Rozdział 13 Rzeczywistość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z rana obudził mnie hałas, zwyczajowo już, otwieranych drzwi, kluczy, celi, butów, krzyki.
Wszystko razem było w chuj irytujące, a sama rutyna już męczyła.
Nie tylko mnie, bo mężczyznę na sąsiedniej pryczy zapewne też.
Zgarnęli go bez jakiegokolwiek pierdolenia się, do roboty, a mnie Alexi odprowadził do gabinetu Makov'a.

•••

Yuri Boyka pov

Byłem w trakcie mycia tej zasranej podłogi, kiedy usłyszałem kroki strażnika.
Podirytowałem się tym, że psiarskie mendy się tu kręcą, bo już kilka dni temu przestali "nadzorować" moją robotę. Ja pierdole.
- No proszę. Wspaniały widok.- stwierdził ironicznie, irytująco strażnik uśmiechając się.
- Chcesz czegoś? Bo twoje zaszczane buty brudzą mi wypastowaną podłogę.
- Radził bym ci teraz jeszcze bardziej zważać na słowa, gdy znajdujesz się na najniższym szczeblu łańcucha.

Nie odpowiedziałem mu nic. Dalej już ignorując jego obecność.
Ten kopnął w jakiś mop, który wpadł na wiadro, przewracając je, a klawisz się odezwał:
- Oj Boyka. Ty sobie chyba z niczym już nie radzisz. Może tak, warto byłoby przysłać ci kogoś do pomocy.
- Warto byłoby gdybyś zabrał stąd swoją wyruchaną z każdej strony osobę i spierdalał do Makov'a na dywanik.- odpowiedziałem poważnie, siląc się by mu nie zajebać.
- Pożałujesz Boyka, zobaczysz. Mimo wszystko masz jeszcze dużo do stracenia.

•••

Lily's pov.

Rozmowa z naczelnikiem wkurwiła mnie gorzej niż wszystkie akcje Boyki razem wzięte!
A najgorsze jest to, że dalej musi być jakieś ukryte znaczenie tego wszystkiego, co tutaj się odpierdala.
A ja się kurwa dowiem wszystkiego, począwszy od powodu mojego znalezienia się tutaj, aż do rozłożenia na czynniki, struktury ich pierdolonych nielegalnych walk i wszystkiego co się pod nimi kryje.

•••

Kilka tygodni później.

Nastroje w więzieniu były dzisiaj, jakby żywsze?
Tak jakby coś się szykowało. Z zasłyszanych rozmów wiem, że chodzi o walkę.
Walkę, którą miał stoczyć Boyka, którą miał wygrać.

Moje rozmyślania przerwał strażnik, który złapał mnie za bark.
W pierwszym odruchu obrony, chciałam go złapać i przerzucić przez plecy, ale się powstrzymałam. Teraz na nic by mi się to nie przydało.
Po usłyszeniu krótkiej instrukcji, że mam iść na ostatni blok i myć korytarz, byłam zirytowana.
Znów interakcja z Boyką.

•••
I tak o to znów sprzątanie kibli i nakurwianie mopem stało się moim życiowym zajęciem.
Czuję się prawie jak w domu.
Uniosłam wzrok z pucowanej podłogi, na mojego towarzysza, w oddali słychać było tłum skandujący czyjeś imię a zaraz potem słodkie odgłosy łamanej szczęki i ciosów w klatkę piersiową, zabierających ostatnie tchnienie.
Nie miałam żadnych wątpliwości, mężczyzna naprzeciwko mnie powinien być tam, a nie tutaj.
- Za co siedzisz?- spytałam ruska, który męczył podłogę, kawałek ode mnie.
To pytanie może być bezsensowne w naszej obecnej sytuacji, ale prawdę mówiąc nigdy nie odpowiedział mi na nie.
No i było to jedno z pytań, którymi go męczyłam gdy zaczęliśmy mówić do siebie więcej niż mrukliwe wyzwiska. Byłam ciekawa czy to pamięta.
I tak, wiem, że zbyt sentymentalna się robię.
-...
- Rozmowny jesteś.
-...
- Chciałbyś się tam znaleźć, co?- kurcze jak dalej tak pójdzie, to naprawdę, znów go wkurwię.
-...
- Oboje wiemy, że to nie jest miejsce dla ciebie, masz inne przeznaczenie.
- Zamknij się kurwa.- no i w końcu się złamał.
- Ty mówisz!- ale się cieszyłam.
-...
- To może jeszcze raz: Za co siedzisz?
- Nie uczyli cię o pytaniach, których nie zadaje się w więzieniach?
- Mam wyjebane. Zresztą jak i ty.

Na chwilę wróciliśmy do szorowania podłogi, wtem usłyszeliśmy odgłosy kończącej się walki i kroków na korytarzu.
W naszą stronę zmierzały szumowiny, którymi gardziłam najbardziej na świecie, a które miałam okazję poznać kilka dni temu, ale to inna opowieść.
Jeden z nich upuścił banknot, na co drugi zwrócił mu uwagę.
- Daj spokój. Niech weźmie.
- Nie chcę twojej brudnej forsy.- odparł Boyka, z wyższością.
W rzeczy samej. Po pierwsze: Yuri woli wędkę, nie rybę. Po drugie: większy nominał zarabia się na walkach. I po trzecie: on nie klęknie na kolana. Pieprzona duma, ale to jedyne co nam zostało.

Król więziennych wojowników wrócił do zajmowania się podłogą, a mężczyźni, mocno skonfundowani, odeszli.
Odezwałam się znowu.
- Wydaje się, że więzienie już zawsze będzie twoim domem.
Znowu cisza, a ja podeszłam bliżej do mężczyzny. Nie wiem, co mnie podkusiło. A, już wiem, zbyt dobra jestem. I chcę mu pomóc za wszelką cenę. No i może go lubię, troszkę.
- Yuri. Doskonale wiemy, że nie powinno cię tu być. Twoje miejsce jest tam, na ringu.

W jednej chwili mężczyzna rzucił mop i znalazł się przy mnie, obalił mnie i usiadł na moich biodrach, ręce układając na podłodze po obu stronach mojej głowy.
Byłam całkowicie zdana na niego. Już nie pierwszy raz zresztą.
Ten nachylił się nad moją twarzą, patrząc w oczy.
Nie mogłam odwrócić od niego oczu, bo pokazała bym słabość.
Nie mogłam odwrócić wzroku, od jego tak hipnotyzującego spojrzenia, pełnego dominacji, władzy, pewności siebie.
Mężczyzna uśmiechnął się, tak jak tylko on potrafił— upiornie, ale seksownie, odstraszająco, ale chciałeś więcej, władczo, ale bez dozy pychy. O tak, on był najlepszy i doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
Z zamyślenia wyrwał mnie jego głos, tak cichy i tak głośny zarazem.
Powodujący przyśpieszone bicie serca, gdy nie miałam pewności czy przeżyję najbliższe minuty.
- Zostałem skazany za gwałt...- mówił cicho i wolno, a potem przerwał by ręką złapać moje udo i oplótł je wokół własnego biodra- ...ze szczególnym okrucieństwem.- zakończył.
Teraz praktycznie na mnie leżał, a ja wyczuwałam każdy jego najmniejszy mięsień.
Co do jego słów— miałam pewność, że to jawne kłamstwo, byle mnie wystraszyć. To było w jego oczach. Coś co mówiło mi, że jest dobrym, honorowym człowiekiem. Coś co nie pozwala mi go zostawić. Coś co sprawia, że chcę go więcej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro