XXI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mruczę niezrozumiałe bluzgi i odwracam się na drugi bok. Z mocnego snu wyrwało mnie łaskotanie w odkryte ramię. Gdy to jednak nie ustaje uchylam lekko oczy. Pokój dalej tonie w mroku, więc wciąż jest środek nocy. Naciągam kołdrę pod samą brodę. Zza pleców dobiega mnie cichy śmiech, ale zaspana nieświadomie zupełnie to ignoruję.

Rozbudzam się dopiero, gdy kołdra na moich plecach lekko się unosi i chłodna dłoń obejmuje mnie w pasie. Ocucona natychmiast otwieram oczy i energicznie odwracam się w stronę, z której dochodzą mnie niespodziewane bodźce. Trafiam w coś łokciem, a raczej w kogoś. Słyszę jęk i ruch obok na łóżku. Wyciągam się w bok i po omacku szukam włącznika lampki. Gdy natrafiam na przycisk słabe światło okrywa pokój.

– Chyba złamałaś mi nos– leżący obok Valtor trzyma się obiema dłońmi za twarz, a po brodzie sunie mu wąska smuga krwi. Podnoszę się z łóżka, podchodzę do biurka i wyjmuję chusteczki.

– Było nie podwalać się do mnie, gdy śpię– burczę podając mu jedną.– Nie miałeś wrócić za parę dni? 

– Myślałem, że tęskniłaś– mówi przykładając sobie chusteczkę do obitego nosa. 

– Myślałam, że zmieniłeś plany i postanowiłeś zacieśniać więzy z Winx– wracam do łóżka i przykrywam się kołdrą. 

– Zeszło się szybciej niż się spodziewałem.– Wzrusza ramionami.– Uprzedzając pytania, nie chcę mi się opowiadać, jaki był powód zmiany planów. Sama się dowiesz za parę dni.

– Cudownie. Nawet mnie to nie obchodzi.–Kłamię. Nie powiem, przykro mi, że nie chce mi powiedzieć, ale moja duma nie pozwala mi naciskać.

Milczymy. Krew przestała się sączyć, więc Valtor odkłada brudną chustkę na szafkę obok. Przysuwam się bliżej i lekko dotykam nosa z każdej strony.

– Nie jest złamany– mówię, choć ani trochę się na tym nie znam, ale nie narzekał na ból przy moim krótkim badaniu, więc tak wnioskuję.–Najwyżej lekko obity. Należało ci się. Co to w ogóle za pomysł, żeby wskakiwać mi do łóżka w środku nocy? 

–Ja w przeciwieństwie do ciebie się stęskniłem.

Kładzie mi dłoń na policzku i przyciąga do siebie łącząc nasze usta. Nie jest to już dla mnie taki szok jak za pierwszym razem, wiec od razu zaczynam oddawać pocałunki. Robi się coraz mniej delikatnie i subtelnie, gdy lekko skubie zębami moją dolną wargę. Zachęcona pogłębiam pocałunek.

Odrywa się ode mnie i odsuwa nieznacznie; tak, że wciąż czuję jego szybki oddech na ustach, a jego rozkojarzone spojrzenie wbite jest w moje oczy.

– Zaczynam się zastanawiać, czy nie masz powiązań z czarownicami– mówi nie spuszczając ze mnie wzroku. Marszczę czoło i patrzę na niego z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy. Gdy się nie odzywam kontynuuje.– Jaki czar na mnie rzuciłaś?

Rumienię się słysząc te słowa i odwracam wzrok. Wykorzystuje moje zmieszanie, by szybko zmienić pozycje. Teraz siedzi na mnie okrakiem przyciskając moje nadgarstki po obu stronach głowy. Ponownie wpija się w moje usta, tym razem już bez pardonu całować namiętnie i intensywnie.

Szarpię nadgarstkami i gdy je puszcza wsuwam mu ręce we włosy. Pociągam lekko i czuję, jak usta drgają mu w uśmiechu.

– Femme fatale– mruczy.

– Gorąco mi– mówię odsuwając się na chwilę. Ciuchy, w których spałam i kołdra sprawiają, że zaraz się uduszę.

– To dobrze się składa, pozbądźmy się tego.–  Schodzi ze mnie na chwilę, żeby odrzucić kołdrę na bok. Łapie bok mojej koszulki i gdy nie odnajduje protestu podwija ją do góry. Unoszę się na łokciach, by było mu ją łatwiej ściągnąć. Sam szybko ściąga marynarkę i uśmiecha się do mnie cwaniacko.

Tej nocy ponownie usypiam dopiero rano.

***

Budzę się z bólem głowy. Światło wpadające przez okno i rażące mnie w oczy nie poprawia sytuacji. Odwracam się do niego plecami i zamieram widząc śpiącego czarownika obok. Momentalnie przypominam sobie wydarzenia sprzed paru godzin i czuję pieczenie na policzkach. Nie wierzę, że się z nim przespałam. Ale naga klatka piersiowa falująca przed moimi oczami w rytm równego oddechu i lekki dyskomfort między nogami utwierdzają mnie w przekonaniu, że nie przyśniłam sobie tego. Czy żałuję? Ani trochę. Valtor jest świetnym kochankiem i nie mogę powstrzymać uśmiechu na wspomnienia wspólnych uniesień.

Ból karku prawdopodobnie spowodowany jest spaniem z jego ramieniem pod głową. Przysuwam się i przytulam do umięśnionego torsu mężczyzny. Oddech zmienia tępo i już po chwili czuję jak gładzi moje włosy.

– Nie chciałam cię obudzić– mówię nie odrywając się od niego.

– Powinnaś teraz dostać w nos– śmieje się.– Jak się czujesz?

– W porządku.

Leżymy tak w ciszy kolejnych parę minut. Jego dłoń z włosów przenosi się na moje plecy.

– Lorette...– Zaczyna, a ja czując zmianę nastroju w jego głosie podnoszę się i układam obok, by móc na niego patrzeć. Podciągam kołdrę, by zakryć swoją nagość.

– Taki ton nie wróży nic dobrego.

– Wracasz dziś do Winx.– Jego głos jest poważny, a ja nie wierzę w to, co słyszę.

– Słucham? Chyba żartujesz.

– Nie. Obiecałem im, że wrócisz do nich bezpiecznie za pewną przysługę.– Wpadam w szał.

– Przehandlowałeś mnie!– Podnoszę się do siadu wciąż trzymając kołdrę przy piersiach.

– U nich będzie ci lepiej. Będziesz miała koleżanki i bezpieczeństwo.

– Pieprzenie!– Nie wytrzymując tej ohydnej gadki wymierzam mu policzek.

Jego spokojny ton wyprowadza mnie z równowagi. On również siada i patrzy na mnie opanowanym wzrokiem. Nie odczytuję z niego żadnych emocji, co jeszcze bardziej mnie rozsierdza.

– A w nocy? Co to w ogóle miało być, do kurwy, skoro planowałeś mnie im oddać?!

– Pożegnanie.– Zaciska usta w wąską linię.– Na krótko. Może kilka dni. Wrócę po ciebie.

W moich oczach stają łzy. Czuję się wykorzystana. Słowa nie składają się w zdania i milknę. Jest mi tak podle, że zupełnie nie wiem już co mu powiedzieć, a myślenie przychodzi mi z trudem.

– Wyjdź.– Cedzę przez zaciśnięte zęby.– Ubiorę się i możesz mnie im oddać jak kartę przetargową. Nie zależy mi już.

 Bullshit.

– Lori– patrzy na mnie z udręką. Podnosi dłoń, żeby dotknąć mojego policzka, ale odsuwam się gwałtownie.

– Wypierdalaj.

Pomimo moich postanowień, że nie rozpłaczę się przy nim, pierwsze łzy spadają jeszcze nim zamknie za sobą drzwi. Gdy zostaje sama ogarnia mnie furia i zaczynam rzucać się po łóżku ze wściekłością. Ryczę jak wariatka, aż zaczynają boleć mnie wysuszone oczy, a ból głowy przybiera znacznie potężniejszą postać. Zwlekam się z rozwalonego łóżka i wyjmuję z szuflady pierwsze lepsze ciuchy. 

Wyjmuję także napisane wczoraj listy i wszystkie poza jednym pakuję do torebki. Ten ostatni, niedokończony gniotę i ze złością ciskam w kąt.

Przeglądając się w lustrze nawet nie próbuję robić nic ze swoją opuchniętą twarzą. Myję jedynie zęby.

Postanawiam iść pod prysznic, żeby zmyć z siebie resztki jego zapachu i wspomnień z nocy. Pod gorącą wodą napadają mnie kolejne salwy płaczu.

Gotowa do drogi jestem dopiero po godzinie, gdy udaje mi się uspokoić już do tego stopnia, że trzęsę się w atakach agresji.

Pora przybrać maskę obojętności.

~*~

Wiem, że się wściekniecie za ten rozdział XDD Ale spokojnie, wszystko jest zaplanowane i pod kontrolą. Zaufajcie mi! Buziaczki.

 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro