Rozdział 6 (Clever)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Następnego dnia wstałam dość wcześniej. O dziwo nie byłam zmęczona. Wstałam około 5:00. Pościeliłam swoje łóżko, wzięłam ciuchy i pokierowałam się do łazienki, aby wziąć szybki prysznic. Po prysznicu, założyłam, krótki czarny top, biała koszulę na długi rękaw, długie czarne spodnie jeansowe. Jeszcze uczesałam swoje włosy w koka, a grzywkę oddzieliłam po bokach. Przy okazji, pomalowałam się, nałożyłam tusz do rzęs, trochę korektor, różu. I dodałam błyszczyk na usta. Nie wyglądało, tak jak chciałam, lecz zostawiłam, tak jak było. Przy okazji założyłam swój łańcuszek ze stokrotkami i kolczyki złote. Spojrzałam w swoje odbicie w lustrze, czułam się fatalnie z faktem, jak wyglądam. Zazdrościłam, każdej dziewczynie, która wyglądała, wręcz idealnie. Po chwili wyszłam, nie chciałam już płakać. Nie teraz. Gdzieś o 7:30 ma przyjść Devon z Aaronem. Schodząc na dół. Zrobiłam sobie smoothie z mango, pomarańczy, banana. Jeszcze wzięłam dużego kęsa bułki serowej. Dałam jedzenie Melii i przez chwilę pobawiłam się z nią wędka z piórkami. Po około 20 minutach, usłyszałam dzwonek do drzwi. Podbiegłam do nich i zobaczyłam Aarona. Tego cholernego dupka. Miałam ochotę zamknąć przed nim drzwi, jednak stanęłam, patrząc na niego z góry.

– A ty dla kogo tak wystrojona Blackley co? Masz jakiegoś na oku. Uwierz mi, że nikt nie będzie chciał mieć takiej dziewczyny, jak będziesz się tak zachowywać – zrobił, swój typowy idiotyczny uśmieszek.

– A co zazdrościsz temu kandydatowi? A może dla ciebie tak się wystroiłam? – spojrzałam na niego, a jego wyraz twarz, nagle się zmienił, nie wiedziałam, co mam wyczytać z niego twarz, mimo to uśmiechnęłam się dumnie, wzięłam plecak i lekko popchnęłam jego, by przejść i poszłam przed siebie.

– Ej poczekaj Clever! – po chwili obudził się, z chwilowego myślenia. Jednak ja mu na to pokazałam środkowego palca i odwróciłam się do niego z uśmiechem i szła dalej, po odwróceniu się – Kurwa! Clever! Czy tu musisz być, aż taką suką i zachowywać się jak dziecko!

Nagle stanęłam, odwracając się do niego. Spojrzała na niego ze złością płonąco w moich oczach.

– Słucham? Jak mnie nazwałeś? Bo mi się wydaje, że kolega zapędził się za bardzo.

– Bo mnie wkurwiasz! Gdy tylko chce z tobą pogadać, to nagle stajesz się najzimniejsza suka, jaka znam. Już pieprzona Ashley jest milsza od ciebie. Wiecznie nic ci nie pasuje. Jesteś po prostu oschła w chuj dla mnie. – podszedł do niej dość blisko liczyło ich od siebie z 15 cm.

– Jesteś pojebany Aaron. Tak ciebie nienawidzę. Jak tylko widzę ciebie, mam ochotę ciebie zabić i spalić na same prochy i wyrzucić do jeziora. Ashley Malve? Ta franca, co zmienia jakichś frajerów, jak rękawiczki. Pieprzonym chuj – warknęłam w jego stronę i odwróciłam się idąc dalej. Jednak Aaron, dość mocno szarpnął mnie za łokieć, przez co odwróciłam się i spojrzałam w jego oczy z pełną wściekłością. 

– Z wzajemnością, Clever – warknął w moją stronę, ściskając jeszcze mocniej moje ramię.

 Spojrzałam na niego czując, jak łzy zbierały się w kącikach oczu. Byłam osoba, co najpierw napluła jadem, a potem ryczała przez to. Miałam odpowiedzieć, aż zjawił się Devon. 

– Siemaa! Jak tam nastroje? – spojrzał na nich, a oni patrzyli na niego jak, a ducha. – Boże, a w co? Już wyluzujcie – szturchnął ich i ruszył wesoło. 

Oni za to ruszyli za nim. Cała droga minęło wesoło, aż dotarliśmy do szkoły. Weszliśmy i szliśmy razem przez korytarz. Aż nagle zauważyłam Ashley I jej grupkę. Devon od razu powiedział.

– Malve!

– Sorenson! – spojrzała na niego i trzymała w ręce swojego vapa.

– W szkole się nie pali – powiedział ostro.

– Tak? To patrz teraz – odpaliła i dmuchnęła w jego twarz. 

– Oj. Przypadkowo mi się dmuchnęło – uśmiechnęła się szyderczo. – Nie jesteś moim ojcem Devon. Chyba, że jesteś daddy Devon.

– Suka – prychnął.

– Też cię kocham Devuś – cmoknęła i puściła mu oczko.

Po chwili Ashley spojrzała na mnie i Aarona. Podeszła do niego i w geście przywitania przytuliła jego, jednak gdy już to zrobiła odsunęła się od czarnowłosego i spojrzała na mnie. Była wyższa ode mnie. Jednak uśmiechnęła się dość miło jak na nią i przytuliła mnie tak samo.

– Hej wam – uśmiechnęła się.

 – Przepraszam za tę scenę, ale u mnie z z Devonem to normalne. Jesteśmy dla siebie jak rodzeństwa, często droczymy się. Poza tym – spogląda na nich – to idziecie na moją imprezę? Bo nie zrozumiałam za bardzo, czy idziecie, czy nie. A do piątku muszę wiedzieć.

– Ja idę. Nie wiem, jak koleżanka. Ale myślę, że raczej z przykrością od mówi. – spojrzał morderczym wzrokiem na mnie.

– Myślę, że pójdę z przyjemnością. Przy okazji, zobaczymy, kto lepiej pokaże się na parkiecie – odbiłam piłeczkę drugą stronę.

– Oto bardzo się cieszę, zapisać was?

W tym samym momencie odpowiedzieliśmy „Tak", na co obaj spojrzeliśmy na siebie, jakby raz mieliśmy się rzucić na siebie i zacząć bitwę. Ashley przejrzała nas wzrokiem do stóp do głów i zapytała.

– A wy co kłócicie się?

– Gdyby nie zaczął z rana mieć do mnie problem. To nic by nie było – prychnęłam i założyłam ręce na piersi.

Aron zaśmiał się.

– Tak? To ty cały czas masz do mnie problem – spojrzał na mnie, unosząc kącik ust, nie miejąc zamiaru się zdenerwować.

– Mhm. Ciekawie – odpowiedziała Ashley cały czas się przyglądając, tym razem jej wyraz twarzy dał jej znać, że jest zażenowana naszym zachowaniem.

– Tak w ogóle. Jakie tutaj macie klasy? Czytałem, że jest to liceum z różnym profilami. 

Ashley trochę odeszła, ale machnęła rękami byśmy poszli za nią. I wtedy kiedy szyliśmy blisko jej i mijaliśmy ludzi na korytarzu zaczęła nam opowiadać.

– To prawda. Mam tutaj kilka klasy, z każdym mam jakieś znajomości i każdy mnie zna w tej szkole. Mamy klasę o profilu prawniczym. W skrócie uczą się tam prawa, dziennikarstwo. Mamy klasę o tematyce kryminalnej. Wiadomo różne sprawy kryminalne, detektywistyczne. Medyczna, czyli jak nasza klasa wiadomo. Jeszcze są jakieś inne, ale to mniejsza z tym.

– I kto jest, z jakiej klasy i ich też na imprezę zapraszasz? – zapytał Aaron.

– Oczywiście. Na przykład z prawa jest Sue i Aurelia. Są na prawdę mega spoko, jednak odklejeni strasznie, gorzej niż ja – zaśmiała się – Z kryminalnej jest Ryan i Nancy ,i też ich ekipa poznacie na imprezie ich wszystkich.

– I zdążyłaś już każdego przelecieć? – przewróciłam oczami na jej gadanie i dogryzłam z lekkim uśmiechem. 

Ashley, słysząc to nagle zahamowała i odwróciła się do mnie. Po czym podeszła bliżej mnie, wręcz dzieliło nas kilka centymetrów i powiedziała o wiele ciszej, ale tak bym ja to słyszała.

– Zaskoczę ciebie kochana. Otóż N i e. Zaskoczona? Jestem dla ciebie tylko miła, dlatego, gdyż nie chce byś zniszczyła mi reputacji w szkole oraz pokazać moją drugą stronę. A mamy nowego gościa i chce pokazać jak najlepszą stronę. I tylko spróbuj coś zepsuć, bo pamiętaj w tej szkole to ja rządzę i ja jestem najlepsza. – odsunęła się i odwróciła się, gdy poszła z dwa kroki ja dodałam.

– Cwana dziwka – zaśmiałam się kpiąco.

Blondynka, stanęła w miejscu. Chociaż nie wiedziałam jej twarz to byłam pewna, że w jej oczach. Tworzyła się riposta, którą miała ochotę rzucić do mnie. Natomiast ja tylko stałam i wpatrywałam się w nią co zrobi.

– Aaron. Idziemy dalej? – zerknęła na niego. 

 Przytaknął na to. Ashley, powiedziała, by chwilę poszedł sam i zaraz dogoni jego. Czarnowłosy spojrzał nie pewnie na mnie i blondynkę. Jednak po chwili tylko powiedział do Ashley, że pójdzie poszukać innych (miał na myśli jej paczkę). A Ashley, spojrzała na mnie i podeszłą bliżej.

 – Pieprzona gwiazdeczka się znalazła. Jakoś wcześniej nie byłaś, taka wyszczekana. 

 – No widzisz, ludzie się zmieniają – wzruszyłam ramionami i patrzałam obojętnym wzrokiem na nią. Ashley, przyjrzała się mi tylko na to. Wyprostowała się i uśmiechnęła się w ten swój żmijowaty sposób. 

 – Pamiętaj, kto tu rządzi. Jedyną osobą, która tutaj ma prawo do wszystkiego jestem ja. Jedna słowo nie tak i może Panna Blackley zostać wyrzucona ze szkoły. Nie bez powodu jestem w samorządzie szkoły jako przewodnicząca. – po tym odsunęła się i jeszcze uśmiechnęła się sukowato. Odwróciła się i zaczęła iść pewnie siebie. 

 – Ciao, szmato! – nie byłabym sobą, gdybym nie dodała czegoś od siebie. 

 Gdy już miałam iść i odwróciłam się poczułam jak wpadłam na kogoś. Zamknęłam, przez co oczy i jak trochę odsunęłam się. Otworzyłam jej i zauważyłam Oakley'a. 

 – Boże sorry. Nie zauważyłam ciebie. – poczułam się głupio i wypaliłam z siebie wszystkie randomowe słowa. 

 – Luzik, Clever. Właśnie wracam z treningu. – uśmiechnął się i jedną dłoń przejechał po karku.

– Ooo. A co trenujesz? 

 Czyżby wkroczyła do akcji Clever i jej mała zemsta? Jak najbardziej. Należy się szmaciarzom. 

 – Koszykówkę. Mam mieć mecz w piątek. Jeszcze przed imprezą Ashley. 

 – Chętnie, bym poszła. – uśmiechnęłam się. – Mam pomysł załóżmy się o coś. 

Blondyn spojrzał na mnie. I przez chwilę zastanawiał się co powiedzieć.

– Mega by było. Jakbyś przyszła – przerwał. – No dobra. O co chcesz?

– Jak wygracie. Zabierasz mnie na tak zwaną randkę. Natomiast, jeśli przegracie. To nie będzie żadnej randki. Więc radzę ci się przygotować. I wygrać. Rzadko, komu daje takie propozycje. – puściłam mu oczko. Miałam nadzieję, że się zgodzi. 

 – Poważnie mówisz? 

 – Jak najbardziej. To jak Oakley idziesz na to? A i do tego idziesz ze mną na imprezę Ashley.

– Dobra, pasuje mi – podaliśmy sobie dłonie na to, że zawarliśmy układ. 

 – Idziemy razem na stołówkę. Pewnie głodny jesteś po treningu. – uśmiechnęłam się uroczo. 

 – Co ty taka nachalna teraz? Co kombinujesz, Cler? – spojrzał pytająco na mnie. – Ale masz rację, zgłodniałem trochę. 

 – No i to się dobrze składa. Złap mnie za rękę i idziemy tak do stołówki. Jak będziemy na miejscu, to ci wytłumaczę. Mój plan i o co mi chodzi. – podałam rękę, blondyn spojrzał nie pewnie na nią i na mnie, jednak po chwili nasze palce złączyły się. 

 – Już widzę twarz Ashley i innych. Myślisz, że przeżyje? – szliśmy koło siebie, trzymając swoje dłonie. 

 – Będzie dobrze. – uśmiechnęłam się czule. 

 Przez cały czas gadaliśmy ze sobą i śmialiśmy się. Mijaliśmy dużo ludzi, którzy patrzyli na nas zdziwionych. Właśnie weszliśmy do stołówki. Pierwsze co wszyscy wzięli na nas wzrok. Jednak mi zerknęliśmy w stronę Ashley i jej grupki. Ashley, zakrztusiła się piciem i patrzyła na nas. A Aaron? Tylko zerknął i coś powiedział do siebie. Nie zauważyłam tego. Za to widziałam, że wściekł się. Przez chwilę stanęliśmy, gdy usłyszeliśmy głos Irvina. I podbiegł do nas szatyn. 

 – Stary! Od kiedy wy jesteście razem. Nic mi nie mówiłeś. A tu co? – szturchnął jego. 

 Blondyn, lekko zarumienił się. Przy jego jasnych oczach wyglądało to bardzo uroczo. Nie Clever skup się na planie. Za to odpowiedziałam za niego. Zbyt bardzo zakłopotany się poczuł. Przez co stwierdziłam, że ułatwię mu to trochę.

 – Oj Irvin. To nie tak, jak myślisz. Mam założony układ. Właśnie, teraz gdy tutaj jestem. Chcę wytłumaczyć niemu. – uśmiechnęłam się szeroko. 

 – Mogę się dołączyć. Słowo harcerza. Nic nie powiem nikomu.

 – Oczywiście. Wierzę tobie. – rozejrzałam się i znalazłam pusty stolik, więc pociągnęłam za rękę Oakley'a i poszłam razem z nimi. 

Gdy już usiedliśmy. Ja się oparłam o Oakley'a. A Irvin, usiadł naprzeciwko nas.

 – To słucham o co chodzi. – odparł Irvin i oparł brodę o dłoń. 

 – Zżera i skręca mnie z zazdrości. Gdy widzę to białą siksę i czarnego skurwiela. – odparłam od razu.

 – Aaa. Teraz rozumiem. – rzekł Irvin i zaśmiał się.

– Czyli ci o to chodziło. Mogłaś tak od razu. – uśmiechnął się Oakley i przytulił mnie bardziej do siebie jedną ręką. 

 – Tak. I teraz wpadłam na pomysł, że będę bardziej spędzać czas z Oakley'em. By wiesz sprawdzić jak zareaguje na to Aaron. W piątek idę na mecz Oakley'a, a potem wszystko zależy od tego czy wygrają, czy przegrają. 

 – O co się założyliście? – dopytywał z chytrym uśmiechem Irvin. 

 – Jak wygram, zabieram ją na randkę. A jak nie to nie. – odezwał się Oakley. 

 – Uu. Oakley to nie zwal tego. Daj popalić tym frajerom.

– No właśnie. I idę z nim wtedy na imprezę jak wygra. – dodałam. – Tak w ogóle Irvin co powiedział Aaron, gdy nas zobaczył?

– Coś typu „Pieprzona, Blackley". Pierwszy ja zauważyłem i powiedziałem by się odwrócili i zobaczyli. Ashley, by prawie się udusiła sokiem. Nikt się tego nie spodziewał akurat. – zaśmiał się. – Dobrze wam idzie. 

 – Mam taką nadzieję. 

 Resztę czasu gadaliśmy sobie. Po jakimś czasie odwróciłam się, by spojrzeć na Aarona. Nie było jego już tam. Prawdopodobnie poszedł do domu. Ma za swoje chuj. Nie będę się przejmować tym. Po tym dalej gadałam z nimi. Praktycznie cały czas, siedziałam wtulona w Oakley'a. Potem, gdy Irvin, powiedział, że musi już iść. Pożegnaliśmy się z nim i sami stwierdziliśmy, że będziemy już szli. Oakley, zaproponował mi, że mnie odprowadzi do domu. Upierałam się, że nie trzeba. Ale w końcu, stwierdziłam, po błaganiach blondyna, że zgadzam się. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro