37.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jakoś udało mi się uspokoić Chev i zatrzymać w domu. Próbowałem jej wszystko wytłumaczyć. Wydawało mi się, że rozumiała moje zachowanie. Jednak to nie trwało zbyt długo. Kilka dni. Zadzwoniła do rodziny swojego brata i poprosiła o spotkanie. Chyba nie docierało do niej, że nie miała prawa stawiać żadnych warunków. Powinna przedstawić swoje zamiary i czekać, co dalej. Przynajmniej uszanowała moje zdanie i doszła do wniosku, że miałem rację w kwestii skontaktowania się z rodziną brata. W końcu! Ludzie byli zaskoczeni jej telefonem, ale powiedzieli, że się do niej odezwą. Zapewne mieli wiele do przemyślenia. Rozumiałem ich. Niestety moja dziewczyna nie zamierzała czekać cierpliwie. Uznała, że próbowali ją spławić i wcale nie zadzwonią. Nie powiedziałem, że myślałem tak samo. Przyznanie racji Chev w tej sytuacji było ogromnym błędem. Musiałem udawać, że czekaliśmy, aż rodzice brata mojej dziewczyny jakoś wyjaśnią mu całą sytuację.

Oczywiście przyjechałem z Chevrolet do Detroit, by dopilnować, żeby nie wpakowała się w tarapaty. Chociaż obawiałem się, że zostanę okradziony i pobity, gdy tylko wjadę do miasta. I wcale nie czułem się lepiej z myślą, że przecież Willow mieszkała tutaj przez lata i z nią powinienem czuć się bezpiecznie. Stare opowieści rodziców zrobiły swoje. Zastanawiałem się, czy gdyby wmówili mi, że w innym mieście działo się coś podobnego, też bym uwierzył. Byłem naiwnym dzieciakiem, więc pewnie tak. Chyba nigdy nie będę w stanie patrzeć na Detroit inaczej. Wolałbym, żeby Chev nie musiała wracać do tego miejsca. Dziewczyna próbowała zachować spokój. Jednak wiedziałem, że nie potrwa to długo. Niewiele rozmawialiśmy w drodze tutaj. Nie wiedziałem, co planowała. Nie podobało mi się to. Powinniśmy ustalić, co zrobimy najpierw. Potrzebowałem chwili na przemyślenie wszystkiego.

Jako że nie chciałem zostać w Detroit na długo, od razu udaliśmy się do rodziców brata Chev. Przez drogę do ich domu próbowałem zmusić dziewczynę do zmiany zdania. Na marne. Uważała, że miała prawo dowiedzieć się, co działo się z jej bratem. Nikt się z nami nie skontaktował. Zakłócaliśmy spokój obcych ludzi. Jednak na zmianę zdania było za późno, gdy znaleźliśmy się pod domem Państwa Kraft. Z zewnątrz wyglądał na zadbany. Oby w środku okazał się taki sam. Otworzyła nam kobieta po czterdziestce. Nie była zaskoczona na nasz widok. Czyżby spodziewała się nas? Wyglądała na zadbaną, co kazało mi myśleć, że dobrze opiekowała się swoim adoptowanym synem. Chociaż to będę mógł stwierdzić dopiero po rozmowie z nią. Samo to, że przyjęła nasze pojawienie się ze spokojem, sprawiło, że uznałem, że zechce nas wysłuchać i razem, coś wymyślimy.

– Jestem jego siostrą. - Chev prawie się rozpłakała.

– On tego nie wie. - Kobieta przeszywała ją wzrokiem.

Wcale nie musiała mówić, że nie podobała jej się nasza wizyta. Było po niej widać, że nie powinniśmy się tutaj pojawić. Gdyby tylko wiedziała, że byłem tego samego zdania, może potraktowałaby nas lepiej. Kobieta zapewne wolała odbyć rozmowę na swoich zasadach. Jednak wpuściła nas do środka. Rozglądałem się po salonie. Zauważyłem kilka zdjęć na ścianach. Pewnie na wielu z nich był brat Willow. Czy dziewczyna też je zauważyła? Zerknąłem na nią, ale skupiła się na kobiecie przed sobą. Trafiliśmy do domu normalnej rodziny. Takie odnosiłem wrażenie. Zazwyczaj nie myliłem się w ocenie ludzi. To powinno uspokoić moją dziewczynę. Czy chłopiec był tutaj? Pewnie nie. Inaczej jego matka by nas nie wpuściła. Zapewne chciała trzymać go z dala od siostry. Przynajmniej, zanim dowie się, czego chciała. Mieliśmy mało czasu na wyjaśnienie czegokolwiek. Sam nie wiedziałem, od czego zacząć. Chev miała przeprowadzić tę rozmowę.

– Mieliście mu powiedzieć – odezwała się z pretensją.

– Myślisz, że to trwa dwa dni?

Uprzedzałem swoją dziewczynę, że potrzeba więcej czasu na podjęcie decyzji. Zwłaszcza że ta decyzja zaważy na życiu naszym, chłopca i jego rodziców. Właśnie dlatego ważne było przed spotkaniem ustalić jakieś zasady. Byliśmy dorosłymi ludźmi, który mogli załatwić sprawy na spokojnie bez komplikowania życia kilkuletniemu dziecku. Jednak Chev wcale mnie nie słuchała. Jak zawsze uparte babsko musiało postawić na swoim, a ja głupi przyjechałem tutaj za nią, licząc, że w końcu pójdzie po rozum do głowy. Naprawdę próbowałem ją powstrzymać przed przyjazdem, ale tłumaczenie tego obcej kobiecie nic by nie dało. Pewnie nawet by mi nie uwierzyła, bo niby czemu? Byłem tutaj w towarzystwie swojej dziewczyny. Poza tym naraziłbym się Chevrolet, że kolejny raz nie trzymałem jej strony. Mogłem stać i obserwować, co się wydarzy. Oby tylko Chevrolet mnie nie rozczarowała.

– Tak.

Na pewno nie. Chev nie była idiotką. Zastanawiałem się, co ona, do cholery, wymyśliła. Miałem ochotę nią potrząsnąć. Chyba lepiej byłoby, gdybym sam spróbował opowiedzieć, czemu nachodziliśmy rodzinę brata Chevrolet. Zrobiłbym to, gdyby dziewczyna dopuściła mnie do głosu. Zależało nam, żeby upewnić się, że chłopiec wychowywał się dobrych warunkach. Tak ustaliliśmy w drodze tutaj. Jednak podejrzewałem, że moja dziewczyna znowu miała inne plany, którymi przestała się ze mną dzielić. Byłem na nią wściekły. Czy kobieta obok to zauważyła? Ile minie czasu, zanim każe nam opuścić swój dom? Wtedy będę musiał siłą wyprowadzić stąd Chevrolet. Czy ona w ogóle zauważyła, że byłem wkurzony i wcale nie podobało mi się, co wyprawiała? Obawiałem się, że to dopiero początek. Złapałem ją za ramię, żeby odciągnąć ją na bok i porozmawiać. Jednak wyrwała mi się, gdy zauważyła jakiś ruch na schodach. Zerknąłem tam.

– Kto to? – spytał chłopiec.

O nie. Przerażony spojrzałem na kobietę. Powinna zabrać go na górę. Lepiej, żeby dzieciak nie brał udziału w tej rozmowie. Jak niby mieliśmy mu wyjaśnić, kim byliśmy? Nie chciałem go przestraszyć. Nie wiedziałem, co odbije Chev. Pierwszy raz zobaczyła swojego brata, o którym jeszcze kilka tygodni temu nie miała pojęcia. Zerknąłem na nią. Wpatrywała się w dziecko w ciszy. Nie wiedziałem już, kto był bardziej przerażony tym spotkaniem. Starałem się zachować spokój i stanąć bliżej Willow. Naprawdę byłem gotów zatrzymać ją przy sobie. Lepiej, gdyby się nie odzywała. Matka chłopca powinna wytłumaczyć mu tę sytuację. Nie mieliśmy prawa się wtrącać. Czy powinienem wyprowadzić swoją dziewczynę z domu, zanim powie coś głupiego? Byłem zdezorientowany. Nie chciałem utrudniać Chevrolet kontaktu z bratem. Byłem po jej stronie. Wiedziałem, że cierpiała, ale niewiele mogłem dla niej zrobić. Musiała pomyśleć o tym, jak czuł się jej brat.

– Jestem twoją siostrą. - Podeszła do chłopca.

Od razu położyłem jej dłonie na ramionach. Nie chciałem, żeby przestraszyła brata. Lepiej, gdy zostanie przy mnie. Musiałem zareagować, gdyby jej odbiło. Poza tym nie powinna od razu wyskakiwać z czymś takim. Najlepiej byłoby się po prostu przywitać i zapytać go o imię. Na pewno wtedy dzieciak byłby mniej przerażony. Może udałoby się z nim porozmawiać. Jego matka wykazała się ogromną cierpliwością, pozwalając dziewczynie kontynuować rozmowę z bratem. Chociaż wolałbym, żeby zabrała syna i nas wyprosiła. To przyniosłoby mniej szkód. Chyba że kobieta próbowała udowodnić, że moja dziewczyna była wariatką, o czym wspomni w sądzie, gdy złoży papiery o zakaz zbliżania się do jej rodziny. Właśnie dlatego Willow powinna dobierać odpowiednie słowa. Od tej wizyty zależało, czy w przyszłości będzie mogła spotykać się z bratem. Mogłem jej o tym przypomnieć w drodze tutaj, ale uznałem, że doskonale o tym wiedziała.

– Nie mieszkasz z nami. - Zmarszczył brwi.

– Ci ludzie się tobą tylko opiekują. - Złapała go za ręce.

Uśmiechnąłem się do chłopca, licząc, że uzna słowa Chevrolet za żart. To nie tak miało wyglądać. Ścisnąłem mocno ramiona dziewczyny, na co się skrzywiła. I dobrze. Musiałem ją stąd zabrać. Natychmiast. Wolałbym, gdyby nie zrobiła mi tutaj awantury. Wyszłaby na szaloną. Chłopiec był zdezorientowany. Rozumiałem go i chciałbym, żeby nie przejmował się słowami dziewczyny. Naprawdę chciała zburzyć jego świat? Sama cierpiała przez swoich rodziców latami, a teraz zamierzała to samo zafundować bratu? Zachowała się jak pieprzona egoistka, co zamierzałem jej wytknąć. To nie był nastolatek, który próbował ją zrozumieć tylko mały chłopiec, który pewnie kochał swoich zastępczych rodziców. Być może byli jedynymi rodzicami, jakich znał. Nie wiedziałem, kiedy dokładnie matka oddała go do adopcji. Najprawdopodobniej krótko po porodzie. Może chciała ukryć dziecko przed mężem, żeby nie dowiedział się o jej zdradzie.

– Nie. To moi rodzice. - Spojrzał na swoją matkę.

– Willow żartuje. - Kobieta uśmiechnęła się, przyciągając go do siebie.

Udawała, żeby nie przestraszyć syna. Zapewne była wściekła. Naprawdę miałem dość. Zastanawiałem się, czy nie wyjść i zostawić Willow samą. Co by się wtedy stało? Czy kobieta wezwałaby policję, czując zagrożenie ze strony dziewczyny? Czy zostałaby aresztowana? Czy wtedy poprosiłaby mnie o pomoc? Przyciągnąłem Chev do siebie, ale to wcale nie powstrzymało jej przed kontynuowaniem swojego głupiego gadania. Kiedy powinienem skierować się z nią do wyjścia? Na jak dużo pozwoli jej matka chłopca? Czekałem, bo sam nie potrafiłem podjąć decyzji. Nie podobało mi się to. Chciałem, żeby matka chłopca w końcu nas wygoniła i zakończyła ten cyrk. Czułem, że po wyjściu stąd Willow się do mnie nie odezwie. Miałem to gdzieś. Zrobiła źle i nie zamierzałem tego tolerować. Cierpienie dziewczyny nie było żadnym wytłumaczeniem jej zachowania. Przynajmniej dla mnie.

– Wcale nie. - Dziewczyna patrzyła na niego. – Zabiorę cię do domu.

Co? Przegięła. Odsunąłem się od niej na chwilę, żeby zapanować nad swoim gniewem. Bałem się, że puszczą mi nerwy. Nawet nie rozmawialiśmy o zabraniu jej brata do siebie. Nie było takiej możliwości. Na pewno nie przy pierwszym spotkaniu z nim, które spieprzyła. Ona oszalała. Nie mogła podjąć takiej decyzji sama. Rodzice adopcyjni mieli pełne prawa do chłopca. My byliśmy dla niego obcymi ludźmi, którzy właśnie zapewnili mu traumę. Czy dziewczyna myślała, że po czymś takim miała jeszcze szanse na zbliżenie się do brata? Jego matka byłaby większą wariatką od niej, gdyby na to pozwoliła. Musieliśmy wyjść. Odciągnąłem Chev od chłopca. Spojrzała na mnie zaskoczona, ale nic nie powiedziała. Na szczęście. Chociaż myślałem, że mi się wyrwie i wtedy bym na nią nawrzeszczał. Miałem ochotę w końcu to zrobić. Wszystko zrujnowała. Czy zdawała sobie sprawę, że mogła już nie zobaczyć brata, że on się jej bał?

– Nigdzie go nie zabierzesz! - Kobieta podniosła głos.

Jasne, że nie. Nie pozwoliłbym jej na to. Chłopiec miał rodzinę, która o niego dbała. Pewnie, bylibyśmy w stanie się nim zająć, ale nie zamierzałem nikomu odebrać dziecka. Nie wiedziałem, co sobie myślała o mnie kobieta, ale wcale nie wspierałem wariactwa swojej dziewczyny. Próbowałem nad nią zapanować, ale moja obecność wcale jej nie hamowała. Gdybym wiedział, co się tu stanie nigdy bym nie przyjechał. Byłem z nią tutaj po to, żeby nie zrobiła nic głupiego. Niestety nie udało mi się wiele zrobić. Nawet nie chciałem myśleć, co gorszego w stanie byłaby wymyślić Chev, gdyby przyjechała tutaj sama. Powiedziałem jej cicho, żeby odpuściła i że czas najwyższy już wyjść. Jednak wcale nie ruszyła się w stronę wyjścia. Co jeszcze miała zamiar powiedzieć? Nic już nie zmieni. Bez sensu było pogarszać swoją beznadziejną sytuację. Czekała aż kobieta sama wyprosi ją ze swojego w domu? A może zamierzała poczekać na policję? Zamierzałem wyjść sam.

– Nie pojadę z nią. - Chłopiec wyulił się w matkę.

– Oczywiście, że nie. - Głaskała go po głowie. - Przeginasz – odezwała się do dziewczyny.

– Ja? – spytała zaskoczona. – Nie jest twoim dzieckiem.

Jezu, czy ona mogła się zamknąć? Chłopiec nie musiał tego słuchać. Powinna, chociaż poczekać aż odejdzie. Sam miałem ochotę wyjść i zostawić ją z kobietą, ale bałem się, jak to się skończy. Zapewne przyjechałaby policja i Willow dostałaby jakiś zakaz. Jednak Chev jednego mogła być pewna. Czekała nas kłótnia i wcale nie zamierzałem się powstrzymywać przed powiedzeniem, co naprawdę myślałem o jej zachowaniu. Była idiotką, że zmarnowała swoją szansę. Czy nie przemyślała, że lepiej było zrobić dobre wrażenie na matce zastępczej swojego brata i trzymać jej stronę? Może wtedy kobieta zrozumiałaby, że dziewczyna chciała mieć z nimi kontakt i nie stanowiła zagrożenia. Może wymagałoby to więcej wizyt oraz czasu, ale było chyba warto. Jednak Chevrolet uznała, że wszystko spieprzy i jeszcze zapowiedziała, że chce zabrać brata do siebie. To pojebane. Na miejscu matki chłopca po dzisiejszej akcji trzymałbym jego siostrę z dala od nich.

– Twoim też nie. Javi, idź na górę. - Popchnęła chłopca lekko w stronę schodów.

Maluch posłusznie poszedł na górę. Widocznie wcale nie chciał zostać z nami dłużej. Był przestraszony, że ktoś obcy mógł go zabrać ze sobą. Zakłóciliśmy jego spokój. Nie chciałem namieszać mu w głowie. Willow miała tylko zobaczyć, że wszystko u niego dobrze. Nawet nie mogłem go zapewnić, że nikt nie zabierze go od rodziców. Wcale nie dlatego, że nie chciałem się nim zajmować. Byłbym w stanie to zrobić, gdybym zauważył, że nowi rodzice go zaniedbywali. Jednak nie miałem im nic do zarzucenia. To my okazaliśmy się wariatami. Chłopiec miał tutaj ludzi, którzy o niego dbali, nic złego mu się nie działo. Zapewnili mu bezpieczeństwo i spokój. Nie powinniśmy mieszać mu w głowie. Przynajmniej wiedzieliśmy, że opiekowali się nim dobrzy ludzie. Jego biologiczna matka nie była w stanie zapewnić mu normalnego dzieciństwa. Szkoda, tylko że kilka lat temu nie skontaktowała się z córką i nie dała jej pod opiekę brata, ale wtedy Chevrolet pewnie nie byłaby w stanie zapewnić mu nic. Powinna się cieszyć, że jej brat miał lepsze dzieciństwo niż ona.

– Willow, odpuść. - Spojrzałem na nią wkurzony.

– Javi, ma tutaj dobrze – odezwała się kobieta. – Jest synem mojego brata. I zostanie ze mną! – podniosła głos. – Twoja matka... Nie zadbała o ciebie i jego też się pozbyła, gdy dowiedziała się, że nie jest synem twojego ojca.

– Nieprawda! – krzyczała.

Dziewczyna nie wiedziała, jak było naprawdę. Poza tym kobieta wiedziała o tym, że Willow została porzucona przez rodziców. Zapewne znała wcześniej jej rodzinę albo Pani Martin wszystko opowiedziała. Sam byłem w stanie uwierzyć, że matka mojej dziewczyny od razu oddała syna i wcale się nim nie przejmowała. Przynajmniej dzieciak nie został sam. Nie musiał się niczym martwić. Żaden obcy człowiek go nie wykorzystał. Miał kochających rodziców. Przecież Willow matka też porzuciła. I to dwa razy! Czemu dziewczyna nie dostrzegała prawdy? Przeżyła ten koszmar. Poza tym w ten sposób nie ułatwiła sobie sprawy z bratem. Żaden sąd nie pozwoliłby jej zabrać dziecka do siebie. Nie potrafiliśmy stworzyć odpowiednich warunków, a obecna rodzina Javiego mogła prosić o badania psychiatryczne Willow. Jej zachowanie nie było normalne. Rozumiałem cierpienie dziewczyny, ale to nie powód, żeby niszczyć życie niewinnego dziecka.

– Willow. - Spiorunowałem ją wzrokiem.

Powinniśmy wyjść. Wydawało mi się, że nic więcej już nie było do powiedzenia. Nasza wizyta była okropna. Nie przewidziałem, co się wydarzy. Gdybym wiedział, co odwali Chev, nigdy bym tutaj nie przyjechał. Uprzedziłbym Panią Kraft o zamiarach swojej dziewczyny. Zapewne szybko pożałowałbym tej zdrady, ale zaoszczędziłbym Javiemu strachu. Współczułem temu dzieciakowi. Zaopiekowałem się jego siostrą. Starałem się, żeby miała dobre życie u mojego boku, ale na marne. Zawsze będzie brakowało jej rodziny. Nie zastąpię ich, choćbym nie wiem, jak bardzo próbował. Miałem wrażenie, że moja dziewczyna właśnie przekreśliła szanse na kontakty z bratem. Przynajmniej wiedziała, że chłopcu niczego nie brakowało. To powinno ją uspokoić. Kraftowie na pewno dobrze go wychowają. Jednak zdawałem sobie sprawę z tego, że dla Chevrolet to za mało. Chciałaby mieć brata przy sobie.

– Prawda! - Rzuciła przed nią teczkę. – Wezwę policję, jak pojawisz się tutaj jeszcze raz bez uprzedzenia.

Zabrałem teczkę i pchnąłem Chevrolet w stronę wyjścia. Nie mogłem pozwolić jej powiedzieć nic więcej. Lepiej, żeby się nie pogrążyła. Na szczęście nie protestowała. Ulżyło mi. Zajrzymy do teczki później. Na pewno znajdziemy tam wiele informacji dotyczących rodziny Martin. Byłem wściekły na swoją dziewczynę. Momentami jej nienawidziłem i rozumiałem, że matka zastępcza jej brata mogła ograniczyć nam kontakt z nim. Oby tylko stąd nie wyjechała. Nie pozwolę Michaelowi kolejny raz się czegokolwiek dowiedzieć. Willow zjebała sprawę i pewnie szybko nie spotka się kolejny raz z bratem, o ile w ogóle jeszcze dostanie taką szansę. Mogła mieć o to pretensje tylko do siebie. Moja cierpliwość do dziewczyny się skończyła.

Przez całą drogę do motelu nie odezwałem się słowem do Chevrolet, mimo że ona gadała coś pod nosem. Nie obchodziło mnie, co miała do powiedzenia. Nie chciałem na nią wrzeszczeć. Przynajmniej nie, gdy prowadziłem auto. Nasza rozmowa na pewno skończy się kłótnią. Wiedziałem tylko jedno. Musieliśmy jak najszybciej opuścić Detroit. Nie mieliśmy już po co tutaj zostać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro