związku. Już nawet planowali swój idealny ślub, czym chwalili się na Facebooku każdego dnia. To chore. Chyba powinienem wywalić ją ze znajomych, żeby nie musieć tego oglądać.

– Świetnie. - Spojrzałem na nich. – Zaraz wracam.

Powoli oddalałem się, zerkając w stronę przyjaciół. Gdy upewniłem się, że nic złego się nie działo, ruszyłem pewniej w stronę baru. Musiałem się napić i to szybko. Zapewne dzisiaj będę potrzebował więcej alkoholu, żeby poczuć się lepiej. Przy barze zaczęła mnie podrywać jakaś ładna dziewczyna. Zawiesiłem na niej wzrok, ale to tyle. Nie odezwałem się, mimo że zdążyła już mi się przedstawić. Kiwnąłem tylko głową i zabrałem swoje piwa. Powinienem być miły albo chociaż powiedzieć, że nie byłem dzisiaj zainteresowany jej towarzystwem i że mogła spróbować innego dnia. Jednak to bez sensu. Zostałbym z nią dłużej, gdyby nie wizja bijących się Chevrolet i Michaela albo, co gorsza się całujących. Wzdrygnąłem się, gdy sobie to wyobraziłem. Ten obraz sprawił, że prawie biegiem do nich wróciłem. Na szczęście siedzieli w ciszy. To mnie uspokoiło. Jednak nagle zainteresowali się mną, jakby się coś stało. Musiałem się uspokoić.

– Biegłeś? - Mike spojrzał na mnie, unosząc brew.

– Prawie. - Rozbawiony postawiłem przed nimi drinki.

Nagle cała ta sytuacja zaczęła mnie bawić. Gdyby nie Chevrolet zachowałbym się zupełnie inaczej. Oszalałem. Nie chciałem opowiadać o lasce przy barze. Tym bardziej że nie umiałem wytłumaczyć tego, że ją olałem. Przyjaciel zacząłby mnie do niej wyganiać albo się ze mnie naśmiewać, że się przestraszyłem. Wolałem uniknąć tej żenady. Zerknąłem na Chev, ale nie powiedziałem nic. To nie był najlepszy czas na podrywanie dziewczyn. Jeszcze nie. Może w następnym tygodniu będę w lepszym nastroju. Poza tym nie zamierzałem zostawić Chevrolet samej z Michaelem, który niedługo pewnie się zwinie, żeby bzyknąć jakąś panienkę. Dziewczyna nie powinna zostać w klubie sama, bo zaczną kręcić się przy niej podejrzane typy. Akurat byłem pewny, że ona nie miała ochoty na podrywy, które mogły okazać się nachalne, a nie powinna wracać do domu beze mnie albo Michaela.

– Gonił cię ktoś? - Chev rozejrzała się dookoła.

Nawet nie chciałem wiedzieć, co sobie teraz o mnie myślała. Nie byłem wariatem. Gdybym powiedział, że wyobraziłem sobie ich całujących, zapewne zleciałbym z siedzenia albo usłyszałbym tysiące wyzwisk z ust Chevrolet. To miał być miły wieczór. Zerknąłem w stronę baru, ale dziewczyna miała już inne towarzystwo i była z niego bardzo zadowolona. Uśmiechała się szeroko. Zwłaszcza że koleś dotykał jej kolana i nie zapowiadało się, żeby na tym przestał. To mogłem być ja. Trudno. Następnym razem może ulegnę. Jednak nie zamierzałem żałować. Niby czego? Chociaż brakowało mi seksu. Samodzielne zaspokajanie się nie wystarczało, a wytrzymałem prawie dwa miesiące. Niektórzy by nie wytrzymali. Zwłaszcza mój przyjaciel.

– Nie. - Usiadłem obok niej.

Gadaliśmy dłuższy czas, śmiejąc się z żartów Michaela. Wygadywał głupoty i myślał, że Chev mu uwierzy. Chyba zapominał, że nie była naiwną idiotką, którymi otaczał się na co dzień. Poza tym dziewczyna też raczyła nas kilkoma żartami. W pewnym momencie znalazła się bliżej mnie, a moja ręka mimowolnie znalazła się za nią i co jakiś czas muskałem palcami jej ramię. Musiałem się opamiętać, chociaż chęć dotykania Chevrolet zgoniłem na alkohol. Dlatego uznałem, że więcej nie wypiję. Oczywiście miałem rację co do Michaela. Wiedziałem, że nie wysiedzi z nami do końca imprezy. Zaczął się z nami żegnać.

– Odwaliło ci? – spytała Chev, gdy wskazał na laskę, która wpadła mu w oko.

– Tak. - Uśmiechnął się szeroko, uciekając od nas.

Nie widziałem nic dziwnego w jego zachowaniu. Zobaczył jakąś blondynkę przechodzącą obok nas i od razu za nią ruszył. Bez żadnego uprzedzenia nas, że nie wróci. Często tak robił, więc się przyzwyczaiłem. Nie będziemy na niego czekać. Jednak Chev siedziała zaskoczona, obserwując, co wyprawiał. Chciało mi się z niej śmiać. Musiałem uprzedzić, że zobaczy jeszcze gorsze akcje z udziałem mojego przyjaciela. Powinna się przyzwyczaić albo po prostu śmiać razem ze mną.

– Czy on wstydu nie ma? - Zerknęła na mnie. – Przecież ona nawet nie jest zainteresowana.

Wiedziałem o tym, ale Mike potrzebował czegoś więcej niż zwyczajnego nie. Dziewczyna będzie musiała go uderzyć albo wezwać ochronę. Wolałem, żeby zarobił w twarz. Przynajmniej będę mógł się z niego naśmiewać. Poza tym mój przyjaciel wiedział, że nachalność działała. Przekonał w ten sposób do siebie kilka kobiet, które później się w nim zakochiwały. To było akurat słabe, bo on nie chciał zostać z nimi dłużej. Chodziło mu tylko o dobrą zabawę.

– Zrozumie, jak dostanie w twarz. - Zaśmiałem się, bo spojrzałem na przyjaciela akurat w chwili, gdy blond panienka, której nie dawał spokoju, uderzyła go.

Czyli mogłem się spodziewać, że za chwilę do nad wróci. Miałem nadzieję, że oznaczało to, że opuścimy w końcu ten lokal. Musiałem wyjść, bo bałem się zostać dłużej sam na sam z Chev, będąc pod wpływem alkoholu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro