47.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Totalnie wkurwiony wróciłem do mieszkania. Nie panowałem nad sobą. Myślałem, że w drodze tutaj uda mi się uspokoić, ale cały czas czułem się źle, z tym że zaufałem komuś, kto mnie zdradził. Nienawiść rosła we mnie z każdym kolejnym krokiem. Nie uważałem jednak, że powrót do mieszkania to lepszy pomysł niż to, co zamierzałem zrobić wcześniej. Przynajmniej później nie miałbym wyrzutów sumienia. Jednak doszedłem do wniosku, że matka mogła poczekać. Dorwę ją na pewno. Choćbym miał szukać pod ziemią. Miałem sobie do wyjaśnienia kilka spraw z Willow. Ważnych spraw. Po tym będzie mogła się wynieść. Nie obchodziło mnie już co się z nią stanie. Nie spędzę życia z dziewczyną, która zamierzała wspierać moją matkę! Morderczynię! Gdy przypomniałem sobie, że Willow wpuściła ją do mojego mieszkania, złość wzrastała. Nienawidziłem każdego, kto rozmawiał z moją matką. Nienawidziłem wszystkich ludzi, którzy jej współczuli. Byli tak samo zepsuci, jak ona.

– Była tutaj! – wrzasnąłem, gdy tylko zauważyłem Chevrolet.

Nie wyglądała na zaskoczoną moim wybuchem złości. Jasne, że nie. Przecież zdawała sobie sprawę z tego, że w końcu dowiem się, że moja matka znalazła sposób, żeby mnie znaleźć. Czemu dziewczyna jej nie spławiła i nie powiedziała, że mnie nie znała? Wtedy mielibyśmy spokój. Jednak Chev chciała się dowiedzieć czegoś więcej o mojej rodzinie. Nie wystarczyły jej moje opowieści. Musiała wysłuchać drugiej strony. Czy uznała, że kłamałem? Doskonale wiedziała, o kim mówiłem. Znała moją historię i zdawała sobie sprawę, że nic nie wkurwiało mnie bardziej niż własna matka. Budziła we mnie najgorsze cechy. Sprawiała, że bałem się samego siebie. Poza tym dziewczyna nawet nie zamierzała udawać, że nie wiedziała, o czym mówiłem. Chyba nie myślała, że wszystko było dobrze. Aż tak głupia nie była. Zachowała się nie fair w stosunku do mnie. Do najważniejsze osoby, bo do tej pory uważałem, że właśnie taki dla niej byłem. Pokazała, ile dla niej znaczyłem. Nic. Nie musiała się, więc ze mną męczyć.

– Tak, ale... – przerwałem jej.

Nie chciałem słuchać żadnych pierdolonych wyjaśnień. Uważałem każde słowo dziewczyny za kłamstwo. Nie pozwolę jej robić ze mnie idioty. Powinna oszczędzić mi słuchania bzdur, które wymyśliła na biegu. Chyba że przygotowała się do tej kłótni wcześniej. Przecież zdawała sobie sprawę z tego, że kiedyś poznam prawdę. Matka nie miała prawa przekroczyć progu tego mieszkania. Już nie należało do niej. Nie chciałem nawet myśleć o tym, że weszła tutaj, jakby nadal czuła, że to jej miejsce. Straciła je lata temu. Bezmyślnie oddała wszystko facetowi, który jej nie szanował. Pozwoliła mu nawet zniszczyć własnego syna. Nic się dla niej nie liczyło. Czemu miałbym uwierzyć, że kobieta chciała cokolwiek zmienić? Nie zasłużyła na żadną szansę. Nie, bo jej kilkuletni synek zmarł przez nią! Chevrolet nie mogła z nią rozmawiać. Pewnie uznała, że dowie się czegoś więcej niż ode mnie, ale matka nie była żadnym wiarygodnym źródłem informacji. Na szczęście na sali rozpraw nic nie powiedziała. Mimo to i tak wzbudziła współczucie pewnych osób. Nienawidziłem ich za to, że nie zauważyli w niej morderczyni. Zwłaszcza że ich opinia miała wpływ na wyrok mojej matki. Przez tamtych ludzi nie dostała dożywocia, na co liczyłem. Nawet nie chciałem wyobrażać sobie, że mogła wzbudzić współczucie w mojej dziewczynie. Co sobie myślała o mnie po tym, co naopowiadała moja matka? Miała mnie za okropnego syna i brata? Niech spieprza z mojego życia. Nie przejmowałem się już Chevrolet.

– Nienawidzę jej! – wrzeszczałem. – Nie ma prawa tutaj przyłazić!

– Wiem, ale...

– Czemu mi, kurwa, o tym nie powiedziałaś?! - Patrzyłem na nią wściekły.

Nie sądziłem, że kiedyś będę w stanie znienawidzić Chev. Myślałem, że ona jedna zrozumie mnie w każdej kwestii, że nie będę musiał jej nic tłumaczyć. Zwłaszcza jeśli chodziło o brak kontaktu z rodziną. Próbowałem się uspokoić. Niestety cały czas czułem złość. Dziewczyna mnie okłamała! Pewnie mniej zabolałoby, gdyby zdradziła mnie z jakimś facetem. Chciałem dowiedzieć się tylko, czemu nie powiedziała mi o wizycie matki, zanim opuści moje mieszkanie. Nie pozwolę jej zostać. Między nami koniec. Nie będzie żadnego ślubu. Nie obchodziło mnie, gdzie się podzieje. Poradzi sobie. Nie pierwszy raz zostanie sama. Miała jakieś pieniądze na wynajem. Znajdzie sobie kolejnego chłopaka. Mogła nawet poprosić o pomoc Michaela. Miałem to gdzieś! Chevrolet zniszczyła między nami wszystko. Chyba to wkurwiało mnie najbardziej. Szkoda, że nie przemyślała wcześniej, jakie będą konsekwencje jej rozmowy z moją matką. Czy wtedy podjęłaby inną decyzję? Nie chciałem się nad tym zastanawiać. Cokolwiek sobie myślała, spieprzyła. Nie wybaczę jej.

– Cade...

– Przestań! - Kręciłem głową. – Rozmawiałaś z nią! Za moimi plecami!

– Cadeb! – podniosła głos.

Nie miała prawa na mnie krzyczeć! Co ona, do cholery, sobie myślała?! Akurat Chevrolet nie mogła się na mnie wściekać. Niby za co? To ona popełniła błąd! Błąd, który przekreślił wszystko. Nienawidziłem jej! Niesamowite, że wystarczyło kilka godzin, żeby moje uczucia do dziewczyny się zmieniły. Powinna wyjść, zanim stracę cierpliwość. Dużo mi nie brakowało. Szkoda, że wcześniej nie wspomniałem jej, jak rzuciłem się na matkę. Nigdy bym nie posądził siebie o taką reakcję. Nie wiedziałem nawet, co mogło się stać, jeśli Chevrolet wyprowadzi mnie z równowagi. Nie miałem ochoty na nią patrzeć ani jej słuchać. Każde słowo dziewczyny odbierałem jako kłamstwo. Wcale nie chciałem skrzywdzić Chevrolet. Jednak mogłem nad sobą nie zapanować. Uprzedziłem ją. Sama będzie sobie winna tego, co stanie się, jeśli nie zejdzie mi z oczu. Zapominałem jednak, że dziewczyna była wariatką. Pakowała się w beznadziejne akcje.

– Wynoś się!

– Co? - Spojrzała na mnie zaskoczona.

W innych okolicznościach pewnie bym ją wyśmiał. Jednak wcale nie było mi do śmiechu. Bardziej do rozwalenia czegoś. Jednak pod ręką nie stał żaden przedmiot. Nawet ubrania dziewczyny nie walały się po salonie. Chyba nie myślała, że pozwolę jej zostać? Nie byłem naiwniakiem, który w pełni dał się omotać kobiecie. Chevrolet nie spodziewała się tego, że będzie musiała się wyprowadzić. Niespodzianka! Nie mogłem spędzić życia z dziewczyną, która wolała rozmawiać z moją matką niż uszanować to, że nienawidziłem tej kobiety. Sama myśl, że Chev mogłaby jej współczuć, powodowała, że czułem jeszcze gorszą złość. Namawianie mnie do tego, żeby zabrać ją na cmentarz, było niczym w porównaniu z tym, że za jakiś czas mogłaby wspomnieć o mojej matce i spróbować wymusić na mnie spotkanie z nią. Do tego nie mogłem dopuścić. Miałem dość. Chciałem wyjść, upić się. Jednak nie zamierzałem pozwolić Chevrolet dłużej zostać w swoim mieszkaniu. Dałbym jej nawet pieniądze, byle tylko zniknęła mi w końcu z oczu.

– Doskonale słyszałaś. Nienawidzę cię – wycedziłem.

Te słowa powinny przyjść mi z trudem, skoro jeszcze kilka dni temu wyznawałem dziewczynie, miłość. Niesamowite, jak szybko wszystko się zmieniło. Moje plany trafił szlag. A przecież chciałem ślubu. Byłem gotowy przyrzekać Chevrolet miłość na wieki. Pragnąłem jej. Byłem naiwniakiem. Zaślepiony współczuciem. Chciałem zapewnić dziewczynie szczęście. Zawiodłem się na jedynej osobie, której ufałem najbardziej. Nigdy nie powinienem zaufać w pełni żadnej dziewczynie. Czułem się okropnie, z tym że zaufałem Chev. Dlaczego akurat ona musiała mnie rozczarować? Czemu musiałem związać się akurat z nią? Nigdy nie powinienem się zbliżyć do Willow. Stanowiła same kłopoty od zawsze. Już pierwszego dnia to wiedziałem. Czemu uznałem, że ona będzie zawsze ze mną szczera i nie zrobi nic, co mogło mnie zranić? Może, dlatego że sam byłem gotów zrobić dla niej prawie wszystko. Czułem się jak idiota. Następne dni będą okropne. Wściekłość zastąpi cierpienie. Z tym trudniej będzie sobie poradzić. Jednak przetrwam to. Nie pierwszy raz, przecież poniosłem porażkę.

– Zamknij się! - Znalazła się przy mnie i chwyciła mocno moją twarz w dłonie. Chciałem się wyrwać. Jednak zwiększyła uścisk. – Nie zostawię cię tak samo, jak zrobiłeś ty, gdy chodziło o moich rodziców. Nie potrzebujemy ich, ale siebie nawzajem. Cade – patrzyła na mnie – jestem po twojej stronie. Zawsze. Nic, co powie twoja matka, nie sprawi, że od ciebie odejdę. Jej słowa nie mają żadnego znaczenia. Nie dla mnie, Cade.

– Rozmawiałaś z nią.

Nie byłem w stanie w to uwierzyć. Gdy Morrison wspomniał o mojej matce, która kręciła się w pobliżu, nie od razu obwiniłem Chevrolet. Jednak przypomniałem sobie, jak wspomniała o zabraniu jej na cmentarz. Nagle ta rozmowa wydała mi się dziwna. Głównie dlatego, że tylko raz rozmawialiśmy o moim braciszku. Więcej nie wracaliśmy do rozmowy o nim. Powiedziałem, że nie chciałem go wspominać. Uznałem, że dziewczyna to uszanowała. Jednak zmieniła zdanie i kilka dni temu zadała pytanie, które zmieniło wszystko. Właśnie dlatego wiedziałem, że Chevrolet rozmawiała z moją rodzicielką. Ciekawość dziewczyny względem mojej matki była tak silna, że zaryzykowała nasz związek. Nasze małżeństwo. Czy pomyślała o tym? Na pewno nie. Wtedy może by mi powiedziała, że kobieta tutaj przyszła. Jeszcze tego samego dnia zgłosiłbym na policję, że matka złamała zakaz zbliżania się. Żadne tłumaczenie Chevrolet nic nie da. Było za późno. Lepiej, gdy zacznie się pakować i zniknie mi z oczu. Musiała to zrobić. Nie byłem w stanie wybaczyć jej zdrady.

– Nie. - Głaskała mój policzek. – Ona gadała, ale mam gdzieś co mówiła. Jestem z tobą i nie obchodzą mnie słowa twojej matki. Nie mają żadnego znaczenia. Zawsze poprę cię. Niezależnie od tego, co się stanie, niezależnie od tego, jaka jest prawda. Cade, jestem z tobą.

Mieszała mi w głowie jak zawsze. Już sam nie wiedziałem, czy wierzyłem w słowa dziewczyny, czy chciałem, żeby to, co mówiła, było prawdą. Miałem dość. Powinienem zostać sam. Czemu Chevrolet nie mogła mi odpuścić? Może i nie rozmawiała z moją matką, ale wysłuchała jej. Na pewno gadała głupoty, żeby zmusić dziewczynę do przekonania mnie, żebym się z nią spotkał. Co sobie o mnie pomyślała Chev? Nie chciałem nawet myśleć, że była w stanie współczuć mojej matce. Kobiecie, która umarła dla mnie lata temu. Ona nie zasłużyła na żadne współczucie! Dla mnie już zawsze będzie morderczynią, ale przecież dziewczyna nie wiedziała, do czego zdolna była moja matka. Widocznie odziedziczyłem po niej jakieś cechy. Nie byłem zdolny zabić nikogo, ale przecież kiepsko szło mi panowanie nad złością. Jednak działo się tak tylko z powodu moje rodzicielki. Ona wzbudzała we mnie wszystkie najgorsze cechy. Właśnie dlatego chciałem, żeby trzymała się ode mnie z daleka. Już wystarczająco zniszczyła mi życie. Czego jeszcze chciała? Nic więcej mi nie odbierze.

– Nie mogę. - Oparłem swoje czoło o czoło Chev i przymknąłem powieki. Nie byłem w stanie patrzeć jej w oczy. – Nie powiedziałaś nic.

Czułem, że dziewczyna próbowała zrobić ze mnie głupka. Nie mogłem jej na to pozwolić. Jeszcze kilka minut temu chciałem, żeby opuściła moje mieszkanie i zniknęła mi z oczu. Zdawałem sobie sprawę z tego, że powiedziałaby wszystko, żebym tylko jej wybaczył. Przecież nie miała się gdzie podziać. Musiałaby kolejny raz zaufać obcemu facetowi. Starałem się uspokoić. Co, jeśli kłamała? Chciałem jej wierzyć. Jednak ona mogła wymyślić wszystko na swoją obronę. Nikt nie potwierdzi jej słów. Na pewno nie moja matka. Czemu uznała, że mogła wystawać przy grobie dziecka, które zmarło przez nią? Czemu myślała, że będę chciał wysłuchać tego, co miała mi do powiedzenia? Jedyne czego chciałem to, żeby rodzicielka odpowiedziała za śmierć mojego braciszka. Niestety wyrok, jaki otrzymała, był za niski, żeby ukoić mój ból. Jednak dla obcych ludzi, którzy zdecydowali o karze moje matki, chłopiec był tylko obcym dzieckiem. Nie rozumieli mnie. Wcale nie zależało im na sprawiedliwości, a na zamknięciu sprawy. Czułem się okropnie, gdy sędzia wspomniał, że moją matkę spotkała okropna tragedia i śmierć syna to dla niej kara, więc wyrok mógł być mniejszy. Nie sądziłem, że kiedyś znajdziemy się z Chevrolet w sytuacji, kiedy nas związek będzie dzieliło niewiele od końca.

– Bo to nieważne. - Pocałowała mnie. – Nie weszła tutaj. Wezwałam policję.

– Ty? - Spojrzałem na nią.

Co? Zaskoczyła mnie. Patrzyłem na nią, próbując dostrzec, chociaż cień kłamstwa. Coś, co kazałoby mi się trzymać postanowienia o pozbyciu się jej ze swojego życia. Czemu dziewczyna uznała, że powinna to zrobić? Adwokat na spotkaniu powiedział tylko, że policjanci zauważyli moją matkę w pobliżu. Nie powiedział nic o tym, że ktoś ich zawiadomił. Uznałem, że mieli akurat patrol i spotkali ją przypadkiem. Łatwo było mi w to uwierzyć. I tak zdziwiło mnie, że nadal ją obserwowali. Przecież minęło kilka lat od wystawienia zakazu zbliżania się. Nawet Morrison uznał, że potrzebny był nowy wniosek, żeby trzymać kobietę z dala ode mnie. Nawet przez moment nie pomyślałem, że Chevrolet mogła zadzwonić po policję. Bardziej uwierzyłbym w to, że rozmawiała z moją matką i jej coś nagadała albo obiecała, że ułatwi kobiecie spotkanie ze mną. Tak myślałem od samego początku. Zwłaszcza że dopiero teraz Chev powiedziała cokolwiek. Powinna wspomnieć o tym wcześniej. Najlepiej tego samego dnia. Czemu to ukrywała? Czyżby podejrzewała, jak zareaguję? Czemu, więc wspomniała o moim bracie?

– Tak, bo wiem, że nie chcesz jej w swoim życiu. - Objęła mnie za szyję, przybliżając się do mnie. – Kocham cię.

– Nienawidzę jej – powiedziałem, dociskając Chev do swojego ciała, mocno zaciskając dłonie na jej biodrach.

Chciałem, żeby wiedziała, jak bardzo byłem zły na to, co się stało. Nie przejmowałem się tym, że mogłem zadać dziewczynie ból. To nic w porównaniu z tym, co czułem. Przynajmniej miała okazję przekonać, do jakiego stanu doprowadzała mnie nienawiść. Chociaż obawiałem się, że mogło być o wiele gorzej, gdyby Chevrolet nie próbowała przekonać mnie, że się myliłem. Mogła uciec, zanim nie będzie odwrotu. Nie zamierzałem nad sobą panować. Musiałem dać upust swojej złości. Seks był dobrym sposobem. Zerknąłem na Chev, żeby upewnić się, czy odczuwała ból. Nie zauważyłem jednak, żeby się przestraszyła. Chyba powinienem ją ostrzec. Raz tylko widziała mnie wściekłego, ale wtedy chroniłem ją. Tym razem mogłem zadać jej ból. Nie chciałem zrobić krzywdy Chev. Po prostu nadal buzowała we mnie złość, której ciężko było mi się pozbyć. Stwierdziłem, że seks mógłby mi pomóc. Chociaż wcale nie zamierzałem być delikatny. Czy dziewczyna będzie w stanie sprawić, że się opamiętam? Czy pozwoli mi przekroczyć granicę?

– Mogę nienawidzić jej z tobą. - Patrzyła mi w oczy.

Nie chciałem słuchać nic więcej. Wolałem nie zastanawiać się dłużej, co było prawdą, a co kłamstwem. Potrzebowałem czegoś innego. Zacząłem całować Chev. Nachalnie. Nie sprzeciwiała mi się. Poddała się totalnie. Nie chciałem więcej gadania. Zwłaszcza że sam nie miałem już nic do powiedzenia. Po prostu musiałem rozładować złość. Inaczej oboje tego pożałujemy. Uznałem, że seks mi pomoże mi zapanować nad złością. Później będę zastanawiał się na całą resztą. W ekspresowym tempie znaleźliśmy się w sypialni dziewczyny. Musiałem wejść w Willow. Natychmiast, inaczej nie zapanuję nad swoim gniewem. Nie przejmowałem się tym, jak poczuję się jutro. Na pewno niewiele lepiej niż teraz. Jednak to bez znaczenia. Chciałem zapomnieć o wszystkim, co wydarzyło się w ostatnich dniach. Nie myśleć o nikim innym niż Chevrolet. Musiałem tylko skupić się na niej. Pchnąłem ją na łóżko i rozpiąłem swoje spodnie. Im szybciej pozbędziemy się ubrań, tym lepiej.

– Potrzebuję cię – wyszeptałem, zdejmując z dziewczyny sukienkę.

– Jestem, Cade. - Całowała mnie.

Rozebrałem się i nawet przez chwilę nie pozwoliłem sobie rozmyślać nad tym, co robiłem. Chwilę później leżałem na Chev. Przygniatałem ją swoim ciałem i ustami. Całowałem dziewczynę zachłannie. Rozchyliłem jej nogi, żeby zrobić sobie miejsce. Nawet przez moment nie protestowała. Wbiłem się w nią ostrym pchnięciem, nie zwracając uwagi, czy jęknęła z rozkoszy, czy bólu. Było mi to bez różnicy. Nie zamierzałem się cofnąć. Musiałem ją poczuć. Poruszałem się szybko, zakrywając twarz w ramieniu dziewczyny. Nie przejmowałem się dźwiękami, które wydawaliśmy. Chev mogła krzyczeć, ile chciała. Nie zamierzałem przestać. Nie, dopóki nie poczuję się lepiej. Uniosłem głowę, żeby spojrzeć na dziewczynę. Nie skupiałem się na jej przyjemności. Nie dzisiaj. Gdy orgazm mną wstrząsnął, zwolniłem ruchy i skupiłem się w końcu na potrzebach Chev. Zrobiłem to, dlatego że jeszcze raz musiałem ją przelecieć, żeby pozbyć się swojej złości. Dałem jej tylko chwilę, zanim znowu zacząłem w nią wchodzić.

– Cade – wyszeptała, obejmując mnie za szyję – zaczekaj...

– Jeszcze raz. - Pocałowałem ją, znowu przyspieszając swoje ruchy.

Nie zamierzałem przestać. Wiedziałem, że wytrzyma więcej. Przecież było jej dobrze. Wykorzystałem Chev dla zaspokojenia swoich potrzeb i poradzenia sobie ze złością, ale przecież dostała orgazm, który na pewno przysłonił ból. Tak sobie tłumaczyłem, by poczuć się lepiej. By znowu dojść w swojej dziewczynie. Nawet nie przejmowałem się zabezpieczeniem. Było mi wszystko jedno, skoro Chevrolet nadal zamierzała zostać moją żoną. Chyba że wszystko się zmieniło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro