20. Jest przystojny, nie uważasz?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


><><Harry><><


Nie żartował. Tomlinson naprawdę się wyprowadził i zamieszkał w małym, drewnianym domku. Teraz dom Dana stał pusty. Des zabrał z niego wszystkie osobiste rzeczy i powiedział, że odda mieszkanie pracownikom. Nie miałem w tym temacie nic do powiedzenia.

Tak zleciał kolejny tydzień. Louis przyjeżdżał z samego rana na śniadanie i pracował do wieczora. Po kolacji zabierał konia i odjeżdżał. Apacza zostawił u nas. Powiedział, że weźmie go dopiero wtedy, gdy będzie zajeżdżony. Teraz nie było z niego pożytku, a samego w lesie nie chciał zostawiać. Kanadyjskie lasy  zamieszkiwały wilki czy niedźwiedzie. Nie wiem, jak szatyn sobie poradzi sam, gdyby spotkał watahę tych drapieżników.

Ale czym ja się przejmuję? To jego sprawa. Chce, to  niech mieszka sobie sam. Uważa się za dorosłego, chociaż jest jeszcze dzieciakiem.

Podniosłem się z łóżka i przeciągnąłem. Była dopiero siódma. Za pół godziny pewnie będzie śniadanie. Słyszałem kroki na korytarzu. Gemma chyba też dopiero teraz wstała. Niechętnie postawiłem stopy na  podłodze i podniosłem się z łóżka. Podszedłem do okna, przez które wpadały promienie słońca. Zapowiadał się piękny dzień.

Ubrałem się szybko i przeczesałem włosy ręką. Było one coraz dłuższe. Kręciły się na końcach i czasem miałem ich dość. Po spaniu wyglądały jak siano. Przetarłem oczy i ruszyłem do łazienki. Po porannej toalecie udałem się na dół. Słyszałem żywe rozmowy, więc to oznaczało, że pracownicy zjawili się na śniadaniu.

Z chwilą, gdy wszedłem do pomieszczenia, pojawił się Louis. Ściągnął kapelusz i przywitał się ze wszystkimi. Uśmiechnął się do Zayna i zajął miejsce obok niego. Westchnąłem cicho i usiadłem naprzeciwko.

- Wyspałeś się? - zagadnął mulat.

- I to jeszcze jak. - odparł radośnie szatyn. - A ty Zee?

- Jak zawsze. - stwierdził. - Czyli nie bardzo...  Za mało spałem.

- Dzień dobry! - zawołał blondyn.

Spojrzałem w jego stronę. Akurat przekraczał próg jadalni. Uśmiechał się szeroko, zmierzając w moją stronę. Zajął miejsce obok mnie i zaczął rozglądać się po stole w poszukiwaniu jedzenia. Jego wzrok padł na talerz z kanapkami oraz miskę z jajecznicą. Zamiast wziąć sobie trochę, to złapał swój pusty talerz i zamienił na ten z kanapkami. Zauważyłem jak moja matka skarciła go wzrokiem, lecz blondyn tego nie widział.

- Ty to wszystko zjesz? - zapytał Louis.

- Tylko na przekąskę. - odparł z uśmiechem. - Jajecznica też wygląda smakowicie.

- Nawet o tym nie myśl, Horan! - zawołałem.

- Żałujesz mi jedzenia? - popatrzył na mnie z udawanym zaskoczeniem. - Po kilkunastoletniej naszej znajomości dowiaduję się, że mam takiego przyjaciela...

- Nie dramatyzuj. - mruknąłem.

Zająłem się jedzeniem, a blondyn poszedł w moje ślady. Udało mi się podkraść jedną kanapkę. Spojrzał na mnie z wyrzutem i zaczął jeść szybciej.

Po śniadaniu wraz z Niallem udaliśmy się nad rzekę. Była piękna pogoda i szkoda było ją zmarnować. Zabraliśmy z domu ręczniki i kanapki, które zapakowała nam moja mama. Po kąpieli apetyt blondyna rośnie dwukrotnie. Bez prowiantu nie było mowy by jechać.

- Idealnie. - westchnął mój przyjaciel, zanurzając się w wodzie aż po szyję.

- Dokładnie. - zgodziłem się. - Nie wiem jak można pracować w taki upał.

- Czemu nie zaproponowałeś Louisowi, aby do nas dołączył? Myślałem, że się polubiliście.

- Też tak myślałem. - wzruszyłem ramionami. - Ale jednak się nie dogadujemy.

- A byłeś chociaż miły?

- Nawet bardzo. Tomlinson to dziwak. Tygodniami mazał się jak dziecko, aby teraz się jeszcze przeprowadzić i zamieszkać na pustkowiu. Od początku mi się nie podobał.

- Może nie lubi przebywać w towarzystwie? Ty też taki byłeś. Gdyby nie ja, to nie opuszczałbyś swojego pokoju.

- Ale on jest... inny. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale... sam rozumiesz.

- Właśnie nie. - pokręcił głową.

- Nieważne. - westchnąłem. - Płyniemy na drugą stronę?

- Kto pierwszy, ten zgarnia wszystkie kanapki!

*****

Po trzech godzinach wróciliśmy na ranczo. Samochód mojego ojca zaparkował przed domem i wysiadł z niego wysoki mężczyzna. Na głowie miał brązowy kapelusz. W jednej ręce trzymał torbę, którą zarzucił sobie na plecy. Rozglądał się zaciekawiony po otoczeniu do czasu, aż jego wzrok nie padł na mnie. Lekko się uśmiechnął. Wyglądał przyjaźnie. Brązowe tęczówki po raz ostatni na mnie spojrzały, bo po chwili skupił swoją uwagę na Desie. Mój ojciec poprowadził go w stronę domu Dana.

- Znasz go? - zapytał Niall, zrównując się ze mną.

- Nie. - odparłem. - Pewnie to nowy pracownik.

Rozsiodłaliśmy konie i wyszliśmy ze stajni. Niall musiał już wracać, ponieważ jechał z ojcem na targ. Pożegnałem się z nimi i skierowałem swoje kroki w stronę domu. W kuchni zastałem Gem, która przygotowywała sałatkę. Była chyba zamyślona, ponieważ nawet mnie nie zauważyła. Dopiero gdy trąciłem ją ręką, zwróciła swoją twarz na mnie.

- A tobie co się stało?

- Widziałeś tego nowego? - zapytała z uśmiechem.

- Tak. - skinąłem głową. - I co w związku z tym?

- Jest przystojny, nie uważasz? Ciekawe co sprowadza go do Gold Bridge...

Faktycznie, do brzydkich to on nie należał. Miał brązowe, sarnie oczy oraz lekki zarost. W błękitnej koszuli wyglądał naprawdę dobrze. Przystojny, dobrze zbudowany...

- Jestem chłopakiem, Gem. - powiedziałem. - Nie gapię się na facetów. Nie  było  w nim nic interesującego.


><><><><><><><><><><><><><><><><

Witajcie kadeci/wilki/nietoperze/dzieciaki/żołnierze/kowboje/wilczki!

Kto zgadnie kim jest nowa postać? ^^

Dziś udało mi się upolować płytę H w Biedronce! XD

W jednej nie było, to pojechałam do drugiej  i  wzięłam ostatnią płytę.

Miłego wieczoru! ♥

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

Do następnego XxX

><><><><><><><><><><><><><><><><

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro