3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lupin nauczył się przez lata samotności jak radzić sobie z wylewającymi się z niego emocjami. Wszystko to działało, do póki nie pojawił się w jego progu mokry, czarny pies.
Gdy Syriusz w końcu zasnął, on wciąż siedział skulony w niewygodnym fotelu nie mając serca zostawić go samego. Był zmęczony, nawet bardzo zmęczony, starał się utrzymać w dziwnie nienaturalnej pozycji jak najdłużej w razie gdyby Black znowu poczuł się źle.

Tak już miał, zawsze to robił, nawet w szkole gdy Syriusz nie był tego ani trochę świadomy. Ich łóżka dzieliły może dwa metry, więc było to znacznie prostsze zadanie niż wtedy, ale sens pozostał niezmieniony. Choć wtedy Łapa nie miał jeszcze tylu koszmarów, może jedynie gdy wracał od rodzinnego domu, ale potem zamieszał u Potterów było lepiej.

Remus jednak wciąż miał się na baczności.

Gdy postanowił dotrzymać mu tworzystwa tej noc, nie bed przyczyny poczuł dziwnie znajome uczucie, bo był jeden incydent jeszcze za szkolnych czasów, który czas odtwarzał w głowie niczym smutny film.
Pamiętał, że było to na piątym roku, w same święta gdy Syriusz odmówił powrotu do domu. Wypadała wtedy pełnia, więc Remus zdecydował się zostać w zamku gdzie przechodził ją znacznie lepiej niż w ciasnej piwnicy własnego domu.

Czasem lubił wyobrażać sobie, że Syriusz został dla niego, chociaż rzecz jasna nie to było powodem.

Pamiętał noc przed pełnią, pamiętał jak Syriusz pierwszy i jedyny raz tak się przed nim otworzył i...

- Dlaczego nie śpisz?

Drgnął niespodziewanie i prawie spadł z fotela. Poczuł wtedy jak bardzo zdrętwiały mu nogi.

- Śpię.

- Na fotelu?

- No- odchrząknął próbując się uspokoić.- Obiecałem zostać.

- Możesz się położyć.

Syriusz brzmiał wtedy dokładnie tak jak kiedyś, jak przed laty, gdy rozmawiali w nocy w dormitorium nie mogąc spać.
Remus spojrzał na własne łóżko i małą ilość miejsca udostępnioną przez przyjaciela. Odwrócił jednak wzrok speszony.

- Dziękuję, poradzę sobie.

Słyszał w ciemności jak Syriusz wzdycha, ale postanowił nie zareagować.

- Co chcesz jutro robić?

- Jutro? Nie wiem, dlaczego chcesz o tym teraz rozmawiać?

Syriusz uniósł się do siadu i oparł o chłodną ścianę przy łóżku.

- Bo skoro oboje nie śpimy to możemy chociaż zrobić coś sensownego.

Lunatyk zaśmiał się cicho i pociągnął nosem. Znowu się przeziębił, ale nie żałował oddania Syriuszowi własnego łóżka. Zrobił dokładnie to co powinien.

- Nie śmiej się, ominęło nas naprawdę sporo czasu, musimy to nadrobić jak za dawnych czasów.

- Jakbyśmy wrócili z wakacji i opowiadali o wszystkim czego doświadczyliśmy- dodał za niego Remus.

- Wakacje w Azkabanie.

Syriusz się śmiał, traktował to jak żart, ale Remus nie potrafił. Znowu pomyślał o tym co mogło dziać się przez cały ten czas. A Syriusz nadal z tego żartował...

- Black.

- Wybacz- zaśmiał się sucho.- Chciałbym czasem znowu mieć osiemnaście lat żeby móc pogadać z tobą jak kiedyś.

- Nie o to chodzi, po prostu nie wiem jak może cię to bawić.

- A co mam robić?- Nagle mówił poważnie.- Płakać? Remus, daj spokój. Mam dość smutku i przygnębienia. Jestem tu, żywy, póki co wolny i ostatnie czego pragnę to smucić się nad przeszłością- ożywił się nagle i zbliżył do krawędzi łóżka.- Opowiedz mi o najśmieszniejszych rzeczach jakie cię spotkały.

Mimo mroku Remus dobrze widział jego jasny uśmiech.

- Oh... Nie za dużo działo się kiedy siedziałem tu całkiem sam te wszystkie lata. Ale w Hogwarcie- uśmiechnął się myśląc o tych wspomnieniach.- Myślę, że warty wspomnienia jest rozgrzany do czerwoności Snape, który przyłapał Harrego z naszą mapą. A ta...

- Nie znając hasła pewnie napisała mu coś głupiego.

- Tak!- Ożywił się jak małe dziecko.- Nie wyobrażasz sobie jak bardzo chciało mi się wtedy śmiać. Na Merlina, nigdy tego nie zapomnę.

Syriuszowi od razu zrobiło się lepiej, lżej na sercu. Widział w przyjacielu dawnego Remusa, tak go przecież właśnie zapamiętał.

- Ale to nie tylko dlatego tamta noc stała się tak wyjątkowa. Harry powiedział mi o Peterze...

- Oh.

- To znaczyło, że...

- Luniu! Miały być śmieszne rzeczy, nie wzruszające- szybko go uciszył. I Remus posłuchał, jak zawsze zresztą.

*

Posiadanie Syriusza u siebie w domu było jak nagroda, do której chciał wracać gdy tylko przekraczał próg domu. Gdy Syriusz poczuł się lepiej, mógł zabierać go na świeże powietrze i nagle jego nagroda stała się prawie kieszonkowa, bo miał ją przy sobie częściej.

Następnego dnia wyszli więc na spacer. Las był ładny, gęsty i dziki, ale przyjemny. Towarzyszył im śpiew ptaków, a nawet wyczuwalny stukot kopyt saren w pobliżu, ale niestety żadnej nie dostrzegli.

- Może dalej czuć ode mnie psem- Syriusz zmarszczył nos.

- Myślę, że to moja wina. Nie zbliżają się za bardzo do tej okolicy, bo co miesiąc je skutecznie odstraszam.

- Kiedy kolejna pełnia?

- Za trzy dni.

Już wiedział o czym Syriusz właśnie myślał. Spojrzał na niego karcąco i przystanął w miejscu.

- Nawet o tym nie myśl. Musisz odpoczywać.

- Nie pozwolę ci znowu być samym. Tak jak ty ostatnio... zresztą potrzebuję ruchu, jestem w końcu przecież tylko zwykłym psem- uśmiechnął się i oparł o drzewo wsłuchując się w powiewające na wietrze liście.- Azkaban to naprawdę paskudne miejsce. Nie chodzi nawet o samą twierdzę, ale nawet za oknami jest okropnie. Nic tam nie daje ci nadziei na cokolwiek dobrego.

- A jednak ją miałeś. Nadzieję to znaczy.

- Bo nie mogłem żyć z myślą, że nie znasz prawdy. Nie wiem... chyba nienawidziłem myśli, że możesz wierzyć w to wszystko, myśleć, że to ja...

- Już przepraszałem.

- To nie twoja wina- machnął ręką.- Ja zwyczajnie musiałem ci powiedzieć.

- I już wiem. Wiedziałem zanim wróciłeś.

- Bo jesteś mądry.

- Nie, bo nie chciałem nigdy wierzyć w to, że byłbyś do tego zdolny. Jak pojawiło się logiczne wytłumaczenie całej sytuacji, to je połknąłem.

Patrzył jak słoneczne promienie padają na jasną cerę Syriusza, jak mimo swoich lat wciąż ocieka świeżością i pokusą. Syriusz Black jednak nadal się nie zmienił. Wciąż był tak samo pociągający jak kiedyś, nawet jeśli Remus nie był już jedynie zadurzonym nastolatkiem. Wszystko to wróciło ze zdwojoną siłą, wszystkie subtelne gesty, rzucane przed laty spojrzenia i niewypowiedziane słowa.

- Lupin? Gapisz się.

Remus speszony odwrócił wzrok.

- Przepraszam. Ja tylko wciąż próbuję przyzwyczaić się do myśli, że to naprawdę ty, chociaż wyglądasz inaczej.

- Inaczej to znaczy źle? To chciałeś powiedzieć Lupin?

- Nie, oh nie- oboje się śmiali, ale Remus mówił prawdę.- Wyglądasz tak samo dobrze, może nawet lepiej. Ale wciąż jesteś niższy- dodał szybko czując jak pocą mu się dłonie.

- Pożałujesz tego!- Syriusz ruszył na przyjaciela całą siłą i w impetem wpadł na niego całym ciałem, ale niestety Remus miał rację. Był niższy, nie miał szans go przewrócić.- Miałeś... upaść- wydyszał wciąż napierając dłońmi na jego klatkę piersiową.

Remus zaśmiał się i teatralnie opadł na miękką trawę wraz z przyjacielem uważając, by nie zrobić mu tym zbyt dużej krzywdy.
Syriusz uradowany ułożył się obok i spojrzał w jasne niebo schowane za koronami drzew.

- Wygrałem.

- Tak, oczywiście- mówił sarkastycznie.- Zawsze wygrywasz.


Nie wiem czemu mam ochotę nagle to pisać po trzech latach. Here we go, nikt tego nie czyta chyba, ale jeśli czytelniku to widzisz to mam dla ciebie specjalne pozdrowienia i caluski

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro