VII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Powoli prowadzę Laylę korytarzem. Chyba pamiętam drogę. Wchodzimy na schody i nagle z naprzeciwka schodzą dwie osoby. Jedną jest kobieta w średnim wieku z wysoko podniesionym podbródkiem, nawet na mnie nie patrzy. Drugą natomiast jest mężczyzna, z którym tańczyłam. Podąża za kobietą z uśmiechem szerszym niż kiedykolwiek. Widocznie jest zadowolony. Gdy go mijam na dłuższą chwilę zatrzymuje na mnie wzrok. Oglądam się za nim aż nie schodzimy ze schodów. Zmierzam z koleżanką do pokoi i zastanawiam się, gdzie on szedł z tą babą. Wyglądała na starszą od niego, a on na podejrzanie szczęśliwego. Niechciane obrazy napływają mi do głowy i czuję potrzebę, by splunąć. Aż tak pijana nie jestem jednak, by pluć w takim miejscu.

– Laylo, prześpisz się dziś u mnie. Wolę nie zostawiać cię samej, dobrze? – Dziewczyna zgodnie kiwa głową na moje słowa.

Wchodzimy do mojego pokoju. Proponuję jej, żebyśmy najpierw zmyły makijaże. Dzielnie idzie ze mną do łazienki o własnych siłach. Wszystkie czynności nam się dłużą, bo co chwila wybuchamy śmiechem. Kurczę, zaczynam ją lubić.

Wychodzimy z toalety i już przymierzam się, by ściągnąć sukienkę, gdy drzwi do mojego pokoju otwierają się z hukiem. Stają w nich czarodziejki w swoich skąpych strojach i hmm... Ze skrzydłami. Oh alkoholu, chyba pora zakończyć nasz związek. Źle na mnie działasz.

– Szybko, dziewczyny, bierzcie je i musimy uciekać!– Bloom krzyczy do swoich przyjaciółek i wszystkie do nas podbiegają, chwytają mnie i Laylę za ramiona i w pośpiechu wyciągają z pokoju.

– Co się tu dzieje?– bełkocze szatynka.

– Potem wam opowiemy! Nie mamy czasu, w nogi!

Wiecie jak się biega na szpilkach? Kurewsko źle. W biegu zrzucam buty ze stóp i ruszam za dziewczynami boso. Biegniemy po schodach coraz wyżej, a za plecami słyszę głośne kroki i krzyki straży. Wiedziałam, że nie są do mnie przyjaźnie nastawieni, ale aż tak? W co one nas wpakowały?

Docieramy na samą górę. Nie mogę się napatrzeć na ich skrzydła. Kusi mnie, żeby ich dotknąć. Karcę się w myślach, nie w takim momencie.

– Co teraz?– pyta Flora.– Jesteśmy w pułapce.

Opieram się o ścianę i czekam na ich decyzję. Coraz bliżej słyszę odgłosy pościgu, ale pijana nie jestem w stanie się tym przejmować. Za to zaczyna mnie martwić co innego.

– Dziewczyny. Niedobrze mi.

– Błagam, Lori nie teraz.

– Poważnie, zaraz będę rzygać.– Przecieram czoło dłonią. Bloom jęczy zirytowana.

– Musimy coś zrobić. Wytrzymaj jeszcze chwilę, Lorette. Albo wymiotuj przed siebie i tak już nas tu nie lubią.

Ruda zaczyna machać rękoma, między którymi tworzy się spory płomień, który jest jej posłuszny.

Jestem w szoku. Nagle dziewczyna posyła kulę uformowaną z ognia wprost na wielkie okno, które rozbija się na miliony kawałeczków.

– Floro, pomóż mi z Laylą. Reszta niech weźmie Lori. Spotykamy się przy statku chłopaków.

Trzy dziewczyny podbiegają do mnie i łapią mnie za ręce. Pomimo moich protestów wyciągają mnie na zewnątrz. O losie jestem jakieś czterdzieści metrów nad ziemią! Czarodziejki machają swoimi śmiesznymi skrzydełkami i niosą mnie w sobie znanym kierunku. Coraz bardziej mnie mdli i robi mi się słabo. Chłód ogarnia moją twarz i kończyny. Wiem, co to oznacza.

– Zaraz zemdleję. Trzymajcie mnie mocno – mówię i widzę ich przerażone spojrzenia.– Buziaczki.

Tracę świadomość. I dobrze. Nie chcę pamiętać tego lotu.

***

Budzę się powoli. Czuję suchość w ustach i na myśl przychodzi mi tylko jedno słowo- kac. Bez otwierania oczu przykładam dłoń do czoła i przesuwam nią po całej twarzy.

Próbuję się podnieść uchylając oczy. Jestem w pokoju w szkole magii. W łóżku Layli, a dokładniej z Laylą w łóżku. Dziewczyna śpi, ale jej koleżanki nie. Wszystkie patrzą się na mnie, z ich twarzy mogę odczytać smutek.
– Jak się czujesz? – pyta Bloom.

– Bywało gorzej. Nawet mnie nie mdli aż tak.

– To dlatego, że zwymiotowałaś już w odrzutowcu chłopaków... – mruczy Tecna. Jaki wstyd!

– O matko, strasznie was przepraszam, rzadko mi się to zdarza, poważnie. A skoro już mówimy o wczoraj – zręcznie zmieniam temat – co się wydarzyło? O dziwo pamiętam prawie cały wieczór i dalej nie wiem, czemu tak nagle wpadłyście i musiałyśmy uciekać.

Stella wzdycha smutno.

– Trzeba obudzić Laylę. Śpi już długo, a nie będzie mi się chciało powtarzać.

Nie jestem zwolenniczką budzenia dziewczyny po potężnej libacji alkoholowej, ale pod determinującymi spojrzeniami reszty delikatnie potrząsam czarodziejką, która po chwili budzi jęcząc i marudząc. Chwilę zajmuje jej rozbudzenie i dojście do siebie, wszystkie cierpliwie czekamy, aż Stella oświeci mnie, co się stało.

– Więc – zaczyna – bal był cudowny. Naprawdę, świetnie się bawiłam do czasu, kiedy mój ojciec nagle znów stanął na scenie i ogłosił, że planuje poślubić hrabinę Cassandrę. To już była dla mnie tragedia, nienawidzę córki tej kobiety, ale to, co zdarzyło się potem... – Stella zaczęła płakać, a jej płacz przerodził się w donośny szloch.

– Nagle ojciec Stelli stwierdził, że jego córka jest zdrajcą – dokańcza Bloom. – Nie zdążyłyśmy w ogóle tego zrozumieć, a on już zawołał straże i kazał aresztować Stelle. Wciąż nie mam pojęcia co mu się stało. Gdy stanęłyśmy w jej obronie, kazał pojmać nas wszystkie.

Jestem trochę w szoku. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, zresztą jak wszyscy.

– Jestem pewna, że był pod wpływem złego uroku – odezwała się Tecna i wszystkie na nią patrzymy.

– Też tak myślę. Ojciec cię kocha, Stello. Na pewno nie powiedziałby z własnej woli nic co mogłoby cię skrzywdzić.

– Laylo. Lecz kaca i wstawaj. Z moich raportów wynika, że portal na Androsie jest bardzo niestabilny, a do tego znów atakowany przez Valtora. – Ledwo Tecna kończy zdanie, a szatynka siedząca ze mną na łóżku momentalnie z niego wyskakuje, po czym łapie się za bolącą głowę.

– Czemu mówisz dopiero teraz?! Muszę im pomóc – dziewczyna wpada w amok szukając ubrań, które mogłaby na siebie założyć.

– Bez pośpiechu, kochana. Ubierz się, weź proszki na ból i za chwilę wszystkie z tobą tam popłyniemy. Pomożemy ci, no już ubieraj się –mówi spokojnie Flora, co trochę otrzeźwia przyjaciółkę.

– Ciebie, Lori niestety nie weźmiemy ze sobą. Tam jest bardzo niebezpiecznie, a ty nie masz żadnych mocy, lepiej, żebyś nie ryzykowała.

Nie jestem zadowolona, że ominie mnie akcja, ale z drugiej strony nie chcę się pakować w sam środek walki. Kiwam więc twierdząco głową.

– Nie traćmy czasu. – Layla zagryza wargę. Jest zdeterminowana. Wierzę w nią.

Gdy dziewczyny wychodzą razem z pokoju patrzę na nie z nostalgią.

– Powodzenia, uważajcie na siebie – mówię. Jeszcze parę dni temu okrutnie mnie irytowały, ale teraz już jestem w stanie je tolerować, a niektóre z nich nawet trochę polubiłam.

Zaczynam się zastanawiać, jak długo ich nie będzie. Nie mam pojęcia, co robić przez cały dzień. Nie bardzo chcę wychodzić z pokoju, nie czuję się pewnie wśród uczniów tej szkoły. Wzdycham, jak to ostatnio mam w zwyczaju i podnoszę się z łóżka. Ech, to będzie długi dzień.

~*~  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro