4. Pierwszy mecz Harry'ego

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wraz z początkiem listopada, Harry całkowicie zapomniał o swoich podejrzeniach wobec Quirrella. Zaczął się sezon Quidditcha i zbliżał się pierwszy mecz – Slytherin przeciwko Gryffindorowi.
W dniu meczu Harry siedział przy stole z przyjaciółmi, którzy z ekscytacją dyskutowali na temat dzisiejszej rozgrywki.
— Masz, zjedz to — powiedział Draco, nakładając Harry'emu na talerz kiełbaski.
— Nie jestem głodny — odparł Potter, odsuwając od siebie napełniony przez Malfoya talerz.
— Harry, musisz coś zjeść — powiedział Theo.
— No, musisz mieć siłę. Pałkarze Gryffindoru będą w ciebie celować całą grę — dodała Millicenta.
— Nie pomagasz, Millie — warknęła Pansy.
— Mam na imię Millicenta.
— Dobra. Przestań rozpraszać Harry'ego, Millicenta.
Draco przewrócił oczami i podsunął Harry'emu jego talerz.
— Potter. Zjedz. Coś.
Harry wziął kawałek tosta i ugryzł go.
— Zadowolony?
— Dopiero będę, gdy złapiesz dziś Znicz.
Przy stole zapadła cisza, nie licząc Pansy i Millicenty, które nadal się przekomarzały. Harry podniósł wzrok i zobaczył Hermionę i Neville'a stojących obok.
— Chcieliśmy życzyć ci powodzenia — powiedziała Granger. Longbottom przytaknął. — Nie żebyśmy chcieli twojej wygranej.
— Chyba niezbyt szczere wasze życzenie w takim razie — zaśmiał się Draco.
— No, oczywiście chcemy, żeby to Gryffindor wygrał. Po prostu...
— Wiem. Dzięki — uśmiechnął się Harry.
— W takim razie siadacie dziś z nami? — zapytała Daphne.
— Z... z wami? — zarumienił się Neville.
— Oczywiście, że tak. Ojciec przysłał mi mnóstwo lornetek dla nas wszystkich i zostały jeszcze dwie  — Draco uśmiechnął się, wyciągając torbę z wspomnianymi lornetkami spod stołu i rozdał każdemu po jednej. — Już nie mówiąc o tym, że drużyna Gryffindoru będzie co najmniej zdezorientowana, widząc, że współdomownicy porzucili ich dla Ślizgonów zanim mecz się w ogóle zaczął — dodał szeptem do Harry'ego.
Potter zachichotał, gdy nagle zauważył, że reszta drużyny wstaje od stołu.
— Muszę iść — złapał Nimbusa i ruszył za innymi zawodnikami do szatni. Wszyscy przebrali się, czekając aż Flint do nich dołączy.
— Stresik, Harry? — zapytała Gemma.
— No, trochę...
— Nie masz czym się martwić. Ich Szukający, McLaggen, nie dorasta ci do pięt — wtrącił Terence.
— Wybrali McLaggena? — zaśmiał się Shabes. — W takim razie jedyne, o co możesz się martwić, Potter, to to, że ten idiota w ciebie wleci.
— Nie martw się, Harry. Shabes próbuje cię rozluźnić — powiedziała Gemma.
— Co masz na myśli, mówiąc „próbuje"? — zapytał oburzony Shabes.
— Ma na myśli: przestań stresować naszego nowego Szukającego — odparł Terence.
— Błagam, jeśli nie z Nimbusa, to nie może tego zjebać — prychnął Shabes.
Miles zachichotał.
— Zrób nam przysługę: gdy Flint wygłosi swoją przemowę, nie dołączaj się.
— Co znowu powiedziałem?!
Ich rozmowę przerwało wejście Flinta.
— Dobra, słuchajcie — zaczął. — Poza nowymi Ścigającymi mają ten sam skład, co w zeszłym roku. Powinno nam pójść jeszcze łatwiej niż ostatnio.
— To jego przemowa? — szepnął Harry do Adriana.
— Ta, z reguły są tej długości — zaśmiał się chłopak.
Drużyna wyszła na boisko i zebrała się wokół pani Hooch.
— To ma być czysta gra — powiedziała, gdy kapitanowie podali sobie ręce. — Przygotujcie miotły.
Na gwizdek Hooch, obie drużyny wzbiły się w powietrze. Harry wzleciał i zatoczył okrąg nad innymi zawodnikami, rozglądając się za Zniczem. Widział swoich przyjaciół na trybunach Slytherinu – w morzu zielono-srebrnych szat były tylko dwa czerwono–złote punkty. Odrobinę się rozluźnił i znów rozejrzał się uważnie za Zniczem.
Będąc tak wysoko, Harry nie musiał się martwić o wlatywanie w drogę pozostałym zawodnikom, co pozwalało mu na spokojnie słuchać komentatora, kiedy szukał Znicza.
Zachichotał, gdy komentator, Gryfon z dredami, został zganiony przez McGonagall za komentowanie atrakcyjności Ścigającej Gryfonów, zamiast meczu.
— Coś cię bawi, Potter?
Harry odwrócił się i zobaczył gryfońskiego Szukającego, McLaggena.
— Tylko twoje latanie.
McLaggen spojrzał na niego ze złością.
— Myślisz, że dam się pokonać pierwszakowi? – prychnął. — Jak ty w ogóle dostałeś się do drużyny? Łapówki? Sława?
— Nie, przez jabłka.
To powiedziawszy, Harry odleciał, zostawiajac drugiego Szukającego w dezorientacji.
Gryffindor zdobył gola i Potter musiał się uchylić przed nadlatującym w jego stronę Tłuczkiem, ale po Zniczu nadal ani śladu.
— Slytherin ma Kafla — usłyszał głos komentatora. — Ścigający Pucey wymija dwa Tłuczki, Weasleyów i Ścigającą Bell i leci do... chwila, czy to Znicz?
Harry gwałtownie zawrócił i rzeczywiście, koło Adriana dostrzegł złoty blask i natychmiast ruszył w tamtą stronę. McLaggen jednak miał dużą przewagę. Harry pochylił się na miotle, chcąc zmniejszyć opór powietrza, ale to nie wystarczyło – McLaggen był już tylko kilka metrów od Znicza, za kilka sekund wyciągnie rękę i go złapie...
Nagle Flint szarpnął miotłą i zablokował McLaggena, którego odrzuciło kilkanaście metrów w bok. Gryfoni zaczęli krzyczeć z wściekłością, a Hooch ogłosiła karny dla Gryffindoru. Harry wykorzystał ten czas, aby rozejrzeć się za Zniczem, ale złota piłka zniknęła.
— A więc po tym oczywistym obrzydliwym oszustwie — zaczął gryfoński komentator.
— Jordan! — krzyknęła McGonagall.
— To znaczy... po tym okropnym faulu...
— Jordan, ostrzegam cię!
— Dobrze, dobrze. Flint prawie zabił Szukającego Gryfonów, każdemu mogło się zdarzyć, więc Gryffindor otrzymał karnego, wykonanego przez Spinnet i kontynuujemy grę, Gryfoni mają Kafla.
Harry pokazał komentatorowi środkowy palec, gdy nagle jego miotła gwałtownie szarpnęła w bok. Potter położył drżącą rękę z powrotem na trzonku, próbując wyprostować tor miotły, ale na próżno i nadal wirował w powietrzu. Kiedy próbował dotrzeć do Flinta, aby poprosić go o czas, zorientował się, że miotła była zupełnie poza jego kontrolą. Nie pozwalała mu wykonać żadnego ruchu, jedyne, co mógł zrobić, to trzymać się trzonka i próbować nie spaść.
— Flint! — zawołał Harry z desperacją. Otworzył usta, żeby krzyknąć ponownie, gdy nagle trzonek miotły przechylił się i uderzył go w klatkę piersiową. Potter próbował zaczerpnąć powietrza, kiedy miotła zaczęła się kręcić i zanim zdążył cokolwiek zrobić, wisiał w powietrzu, jedną ręką trzymając się trzonka.
Harry złapał miotłę obiema dłońmi, wisząc setki metrów nad ziemią, czując jak wiatr szarpie jego szaty. Potter widział, że niektórzy z drużyny starali się zbliżyć do niego, żeby go złapać lub wciągnąć na swoje miotły. Jednak za każdym razem, kiedy ktoś był już na wyciągnięcie ręki, miotła Harry'ego wzlatywała kilka metrów wyżej.
Nagle miotła znieruchomiała, a Potter wykorzystał to, aby się na nią wdrapać. Nagle coś wyleciało mu do ust. Z początku myślał, że to owad, ale po chwili poczuł smak metalu. Złapał Znicza.
Trzymając jedną dłoń przy ustach, aby uniemożliwić piłeczce ucieczkę, zanurkował w dół. Praktycznie spadł z miotły na ziemię i wypluł Znicza.
— Mam go! — zawołał i pomachał zdobyczą nad głową.
Hooch dmuchnęła w gwizdek, kończąc mecz, a reszta Ślizgonów z drużyny otoczyła Harry'ego.
Gryfoni wylądowali i od razu ruszyli w stronę szatni, z wyjątkiem ich kapitana, który ze złością gestykulował w stronę Hooch. Jordan krzyczał, że połknięcie Znicza nie powinno być zaliczone jako złapanie, dopóki McGonagall nie wyrwała megafonu z jego ręki, ogłaszając, że Slytherin wygrał 160 do 20. Ślizgoni zaczęli wysypywać się z trybun na boisko i otoczyli drużynę, ruszając w stronę szatni. Harry wchodził do środka, gdy nagle ktoś złapał go za ramię. Potter odwrócił się i zobaczył Draco, a za nim zaniepokojoną Hermionę.
— Przebierz się szybko i spotkamy się u Hagrida — powiedział Malfoy i odeszli.
Harry przebrał cicho, podczas gdy reszta drużyny głośno ekscytowała się wygraną. Ostatecznie Potterowi udało się wymknąć, wcześniej obiecawszy Flintowi, że sprawdzi, co jest nie tak z jego miotłą, po czym ruszył w stronę chatki Hagrida.
Kiedy tam dotarł, Hermiona wybiegła mu na przeciw i zamknęła go w duszącym uścisku.
— Harry! Tak się martwiliśmy! — puściła go i z zażenowaniem wróciła do środka na swoje miejsce. Harry usiadł obok niej i wziął od Hagrida kubek herbaty. Kieł podszedł do niego i polizał go na powitanie, po czym wrócił do Draco i położył głowę na jego kolanach. Malfoy westchnął i spojrzał na Harry'ego.
— Teraz już ci wierzę, jeśli chodzi o Quirrella.
— Dzięki. Dobrze wiedzieć, że musiałem tylko prawie spaść i się zabić, żebyś mi uwierzył.
Draco otworzył usta, chcąc odpowiedzieć, ale Hermiona go uprzedziła:
— Co ma Quirrell do Snape'a?
— Quirrell rzucił zaklęcie na miotłę Harry'ego — powiedział Draco.
— Co? Nie, to był Snape. Czytałam o takich zaklęciach, trzeba utrzymywać kontakt wzrokowy, a Snape nie spuszczał oczu z Harry'ego.
— No, Quirrell też nie.
— Więc dlaczego miotła Harry'ego się uspokoiła, po tym jak podpaliłam Snape'a?
— Bo popchnęłaś też Quirrella. Szczerze mówiąc, masz szczęście, że nie dostałaś szlabanu za atakowanie połowy nauczycieli — powiedział Draco.
— Chwila, co? Podpaliłaś Snape'a? — wtrącił się Harry.
— Tylko kawałek szaty.
— Gadacie bzdury — powiedział Hagrid. — Czemu nauczyciel miałby chcieć skrzywdzić Harry'ego?
— Wydaje mi się, że Quirrell chce się dostać do tego, czego pilnuje trójgłowy pies — odparł Harry.
— Skąd wiecie o Puszku? — zapytał Hagrid.
— Puszku? Nazwałeś tego potwora Puszek? — sapnął Draco z niedowierzaniem.
— Tak, należy do mnie. Kupiłem go od jakiegoś Greka w pubie w zeszłym roku. A potem Dumbledore zapytał, czy mógłby go pożyczyć do pilnowania...
— Czego? — Harry pochylił się na swoim fotelu.
— Nie pytajcie mnie o więcej. To tajemnica, wasza trójka nie musi się tym martwić.
— Nie musimy się martwić? Hagrid, trzymacie wielkiego trzygłowego psa w szkole. Już pomijając niebezpieczeństwo, czy to coś w ogóle chodzi na spacery? — powiedziała Hermiona.
Hagrid zbladł.
— Nie. Ale Dumbledore powiedział, że to nie zajmie długo, tylko dopóki Nicolas Flamel...
— Kim on jest? — zapytał Harry.
— Nie wasza sprawa. Chyba powinniście wracać do zamku, zanim zrobi się ciemno.
Widząc, że to już koniec spotkania, wstali. Kieł jęknął, gdy Draco zepchnął jego głowę z kolan i Hagrid musiał trzymać go za obrożę, dopóki przyjaciele nie opuścili chatki.
Harry odwrócił się do reszty, przez chwilę idąc tyłem.
— Więc teraz już wiemy, że to jest związane z tym Flamelem.
— Ale nie wiemy kim on jest — powiedział Draco. Chłopcy spojrzeli na Hermionę — Prawda?
— Nie, nie wiemy — odparła z irytacją.
— Może powinnaś spróbować otworzyć jakąś książkę raz na jakiś czas — zażartował Harry.
— No, w przerwie od podpalania nauczycieli — dodał Draco.
— Zamknijcie się! Gdybym nie powstrzymała Snape'a, Harry mógłby spaść i... uh!
Nagle Potter uderzył w coś plecami. Usłyszał ciche chrząknięcie i po chwili dwie ręce złapały go za ramiona.
— Powinieneś uważać, jak chodzisz, panie Potter — usłyszał głos Snape'a.
Harry odwrócił się na pięcie. Ile z ich rozmowy Snape usłyszał? Nie sądził już, że profesor go nienawidził, ale gdyby usłyszał, jak żartują o podpalaniu nauczycieli, to pewnie by zaczął.
— Wasza dwójka, wracajcie do zamku — powiedział Snape, wskazując na Draco i Hermionę. — Muszę porozmawiać z panem Potterem na osobności.
— Dobrze, profesorze — odparł Draco i ruszył w stronę zamku, ale Hermiona zawahała się.
— Poczekamy na ciebie w Sali Wejściowej, Harry — powiedziała, po czym ruszyła za Draco.
Snape prychnął.
— Jej nadopiekuńczość wobec ciebie jest urocza, aczkolwiek w tym wypadku niepotrzebna. Ale nieważne. Z kim podzieliłeś się swoimi podejrzeniami wobec Quirrella?
— Ee, oprócz pana? Z Draco, Hermioną i Hagridem.
Snape westchnął ciężko.
— Potter, wiem, że wychowali cię idiotyczni krewni twojej matki, ale myślę, że ty masz wystarczająco zdrowego rozsądku, żeby wiedzieć, że to nie jest coś, co powinieneś wygłaszać każdemu, kto będzie chciał słuchać.
— Niczego nie wygłaszałem! Przed dzisiejszym meczem tylko pan i Draco wiedzieli. Proszę mi wybaczyć, jeśli nie myślałem trzeźwo, po tym jak prawie spadłem z miotły, ale...
— Zachowaj sarkazm dla przyjaciół. A teraz daj mi swoją miotłę.
Harry ponuro wykonał polecenie. Snape wyciągnął różdżkę i zatoczył nią kilka okręgów nad Nimbusem, po czym usatysfakcjonowany oddał go Harry'emu.
— Cóż, nie ma żadnych długotrwałych efektów na twojej miotle. Jakiekolwiek zaklęcie, które zostało użyte, było jedynie tymczasowe. Możesz na niej bezpiecznie latać.
— A co jeśli ten ktoś rzuci je ponownie?
— Mogłeś nie zauważyć, ale duża część nauczycieli przychodzi na mecze Quidditcha. Jeśli stałoby się najgorsze i spadłbyś z miotły, naszym obowiązkiem jest upewnić się, że nic ci się nie stanie. Cóż, nic, poza typowymi quidditchowymi uszkodzeniami.
— Pocieszające — powiedział Harry. Nagle przypomniało mu się coś. — Profesorze? Powiedziałeś, że moi krewni są idiotami, zna ich pan?
Snape milczał tak długo, że Harry zaczął myśleć, że przekroczył granicę. Wreszcie odpowiedział:
— Tak, miałem nieprzyjemność poznać Petunię.
— Czy... czy znał pan moją mamę?
— Tak — głos Snape'a brzmiał wyjątkowo dziwnie, ale gdy Harry podniósł wzrok, twarz profesora ukryta była za kurtyną włosów.
— Jaka była? Po prostu... moja ciotka i wuj nie pozwalali mi zadawać pytań. Jedyne co wiem, to że mój tata grał w Quidditcha i że oboje byli Prefektami. I wiem jak zginęli.
Snape spojrzał na niego dziwnym wzrokiem.
— Masz oczy po Lily.
Kiedy Harry otworzył usta, aby zapytać o coś więcej, Snape podniósł dłoń.
— Dość, panie Potter... Odpowiem na twoje pytania, ale nie teraz... Podczas przerwy świątecznej. Chyba że wracasz do ciotki?
— Ee, nie, zostaję tutaj, profesorze.
— W pierwszy dzień świąt, w takim razie. A w międzyczasie może dogoń swoich przyjaciół, zanim panna Granger zacznie podejrzewać, że cię porwałem.
— Dobrze, profesorze, dziękuję.
Dotarłszy do Sali Wejściowej, Harry zobaczył Draco, narzekającego Hermionie na psią ślinę na swoich szatach. Dziewczyna nerwowo krążyła w miejscu, marszcząc brwi.
Draco przerwał, gdy dostrzegł Harry'ego.
— Dzięki Merlinowi, że już jesteś. Granger nie słyszała ani jednego słowa, które powiedziałem.
— Jesteś zły z powodu szat. Nic ważnego — powiedziała Hermiona z lekceważeniem.
Nic ważnego? Widziałaś je? Gdyby matka mnie zobaczyła w takim stanie...
Harry zaśmiał się.
— Możesz się uspokoić, Hermiono. Snape próbował mnie zabić tylko dwa razy, gdy was nie było.
— Ha ha. O czym chciał z tobą porozmawiać?
— Sprawdził, czy moja miotła nie ma na sobie żadnej klątwy. Już wszystko z nią w porządku. I powiedział mi, żebym przestał mówić ludziom o Quirrellu.
— O, to akurat dobra rada — odparła dziewczyna z zaskoczeniem.
— Tak. Ale nadal nie powiedział mi, że nie miałem racji co do niego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro