Lustro

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nic nie może wpłynąć na człowieka bardziej niż przełom. Nastąpić on może w chwili dowolnej, posiadając różne oblicza, może zawitać w naszym życiu nawet parę razy, przybierając formę dobrą lub tą mniej urokliwą.

Gdy patrzymy w lustro, widzimy siebie. Każdy widzi odbicie swojej własnej twarzy, swoich własnych rąk i nóg. Różnicę stanowi więc tylko to, co otacza naszą postać w owym szklanym odbiciu. Każdy człowiek bowiem widzi co innego - jedni słońce, drudzy księżyc, a jeszcze inni gwiazdy lub cały wrzechświat - tyle można osiągnąć dzięki wyobraźni i z pomocą wiary. Można wymieniać, a wymienianie to końcu nigdy nawet bliskie nie będzie.

Cóż więc widzisz ty, co ja widzę?

Stwierdzisz, że to głupie marzyć, że nie jesteśmy już dziećmi.

Ja zaprzeczę. Kimże jest dorosły bez ducha dziecka w środku?

Odpowiesz, że dorosłym, a ja znów zaprzeczę.
Powiem ci wtedy, że człowiekiem nieszczęśliwym, nieznającym miłości jest taka osoba.

Zestarzeć się w bezkresie zgorzkniałości musi być okropnym doznaniem, które na wielkie szczęście nie przeżywa zbyt wielu na świecie, gdyż w większości bynajmniej istot brzemie duszyczka rozradowanego dziecka, które to jeszcze wczorajszego wieczoru biegało po podwórzu z resztą malutkich przyjaciół, zauważając wszystko, co tylko nie jest związane z pracą, dookoła - i kwiaty, i rzeczkę, i nawet liść w bezkresie niebios lecący.

Wyobraź teraz to sobie. O, a teraz rozejrzyj się na około. Czyż to nie to miejsce, czy to nie te dzieci, tylko już schludnie ubrane? Zobacz jak pięknie.

Teraz już nie kłamiąc, a mówiąc zupełnie szczerze, mogę ci powiedzieć:
— Kocham to miejsce, kocham świat, który nas otacza. Spójrz, o tam, widzisz te gniazda bocianie? A łąki, pełne pastwisk zielonych? Czyż niebogate są tutejsze uprawy?

Zaśmiejesz się.
Jednak dlaczego?
Czymże cię rozbawiła prostota ludzkości?
Cóż złego jest w życiu zwykłym, na co dzień tak jednak nie wyglądającym, lecz nadal pięknym?

I znów śmiech. Powiesz wtedy, muchę przy szyi do perfekcji prostując, w moją stronę spojrzawszy z rozbawieniem w oku:
— Popatrz wokoło i przyznaj szczerze, kimże są ci ludzie bez miłości?

— Nikim — oznajmię spokojnie.

Pokiwasz głową, mając już zamiar coś równie nierozsądnego dodać, ja jednak rzeczę:
— Spójrz teraz ty na nas i powiedz, kimże my bez miłości jesteśmy?

I znów się zaśmiejesz.

— Silnymi ludźmi, posiadającymi dobre stanowisko społeczne — odpowiesz po chwili.

— Dobrze. Masz rację. Kim jednak będziemy, tracąc to stanowisko? Powiedz mi, proszę, kto nas wesprze? — zapytam.

Zamilkniesz, a twarz twa roześmiana poblednie, jakbyś już stanowisko swe wysokie miał stracić.

— Nikim — szepnę. — A teraz znów popatrz na nich, kim będą ci ludzie, jeśli stracą posadę? — Odczekam chwilę na twoją odpowiedź. — Nic nie powiesz?

Postaram się więc ci wytłumaczyć:
— To ludzie szczęśliwi, ludzie, posiadający miłość, i tacy też pozostaną bez swojego stanowiska. Nawet tobie praca nie daje radości tyle, co im wzajemna lubość. Jednak miłość nie minie, może się tylko zatrzeć, a praca? Ta przeminie i wtem zakończy się twojego istocznika szczęścia istnienie. Miłość to uczucie, które zobowiązani jesteśmy pielęgnować, czy rozumiesz?

Spuścisz wzrok, ale w twych ciemnych, znudzonych i zmęczonych oczach pojawi się błysk. Zamyślisz się i raz jeszcze spojrzysz naokoło. Na zieloną trawę, pokrytą rosą, na korony drzew, między którymi latają brązowe słowiki, na kolczaste krzewy, przez które skaczą wysoko sarny, aby przedostać się do wsi pełnej radości.
Wzdychniesz cichutko, jakby jakiś cud się ziścił, jakbyś już uwierzył w szczęście. Ugniesz się i zrzucisz ze stóp swe wypolerowane wiedenki. Nieśmiało postawisz nagą stopę na wilgotnej powierzchni i uśmiechniesz się, po raz pierwszy w życiu naprawdę czując świat.

Powiem ci wtedy, byś w śpiew ptaków się wsłuchał. Spojrzysz na mnie jak na odmieńca, jednak zaprzeczyć się nie odważysz - nie po tym, coś przed chwilą mówił. Toteż wysłuchasz ćwierkotu uzdolnionych artystów. Urzeknie Cię ten śpiew i nie śmiesz więcej przeczyć, iż pięknem jest marzyć.

Wrócimy wnet do świata rzeczywistego, spojrzymy przed siebie i teraz już razem poczniemy z lubością zauważać w lustrze najmniejsze kwiaty, które rosną za, obok i przed nami, śpiew ptaków przestanie wydawać się w końcu skrzeczeniem, a opadające na ziemię liście nie będą oznaczały koniec jesiennego ciepła, lecz początek zimowej zabawy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro