01 || Między młotem a kowadłem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chociaż usłyszała, że ktoś wszedł do jej gabinetu, to nie wysiliła się nawet na otworzenie oczu. Jej głowie zbyt dobrze leżało się na biurku i nie chciała tego zmieniać. Zazwyczaj gdy zaczynała się poruszać, docierał do niej ból związany z nagłym otrzeźwieniem, więc lubiła nadwyrężać czas świadomej drzemki. Wolałaby, aby tym gościem okazał się Kabuto. W takiej sytuacji raczej zostawiłby ją w spokoju, mówiąc coś ironicznego swoją przyjemną, choć odrobinę nieczułą barwą głosu. Zazwyczaj nie rozpoznawała, co dokładnie wypowiadał, usypiając jeszcze bardziej pod wpływem tego dźwięku. Tym razem również ktoś przemówił, jednak jego barwa była całkowicie wyrachowana.

— Otwórz oczy, gdy do Ciebie mówię. — Zrozumiała w końcu pełne zdanie, podczas kiedy została dźgnięta w ramię czymś twardym. Z rozczarowaną miną rozchyliła powieki, a świat dookoła zaczął nabierać ostrości, czego szczerze żałowała.

— Przepraszam, proszę dać mi chwilę. — Wyprostowała się na krześle, przecierając twarz dłońmi. Wizyta tego osobnika nigdy nie oznaczała niczego dobrego. Sam widok starszego mężczyzny wzbudzał w otumanionym sercu kobiety niewyobrażalny strach. — Co tu Pana sprowadza? — Spojrzała z respektem na zniecierpliwionego Danzou, nieznacznie się kuląc.

— Jak idzie praca? — Spytał bez zbędnych ceregieli, mierząc ją przeszywającym wzrokiem i stawiając laskę z powrotem na podłodze. 

— Byłoby mi łatwiej, gdybym miała świeżą próbkę... — Z racji tego, że jeszcze nie do końca kontaktowała z rzeczywistością, wypowiedziała te słowa zbyt lekceważącym głosem. Gdy rozmówca zmarszczył brwi, szybko zdała sobie sprawę z sytuacji, głośno odchrząkając. — Powoli, ale do przodu. Mam dużo pracy przez Trzeciego, ale przynajmniej nic nie podejrzewa. — Uśmiechnęła się niepewnie, nie będąc do końca szczerą. Przez ciążącą nad nią odpowiedzialność, ani trochę nie potrafiła skupić się na zleceniu.

— Jesteś pewna? — Obandażowany brunet zdawał się wątpić w jej słowa, ponieważ czekał już spory kawał czasu na porządne rezultaty. 

— Tak. — Skłamała po raz drugi, przybierając poważną minę. Moment, w którym dwójka patrzyła się na siebie, wydawała się dla niej wiecznością, jednak Shimura przymknął w końcu oczy, odwracając się w kierunku drzwi.

— Liczę na Ciebie, Mayaku. Masz szansę osiągnąć wielki sukces. — Wypowiedział z nutą grozy, kierując się w stronę wyjścia. 

Szatynka postanowiła nie dolewać oliwy do ognia i zamilkła, ponownie kładąc głowę na biurku, wraz z dźwiękiem zamykanych drzwi. Westchnęła głośno z obolałą miną, wcale nie chcąc pomagać komuś takiemu. Z drugiej strony pragnęła dokonać przełomowego odkrycia, tylko taki nadzór wcale temu nie pomagał. Jeśli tylko popsułaby coś w najmniejszym stopniu, skończyłaby kilka metrów pod ziemią lub jeszcze gorzej. Jak pracować z taką świadomością? Nie była wojownikiem ani nawet obrońcą. Posiadała jedynie ponadprzeciętny intelekt, którym ciężko kogoś walnąć w takich sytuacja. Mogłaby zaplanować genialną strategię, tylko jak walczyć z takim kimś w świecie pełnym ninjutsu, genjutsu i taijutsu? Po kwadransie podniosła się w końcu zza biurka z okropnym bólem głowy, czując narastające nudności. Z przykrością musiała wybrać się do miasta z misją, zbliżenia się do upragnionej próbki, jednak najpierw potrzebowała zadbać o swój wygląd w łazience.

☣☣☣☣

Rzadko wychodziła gdzieś poza centrum wioski. Zdarzało się to tylko, kiedy potrzebowała nowych części, niedostępnych w bazie badawczej niedaleko kwatery Hokage i jej laboratorium. Nie posiadała zbyt wielu znajomych, pomimo spędzania w barach większości wolnego czasu. Przyjaciele wiążą się z obowiązkami, a ona lubiła unikać wszystkiego związanego z tym pojęciem. Jednego z użytkowników aktualnie już rzadkiego kekkei genkai znała z krótkich pogawędek przy alkoholu lub misji, w jakich brała niegdyś udział. Teraz nie dostawała już żadnych, oddając się pracy naukowej.

— Hej. — Powiedziała zmęczonym głosem, obkręcając przednie, dłuższe pasma jasno brązowych włosów na palcu. Mężczyzna leżący na ławce z książką na twarzy drgnął leniwie, zabierając przedmiot z pola widzenia, zupełnie jakby w to niedowierzał.

— To niecodzienny widok. — Stwierdził ociężale, patrząc z przejawem zainteresowania na chudą kobietę w białym kitlu z rękami ukrytymi w kieszeniach ciemnych spodni, jaka nad nim stanęła. Dzięki sińcom pod rdzawy oczami, mógł śmiało stwierdzić, że nic w jej życiu nie uległo zmianie.

— Mam pytanie na temat... — Zaczęła z zaangażowaniem, po czym przyłożyła rękę do czoła, intensywnie nad czymś rozmyślając. Spojrzała w jego jedyne odsłonięte oko, szukając ratunku, jednak ujrzała jedynie pytające spojrzenie. —  Zapomniałam imienia. — Zwiesiła ramiona, a on uniósł brew. Odwróciła od niego wzrok, bo przez maskę zasłaniającą większość wąskiej twarzy srebrnowłosego, nie mogła odczytać, co w danym momencie czuje tak czy inaczej.

— Ten młody Uchicha nauczył się już używania sharingana? — Wydukała w końcu, kiedy Kakashi podniósł się z ławki. Na to pytanie głośno westchnął, zamykając tom Icha Icha Paradise.

— Wybacz, ale Sasuke jest zbyt dumny i nawet nie próbuj. Mówię Ci to z troski jako Twój senpai. — Ostrzegł głosem bez żadnego wyrazu, a ona zaśmiała się pod nosem. Nie wiedziała, dlaczego zareagowała w ten sposób. Chodziło w tej sytuacji o jej życie, co doskonale rozumiała, jednak pomimo wszystko właśnie w ten sposób wyraziła swój strach.

— Bo Ty dalej nie przewidujesz opcji, poświęcenia chwili czasu dla dobra nauki? — Przymknęła zaczerwienione oczy z rozbawieniem, a on pokręcił głową.

— To sprzeczne z moimi przekonaniami. Nie powinnaś ingerować w takie rzeczy. — Posłał jej zmartwiony wzrok, jednak nie zamierzał namawiać kobiety do czegokolwiek. Nie byli dla siebie nawet kolegami, ot znajomymi z widzenia. Zainteresowanie sharinganem odbierał jako dziwny wymysł szalonego naukowca, z którym nie chciał mieć nic wspólnego.

— Mówi się trudno. — Mayaku posiadała w głównej mierze bardzo uległy charakter, za co akurat ją cenił w tych rzadkich kontaktach. Wiedząc, że nic nie ugra, wycofywała się z lekko zgarbioną posturą jak teraz, nigdy nie naciskając. — Miłego wieczoru. — Oznajmiła nijako w ramach pożegnania, ponownie wydając się całkowicie zmęczona życiem.

— Nawzajem. — Odpowiedział z lekkim uśmiechem, obserwując, jak odchodzi w kierunku mostu, nad którym właśnie zachodziło słońce. 

Osoba wyniszczona od wewnątrz w takim stopniu, gryzła się z otaczającym, lekko utopijnym światem. Szła bez jakiejkolwiek energii, mijając po drodze żywiołowe dzieci, śmiejące się z całych sił. Czarno biały strój w połączeniu z nieco zszarzałą cerą, nadawał jej jeszcze bardziej depresyjnego charakteru. Zazwyczaj miała lepszy nastrój i unosiła kąciki ust do góry, jednak co mogłaby zrobić w takiej sytuacji? Oparła łokcie na ceglanym murze, stanowiącym barierę mostu. Oparła w dalszym ciągu bolącą głowę na zaciśniętych dniach, wpatrującsię w wodę. Pytała samą siebie, czy życie ma w ogóle jakikolwiek cel. Gdyby tylko Danzou zostawiłby ją w spokoju, wiodłaby je bez strachu, jednak teraz zastanawiała się, czy nie woli umrzeć sama z siebie.

— Huh? Wygląda Pani, na smutną i całkowicie trzeźwą. — Usłyszała przyjemny głos, przez który od razu poczuła się lepiej, nawet jeżeli okularnik przeszedł z niej poszydzić. Uważała to za dziwne, że niektóre rzeczy wpływają na ludzki mózg tak szybko. Przymknęła oczy, słysząc, że stanął tuż obok. — Ma Pani jakieś problemy? — Spytał z zainteresowaniem, a ona uśmiechnęła się tajemniczo.

— Niektórych rzeczy nie mogę powiedzieć nawet Tobie.

— Szkoda... Może mógłbym pomóc. — Wydał się tą wiadomością nieco przybity i chociaż Mayaku wyczuwała, że daleko mu do szczerości, spojrzała na niego z ucieszoną miną. 

— Niestety nie tym razem, ale dziękuję za chęci.

Wyprostowała się, stając na wprost niego. Na co dzień, kiedy nie prawił jej cynicznych komentarzy, miał niewyobrażalnie spokojną i pogodną twarz. Czarne oczy, w które teraz patrzyła, sprawiały wrażenie całkowicie beznamiętnych, czego nie umiała z nim połączyć. Uważała to za swoje dziwne przeczucie, co do chłopaka, zachodząc w głowę, jaki może być w życiu prywatnym. W końcu włożyła dłonie do kieszeni, odwracając się na pięcie.

— A gdybym to ja coś powiedział? — Ton głosu Kabuto, który do niej dotarł był tym razem o wiele bardziej kusicielski. Zwróciła się do niego ponownie, żeby spotkać się zagadkowym lecz pustym uśmiechem. — Tajemnica za tajemnicę.

— Masz jakieś tajemnice? — Otworzyła usta, obserwując go bardzo dokładnie. Nigdy w to nie wątpiła. Tak naprawdę niewiele o nim wiedziała, ponieważ nie przepadała za wypytywaniem ludzi na temat prywatnego życia. — W takim razie zacznij, a ja deklaruję, że w zamian zdradzę swoją. O ile Twoja będzie tego warta. — Skrzyżowała ręce na piersi, nie rezygnując z obustronnego kontaktu wzrokowego.

— Może porozmawiamy o tym jutro? Tym razem chciałbym towarzyszyć Pani w drodze do Yukagure. — Zaproponował o wiele bardziej przyjaźnie, przechylając głowę do boku.

— Nie masz żadnej pracy? To jednak spory kawał drogi. — Ze zdumieniem spuściła wzrok, błądząc nim po regularnie położonych cegłach. Nie lubiła również, gdy ktoś wchodził w jej strefę komfortu zbyt dotkliwie. Ciąganie ze sobą lubi, było dla niej równe ze zmarnowaniem czyichś dni.

— Nie i trochę się o Panią martwię. Ta wioska graniczy z Krajem Dźwięku, a Pani jest dość słaba jak na shinobi. — Poprawił okulary z typowym dla siebie drwiącym uśmieszkiem, na co prychnęła z grymasem niezadowolenia.

— Próbujesz być wredny czy miły? — Spojrzała mu w oczy z rozdrażnieniem, po czym ponownie odwróciła wzrok. — Tak czy inaczej z Tobą byłoby mniej nudnie. — Uśmiechnęła się delikatnie, zaplątując pasemka włosów wokół wskazującego palca.

— Naprawdę? — Powiedział z naciąganą wesołością, klepiąc ją po czubku głowy. — No to jesteśmy umówienie. Dobranoc, Mayaku-san. — Przeszedł obok, żegnając się z przyjazną miną.

Do tej pory nigdy nie sądziła, że ktokolwiek byłby w stanie pójść z nią na wymianę sprzętu z własnej woli. Nawet kiedy Hiruzen próbował zapewniać kobiecie ochronę, zbywała ich niezbyt miłym tonem głosu. Chciała co prawda nie marnować czasu tamtych shinobi, jednak nie pokazywała zbyt często uczuciowej strony. Naprawdę potrafiła być wredna lub całkowicie obojętna, kiedy chciała, lecz w sytuacjach stresu traciła pewność siebie. Z Kabuto sprawa wyglądała inaczej. Szatynka pierwszy raz od dawna pragnęła w końcu się do kogoś zbliżyć. Po drodze do gabinetu kupiła sobie jedzenie z nieobecnym uśmiechem i gdy już prawie wychodziła do mieszkania, po uporządkowaniu papierów, uświadomiła sobie ważną rzecz. Nie chciała tam iść. Nikt na nią nie czekał, ponieważ mieszkała sama. Samotność była dla niej czymś pożądanym, lecz bardzo bolesnym. Ze smutnym wzrokiem postanowiła zostać w pracy, sięgając po coś, dzięki czemu widziała świat w odrobienie jaśniejszych barwach. 

☣☣☣☣

Tego dnia również usłyszała, że ktoś wchodzi do środka pomieszczenia. Ponownie przeciągała drzemkę, zalegając na drewnianym blacie, aż ktoś postawił przed nią puszkę mrożonej kawy z automatu. Zaczęła rozbudzać się przez ten dźwięk, delikatnie otwierając oczy. Nie pamiętała, dlaczego przyszedł tu tak sam z siebie, jednak nie zamierzała narzekać.

— Mayaku-san, znowu noc nie była dla Pani zbyt łaskawa? — Kpiące słowa wypowiedziane tuż nad jej głową, wywołały uśmiech na jej szerokich ustach. 

— Noc? Dopiero niedawno zasnęłam. — Odpowiedziała niemrawo, ale za to pogodnie, sycząc pod nosem przez silny ból brzucha. Usiadła w normalnej pozycji, spoglądając na zegarek. Miała wiele przebłysków z wczorajszego wieczora i nie wiedziała, które z nich wydarzyły się realnie. Spojrzała na Kabuto z pytającą miną, kiedy zdjął z szafy kufer, który zazwyczaj brała ze sobą w podróż.  

— Czyli nie ma Pani zamiaru wyruszyć? — Spytał niecierpliwie, a ona pośpiesznie zamrugała oczami.

— To dziś?! — Poderwała się tak energicznie, że zdziwiła tym nawet siwowłosego chłopaka. — Za piętnaście minut będę gotowa! — Orzekła pośpiesznie, kierując się do łazienki.

Pokręcił głową z rozbawioną miną, zastanawiając się, skąd wzięła nagle tyle energii. Po chwili usłyszał szum prysznica, więc zaczął przeglądać pozostawione na biurku teczki, poszukując pożądanych informacji na temat eksperymentów Orochimaru. Część z nich przeanalizował przed złożeniem ostatniego raportu, gdy kobieta spała. Najistotniejsze zapisy mogła umieścić praktycznie wszędzie na jakimkolwiek marginesie lub przetrzymywać w głowie, czyli w najniebezpieczniejszym dla nich miejscu. Kobieta nie pamiętała nawet, w jakim miesiącu i roku przyszła na ten świat, więc czemu miałaby pamięć skomplikowane zależności biologiczne. Z drugiej strony lubił w niej tę pocieszną niewiedzę. Wczorajsza miną, którą przybrała na moście, dalej pojawiała się przed nim w myślach. Jednak obawiał się, że nie będzie im dane razem popracować, dlatego zamierzał wykorzystać jej potencjał w miarę możliwości.

— Dalej tu jesteś? — Wyszła z łazienki, owinięta w czarny ręcznik, a za nią wydobyła się chmura pary. Kabuto poprawił swoje okulary, nie wiedząc zbytnio, jak na to zareagować.

— Przecież miałem z Panią iść. — Przyłapał się na niepewnej odpowiedzi, starając się wbrew wszystkiemu odwracać wzrok. Nie, żeby go to zawstydziło. Nie interesował się takimi rzeczami, kiedy dochodziło co do czego, wmawiając sobie brak czasu. 

— Tak, ale mogłeś poczekać na zwnątrz. — Niczym niewzruszona Mayaku zamyśliła się, po czym otworzyła szafę, wyciągając z niej czysty kitel. Przez substancje psychoaktywne posiadała bardzo niskie libido, nie doszukując się nigdzie podtekstów. — Nieważne. Pakuj to do walizki, a ja ubiorę się w coś normalnego. — Rzuciła w niego ubraniem, a sama zaczęła przeglądać swoje swetry w różnych odcieniach.

— W kitlu jest Pani do twarzy. — Sam nie wiedział, dlaczego to powiedział, ale skoro się tak stało, to musiał to zaakceptować. Uznał to za pozytywny plus, który pomoże mu przeciągnąć kobietę na swoją stronę.

— Coś Ty taki miły? To cisza przed burzą? — Zaśmiała się, wybierając fioletowy golf, pasujący do stroju Kabuto, dobrała z dolnej szuflady czarne spodnie i wróciła do łazienki, nucąc coś pod nosem. 

Miała co do tego rację, z czego zdawał sobie sprawę. Pakując bagaż, uśmiechnął się w niepokojący sposób, chcąc zobaczyć jej reakcję jak najszybciej.

☣☣☣☣

Po opuszczeniu wioski całkowicie zmienił swoje nastawienie. Niósł co prawda jej bagaż, jednak wpatrywał się w plecy swojej 'przewodniczki' szyderczym wzrokiem. Podniósł pobłażliwie brwi, słuchając naukowego wywodu na temat zbyt szybkiego procesu rabdomiolizy, o którym ponoć nic nie wiedział, unosząc kąciki ust do góry. Takie udawanie uważał za najlepszą część tej całej szpiegowskiej maskarady. Cierpliwie czekał, aż Mayaku zapyta go o powód małomówności lub nietypowej miny. Chciał wywołać między nimi niezręczną ciszę, jaką planował bezdusznie zniszczyć, wyjawieniem swojej prawdziwej misji.

— To co to za tajemnica? — Szatynka spytała w końcu, zerkając do tyłu z zaciekawioną miną. Zaczęła szperać w kieszeniach spodni, wyjmując z nich metalowe pudełeczko z przygotowanymi skrętami.

— Aż dziwne, że Pani pamięta. — Wypowiedział ciepło, aby po chwili zmienić ton głosu na o wiele bardziej chłodny. — Tylko proszę wziąć coś pod uwagę. Ta wiadomość będzie się wiązała z ogromnymi konsekwencjami.

— Tym bardziej jestem ciekawa. — Nie wydała się tym zbytnio przejęta, wkładając wyselekcjonowaną przez siebie mieszankę w środku cienkiego papierka do ust. Kabuto przymknął oczy z rozdrażnieniem, podchodząc bliżej, gdy poszukiwała zapalniczki.

— Nie pal tego. — Zarządził stanowczo, pośpiesznie zabierając zawiniątko, którym rzucił o ziemię. — Idziesz właśnie na poważną rozmowę, gdzie powinnaś być w pełni świadoma. — Zmierzył ją poważnym wzrokiem, przez co otworzyła szerzej swoje niemrawe oczy, przystając w miejscu. Pewne informacje dochodziły do niej wolniej, ponieważ zdążyła już raz zapalić i musiała mocno nadwyrężyć umysł, aby zrozumieć sytuacje dziejące się w rzeczywistości. 

— Coś mi się w Tobie nie podobało... — Stwierdziła ociężale, wpatrując się w ciemne, wyglądające na nieludzkie tęczówki, w jakich pojawił się teraz zarys satysfakcji. Ponownie pod wpływem lęku zaczęła się cicho śmiać, do czego doszedł dziwny tok myślowy, powstały w jej głowie. — Nie w dosłownym sensie. Chociaż... Jaki to jest sens, skoro nie chodzi mi o wygląd ani w głównej mierze o charakter, tylko- 

— Mayaku. — Szarowłosy poprawił okulary z groźną miną, próbując przywołać kobietę do trzeźwości umysłu. Szatynka faktycznie zmieniła nastawienie, ponownie mu się przyglądając. Było oczywistym faktem, że często znikał z wioski, czy wypytywał ją o różne rzeczy, jednak do tej pory wolała tego nie widzieć. Spędzali ze sobą zbyt wiele czasu, żeby nie zauważyła. Najzwyczajniej lubiła obecność dziewiętnastolatka, więc samolubnie trwała w takiej relacji, nie zadając żadnych pytań.

— Szpiegujesz dla kogoś? — Odważyła się na jedno z nich, chociaż zabrzmiała całkowicie obojętnie. Znała odpowiedź, tylko teraz zastanawiała się, z kim mógłby być powiązany. Starała przeanalizować ostatni czas, poszukując powodów, dla których chciałby ujawnić się właśnie teraz.

— Tak. — Przyznał z niezmiennym, tajemniczym uśmiechem, zmniejszając dystans pomiędzy nimi. Wierzył w jej intelekt, chcąc, aby doszła do tego samodzielnie.

— Twoja mina była dziwna, jak widziałeś te wyniki i jeszcze dziwniej zareagowałeś na fakt, skąd je mam... — Wypowiedziała z zamyśleniem, unosząc głowę do góry. Pobłądziła wzrokiem po błękitnym niebie przez krótką chwilę, po czym drgnęła, ponownie przenosząc zszokowany wzrok na chłopaka. — Serio pracujesz z Orochimaru?! Mogłeś mi pomóc, a nie udawać, że nie wiesz, jak działa rabdomioliza, kiedy o to pytałam. — Wypomniała z żalem, masując się po skroniach. W tym momencie zastanawiała się, czy dobrze mu to wyjaśniła, nie popełniając jakiejś gafy. Legendarnego Sanina miała za naukowy autorytet, nie chcąc zdobyć ujemnych punktów na samym starcie.

— Hę? Nie tak wygląda praca szpiega, żebym się do tego komukolwiek przyznawał. — Kabuto nie liczył na taką reakcję, chociaż tę również uznał za atrakcyjną. Czuł powoli napływającą kontrolę nad życiem brązowookiej, co również go satysfakcjonowało. — Teraz Twoja kolej. 

— Co do mojej tajemnicy, to Danzou każe mi badać sharingany. Chce, żebym odtworzyła to na zwykłym oku. Wiesz pewnie, jaki on jest. Miałeś rację, że nie jestem silna, a on doskonale o tym wie. Cały czas naciska, czym w końcu się znudzi. — Te słowa wypowiedziała w końcu całkowicie poważnie, licząc na jakąś oznakę wsparcia. Żałośnie pragnęła znaleźć kogoś, na kim mogłaby polegać, lecz Yakushi nie wydawał się materiałem na taką osobę.

— Tak? To będziesz miała problem. — Wypowiedział szyderczo i wzruszył ramionami, żeby po chwili poszerzyć swój uśmiech. — No, chyba że Pan Orochimaru Cię zaakceptuje. 

W jednej chwili doskonale zrozumiała, gdzie znalazła się w tym niebezpiecznym świecie. Zawsze myślała o możliwej współpracy z wężowym naukowcem jako pouczającym doświadczeniu. Jednak on również był silniejszy. Jeśli nie chciała podporządkować się Danzou, musiała wybrać stronę, po której również nie może liczyć na bezpieczeństwo.

☣☣☣☣

Zamiast napisać Legendarny Sanin, cały czas zdarza mi się wpisywać Legendarny Sasin. Mam nadzieję, że jego jaźń nie czuwa nad moją książką XD

Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał, pomimo mini polsatu na końcu. Życzę miłego wieczoru/dnia! :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro