2. Wasz pierwszy pocałunek część II

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

THOR:
Po spotkaniu podczas burzy, ciągle myślałaś o umięśnionym blondynie. Jego pojawienie się na twoim balkonie tylko utwierdziło Cię w przekonaniu, że wreszcie poznałaś kogoś odpowiedniego. Zdawałaś sobie jednak sprawę, że związek na tak dużą odległość może okazać się niewypałem. Nadzieja matką głupich - pomyślałaś. Pewnego dnia po prostu zjawił się na parkingu, przed twoją pracą. Chciałaś jakoś poinformować go, że taki sposób odwiedzin, może wydać się niepokojący dla twoich współpracowników. Nie dane Ci jednak było dokończyć protest - przerwał ci nagły pocałunek, a potem nie miałaś już ochoty na żadne protestowanie.

BRUCE:
Jego zielona natura przestała Ci przeszkadzać już jakiś czas temu. Ciągle jednak on obawiał się, że zrobi ci krzywdę jeśli dojdzie do jakiegokolwiek zbliżenia. Mimo twoich próśb i nalegań, nie zgadzał się i koniec końców zmuszona byłaś pogodzić się z jego decyzją. Któregoś wieczora wróciłaś niesamowicie zmęczona z pracy. Usiadłaś na kanapie i przykryłaś się starym kocem. Musiałaś przysnąć, bo kiedy otworzyłaś oczy leżałaś w ramionach Bannera. Przypomniał ci się wasz pierwszy taniec i uśmiechnęłaś się do siebie.

- Może jednak trochę przesadzam...- mruknął twój chłopak.

Potraktowałaś to, jako zaproszenie i wpakowałaś mu się bezceremonialnie na kolana. Wiedziałaś, że nie możesz przesadzić, bo żadne z Was nie miało zielonego pojęcia, czy dostali byście odszkodowanie czy może raczej karę, za zniszczenie kamienicy. Oczy same ci się zamykały więc pocałunek był bardzo powolny i jednocześnie chyba najdłuższy w twoim życiu.

NATASHA:
Podczas treningu miałaś za zadanie złapanie agentki Romanoff i unieruchomienie jej na dziesięć sekund. Nie za bardzo Ci to wychodziło więc zdecydowałaś się na radykalny środek. Chwyciłaś ją za ramiona i przyciągnęłaś do siebie.

- Ale halo! Miało być dziesięć sekund nie trzydzieści! Dziewczyny! - rozległ się głos Tony'ego.

CLINT:
Postanowiliście udać się na spacer do lasu, w którym się poznaliście. Nagle na głowie łucznika wylądowała...ptasia kupa. Przez kilka minut nie mogłaś przestać się śmiać. Clint patrzył się na Ciebie z ponurym wyrazem twarzy, zaczął sięgać po chusteczkę. Zaproponowałaś, że zetrzesz mu z włosów niechcianą niespodziankę. Jesteś od niego niższa więc musiał się pochylić. Kiedy już pozbyłaś się problemu, Burton wykorzystał sytuację waszej bliskości. Ten pocałunek miał miejsce w najdziwniejszych okolicznościach, z jakimi miałaś do czynienia.

WANDA:
Maximoff do tej pory wmawia Ci, że to był przypadek. Jednak jakoś nie wierzysz, że jej moc sama z siebie popchnęła Cię na nią wtedy, na plaży. Oczywiście, zdajesz sobie także sprawę z tego, że to nie za sprawą czerwonej materii wasze języki nie mogły się od siebie oderwać przez dłuższy czas. To po prostu jedna wielka mistyfikacja. Właśnie tak. I na pewno, nie powtórzysz już takiej sytuacji po raz trzeci. Trzeci - przed chwilą skończył się drugi. Nie ma takiej opcji.

DEADPOOL:
Poszliście razem do sklepu z zabawkami, po prezent urodzinowy dla twojej młodszej siostry. Staliście właśnie przy koszu z pluszowymi jednorożcami. Wade zaproponował zakład: musisz zamknąć oczy i jeśli wylosujesz różowego zwierzaka, to będzie mógł Cię pocałować. Natomiast, kiedy wyciągniesz inny kolor, on do końca tygodnia będzie Ci codziennie kupował kawę. Zgodziłaś się, ale po chwili wskazałaś na kosz i chciałaś zaprotestować. Przeszkodził ci palec Wilsona na ustach i zachęcające spojrzenie. Wywróciłaś oczami, a potem zamknęłaś je i wyciągnęłaś kucyka. Oczywiście był różowy. Westchnęłaś, ale z uśmiechem pozwoliłaś całować się przez kilka chwil.

- Jak dobrze, że wygrałem. - powiedział Deadpool, kiedy opuściliście sklep, kupując wcześniej, wylosowanego jednorożca.

- Wade...

- Tak, skarbie?

-  W tym koszu, były TYLKO różowe jednorożce.

PETER:
Postanowił nauczyć Cię chodzić po drzewach. Na samym początku szło Ci nieco opornie. Od małego miałaś lęk wysokości, ale dałaś się przekonać. Po pewnym czasie tak bardzo, polubiłaś życie w koronach drzew, że potrafiłaś siedzieć tam pół dnia. Któregoś popołudnia Peter szukał Cię po całym ogrodzie - za chwilę mieliście iść do kina. Wołał Cię, a Ty cierpliwie czekałaś, aż znajdzie się pod gałęzią, na której siedziałaś. Kiedy w końcu do tego doszło, zaczepiłaś się o nią nogami, a twoja twarz znalazła się centralnie naprzeciw jego. Parker założył ręce na piersiach, pocałowałaś go, a chłopak wykorzystał to, żeby ściągnąć Cię z drzewa. Jeszcze na sali kinowej wyciągał ci liście z włosów.

BUCKY:
Wyszłaś z domu dziadków na spacer. Udało Ci się wymigać od rodzinnej wyprawy na grzyby, ale pod warunkiem, że wyjedziesz z domu. Szłaś smętnie drogą aż nagle poczułaś czyjąś dłoń na ramieniu. Metalowa. Odwróciłaś się błyskawicznie.

- Hej, to Ty!

- Zapomniałaś czegoś ostatnio. - mężczyzna podał Ci twój koszyk i nożyk.

Uśmiechnęłaś się i podziękowałaś. Już miałaś odejść, kiedy w ostatniej chwili zmieniłaś zdanie. Spytałaś, czy mógłby odprowadzić Cię do domu. Z jego twarzy wyczytałaś jedynie zaskoczenie - brak chęci mordu, czyli dobrze. Tym razem zrezygnowałaś z komentowania ułożenia jego brwi, tak dla własnego bezpieczeństwa. Przez całą drogę nie zamykała ci się buzia. Opowiadałaś o wszystkim - nie znosisz napiętej ciszy i chciałaś jej uniknąć.

- Czy możesz chociaż przez chwilę siedzieć cicho?

Wypowiedziane oschłym głosem zdanie, zbiło Cię z tropu, ale tylko na chwilę. Wzruszyłaś ramionami i wróciłaś do przerwanej historii.

- Jest jakiś sposób, żebyś się zamknęła?

- Nie.

Chciałaś dodać od siebie jeszcze kilka słów, ale zostałaś przyciśnięta do drzewa.

- W takim razie, pozwól, że wypróbuję na tobie jeden z moich ulubionych sposobów.

Od momentu, w którym wasze usta się zetknęły, już nie musiał przytrzymywać w miejscu. Większą część swojej energii zmuszony został poświęcić na odpowiadanie na twoje pocałunki. Jakimś dziwnym trafem, udało wam się nie połamać rośliny. Przez dobre kilka minut nie byliście w stanie oderwać się od siebie. Po wszystkim, ciszę w lesie przerywały jedynie wasze głośne oddechy. Głowa Bucky'ego była oparta na twoim ramieniu. Ty wciąż stałaś oparta o korę, jedną rękę miałaś wplątaną w jego włosy, a druga obejmowała go w talii. Obie jego ręce spoczywały na twoich biodrach.

- Na ilu dziewczynach już zastosowałeś tę metodę? - spytałaś odchylając głowę do tyłu na tyle, na ile pozwalał Ci pień.

- Na wielu, ale...

- Ale?

- Ten moment pozostanie chyba moim ulubionym.





Proszę bardzo. Odpuściłam sobie Black Panther, bo nie mam na niego pomysłów. Żadnych. Także łapcie taki wcześniejszy prezent przed sobotą. Nie wiem kiedy znów się coś pojawi, bo aktualnie zajmuję się nadrabianiem seriali. Mam nadzieję, że się wam podobało. Do tego informuję, że  niedługo będą w Galerii Warmińskiej wystawy Marvela. Postacie w prawdziwych rozmiarach i takie tam. Oczywiście, pojawię się tam razem z moją ekipą. Tą informacją usprawiedliwiam mogące się pojawić, chore psychicznie fanfiki.

I jeszcze pytanie: Bylibyście zainteresowani takim mini - opowiadniem o wszystkich postaciach z moich preferencji razem? Byłoby ono o tym, jak nagle w bazie pojawia się bogini miłości i próbuje swatać ich ze sobą nawzajem. Co wy na to? XDDD

Pozdrawiam, Karou 💘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro