|| 16. | Nie ||

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ok, i tak jestem dumna, że wstawiłam jakikolwiek rozdział przez wakacje xD Następny rozdział może pojawi się szybciej, ale nic nie obiecuję. Mogę jedynie zdradzić, że od połowy albo końcówki września, regularne wstawianie rozdziałów wróci.

A! Jeśli nie czytał*ś poprzednich rozdziałów lub zapomniał*ś na jakim etapie książki jesteśmy, to zapraszam do poprzednich rozdziałów.

Miłego czytania i zapraszam do komentowania ❤️

Za korektę, dziękuję Monilovata.

_________________________________________

⭒17 maja, piątek⭒

Poranne słońce przedostało się przez roletę, która nie była zsunięta do końca. Skylor, która nie spała od dobrych dwudziestu minut, wpatrywała się bez emocji w plan lekcji przyklejony na boku szafki nocnej. Skupiła się na postrzępionych kawałkach taśmy, które trzymały kawałek papieru przy meblu. Jej myśli były wielkim bałaganem. Pierwszą myślą dziewczyny, zaraz po przebudzeniu, była matematyka, którą miała na drugiej lekcji. Powoli zbliżał się okres, w którym nauczyciele wystawiali oceny. Skylor miała wrażenie, że zapadnie się pod ziemię, kiedy zdała sobie sprawę ze swojej okropnej sytuacji z matematyką.

Z głośnym westchnięciem, przewróciła się na plecy. Naciągnęła mocniej na siebie niebiesko-białą kołdrę, aby zachować ciepło, które wytworzyło jej ciało przez całą noc. Położyła rękę na czole, zaciskając lekko oczy na swoją głupotę. Wiedziała, od początku, że miała cały rok szkolny na walkę o oceny i poprawę z matematyki, ale jak zwykle olała sprawę. Teraz, na sam koniec, musiała cierpieć i zastanawiać się nad scenariuszami jakie ją czekają. Koniec roku szkolnego miał mieć miejsce dziewiątego czerwca, czyli miała niecałe trzy miesiące na walkę o swoją ocenę. Rozmyślała nad opcją odpuszczenia dzisiejszych zajęć, ale od razu strzeliła sobie delikatnego liścia w twarz. Czasami miała głupie pomysły.

Otworzyła oczy i spojrzała w biały sufit. Powoli podniosła ciało do siadu, nie przejmując się włosami, które opadły jej na twarz. Wlepiła oczy w okno przed sobą, mając nadzieję, że zobaczy jakieś wyjście z kiepskiej sytuacji. Skylor przeskanowała uważnie odkryty kawałek okna, który przepuszczał denerwujące promienie słoneczne. Za oknem mogła dostrzec spacerującą kobietę, a raczej jej nogi i buty na niskim obcasie, która szybko maszerowała chodnikiem z torbą pełną, jak rudowłosa przewidywała, artykułów spożywczych. Chen z powrotem wróciła myślami do matematyki i okropnej ocenie, która świeciła się na czerwono w elektronicznym dzienniku. Miała szczęście, że jej ojciec nie wchodził za często na dziennik, ponieważ ufał córce na słowo. Jednak nie zdawał sobie sprawy, jak kiepsko Skylor radziła sobie z matematyką. Mark Calvert, nauczyciel matematyki, starał się pomagać Skylor jak tylko mógł, ale oczywiście musiał przestrzegać pewnych zasad i oceniać dziewczynę sprawiedliwie. Matematyk był wyrozumiały i obiecał dziewczynie, nie informować swojego imiennika, Marka Chena, o problemach z nauką.

Skylor postanowiła w końcu wstać i zacząć szykować się do szkoły. Musiała przestać martwić się ocenami, będzie miała na to czas w szkole. Ospale podniosła się z łóżka, kierując swoje kroki w stronę szafy. Otworzyła rozsuwane drzwi i dokładnie spojrzała na ubrania, które leżały starannie poukładane na półkach. Dziewczyna uśmiechnęła się na myśl, jak bardzo Annabeth dbała o jej dobro. Zdecydowała się na prostą, szarą sukienkę na ramiączkach do połowy ud. Dla nastolatki wydawała się odpowiednia na pogodę, jaką mogła sprawdzić w telefonie. Dzień zapowiadał się słoneczny, ale nie za bardzo gorący. Zdjęła sukienkę z wieszaka z prawej części szafy, w której były pozawieszane na wieszaki, różne sukienki i płaszcze. Ucieszyła się na myśl, że ominie ją prasowanie, ponieważ sukienka nie wyglądała na wygniecioną. W myślach dodała Annabeth kolejny plusik do kolekcji.

Zasunęła szafę, idąc w stronę drzwi. W ręce niosła czystą bieliznę, ukrytą pod sukienką, aby przypadkiem nie musiała spotkać się z dziwnym spojrzeniem Eddiego, który szukał kolejnego punktu zaczepki. Prawdę mówiąc, dawno nie została poddana torturom chłopca. Skykor sięgnęła po metalową klamkę, aby móc otworzyć drzwi i udać się do łazienki. Pociągnęła mocno, otwierając drzwi i od razu ruszając przed siebie. Nie spodziewała się, że zaraz po drugiej stronie będzie stał wysoki brunet, mający zamiar pukać do jej drzwi. Zaskoczona, wpadła na chłopaka, uderzając twarzą w jego wysportowany tors. Szybko połapując się w sytuacji, odskoczyła do tyłu, mocniej chwytając rzeczy, które ciągle trzymała w ręce. Zawalczyła z równowagą i utrzymała się prosto na nogach.

— Cholera, wszystko w porządku? Nie spodziewałem się, że wyskoczysz tak nagle. – Kai zaśmiał się, widząc skwaszoną minę dziewczyny. Mimo wszystko, Skylor była pewna, że słyszała w głosie bruneta nutkę troski.

— Jest okej. – mruknęła w odpowiedzi, ściskając mocniej sukienkę, mając z tyłu głowy ostrzeżenie, że będzie musiała prasować. Skupiła wzrok na uśmiechniętej twarzy starszego. — Chciałeś coś? Chyba miałeś zamiar pukać do mojego pokoju, no chyba, że coś sobie ubzdurałam i po prostu siedzisz tutaj i mnie podsłuchujesz.

— Wymyślasz. – powiedział, przewracając oczami na wyobraźnię Chen. Spojrzał na ubranie, które dziewczyna trzymała w ręce i zdał sobie sprawę, że musiała zmierzać do łazienki, aby uszykować się do szkoły. On sam już był gotowy, musiał jedynie zjeść śniadanie. — Annabeth kazała przekazać, że śniadanie czeka na stole. No i poza tym dzisiaj zabieram cię do szkoły samochodem.

— Co? Dlaczego? Przecież mam autobus i własne nogi. – Skylor zdziwiła się jeszcze bardziej słowami chłopaka, ponieważ nie spodziewała się usłyszeć czegoś takiego z samego rana. — Czy to Anna znowu coś sobie ubzdurała i jest to jej kolejna zachcianka?

— Niewykluczone. Idź się przebierz i zejdź na dół, bo nie zamierzam długo czekać. Korzystaj z darmowej podwózki. – powiedział, zamierzając zejść na dół. Spojrzał ostatni raz na Skylor i posłał delikatny uśmiech. Wciąż miał w głowie widok wyrazu twarzy jaki przybrała dwa dni temu podczas rozmowy o całej sytuacji z imprezy Zane'a.

Nastolatka wpatrywała się pusto w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał brunet, który zdążył się już ulotnić. Przetwarzała w głowie wszystkie niezbędne informacje, słysząc skrzypienie niektórych śrubek, które ciężko pracowały. Koniec końców, doszła do tego, że Kai miał naprawdę ładny uśmiech. Oczywiście, jeśli uśmiechał się szczerze. Potrzasnęła mocno głową, oczyszczając umysł z niechcianej tam osoby, jaką był Smith. Wydęła wargi i skierowała się do łazienki, która czekała na jej przybycie.

Piętnaście minut później, gotowa i wyszykowana Skylor, stawiła się w jadalni, w której siedziała reszta domowników. Miała na sobie szarą sukienkę, którą wybrała. Sukienka nie należała do eleganckich, więc mogła pozwolić sobie założyć na wierzch luźną bluzę, którą później odłoży do szafki w szkole na wypadek, gdyby zrobiło się zimniej. Szary materiał delikatnie przylegał do jej talii, ukazując nieco figurę nastolatki. Sukienka od bioder w dół robiła się luźniejsza, dzięki czemu posiadała większą swobodę w poruszaniu się.

— Oh, Skylor, słońce ty moje! Jak pięknie wyglądasz. – Annabeth chwyciła w rękę patelnię z jajecznicą, podchodząc do stołu, aby nałożyć rodzinie, w którą wliczał się Chen i jej córka. — Usiądź, zaraz nałożę.

Skylor skinęła głową w podzięce, siadając na swoje miejsce. Brunetka nałożyła wszystkim śniadanie i zasiadła do stołu, życząc wszystkim smacznego. Rudowłosa przez chwilę wpatrywała się w jajecznicę, czując uczucie ciepła, które gromadziło się w klatce piersiowej. Mieszkała ze Smithami niecały miesiąc, ale miała wrażenie, że minęło o wiele więcej. Przyzwyczaiła się do codziennych śniadań, szykowanych przez Annabeth, pełnego domu i ciągłych kłótni pomiędzy Eddiem, a Kaiem lub Rayem. Skylor zabrała się za jedzenie, chwytając widelec w prawą dłoń. Kątem oka, przeleciała wzrokiem po wszystkich obecnych przy stole. Każdy był zajęty jedzeniem, jedynie najmłodszy Smith, wolał kopać Kaia w piszczel. Brunet wyraźnie się powstrzymywał, aby nie zrobić awantury młodszemu. Patrzył się na niego zabójczym wzrokiem, ostrzegając przed dalszymi poczynaniami. Chen zachichotała cicho na ten widok, uznając go za słodki.

— Kai, powiedziałeś już Sky, że zabierzesz ją do szkoły? I odbierzesz oczywiście. Wiem, że kończycie o tej samej godzinie, więc nie widzę żadnych przeszkód. – kobieta, siedząca niedaleko Skylor, uśmiechnęła się szeroko, przerywając jedzenie.

— Tak, powiedziałem. Zadowolona? – warknął podirytowany dziwnym zachowaniem macochy. Miał nadzieję, że kiedyś się ogarnie i będzie normalna.

— Kai, trochę szacunku. – Ray, zaalarmowany ostrym tonem syna, postanowił się odezwać. — Annabeth, proszę, daj dzieciakom już święty spokój.

Wszyscy odwrócili głowy, aby spojrzeć na zaskoczoną brunetkę. Wyglądała na zamyśloną, jakby mocno nad czymś myślała. Nawet zaczęła zagryzać dolną wargę, powodując, że nikt nie miał odwagi się odezwać. Co jak co, ale nikt nie chciał zadzierać ze złą Annabeth. Nagle podniosła wzrok i ponownie uśmiechnęła się szeroko, ukazując białe zęby.

— Nie.

Kilkanaście minut później, Skylor obserwowała mijające za szybą, budynki. Jechała czerwonym samochodem Kaia, czując w powietrzu lekkie napięcie. Chłopak skupił się całkowicie na prowadzeniu, zapominając o istnieniu dziewczyny, która siedziała tuż obok. Wbił palce w kierownicę, spoglądając na zegarek wyświetlany w ekranie samochodu. Spóźnią się jak nic. Gdyby nie Annabeth i jej długa przemowa o miłości i przyjaźni, dawno siedzieliby już w szkole.

Młodsza, szybko wystukała wiadomość do Seliel, prosząc ją, aby przyszła po nią na parking. Na jej nieszczęście, Nya nie przyszła do szkoły, a Pixal miała zupełnie inne zajęcia. Jedynie Seliel była dostępna i dobrze wiedziała, że zerwie się z lekcji, aby na nią poczekać. Skylor uśmiechnęła się do siebie, dostając odpowiedź od przyjaciółki, która na końcu wiadomości dodała kilkanaście różnych emotek. Przynajmniej nie będzie musiała wchodzić do klasy sama i w dodatku spóźniona. Pierwszą lekcję miała z profesorem od biologii, który strasznie narzekał na spóźnialskich.

— Po lekcjach będę czekał na parkingu. Tylko nie próbuj się spóźnić, bo wrócisz do domu z buta. – ciszę, zakłócaną przez cichy dźwięk silnika, przerwał głos Kaia.

— Dobrze, dobrze. – Skylor przewróciła oczami, kodując w głowie, że musi pamiętać o powrocie do domu z Kaiem. Prawdopodobnie z automatu poszłaby pieszo. — Tak właściwie, to od kiedy masz prawko?

— Skąd tak nagle to pytanie, huh? – brunet spojrzał na chwilę na rudowłosą, która jedynie wzruszyła w odpowiedzi ramionami. Wrócił wzrokiem na drogę, odpowiadając. — W sumie to będą już niedługo dwa lata.

— Myślę, że niedługo też powinnam zabrać się za prawo jazdy. – mruknęła, sama do siebie, szybko zapominając co chciała odpowiedzieć. Przeniosła brązowe oczy w stronę wielkiego budynku, który wyłaniał się zza rogu. — W końcu jesteśmy.

Kai przytaknął, wjeżdżając na szkolny parking. Zaparkował na swoim miejscu parkingowym, które wykupił w szkolnym sekretariacie. Uczniowie, którzy dojeżdżali samochodami lub mieszkali w akademiku szkolnym, mieli możliwość wykupienia miejsca parkingowego na cały rok szkolny. Nastolatek zgasił silnik, odwracając się od razu do tyłu, aby chwycić plecak z tylnych siedzeń. Skylor wysiadła z pojazdu, zauważając z daleka różową czuprynę. Pomachała Seliel, która powolnym krokiem zmierzała w jej kierunku.

— Panna Chen zyskuje punkty ujemne za spóźnialstwo. – Wilde przemówiła, starając się brzmieć jak starszy nauczyciel od biologii, który prawdopodobnie szykował kolejną wspaniałą przemowę o marnowaniu czasu nauczyciela.

— Seliel. – Skylor zachichotała z głupkowatego charakteru, podchodząc i krótko przytulając niższą. — Tak właściwie to dlaczego nie jesteś na lekcji?

— Miałam przeczucie, że napiszesz i postanowiłam nie pójść na lekcję. – odpowiedziała nie kryjąc swojego kłamstwa. Zauważyła krzywą minę rudowłosej i cicho westchnęła. — Miałam zamiar odwiedzić Nyę, bo nie odpisuje na moje wiadomości i mam wrażenie, że stało się coś złego.

— Też mam takie wrażenie. – Chen zaczynała coraz bardziej się martwić o Nyę. Także i od niej nie odpowiadała na wiadomości czy telefony. Zamiast zastanawiać się nad tym co mogło wydarzyć się z czarnowłosą, odwróciła głowę i zwróciła się do chłopaka, który powinien wiedzieć co dzieje się z jego siostrą. — Kai, wiesz może co się stało z Nyą? Nie ma z nią kontaktu.

Chłopak zamknął samochód i podszedł do dwóch nastolatek, marszcząc brwi na informacje, które chłonął jak sucha gąbka. Przy okazji, przywitał się z Seliel, która w odpowiedzi rzuciła mu złośliwy uśmiech. Kai spojrzał na Skylor i wzruszył ramionami, nie znając odpowiedzi na jej pytanie.

— Zazwyczaj od razu informowała mnie, że coś jest nie tak. Możliwie, że to nic poważnego skoro ja nic o tym nie wiem. – jego umysł był pełen obawów o własną siostrę, którą kiedyś obiecał chronić. Może i mieszkali osobno, ale wciąż byli rodzeństwem z silną więzią, której na co dzień nie pokazywali.

— Dziwne. – mruknęła, niebieskooka, spoglądając na szkołę. Od razu połapała się, że już powinni być w drodze do sal lekcyjnych. — Musimy iść, bo profesor Barclay nas zabije.

Skylor przerażona sprawdziła godzinę w telefonie i poczuła, że serce podskakuje jej do gardła. Było piętnaście po ósmej. Chociaż nie musiały iść na lekcję, wolały to zrobić, aby nie musieć nadrabiać całego materiału. Kai zdecydował odpuścić pierwszą lekcję, życząc dziewczynom miłego cierpienia. Seliel w podzięce pokazała chłopakowi środkowy palec, oddalając się od samochodu, do którego Smith wrócił. Rudowłosa zmarszczyła delikatnie brwi na dziecinne zachowanie przyjaciółki i postanowiła to zignorować.

Razem weszły do budynku, kierując się do sali biologicznej. Powoli przygotowały się wewnętrznie na ochrzan i kazanie od nauczyciela, który przeznaczy pozostały czas lekcji na tłumaczenie czym jest szacunek i co czeka spóźnialskich. Po kilku zakrętach, stanęły przed drzwiami z numerkiem 012. Dziewczyny spojrzały na siebie, porozumiewając się wzrokowo. Nabierając odwagi, Skylor zapukała mocno w drzwi, mając na uwadze, że profesor miał małe problemy ze słuchem. Ku ich zdziwieniu, odpowiedziała cisza.

Seliel zapukała po raz kolejny, a Skylor miała wrażenie, że połowa szkoły słyszała walenie różowej. Niższa złapała za klamkę i otworzyła drzwi, ignorując zszokowaną minę Chen. Były pewne, że zastaną złego mężczyznę z źle ogoloną brodą, ale przywitała je cisza i pusta klasa. Skylor przeskanowała wzrokiem całe pomieszczenie i weszła do środka, rozglądając się na boki. To było naprawdę dziwne.

— Osz, cholerka. – usłyszała za sobą sapnięcie Wilde, które trzymała w ręce telefon. Podniosła głowę i z prostym wzrokiem patrzyła Skylor prosto w oczy. — Zmienili nam biologię na matematykę i musimy iść do matematycznej. Strasznie współczuję, Sky.

Rudowłosa miała ochotę zapaść się pod ziemię jeszcze bardziej niż rano, kiedy zdała sobie sprawę w jak okropnej sytuacji jest z ocenami. Skylor uśmiechnęła się słabo i ruszyła w stronę sali matematycznej licząc na jakiś cud, który pomoże jej zdać do następnej klasy. Seliel nie miała tego problemu, ponieważ nawet lubiła matematykę i nie była z niej najgorsza.

— Jeżeli uda mi się jakimś cudem zdać to obiecuję, że zacznę uczyć się z tej przeklętej matmy. – mruknęła do siebie, wbijając wzrok w swoje buty, które same prowadziły ją pod odpowiednie drzwi. Druga nastolatka dogoniła przyjaciółkę i lekko popchnęła jej ramię.

— Zawsze to powtarzasz. – zaśmiała się, zauważając z daleka klasę matematyki. — Poza tym, później chcę się dowiedzieć jak się mają twoje relacje z Kaiem skoro z nim przyjechałaś. Czy coś przede mną ukrywasz, panno Chen?

Skylor zamarła na moment, dopuszczając do mózgu informację, że popełniła ogromny błąd, pisząc rano do Seliel. Dziewczyna nic nie wiedziała o wspólnym mieszkaniu z Kaiem i jego rodziną, a teraz będzie musiała wynaleźć jakąś beznadziejną wymówkę. Chen powiedziała ciche "później" i zapukała w białe drewno, czekając chwilę, aby móc usłyszeć głos pana Calverta. Weszły do klasy, czując na sobie spojrzenia wszystkich uczniów i samego nauczyciela.

— A już myślałem, że nie przyjdziecie. – nauczyciel zaśmiał się z zawstydzonych min nastolatek. — Seliel, usiądź na swoim miejscu, a ciebie, Skylor proszę na słówko. Musimy poważnie porozmawiać.

Dziewczyna przełknęła ślinę, kiwając głową. Wyszła z klasy, obserwując jak nauczyciel podnosi się z krzesła i kieruje się w jej stronę. Seliel posłała Chen lekki uśmiech i kciuki w górę. Skylor miała ochotę zniknąć. Stanęła na korytarzu, uważnie obserwując każdy ruch Marka Calverta, który zamknął za sobą klasę i stanął na przeciwko niej. Mężczyzna założył ręce na biodra i spojrzał z politowaniem na nastolatkę. Skylor od razu połapała się o co musiało chodzić.

— Skylor, pewnie wiesz, że twoje oceny z matematyki to istny armagedon. Starałem się pomagać jak mogę, ale widzę po skutkach, że nie bardzo to coś dało. Wiesz, że masz zagrożenie? – westchnął głośno. Naprawdę lubił podejście Skylor do nauki. Dziewczyna się starała, jednak to było za mało.

— Tak, wiem, wiem. Ja naprawdę się starałam i próbowałam walczyć, ale jak sam pan widzi co z tego jest. Jestem taka beznadziejna. – Chen miała nadzieję, że nie brzmiała jak mała dziewczynka, która starała się ukryć swoją winę przed rodzicami. — Czy mogę coś z tym jeszcze zrobić?

— Tak, istnieje jeszcze jedna możliwość, ale musisz dostosować się do moich wytycznych. – powiedział, przywracając Skylor jakiekolwiek nadzieje. Przytaknęła głową, chcąc znać dalsze szczegóły. Mężczyzna widząc determinację nastolatki, uśmiechnął się lekko. — Dam ci na koniec E, jeśli napiszesz test z ostatnich trzech działów, które oblałaś. Musisz napisać na minimum czterdzieści procent, aby zdać. Test odbędzie się za dwa tygodnie, a ty w tym czasie będziesz co dwa dni uczęszczać na korepetycje z matematyki. Załatwiłem korepetytora, będziecie uczyć się w szkolnej bibliotece po lekcjach. Co ty na to?

— Uh, chyba mi pasuje... – mruknęła, analizując wszystkie informacje jakie otrzymała. Naprawdę miała szansę zdać.

— To dobrze. Pierwsze korepetycje masz w poniedziałek. Skylor, proszę postaraj się, chociaż dla samej siebie. Wiem, że z innych przedmiotów radzisz sobie bardzo dobrze, ale twoim słabym punktem jest matematyka, a słabości trzeba przezwyciężyć. Wiem, że dasz sobie radę. – Calvert przemówił głosem pełnym nadziei, a Skylor zrobiło się trochę niedobrze od uczucia szczęścia, które ją przepełniało.

— Dam z siebie wszystko, ale czy mogę iść teraz do toalety? Trochę źle się poczułam. – zapytała, a nauczyciel zgodził się, uprzednio pytając czy wszystko w porządku. Skylor pokiwała głową i szybko pognała do łazienki.

_________________________________________

Ogólnie to szybkie pytanko:
Wolicie szybciej poznać:

A) przeszłość Annabeth (ponieważ nie zawsze była taka radosna)
B) historię i przyczynę śmierci matki Sky

No, a niedługo znowu będzie drama, także cieszmy się tym spokojem jaki jest na razie.

PS. Mam nadzieję, że moje opisy są trochę lepsze czy coś, bo ostatnio dość dużo się douczyłam, ale to wciąż nie jest to co chcę osiągnąć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro