Steve x Wanda

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie zabijajcie, proszę. Mam wenę to piszę, co mi tylko do głowy wpadnie.

Muszę przyznać, że nie tak wyobrażałem sobie naszą pierwszą randkę. Mieliśmy pójść na bal z okazji anulowania protokołu, a potem spokojnie wrócić do Stark Tower. Wanda prześlicznie wyglądała w długiej czerwonej sukni. Przynajmniej dopóki nie straciłem jej z oczu w ogólnym zamieszaniu, kiedy spadła gwiazda. Dostaliśmy wezwanie, że gdzieś na jednej z ulic Nowego Jorku wylądowała świecąca kula. Wszędzie pełno było reporterów, a bieganie w smokingu nie należy do moich ulubionych czynności. Szpilki mojej partnerki znalazłem gdzieś po drodze na miejsce zdarzenia. Wszyscy już tam byli. Thor krzyczał, że ma pełne prawo do znaleziska ze względu na jego pochodzenie. Natasza ewidentnie próbowała powstrzymać Clinta przed wejściem na drzewo. Pewnie chciał zobaczyć wszystko z góry. Banner stał na uboczu i co chwila mierzył sobie puls. Błyski fleszy i jazgot masy ludzkiej ani trochę nie pomagał nam w pracy. Skąd się tu tyle ich wzięło? Przecież jest już dobrze po północy. Stwierdzenie, że Nowy Jork to miasto, które nigdy nie śpi nabrało dla mnie wielkiego znaczenia. Gapiów ciągle przybywało, a agentów było zbyt mało żeby utrzymać porządek. Gdzieś mignęła mi czerwona suknia. Poszedłem w tamtym kierunku i mrucząc ciągle "przepraszam" dotarłem do serca zamieszania. Oczywiście najbliżej znaleziska stał Stark. On i jego technologiczne zabawki zajmowały większość przestrzeni wokół kosmicznego krateru. Nie był duży, może jakieś 10 metrów szerokości. Miałem wrażenie, że zaraz wszystkim opadną szczęki, bo pojawi się coś, czego nikt się nie będzie spodziewał. Przecież gdyby to była prawdziwa gwiazda dziura byłaby dużo większa. Świadkowie twierdzą jednak, że to stuprocentowa gwiazda, bo widzieli jak odrywa się od nieba i leci. Jeden z robotów Starka wciągał pył żeby lepiej można się było przyjrzeć temu, co leży na ziemi. Nagle ujrzałem Wandę. Kucała w swojej pięknej sukni i dotykając ziemi przymknęła oczy. Czerwona magia słabo tliła się pod jej dłońmi. W jednej chwili otworzyła oczy i jej wzrok napotkał mój. Była mocno zdziwiona.

- Co się dzieje? - spytałem podchodząc bliżej. Musiałem ją podtrzymać, bo wstając potknęła się o długi tren sukni.

- Niesamowite. To niemożliwe. Jestem bardzo ciekawa jak ona...- zaczęła dziewczyna, ale przerwał jej krótki okrzyk.

- O jasna cholera! Co to ma być?! - Tony zabrał swoje roboty, reszta zebranch także się cofnęła. Dopiero wtedy zauważyłem, co stoi po środku krateru. Co spowodowało takie zamieszanie. Wysoka blondynka, szczupła, jej długie włosy lekko poruszały się na nocnej bryzie. Wanda podeszła bliżej. Złapałem ją za ramię i spojrzałem na nią ostrzegawczo. Cofnęła się i oparła o mnie. Takie miłe uczucie. Kosmiczna dziewczyna rozglądała się ciekawie po twarzach wszystkich obecnych. Jej ręce mięły krótką, białą sukienkę. Nagle jej granatowe oczy spotkały się z brązowymi Tony'ego.

- To twoja wina. - wycedziła i podniosła rękę. Otoczyły ją niebieskie płomienie.

W jednej sekundzie doskoczyła do niej Wanda. Nawet nie zdążyłem jej złapać. Chwyciła dłonie dziewczyny i kojącym głosem przemawiając do niej, ciągnęła ją w moją stronę. Obie się uśmiechały, a granatowooka parsknęła śmiechem.

- Poznajcie Sevrę. Jest gwiazdą, a z nieba strącił ją jeden z satelitów. - głośno oznajmiła Wanda.

Patrzyłem na obie kobiety i wiedziałem, że źle się ta cała sytuacja skończy dla naszego geniusza wynalazcy. To zapewne satelita z jego nazwiskiem sprawił, że Sevra wylądowała na Ziemi.
Potem akcja potoczyła się już bardzo szybko. Agenci umieścili nowe znalezisko w kapsule i mimo protestów Wandy wsadzili do helikoptera. Cała nasza drużyna wróciła do Stark Tower i o naszym pobycie sam na sam z moją towarzyszką mogłem zapomnieć. Kiedy cały sprzęt został już zebrany, a helikopter odleciał Tony podszedł do nas z dziwnym uśmieszkiem na twarzy.

- Ciężko będzie się z nią dogadać. Dziwna jakaś, w dodatku teoretycznie składa się z pyłów i gazów więc...

- Też jest człowiekiem. Nie masz prawa tak o niej mówić! - przerwała mu Wanda ze złością w głosie. W jej włosach zaczęły się pojawiać przebłyski czerwonej energii. Złapałem ją za rękę i ścisnąłem. Nawet na mnie nie spojrzała, ale przynajmniej nie groziła już wybuchem mocy. Tony patrzył na nią spod zmrużonych powiek.

- Nie wiemy czym jest, jakie posiada umiejętności i czy może nam zagrozić. To nie jest miejsce dla niej, nie powinno tu...tego być. - powiedział z namysłem wynalazca cedząc każde słowo. W powietrzu zawisło "tak samo jak ciebie", nikt nie musiał tego mówić na głos.

Głośno wciągnąłem powietrze.
- Dosyć. Sevra jest naszym gościem z twojej winy - wymierzyłem palcem w Tony'ego. - Należy się jej szacunek nawet jeśli nie wiemy dokładnie kim jest. Wsadź sobie swoje ego głęboko w dupę i pomóż jej wrócić do domu.

Cisza. Po moich słowach nie odezwał się nikt. Dopiero teraz zauważyłem, że wypowiedziałem je zbyt głośno. Ludzie patrzyli na mnie z szeroko otwartymi oczami. Gdybym chciał powiedzieć, że byli zaskoczeni pewnie nie oddałbym nawet najmniejszej cząstki tego, co teraz czuli. Wanda otworzyła usta, ale zaraz potem je zamknęła i uśmiechnęła się do mnie. W jej oczach dostrzegłem wdzięczność i tyle mi wystarczyło. Mocniej chwyciłem jej rękę i pociągnąłem w noc. Tylko tak bliska jej obecność powstrzymała mnie przed odwróceniem się i przywaleniem Starkowi kiedy na odchodnym rzucił do mnie jeden z tych swoich tekstów.

- Niebywałe. Pan Doskonały powiedział słowo na "d" w obronie czarownicy. Cóż to za noc! - jego ociekające sarkazmem i złośliwością słowa odbijały mi się echem w głowie jeszcze kilka godzin później.

Nie miałem ochoty wracać do Stark Tower, ale Wanda koniecznie chciała dowiedzieć się co zrobili z gwiazdą. Tylko dla niej zmusiłem się wejść do tego przeklętego budynku. Wsiedliśmy do windy. Chwila sam na sam. Nareszcie. Puściłem jej dłoń i łapiąc za talię przyciągnąłem do siebie. Nie sprzeciwiała się i zachęciła delikatnym uśmiechem. Winda ruszyła w górę. Dziewczyna wplotła palce w moje włosy i przyciągnęła moją twarz bliżej swojej. Winda ciągle jechała w górę. Stanęła na palcach i musnęła moje usta swoimi. Nie chciałem dłużej czekać. Byłem zestresowany i do tego zmuszony do przebywania w tym budynku. Winda gwałtownie zahamowała, straciłem równowagę i ostatnią rzeczą, której się złapałem była Wanda. Razem wylądowaliśmy na podłodze windy w momencie, w którym otworzyły się drzwi i naszym oczom ukazała się cała wpatrzona w nas ekipa. Dziewczyna cała czerwona na twarzy, leżała na mnie i próbowała ukryć twarz za zasłoną włosów. Spróbowała wstać, ale winda miała własne plany i poruszyła się, sprawiając, że Wanda przewróciła się na mnie. Na całe szczęście drzwi zamknęły się i powoli zaczęła zjeżdżać w dół. Nie mogłem wytrzymać i zacząłem się śmiać, a po chwili dołączyła do mnie czarodziejka. Dojechaliśmy na sam dół i wyszliśmy z kabiny.

- Już nigdy więcej nie spojrzę im w oczy. - powiedziała długowłosa i zakryła dłońmi czerwoną od śmiechu i zażenowania twarz.

Uśmiechnąłem się pod nosem. Faktycznie, to było nieco upokarzające, ale przynajmniej nie byłem już tak spięty jak jeszcze kilka chwil temu.

- Jak dostaniemy się do Sevry? - pytanie wyrwało mnie z zamyślenia.

- Spróbujemy na około. - odpowiedziałem.

Wyszliśmy z budynku i spojrzeliśmy w górę.

- Nawet o tym nie myśl Steve. - spojrzała na mnie ostrzegawczo. - Nie zamierzam wdrapywać się na Stark Tower w środku nocy.

- Może masz rację...Ciekawe jak czuję się nasza biedna przyjaciółka. - westchnąłem teatralnie.

- Ostani raz. Ostatni i tylko dla Ciebie i Sevry. - Wanda przewróciła oczami i w jej rękach pojawiła się czerwona materia.

Powoli płynęliśmy w górę, otoczeni przez nocne powietrze. Byłoby to nawet romantyczne, gdyby nie fakt, że gdybym teraz spróbował ją dotknąć pewnie byśmy zginęli. No cóż, będą jeszcze inne okazje.

- Stop, to tutaj. - z pełnym skupieniem na twarzy Wanda otworzyła okno i wpuściła nas do środka.

Jeszcze nigdy nie wchodziłem do Stark Tower w ten sposób. Zdziwiło mnie, że nie włączył się alaram. Może się spodziewał, że wytniemy taki numer? Nie, jednak nie, to przecież niemożliwe.

W pomieszczeniu panował pół mrok, a jedyne światło dawała kapsuła na środku. Podeszliśmy do niej. Sevra leżała na ziemi, a jej twarz była ukryta za kurtyną jasnych włosów. Od momentu kiedy spadła minęła już godzina. Już po tak krótkim czasie dało się zauważyć negatywne skutki jej pobytu tutaj. Proste blond włosy nieco poszarzały i straciły blask. Sukienka była przetarta w kilku miejscach.
Wanda delikatnie zapukała w szklaną ścianę jej więzienia. Dziewczyna natychmiast poderwała się i przyłożyła ręce do szyby. Jej oczy już nie były granatowe tylko ciemnoniebieskie.

- Steve odsuń się, proszę. Spróbuję ją uwolnić, ale nie wiem czy to zadziała. - zrobiłem jak prosiła i stanąłem pod ścianką.

Dostrzegłem tylko jak obie kobiety przykładają dłonie do szkła. W jednym momencie rozleciało się ono na kawałki. Spodziewałem się huku, ale wszystkie odłamki chwyciła czerwona lub błękitna pajęczyna i powoli opuściła je na ziemię. Sevra rzuciła się Wandzie w ramiona i zaczęła szlochać. Podszedłem do nich i obie zaprowadziłem na kanapę. Dałem im chwilę zanim zacząłem zadawać pytania.

- Czy zrobili Ci krzywdę?

Sevra otarła oczy. Zauważyłem, że jej łzy były złote. Niesamowity widok, kiedy w tak niebieskich oczach błyszczą złote krople. Zapatrzyłem się i dopiero kiedy odezwała się Wanda odzyskałem kontakt ze światem.

- Nic jej nie zrobili, ale im dłużej jest na Ziemi tym bliżej jej do śmierci. Traci blask i moc. Nie możemy jej tu trzymać. Musi jak najszybciej wrócić na niebo.

- Jeśli do rana nie wrócę do domu - Blondynka pociągnęła nosem - Umrę i już nigdy nie zobaczę taty i sióstr.

Spojrzałem na Wandę. Zaskoczył mnie chłód w jej oczach. O co jej chodzi? Potarłem kark.

- Co masz na myśli poprzez...ekhem...- jak to powiedzieć żeby jej nie urazić?

- Jej śmierć? - ciemnowłosa odpowiedziała za nią. - Ona jest gwiazdą Steve, a wszyscy wiemy jak umierają gwiazdy.

No tak. Wielki wybuch. Jeśli Sevra całkowicie straci blask i swoją moc na naszej planecie...umierając rozniesie ją na kawałki. No to się porobiło.

- Jak mamy Cię odstawić do domu? Nie ma czasu ściągnąć tutaj Jane i jej przyjaciół. - wszyscy podskoczyliśmy. Do pokoju wszedł Thor. - Osobiście zapewnię ci transport do twego zacnego domostwa, Pani.

Wreszcie jakiś pomysł. Nie pytałem, jak bóg zamierza to zrobić. Niech tylko się pośpieszy, bo nie mamy wiele czasu.

- Potrzebuję tylko kilku przedmiotów. Dzielny Kapitanie, czy pomożesz mi je zdobyć? - spojrzałem na niego.

- A tak, już idę. - rzuciłem ostatnie spojrzenie na dwie postacie skulone na kanapie i ruszyłem za gromowładnym.

Jak się okazało nie musieliśmy nigdzie daleko iść. Potrzebował jedynie dużego koca, szklanki wody i gwiezdnego pyłu. Drobnostka. Dwie pierwsze rzeczy znalazł w wieży, a po pył udałem się sam na miejsce wylądowania Sevry. Unikaliśmy rozmów, bo chcieliśmy jak najszybciej dostarczyć przedmioty dziewczynom.

Wchodząc do pokoju z kapsułą zapaliłem światło. Błąd. Mój mózg ledwo był w stanie zrozumieć obraz, który przekazały mu oczy. Wanda i Sevra całowały się na kanapie. Kiedy weszliśmy, a torba z kocem spadła na ziemię, odskoczyły od siebie i okrągłymi oczami wpatrywały się we mnie. Tęczówki Sevry stały się niebieskie. Jak bezchmurne niebo.

- Towarzyszu! Znalazłem wodę! - Niczego nie świadomy Thor wszedł do pokoju i jakby nie dostrzegając napiętej atmosfery, podszedł do gwiazdy. Podał jej kubek z wodą i wsypał do niego pył, który znalazłem. - Wypij to, Pani. Poczujesz się lepiej.

Wyjąłem koc z torby i podałem Wandzie unikając kontaktu wzrokowego.

- Czego potrzebujesz? - spytałem Thora, zmęczonym głosem pocierając twarz.

- Dużo wolnej przestrzeni, przyjacielu. - szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy.

- Widziałam jak twój brat spada w otchłań kosmosu. - wyszeptała Sevra patrząc na swoje ręce.

Uśmiech Thora zmniejszył się odrobinę i wyciągnął dłoń do gwiazdy. Wybiła godzina trzecia, a oczy dziewczyny zmieniły barwę na białą z delikatnymi refleksami błękitu. Zamrugała kilkukrotnie.

- Nic nie widzę. - po jej policzku spłynęła łza. Złota kropla spadła na podłogę.

- Wszystko będzie dobrze, już wracasz do domu. - Wanda wstała i poklepała ją po ramieniu.

We czwórkę udaliśmy się na korytarz. Czas nas naglił, a ja chciałem jak najszybciej położyć się do łóżka. Najciszej jak się dało mknęliśmy korytarzami Stark Tower. Młot Thora tylko raz uderzył w ścianę i zrobił w niej dziurę. Nie było czasu żeby się zatrzymać. Zmęczeni dotarliśmy na szczyt wieży. Teraz tylko musieliśmy dostać się do helikoptera. Zdecydowałem się na brak planu. Jednym szybkim ruchem otworzyłem drzwi i wypadłem na lądowisko. Ponagliłem moich przyjaciół, a sam usiadłem za sterami maszyny. Włączył sie alarm.

- Im bliżej świtu tym robi się coraz bledsza. - zmartwiony głos Wandy przebił się przez huk poruszających się śmigieł. - Jej oczy są już całkowicie białe. Włosy wypadają. O Boże, jej skóra odchodzi srebrnymi płatkami. Steve!

Tyle wystarczyło. Może i poczułem się zdradzony, ale nigdy bym nie pozwolił na śmierć niewinnej istoty. Poderwaliśmy się w jaśniejące blaskiem słońca niebo, akurat w momencie kiedy na platformę wbiegła reszta drużyny. Potem im wszystko wyjaśnimy. Lot nie trwał długo. Helikopter posadziłem na środku Central Parku.

- Tyle miejsca wystarczy? - spytałem Thora.

- A jakże. - odpowiedział tamten i wziął nieprzytomną gwiazdę na ręce.

Pożegnaliśmy się wszyscy i Thor zniknął po kilku machnięciach młotem. Po drodze rozwalił nam helikopter. Stark mnie zamorduje.

- Steve jeśli chodzi o ten pocałunek...- Wanda nerwowo pocierała swoje dłonie. - Ja wiem, jak to mogło dla Ciebie wyglądać, ale uwierz mi, że...

- Daj spokój, nic się nie stało. Przecież my nawet nie jesteśmy...- zawiesiłem głos - parą.

Posłałem dziewczynie smutny uśmiech. Ku mojemu zaskoczeniu podeszła do mnie i stanęła naprzeciwko. Chwyciła moją twarz w dłonie, a moje ramiona objęły ją automatycznie.

- Sevra chciała zobaczyć miłość. - uniosłem brwi, a Wanda widząc moją minę pośpieszyła z wyjaśnieniem. - Powiedziała, że gwiazdy potrafią wyczuć emocje na odległość. Stwierdziła, że emanuję miłością i chciała wiedzieć jak to jest być zakochanym. Ja...chciałam jej pokazać jakie to cudowne.

Otworzyłem szerzej oczy, o czym ona opowiada? Czy ona właśnie...

- Kocham Cię Steve. To właśnie dostrzegła Sevra, a tak silne uczucie mogłam przekazać jej jedynie pocałunkiem, a wy weszliście w złym momencie.

Zatkało mnie, nie wiedziałem co powiedzieć. Chyba nawet nie chciałem próbować, bo skoro takie uczucie można przekazać tylko pocałunkiem...

Nagle na niebie zabłysła gwiazda. Niebieska, mrugająca jakby śmiała się do nas. Błyszczała szczęśliwie na już prawie błękitnym niebie. Na horyzoncie pojawiło się słońce, a ja pocałowałem Wandę. Bez żadnej durnej windy, bez ludzi wokół. Tylko my, nasza gwiazda i wschodzące słońce.

- Jakie to romantyczne. - prychnął Stark lądując w swojej zbroi kawałek od nas. - Czas wracać do domu zakochańce.

Wanda zarumieniła się i schowała twarz w zagłębieniu mojej szyi. Uśmiechnąłem się do Tony'ego. Spojrzał na mnie zaskoczony i delikatnie uniósł kąciki ust. To chyba znaczy, że znów jesteśmy w ciepłych ( Jak na nas ) kontaktach.

- Zniszczyłeś mi helikopter! - wykrzyknął ze zgrozą, kiedy jego wzrok padł na szczątki maszyny.

Przewróciłem oczami i pogłaskałem Wandę po plecach. To była bardzo emocjonująca noc.

- Hej, czy tylko mnie ciekawi co by się stało, gdyby Sevra puściła bąka na Ziemi? Przecież składa się z gazów, myślicie, że mogłaby powstać jakaś nowa galaktyka? - nastrój prysł, kiedy Clint i reszta drużyny pojawili w Central Parku.

Westchnąłem, a dziewczyna w moich objęciach zachichotała. Może jednak odnajdę się jakoś w tym świecie?

Właśnie takie myśli krążyły mi po głowie, gdy razem z Avengers i ukochaną obok, podziwialiśmy wschód słońca nad Nowym Jorkiem.

Ktoś napisał, że poprzednio było krótko. Mam nadzieję, że teraz wyszło całkiem znośnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro