Pogodny żniwiarz {veliks}

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Venia odgarnęła jasnosiwe włosy za ramię. Ściągnęła z bioder pas ze sztyletem i odłożyła go na podłogę. W przeciwieństwie do Feliksa wciąż walczyła, wciąż miała siły. Powoli usiadła na miękkim łóżku męża. Zapadło się odrobinę.

— Jak się czujesz? — Przeczesała przerzedzone włosy palcami. Od wielu dni patrzyła na marniejącego Feliksa ze smutkiem, ale też z miłością, jaka zawsze im towarzyszyła.

— Nie traktuj mnie jak dziecka, Venio — poprosił. Uśmiechnął się ciepło do kobiety. Zawsze się uśmiechał. Chorował już od kilku lat, ale teraz znacznie się pogorszyło.

— Po prostu się martwię. Przecież nie będziesz żył wiecznie. — Po jej twarzy było widać, że jeszcze chwila i się rozpłacze.

Mężczyzna uniósł wychudłą, bladą rękę i położył ją na policzku Venii. Pogłaskał go słabo kciukiem. Starł zaczątki łez z jej prawego oka.

— Ale mogę wiecznie się uśmiechać. Dać siłę tobie i naszym dzieciom, mała. — Jego uśmiech jak zawsze był pogodny, delikatny. Kiedyś, dawno, dawno temu, kiedy się poznali, nazywał ją tak: mała. Kobieta uśmiechnęła się słabo.

— To pożegnanie, prawda? — Przycisnęła jego dłoń do policzka. Była zimna. Choć ich relacja od dawna nie miała znamion cielesności, kochali. Tęsknili. Cierpieli.

Feliks spojrzał na żonę jasnymi, śmiejącymi się zawsze oczami. Nigdy nie płakał. Zawsze był ostoją spokoju i radości ducha. Łóżko stęknęło w proteście, gdy z trudem poprawił się na nim, wspierając na wolnej ręce. Podniósł się trochę.

— Tak myślę. — Zdjął dłoń z twarzy Venii i pozwolił opaść jej na pościel. Wciąż ściskał w palcach smukłą dłoń kobiety.

— Kiedy? — zapytała głucho, splatając ich palce. Obrączki zetknęły się z cichym, melodyjnym brzękiem.

— Nie wiem... ale nie sądzę, żebym przeżył tę noc. Jestem już słaby. — Dostrzegł łzy w oczach dawniej rudej, dziś już siwej kobiety. — Venia, nie płacz. Nie żegnamy się przecież na zawsze. Poczekam w gwiazdach, słońce. Opiekuj się dobrze dziećmi i wnukami. — Przesunął po jej dłoni kciukiem ostatni raz.

Dosłownie chwilę później zasnął, a jego głowa opadła bezwładnie na poduszkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro